Ulubione strony

piątek, 21 listopada 2014

Marzenia, te duże i te maleńkie...

        Moje zakochanie w witrażowych swetrach Katwise trwało niezmiennie. Marzenia o własnym kolorowym, upcyklingowym swetrze kluły się i dojrzewały. Przy różnych okazjach stosowne szmatki ściągałam do domu, upychając po kątach na zaś - aż urósł z tego stosik całkiem, całkiem:



Ale z realizacją ciągle było na bakier. A to natłok możliwości rozwoju zawodowego (tfu! na psa urok!), a to nieplanowane i zupełnie niechciane zacieśnianie kontaktów z Narodową Fikcją Zdrowia, remont - powszechnie uważany za gorszy kataklizm niż pożar - i inne nieszczęścia. Chyba tylko przemarsz wojsk został mi oszczędzony ;)
A stosik sweterków rósł i kusił...
        W częstych chwilach rozmarzenia wietrzyłam Internet w poszukiwaniu informacji rzetelnych, technicznych i natchnienia.
        Wreszcie z moich bolączek zwierzyłam się koleżance - skończonej Krawcowej. Takiej prawdziwej, co to zakładzik swój ma i umiejętności, by zmierzyć się z każdym krawieckim tematem. (Ostatnio nawet dopasowywała aksamity do Jego Magnificencji Rektora. Takie wiecie - z królikami, podszywającymi się pod sobole. Rektorat tylko błagał, żeby te aksamity tak dopasować, żeby zawsze można było popuścić. Bo te togi, króliki i łańcuch są wielokrotnego użycia, a rektor jak Bóg da. Rektora nie wybiera się według klucza Mistera Universum tylko podle innych kryteriów. Więc aksamit musi raz pasować na koszykarza innym razem na bonsai...)
Koleżanka popatrzyła na mnie z czułością i politowaniem. 
- To czemu nic nie mówisz, że maszyny potrzebujesz?
- Maszynę sobie kupię ale kursu mi trzeba!
- Maszyny nie kupisz, bo ja mam cztery. Jedna jest już twoja. A jak chcesz kursu, to przyjdź w sobotę przed otwarciem, nauczymy cię w trymiga.
Słowo się rzekło - kobyła u płota. A dokładniej w sobotę, kiedy żeńska cześć populacji naszego kraju szturmowała Lidle w celu zdobycia Wittchena, ja bladym świtem stałam u drzwi zakładu!
Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę! 
Cud się stał! Między godziną 7.00 a 9.00 opanowałam z grubsza zasady współpracy z leciwym Łucznikiem made by Arka Radom. Po czym z honorami przytaszczyłam mój SKARB do domu!
    
    Koleżanka miała rację, rozwiewając moje wszelkie obawy. Maszyna jest niezawodna i praktycznie popsuć się jej nie da. Wytrzymała moje wszystkie próby i błędy - z przewagą tych ostatnich. W końcu udało nam się wypracować zasady współpracy i już nic nie mogło mnie powstrzymać.
W myśl zasady, że harcerz nie idzie na łatwiznę oczywiście nie zadowoliłam się małymi formami.
Najpierw więc powstało to:


      Kaptur wisząc luźno z tyłu sięga tak 20 cm nad pięty, co moje Dziecię skomentowało:
- Wyglądasz jak kolorowa czarownica albo jak smok (!)
Nie dociekałam, czy to oznacza oryginalnie, czy strasznie. Chyba nieco boję się tej wiedzy ;)
Sweter jest mega ciepły - oczywiście wełniany. Kaptur zimową porą służy jako czapko-szalik i generalnie taka jest jego idea.

Potem idąc za ciosem, machnęłam to:


A potem POOOOOOSZŁO!

Ale o tym w kolejnych postach :)


P.S.
Zdaję sobie sprawę, że moje zdjęcia zbyt dokładne i artystycznie wyważone nie są... Ale skoro mogłam się nauczyć obsługi maszyny do szycia, nie tracę nadziei, że z aparatem fotograficznym też mi się kiedyś uda!

