Ulubione strony

poniedziałek, 27 lipca 2015

OIOM :)

   Do porządku przywołała mnie Ela W. lakonicznym komentarzem: jakie wieści?
Ja wiem, że Was okrutnie zaniedbuję ale uwierzcie, że moja szychta w szpitalu trwa dziennie od 6 do 10 godzin i służy głównie obronie Mężczyzny przed systemem. System dopada pacjenta za drzwiami oiomu, gdzie rzeczony pacjent potrzebuje do przeżycia pięciu rosłych osiłków lub licznej i zdeterminowanej rodziny (to my! to my!). No to najpierw będzie o bajce zwanej OIOMEM, a potem o całej reszcie.

   Ale wprzódy uprzejmie donoszę, że Mężczyźnie ma się na życie. Operacji nie było (powinniśmy przywyknąć) i do dziś zdania są podzielone, czy będzie potrzebna. Mężczyzna ma apetyt jak chłoporobotnik po 16 godzinach pracy fizycznej, regeneruje się jak najlepszy bohaterski wojownik ze świata fantasy i w sumie za około 5 miesięcy nie powinny pozostać żadne większe konsekwencje urazów - czy to fizyczne, czy neurologiczne.
Ładnie żeście to wszystko wymodlili! Bardzo ładnie!

 
No to wróćmy sobie na oiom.
Miejsce, które na początku wydawało mi się przerażające, obecnie - zwłaszcza "na tle"- wydaje się być najlepszym, co pacjenta z ciężkimi urazami może spotkać.
Panuje tam osobliwa cisza. Cisza w nieustannym hałasie pracujących respiratorów, monitorów, pomp i całej tej aparatury do potrzymania życia. Nie słychać rozmów pacjentów, śmiechu odwiedzających, turkotu wózków z posiłkami, co najwyżej ciche chlipanie bliskich osoby, która właśnie została przywieziona lub... zmarła. Rozmowy personelu też są jakieś takie inne. Poważniejsze? Przyciszone?
Lekarze - wszyscy bez wyjątku mili, spokojni, cierpliwi, wyrozumiali dla rozpaczy najbliższych i KOMPETENTNI!  Kiedy siedziałam po całych dniach przy Piotrku, wiedząc, że wszystko idzie już ku dobremu, miałam czas obserwować ich pracę. O każdym pacjencie wiedzą absolutnie wszystko i nigdy nie usłyszeliśmy - To nie mój pacjent, proszę spytać kolegi.
Nie.
Taka niewiedza mogłaby kogoś kosztować życie, więc na tym oddziale się nie zdarza.
Cierpliwie tłumaczą wszystko, na bieżąco o wynikach badań i konsultacjach informują rodzinę, wyjaśniają nawet jak skołowani pytaliśmy kilka razy o to samo.
Jeśli choć raz piknie aparatura, dając znać, że w jakimś nieszczęśniku tli się choć iskierka życia, lekarze i pielęgniarki z uwagą i pietyzmem dmuchają i chuchają w tę iskierkę, żeby rozniecić mały płomyczek, a potem go utrzymać.
Któregoś dnia na salę Piotrka trafił młody chłopak, ofiara grawitacji - spadł z wysokości czwartego piętra. Na moje oko laika miazga z człowieka. Zapanowała atmosfera skupienia i powagi oraz napięcia w oczekiwaniu, jak w czasie Podniesienia na Rezurekcji. Tylko to Podniesienie trwało ponad 6 godzin, a koncelebrę sprawowało kilkanaście osób! Lekarze różnych specjalności i pielęgniarki. Szybkie kroki, uporczywe wpatrywanie się w monitory, nowe worki osocza i lekarstw. Aparaty oddychały i filtrowały krew za nieszczęśnika ale płomyczek był coraz jaśniejszy :)

Pielęgniarki - absolutnie odrębny gatunek w stosunku do pielęgniarek z innych oddziałów. Śmiem twierdzić, że wiedzą i kompetencjami przewyższają wielu lekarzy. Przekonałam się zresztą, że lekarze z innych (lżejszych) oddziałów traktują pielęgniarki z oiomu z należnym szacunkiem i podziwem.
Wyobraźcie sobie człowieka nieprzytomnego, potwornie okaleczonego, którego trzeba codziennie umyć, opatrzyć, czasem nakarmić. Ja bałam się Piotrka dotknąć, by nie sprawiać mu bólu. Nie wiedziałam, jak chwycić, jak karmić, jak wyczyścić zęby, w jakiej pozycji ułożyć. A tu do łóżka podchodzi dziewczę postury dziesięciolatki i wprawnymi ruchami w tempie błyskawicznym wykonuje wszystkie te czynności przy dwukrotnie większym bezwładnym chłopisku! Szacun!
Na oiomie jedna pielęgniarka ma pod opieką dwóch pacjentów, a i tak śniadanie ma czasem szansę zjeść ok. godziny 15.00. Rzadko mają czas przysiąść, czy wypić herbatę spokojnie. A noc niczym nie różni się od dnia.
Mój największy podziw budził fakt, jak sprawnie i z jaką determinacją te dziewczyny (pardon - jeden chłopak też tam był!) potrafią wykonywać bolesne, nieprzyjemne a konieczne zabiegi poprawiające w rezultacie komfort pacjenta. Np. odsysanie.
Po odłączeniu od respiratora w oskrzelach zalegają duże ilości wydzieliny, których słabiutki wtedy pacjent nie jest w stanie odkrztusić. Zaleganie powoduje niemożność swobodnego oddychania i zwiększa ryzyko zapalenia płuc (dość częsta przypadłość po odłączeniu od respiratora). Odsysanie jest paskudne! Pacjent ma uczucie duszenia się, bo wraz z wydzieliną wysysane jest na moment powietrze z płuc. Natomiast pierwszy oddech "pełną piersią" rekompensuje tą torturę z nawiązką.

