Ulubione strony

czwartek, 23 kwietnia 2015

Jak zrobić z siebie idiotkę przed biegłymi sądowymi - niezawodny przepis :)

  W każdym razie mi się udało!
 Otóż objaśniam tytułem wstępu - rok temu z okładem, gdy stałam sobie na czerwonym świetle, miły pan z telefonem komórkowym przyrośniętym zarówno do dłoni, jak i do ucha, podjął próbę zapakowania swojej toyoty do bagażnika mego citroena. Jednym z efektów tej próby było odprostowanie mego kręgosłupa w odcinku szyjnym. Niestety nie uzyskałam tym sposobem łabędziej szyi bez dodatkowych podbródków. Wtedy może bym wybaczyła...
  Uzyskałam za to moc innych wrażeń - np. wizualizację podróży Dorotki do krainy Oz (jednak bez bonusu srebrnych trzewiczków). Albowiem zawroty głowy potrafią powalić mnie na tapczan, którego muszę się trzymać kurczowo, kiedy frywolny mebel wiruje wraz ze mną.

 Ciągałam się tedy po lekarzach, po urzędach i prawnikach, żeby koniec końców w grudniu A.D. 2014 stanąć przed obliczem sądu. Sąd uznał, że niedopuszczalnym jest, aby obywatele RP szlajali się po baśniowych krainach ot tak sobie i nakazał m.in. oględziny mej skromnej osoby przez lekarzy biegłych sądowych.
  Przez cztery miesiące zdążyłam zapomnieć, że randka takowa ma nastąpić, szczęśliwa korzystając z usług Narodowej Fikcji Zdrowia w zakresie neurologii i ortopedii, ze skutkiem różnym.
I oto NASTĄPIŁO. Wyznaczono datę spotkania.
Ale zanim nastąpiło, to:
1. W naszym mieszkanku, wielkości pudełka po bananach, rozpoczął się REMONT ostatniego pokoju (taki z wymianą instalacji i podłóg). W związku z czym z wnęki na szafę, udającej największy pokój, trzeba było usunąć 100-letnie meble po ciotce, księgozbiór równy filii biblioteki Ossolińskich i zbiory porcelany, których nie powstydziłoby się muzeum powiatowe. A następnie upchnąć to w pozostałych wnękach na szafy, udających inne pomieszczenia. Oczywiście miało wyjść dobrze, a wyszło jak zwykle czyli:
2. Remont zazębił się z moimi pierwszymi w życiu egzaminami gimnazjalnymi. Najmniej tym faktem zmartwiony był Tofik, albowiem na legalu mógł się wyprowadzić do Dziadka. A to oznacza, że pozbył się znad głowy rozhisteryzowanej matki i może do wypęku obżerać się jajecznicą z cebulą - uprzednio tę cebulę wysmażając do uzyskania pożądanego poziomu rakotwórczej akroleiny, co w domu rodzinnym jest niedopuszczalne.
Tofik rozpaczający nad koniecznością przeprowadzki do Dziadka.
j.w.


3. W stanie zdrowia Kreski następują raz radosne, raz niepokojące zwroty akcji, co powoduje, że moje emocje, popiskując radośnie, bawią na kolejce górskiej wesołego miasteczka, a Weterynarza odwiedzamy regularnie.
   Moja niechęć do uprawiania sportów ekstremalnych wynika właśnie z faktu, że życie dostarcza mi adrenaliny w ilościach mocno przekraczających zapotrzebowanie.
  
W tych oto pięknych okolicznościach przyrody odebrałam telefon z kancelarii odszkodowawczej, że ustawowe terminy mijają, że zmieniono mi lekarzy biegłych, że termin dostaliśmy z zaskoczenia (oni i ja) i jest on dnia następnego o 18.00 - czy się zgadzam? Bo jak nie, to kancelaria będzie walczyć jak stado lwów itd...
A co mi tam! Zgadzam się. Termin mi pasuje jak trampki do szynszyli, ale wezmę na klatę.