Nie pamiętam, kto to powiedział i jak dokładnie to szło, ale sens był z grubsza taki:
Kobiety biorą udział  w misjach kosmicznych, dokonują odkryć naukowych, zdobywają Noble i Oskary więc chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się wreszcie nauczyły parkować tyłem! 
:)))))



12 komentarzy:

  1. Ojacie kręcę! Ależ niesamowite! Gdybym miała taki sweter, najchętniej z dzwoneczkiem na końcu, byłabym jego najlepszą zabawką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Ojacie kręcę! Ależ niesamowite! pandeMonia w moich niskich progach!!! Jeśli chcesz zobaczyć naprawdę niesamowite swetry wejdź na stronę Katwise (odnośnik w moim poście Od rzemyczka do koniczka). A z tym dzwoneczkiem pomyślimy. Sądzę, że kiedyś możemy wrócić do tematu swetra dla Cię ;) Kiedy - nie wiem, bo to zależy od wielu czynników. Niemniej szycie swetrów uzależnia, a szafy z gumy nie są... ;)

      Usuń
    2. Właśnie oglądam tę stronę :) Fajna ta powabna ośmiornica! Marzę, by mieć osiem macek. O, dziękuję! Byłoby bosko! Uwielbiam szarości i czerwienie :) A także błękity i kobalty dla ułatwienia :D W żółciach i pomarańczach wyglądam niezdrowo, jak pomocnik grabarza.
      Ale chyba pożyję jeszcze kilkadziesiąt lat, więc nie czuj się popędzana :)

      Usuń
    3. Popędzać się mnie nie da z prostej przyczyny - dobę z gumy ma chyba, sądząc po osiągnięciach, znana nam Ela Wasiuczyńska i Jarecka z Deszczowego Domu oraz kilka innych niesamowitych bab. Poza tym ja jak w tym wierszyku Tuwima "najpierw powoli, jak żółw ociężale..." Niemniej serce mi rośnie i z dumy puchnie gdy naród zgłasza uprzejme zainteresowanie, a nawet nierozsądną chęć wciągnięcia na grzbiet takich swetrów! Dlatego będę się starała wyjść na przeciw oczekiwaniom :)

      Usuń
  2. Bajka!
    Mam wielką słabość na punkcie długaśnych kapturów:)
    Fantastyczne są Twoje początki z maszyną. Zazdroszczę i przyznam się, że ja wciąż jestem przed przysłowiowym "A" w tym temacie.
    A zapasy kolorowych szmatek mam już okazałe:)

    Kolorowo i bajkowo, Kingsajz w szafie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachwyt to ta forma krytyki, która najbardziej do mnie przemawia :))) "A" jakiego rodzaju szmatki masz uskładane? Też swetrowe? No i czas najwyższy na "B", potem cała reszta alfabetu z kopyta ruszy!

      Usuń
    2. Zanim mi alfabet z pieca na głowę spadnie - muszę nabyć maszynę..
      A szmatki wszelakie, kolorowe i pasiaste. Różniaste.
      Będę zaglądać do Ciebie i szukać inspiracji:)

      Usuń
    3. O długaśnych kapturach możemy pomyśleć :))))) A jeśli chodzi o maszyny do szycia to jest ich teraz wiele na rynku tylko, że po burzy mózgów z profesjonalistami wiem, co następuje: te superaśne są dosyć drogie ale myślą za Ciebie (nacisk stopki, napięcie nici etc.); te prostsze dla początkujących są tańsze ale mają plastikowe części, które nie wybaczają błędów i łatwo się psują (a na początek nie unikniesz błędów w ustawieniu maszyny). Dlatego rozejrzyj się po rodzinie i znajomych, bo wiele osób takie maszyny ma i nie używa. Potem oddaj na przegląd do jakiegoś punktu - najlepiej spytać krawcową o taki punkt, bo one się na tym znają i robią przegląd swoich maszyn przynajmniej raz do roku. Mój Łucznik jest bardzo leciwy (seria 400), ale późniejsze (np. seria 800) są idealne - solidne i z dużą ilością możliwości. Łatwo opanujesz!

      Usuń
    4. Będę zapuszczać wici i mieć na uwadze Twoje cenne wskazówki!
      A Ty szyj i pokazuj, będę się sycić na odległość:)
      Długaśne kaptury to krok milowy do błogiego dzieciństwa:))

      Usuń
    5. :) a ja głupia myślałam, że tylko ja dziecinnieję na starość ;) we weekend postaram się coś nowego pokazać, bo ostatnio mnie możliwości (tfu!) rozwoju zawodowego dopadły i nie miałam nawet kiedy zdjęć pstryknąć.

      Usuń
  3. Boskie! Też chce takie! Też chce! Koniecznie! Lecę do ciucholandu ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Leć, bo niedługo skończy się sezon na swetry i nie będzie z czego szyć!

      Usuń