Kolejna sprawa to to, jak zachowują się pacjenci wybudzani ze śpiączki farmakologicznej. Ponieważ leki przeciwbólowe (czasem są to nawet silne opiaty) oraz anestetyki wywołują najrozmaitsze wizje u pacjentów, często niemiłe, dlatego wybudzani pacjenci bywają agresywni, walczą - w swym mniemaniu o życie - i obrzucają personel wyzwiskami.
Zdarza się, że łagodna, bogobojna staruszka zaczyna przemawiać językiem kwiecistym, soczystym i potoczystym jak cała brygada pijanych budowlańców! Przykre jest to dla rodziny, także dla personelu - choć wiedzą czym jest powodowane - i absolutnie nieuświadomione ze strony pacjentów. Naprawdę!

Praca na oiomie może i daje satysfakcję, gdy pacjent żyw przenoszon jest na inny oddział, ale lekarze i pielęgniarki oiomu rzadko otrzymują podziękowania od wdzięcznych pacjentów. Oiom opuszczają oni bowiem jeszcze w takim stanie zamroczenia, że potem nic z oiomowego okresu nie pamiętają. I dobrze, bo nie byłyby to miłe wspomnienia.

Kiedy Piotrka przenoszono z oiomu pewnego wieczoru na inny oddział - szybko, bo były pilnie potrzebne stanowiska dla pacjentów w cięższym stanie - pielęgniarki wyposażyły go w kubeczek, żeby na innym oddziale miał z czego się napić (na oiomie nie można mieć swoich rzeczy, na innych oddziałach trzeba mieć swoje nawet sztućce i kubek). Następnego dnia odnosząc ów kubeczek natknęłam się na siostrę oddziałową i usłyszałam biblijne: Jego już tu nie ma!
Uśmiałyśmy się obie, co siostra oddziałowa skwitowała słowami:
- Czasem wyjście z oiomu to najlepsze wyjście :)))

Już zapowiedziałam Piotrkowi, że po wszystkim kupimy duże naręcze kwiatów i pójdziemy na oiom podziękować za uratowanie życia.

Dziękuję wszystkim pracownikom oiomu! Nawet tym "niewidocznym" - salowym, sanitariuszom i panom technicznym, konserwującym sprzęt do ratowania życia. Jesteście niesamowici! I dobrze, że jesteście!

5 komentarzy:

  1. 6-10 godzin dziennie w szpitalu..Na żywca. Pilnuj się, bo to najsilniejszą jednostkę może skosić.Elektroniczne uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, może. Już czuję się skoszona :) Ale obiecuję sobie, że po wszystkim zapadnę z "śpiączkę" albo choć zahibernuję ;) Odściskuję!

      Usuń
  2. Ha, gdybyś mogła planować przyszłe życie, to idziesz pracować na oiom? Tzn. najpierw odpowiednie wykształcenie zdobywasz ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Buba! Nigdy - ja się do tego nie nadaję. Mam dwie koleżanki, które pracują na oiomie (jedna zajmowała się m.in. Piotrkiem, druga pracuje na oiomie dziecięcym) podziwiam je, czczę, chylę czoła i co tam jeszcze. To jest olbrzymia odpowiedzialność i duże obciążenie psychiczne. Niestety nie wszyscy pacjenci opuszczają oiom żywi... Oiomowe dzieci też umierają... Pielęgniarka jest pierwsza przy pacjencie, który "się zatrzymuje", to ona podejmuje akcję reanimacyjną zanim przyjdzie lekarz, to od jej wiedzy, umiejętności i szybkiej reakcji bardzo wiele zależy. Jak powiedziała moja koleżanka - nie ma większego stresu, niż ten kiedy pacjent się zatrzyma, zwłaszcza gdy jest to dziecko; każdy inny stres jest niczym.
      Nie dość, że potrafią zawalczyć o ludzkie życie, podtrzymywać je lub patrzeć bezradnie jak ulatuje, to jeszcze mają olbrzymią siłę psychiczną, by nie "przynosić" pracy do domu. To wielka umiejętność, która przez wielu mylona jest z brakiem empatii. Obserwowałam to 10 dni i wiem, że nigdy bym tym zadaniom nie umiała podołać.
      Od wypadku Piotrka, gdy słyszę karetkę - boli mnie brzuch; a gdy jestem w szpitalu i słyszę, jak medikopter podchodzi do lądowania, chce mi się płakać. Medikopterem transportowane są najczęściej ofiary wypadków w najcięższym stanie i z trudno dostępnych miejsc. Np. ostatnio z karambolu na autostradzie. Wyobraźnia mi działa.

      Usuń
    2. Tak, trzeba być silnym i fizycznie, i psychicznie. Ja też się nie nadaję...

      Usuń