   Wyznaczonego dnia, o wyznaczonej godzinie, stawiłam się w wyznaczonym miejscu.
Miejscem była przychodnia prywatna, mieszcząca się w bloku w mieszkaniu, przerobionym na gabinety. Za poczekalnię robił przedpokój, w którym na styk mieściło się 6 krzeseł i wieszak, a który właśnie szturmowało ponad 20 osób - wszyscy zawezwani na godzinę 18.00! Duchota panowała tam niemiłosierna, bowiem dopływ powietrza zapewniały jedynie otwarte na klatkę schodową drzwi, a resztki tlenu zostały zużyte przez pacjentów prywatnych w godzinach od 10.00 do 18.00. Stąd większość oczekujących przeniosła się właśnie na klatkę schodową. Przez półtorej godziny oczekiwania szyja rozbolała mnie koncertowo, podduszony mózg zajął się katastroficznymi wizjami niezdanych egzaminów, choroby nowotworowej Kreski i walącej się ściany od strony łazienki, a uszy bombardował rejwach głosów współoczekujących.
   Wszyscy w bojowym nastroju, zdecydowani wyrwać grube tysiące z odszkodowań, ściskali teczki ze swoją dokumentacją (moja została w domu, pogrzebana gdzieś w szafie, zastawionej meblami i pudłami...). Oczywiście szły opowieści mchu i paproci, jak to znajomy-znajomego-znajomych i porady, jak się schylić, kiedy jęknąć i kiedy robić grymasy bólu. Zbadani wychodzili zwykle niezadowoleni z przebiegu wizyty.
- Pani szanowna, nic nie chciał powiedzieć. NIC! A grube pieniędze bioro!
   Obok mnie dreptały nerwowo dwie sterydowe pompki, na czas badania wyrwane z naturalnego środowiska siłowni. Rękawki T-shirtów niepokojąco trzeszczały na olbrzymich bicepsach. Od nadgarstków po uszy kolorowe dziary - groźne, mityczne smoki, splątane bujnie kwitnącym, barwnym kwieciem. Rześko chłopaki biegali po schodach, aż do momentu wezwania do gabinetu. Wtedy każdy z nich pełzł ostatkiem sił, utykając na wszelkie możliwe kończyny.
  W końcu doczekałam się wezwania. Równo z jedną z pompek. Ja do jednego gabinetu, on do drugiego. Zmęczona, obolała, podduszona, zmiętolona i błądząca myślami po zadaniach matematycznych egzaminu dnia następnego wlazłam do gabinetu, zapominając po co i zasiadłam przed obliczem ortopedy.
- Wiek? Może się pani już zacząć rozbierać.
Wydusiłam cyfrę zza ściąganego przez głowę swetra.
- Co się stało? Kiedy był wypadek.
Streściłam pokrótce wypadek na dalszych etapach striptizu. - W lutym, zeszłego roku.
- Którego lutego?
- Nie pamiętam. Jakoś koło 20-stego...
Brew ortopedy uniosła się w zdziwieniu, że mam lekcję niewyuczoną.
- Tu jest napisane, że 24. - Przed nim na biurku leżała teczka z calusieńkim moim życiem. Stos papierów wysokości 10 cm.
- No to 24. - Zgodziłam się uprzejmie.
- A dlaczego nie wezwała pani karetki, tylko zgłosiła się do lekarza dopiero następnego dnia?
- Bo to był mój pierwszy wypadek w życiu! I byłam tak zdenerwowana, że wysiadłabym z tego samochodu nawet z obiema połamanymi nogami! - wróciły do mnie wszystkie emocje owego dnia - Dlatego świadomość bólu przedarła się do mego mózgu, przez sparaliżowane adrenaliną szlaki neuronalne, dopiero następnego dnia i to torując sobie drogę maczetą!
- ???
  Potem ze strony ortopedy padło jeszcze wiele pytań, na które odpowiadałam mało satysfakcjonująco, że nie pamiętam, budząc tym coraz większe zdziwienie lekarza. W końcu zdenerwowana tym przesłuchaniem wypaliłam, że u lekarzy byłam, jak coś zlecili, to robiłam i wszystko jest w papierach i nie pamiętam ze szczegółami, co jadłam, dajmy na to, w dniu prześwietlenia na obiad!
- Czy ma pani jeszcze jakieś dolegliwości w związku z wypadkiem?
- Tak. Wkurzające. Boli mnie głowa, sztywnieje szyja i mam zawroty głowy i... - zawahałam się, bo nie wiedziałam, czy to ma jakieś znaczenie - czasami mam takie bóle, reumatyczne, w prawej ręce. Łamie mnie we wszystkich stawach i nic nie pomaga, musi samo przejść. Moja lekarka mówi, że to może być od szyi.
Ortopeda pokręcił głową. Kazał się schylić, uścisnąć mu obie dłonie, coś tam jeszcze z moimi rękoma porobił. Po czym spytał z troską w głosie, czy ktoś był uprzejmy zlecić mi rezonans.
- Nie, nie był.
Na te słowa do gabinetu weszła pani neurolog.
- Ty wiesz! Wśród przyjaciół psy zająca zjadły! - powitał ją ortopeda - Kobiecie ręka drętwieje i NIKT jej dotąd nie wysłał na rezonans!
Stoję jak ta sierotka w samej bieliźnie na środku gabinetu, marznę w bose stopy, ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym w tym momencie nie otwarła paszczy.
- Nie drętwieje - sprostowałam - tylko tak mnie łamie. Reumatycznie.
CISZA
Dwie pary oczu doktorstwa patrzą na mnie z politowaniem.
- Boszsz! Kobieta drętwieje i nawet nie wie, że drętwieje! - neurolog wzniosła oczy ku niebu, a ja spuściłam wzrok.
Ortopeda dalej referował mój przypadek, aż doszedł do schylania się i nad nim rozpaczał.
- Przecież się schylam - zaprotestowałam gwałtownie, dumna, że udało mi się z bliska obejrzeć swoje stopy  - Całe życie te Callanneticsy ćwiczyłam, żeby móc się schylać!
Bo się schylam. Codziennie posapując jednak ubieram na kopyta te skarpety lub rajtuzki, a nie jest to umiejętność dostępna każdemu (patrz: Kręgosłup Oralny)!

