Przybieżeli do Betlejem pasterze, którzy paśli takie same stada owiec, jak te na poniższym zdjęciu :)
Bo to właśnie z tych wzgórz przybieżeli:
Zeszłam na psy, obrosłam kotami, mam szafy pełne ulubionych swetrów hmmm... zobaczymy, co będzie dalej :)
Ulubione strony
▼
sobota, 24 grudnia 2016
wtorek, 20 grudnia 2016
Mikołaj przyszedł do Futer :)
Tak jak zapowiadałam, dzisiejszy post poświęcony jest mikołajowym prezentom dla moich zwierzaków.
Mikołaj przyszedł do całej czeredy! I to taki prawdziwy, a nie że pańcia w roli grubasa w czerwonym najpierw coś skitrała po szafach ;)
A było tak:
Najpierw był bardzo sympatyczny email od pani Marty, czy można. Email był ujmujący, ciepły, przyjazny i bardzo indywidualny, a nie szablon, jak to mają różne firmy w zwyczaju.
Ano można, a będzie nam bardzo miło!
I oto dnia pewnego pan listonosz stanął na progu z paczką i listem:
Mikołaj przyszedł do całej czeredy! I to taki prawdziwy, a nie że pańcia w roli grubasa w czerwonym najpierw coś skitrała po szafach ;)
A było tak:
Najpierw był bardzo sympatyczny email od pani Marty, czy można. Email był ujmujący, ciepły, przyjazny i bardzo indywidualny, a nie szablon, jak to mają różne firmy w zwyczaju.
Ano można, a będzie nam bardzo miło!
I oto dnia pewnego pan listonosz stanął na progu z paczką i listem:
wtorek, 13 grudnia 2016
Czapusia DWARF’S WIFE HAT :)
Zobaczyłam ją u Ewy Kuacji i się zakochałam bez opamiętania. A dokładnie zobaczyłam ją >>>TU<<<.
Potem polazłam do Asji, a następnie TU - po wzór, który można pobrać za darmo.
Następnie zaczęłam przetrząsać zasoby w celu znalezienia odpowiedniej włóczki i wygrzebałam ostatnie kłębki zgrzebnej, polskiej wełny (zachomikowanej przez przodków jeszcze w latach 80/90!), które mi zostały po wydzierganiu tuniki - nietoperza.
Niezbyt wdzięcznie się z niej robi, bo jest szorstka, a w splocie jeszcze są okruchy siana i słomy :D
Nierówna nitka nie pozwala uzyskać ścisłego splotu.
Niemniej narzuciłam na druty i dziarsko wzięłam się do dziergania.
niedziela, 11 grudnia 2016
Rogów Sobócki
Uff! Męczący tydzień dobiegł końca. Emocje opadają i w związku z tym może nieco czasu wygospodaruję na blogowanie.
A jest o czym pisać.
Tydzień zaczął się tradycyjnie w poniedziałek. W poniedziałek dwie panny: Jupi i Groszek zostały wysterylizowane. Niby nic, ale ja jak przewrażliwiona matka histerycznie reaguję na takie okoliczności. Przynajmniej kilka dni wcześniej zaczynam się denerwować. Potem się nakręcam. A gdy okoliczność już zajdzie, zaciskam nerwowo piąstki i gryzę zbielałe knykcie.
Wszystko poszło dobrze, bo czemu miało pójść źle i niewtajemniczeni pomyślą, że oto emocje opadły.
Ano nie opadły, tylko weszły w stan orbitowania.
Wczoraj Kreska miała ciężką operację. A Kresia młódką nie jest...
Szczęściem wszystko również przeszło pomyślnie. Kresiunia już całkiem nieźle daje radę. Nawet wieczorem, wyniesiona przed dom, zrobiła krótką rundkę i się wysiusiała.
Kamień z serca!
No i jaki to ma związek z Rogowem Sobóckim?
Ano taki, że to tam jeździmy do NNNŚ Weta, między innymi dlatego, że genialnie operuje.
Otóż wszystkim naszym zwierzakom zakładał szwy śródskórnie (jeśli było to możliwe), dzięki czemu ani jedna niteczka, ani pół supełka nie wystaje na zewnątrz i zwierzuny się raną nie interesują. Nawet Kresia nie musi teraz chodzić w baleroniku!
Ponieważ Rogów Sobócki leży ponad 30 km od naszego domu, nie opłaca mi się wracać do domu, gdy zwierzaki mają poważniejsze zabiegi. Przez Rogów trzeba przejechać, jadąc z Wrocławia do Sobótki. A tą trasą zwykle podążają spragnieni wspinaczki na Ślężę turyści.
Osoby masochistycznie spragnione ruchu i fizkultury zapewne po porzuceniu zwierzaka w lecznicy, ruszyłyby na świętą górę Słowian. Ale nie ja.
Nie lubię się pocić, męczyć i ziapać - to nieestetyczne ;)
Ruszyłam więc na zwiedzanie Rogowa.
Czyniłam to etapami, bo jednorazowo nie starczyłoby mi czasu.
A jest o czym pisać.
Tydzień zaczął się tradycyjnie w poniedziałek. W poniedziałek dwie panny: Jupi i Groszek zostały wysterylizowane. Niby nic, ale ja jak przewrażliwiona matka histerycznie reaguję na takie okoliczności. Przynajmniej kilka dni wcześniej zaczynam się denerwować. Potem się nakręcam. A gdy okoliczność już zajdzie, zaciskam nerwowo piąstki i gryzę zbielałe knykcie.
Wszystko poszło dobrze, bo czemu miało pójść źle i niewtajemniczeni pomyślą, że oto emocje opadły.
Ano nie opadły, tylko weszły w stan orbitowania.
Wczoraj Kreska miała ciężką operację. A Kresia młódką nie jest...
Szczęściem wszystko również przeszło pomyślnie. Kresiunia już całkiem nieźle daje radę. Nawet wieczorem, wyniesiona przed dom, zrobiła krótką rundkę i się wysiusiała.
Kamień z serca!
No i jaki to ma związek z Rogowem Sobóckim?
Ano taki, że to tam jeździmy do NNNŚ Weta, między innymi dlatego, że genialnie operuje.
Otóż wszystkim naszym zwierzakom zakładał szwy śródskórnie (jeśli było to możliwe), dzięki czemu ani jedna niteczka, ani pół supełka nie wystaje na zewnątrz i zwierzuny się raną nie interesują. Nawet Kresia nie musi teraz chodzić w baleroniku!
Ponieważ Rogów Sobócki leży ponad 30 km od naszego domu, nie opłaca mi się wracać do domu, gdy zwierzaki mają poważniejsze zabiegi. Przez Rogów trzeba przejechać, jadąc z Wrocławia do Sobótki. A tą trasą zwykle podążają spragnieni wspinaczki na Ślężę turyści.
Osoby masochistycznie spragnione ruchu i fizkultury zapewne po porzuceniu zwierzaka w lecznicy, ruszyłyby na świętą górę Słowian. Ale nie ja.
Nie lubię się pocić, męczyć i ziapać - to nieestetyczne ;)
Ruszyłam więc na zwiedzanie Rogowa.
Czyniłam to etapami, bo jednorazowo nie starczyłoby mi czasu.