C I S Z A

Doktorstwo szanowne patrzy w miejsce, w którym stoję, ale najwyraźniej zamiast mnie stoi tam jakiś zielony egzemplarz Nie-Z-Tej-Ziemi Wasiuczyńskiej.

- Gówno! - tym razem ciszę przerwał wkurzony ortopeda - I źle się pani schyla!
Pani neurolog chwyciła mnie za łeb i wykonała energiczną próbę skręcenia mi karku. Jęknęłam.
- Niech pani zamknie oczy i się wyszczerzy.
Zamknęłam. Odsłoniłam uzębienie. A ponieważ nie dostałam precyzyjnych instrukcji, czy mam pokazać zgryz fizjologiczny, czy ustawić górne siekacze na dolnych, przeto nie mogąc się zdecydować, wykonywałam niezborne ruchy żuchwą w stylu "stara szkapa w radosnym oczekiwaniu na suchy chleb" :D
Doktorstwo szanowne pokiwało głowami ze współczuciem.
- Odszkodowanie, odszkodowaniem, ale niech pani KONIECZNIE zrobi ten rezonans. Można się ubrać.

Wciągając na siebie garderobę łowię rozmowę doktorstwa o drugim pacjencie. Sterydowej pompce.
- Facet miał wypadek, był połamany. Ale ma wcześniejsze urazy. Twierdzi, że o nich nie wiedział i się na nie nigdy nie leczył, a w papierach jest, że dwa lata temu leżał u nas na oddziale...
- Tia....

- Do widzenia.
- Do widzenia.

   Na korytarzu minęła mnie pompka. Gnał, jakby go kto na sto koni wsadził. Wściekły trzasnął drzwiami.

   Wyszłam na ulicę, zachłysnęłam się tlenem i wtedy do mnie dotarło, że właśnie usiłowałam przekonać biegłych sadowych, że mam się świetnie i jestem zdrowa!!! A tym samym w sumie odszkodowanie mi niepotrzebne... :D
 Takie wariatki chyba nie często oglądają :)))

P.S.

Kreska postanowiła towarzyszyć mi w świąteczny odpoczynku.


27 komentarzy:

  1. Mnie czasem zdarzy się zażartować u lekarza i wtedy on/ona patrzą wolno, uważnie
    i tłumaczą jak krowie na rowie: że, nieeee, nie wcale lepiej___ nieeee___uciiiiinać__ tej__głowy___, kiedy się ma migrenę,a już na pewno nie___ wykonywać____ trepanacji___ metodą___ chałupniczą, lepiej pozostawić te sprawy fachowcom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty patrz, na tej medycynie to amputują poczucie humoru! Na mnie pani pediatra się kiedyś dziwnie patrzyła, gdy pochylając się nad cherlającym Tofikiem spytałam z troską w głosie, czy dobicie spadkobiercy nie byłoby bardziej humanitarne...

      Usuń
  2. A "Kobieta drętwieje i nawet nie wie, że drętwieje!" godne haftu na sztandarach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba kobieta nie dopuszcza do się świadomości o drętwieniu, kiedy nie może sobie na ten luksus pozwolić :) W tamtym roku, w stanie przedagonalnym przygotowałam całe święta Wielkanocne. Kiedy wydałam śniadanie, posprzątałam po śniadaniu i pożegnałam całą rodzinę, wtedy PADŁAM. We wtorek poczłapałam do lekarza, który skwitował całą sytuację słowami:
      - Kiedy kobieta choruje? Kiedy może sobie na to pozwolić!
      Idąc tym tropem, nie zamierzam również dopuszczać do siebie myśli o SZTYWNIENIU. Nie będę sztywna/martFa, póki nie uznam, że mogę sobie na to pozwolić! :D

      Usuń
  3. O, to ja jestem z tej samej planety. Chocbym ledwo dyszala, to jak ktos pyta, jak sie czuje, to i tak odpowiem ze swietnie, wybornie wrecz, nie potrzebuje isc do lekarza, przeciez zdrowa jestem. Tym sposobem dowiedzialam sie kiedys na przyklad, ze mam poczatek zapalenia pluc (moja wersja - tylko lekki kaszel, przyszlam bo malzonek nalegal, bo na termometrze tak jakby 40...)

    U lekarzy mam zawsze wyrzuty sumienia, ze zajmuje im czas, a przeciez tam byc moze w poczekalni o wiele "chorsze" ludzie czekaja (i z dretwieniem walcza ;)

    Ale interesuje mnie, po co bylo to "Niech pani zamknie oczy i się wyszczerzy". Ciekawe co to za eksperyment...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, bo jak człowiek pełza o własnych siłach i w miarę pion trzyma znakiem tego zdrowy :)
      A te "bóle reumatyczne" to takie, że muszę dwiema łapami kubek z herbatą trzymać, natomiast bóle szyi ostatnio kończyły mi się w połowie pleców. I zamiast to wszystko z jękiem i zawodzeniem doktorstwu wyłuszczyć, ja głupia udowadniałam, że w sumie mogę hołubce wycinać. Idiotka! Koncertowa idiotka!

      Mnie nie mniej niż ten wyszczerz frapuje "źle się pani schyla". Jeszcze nie doszłam, jak powinnam się schylać dobrze...

      Usuń
  4. Okład z Aligatora Bojowego jak widać- działa niezawodnie. Pacjentka rozluźniona, uśmiechnięta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się zwie dogoterapia :) Zwłaszcza kiedy 4 łapki, na których rozkłada się ciężar 20 kg, tańczą paso doble po pełnym żołądku pacjenta :D

      Usuń
  5. A ja się dziwię ostatnio, że się łatwiej mi schylać. Może wzlatam na poziom jakiś ? :))
    Nie wiem tylko jak ze szczerzeniem się, bo oczy zamknięte ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i nie dziwota. Gdybym miała tyle "gimnastyki" co Ty to pewnie albo bym padła, albo szpagaty i fikołki uskuteczniała. Pisałam Ci już - organizuj rąbanie drewna i rozrzucanie ziemi dla jupiszonów za pieniądze :)
      Chyba jednak lepiej się nie szczerzyć... dochodzę do wniosku, że przez postronnych obserwatorów może być to opacznie zrozumiane... :D

      Usuń
  6. Kazali Ci zrobić ten rezonans, jakby miał Cię wyleczyć... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. A jak się schylałaś, że źle? Na jaskółkę?

    A o moim kręgosłupie wyrokowała pani h e m a t o l o g. Ciesz się, że zajęli się Tobą specjaliści adekwatni do urazu!
    A wyszczerz wiem po co - badali nerwy twarzoczaszki, czy Ci kącik nie opada i czy przez to nie zaszwankowałaś na urodzie. O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie mogę dojść, co z moim schylaniem było nie tak!

      Wiedziałam, że jak tu zajrzysz to mi to wyjaśnisz, jako spec w dziedzinie :)
      Oczywizda, że zaszwankowałam na urodzie ale to się nazywa PESEL a nie opadający kącik :D Teraz już wiem, że neurolog musiała uznać, że opada, bo odstawiłam tę pantomimę pt. czarna krowa w kropki bordo :)

      Usuń
    2. Wykwalifikowałam się na własnych dolegliwościach, ale dziękuję za taką profesurę! W tej materii wolałabym być magistrantką.

      I kazali wyciągać język i dotknąć palcem nosa, prawda? I smerali po stopach, pukając w miejsca strategiczne młoteczkiem, co?
      Znam te sztuczki! Ze sto potrafią!

      Usuń
    3. Prawdę gadasz - kazali, smerali i pukali! Patrz jakie one tresowane som!

      Usuń
  8. Primo: na fotelu zobaczyłam psa. A to lew był ;-)
    Secundo: po mnie łażą koty. Chyba trochę lżej mam ;-)
    Tertio: ups, ja rezonans (nadgarstka) źle wspominam. Ale to przez pozycję ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Pokrewna Duszo! To nie tylko ja patrząc, widzę coś zupełnie innego niż jest w rzeczywistości - jak miło!
      Zależy ile kotów na raz po Tobie łazi. Może się wyrównać - Krecha waży 19-20 kg, wypada na jakieś trzy odkarmione hojnie kociska ;)
      Z powodu zawirowań dziejowych, które mi się piętrzą właśnie w życiorysie, zagadnienie rezonansu zostało odłożone na czas jakiś. Ale jak przyjdzie co do czego może łba mi nie urwą...?

      Usuń
    2. Koty: sztuk 2, w porywach 7 kilo.
      Zdobądź skierowanie na rezonans, a potem się zapisz - myślę, że na styczeń ;-)

      Usuń
    3. 14 kg na 8 łapach - masaż tajski się chowa :)))

      I to jest właśnie kwintesencja naszej opieki zdrowotnej -> kluczowym słowem jest "zdobądź" :)
      Mam chytry plan, że w czerwcu postaram się takie skierowanie wyszarpać :)

      Usuń
    4. E, nie, zaledwie 7 kilo na ośmiu łapach (przy czym 4 łapy "ugniatające" - wiesz, co to? ;-)

      W "zdobywaniu" podeprzyj się opinią ww. biegłych ;-)

      Usuń
    5. Ale Ci koty utuczyłam! ;) Ugniatanie jest THE BEST :))) Psy też przebierają łapami ale raczej dlatego, że trudno im równowagę na "miętkim" złapać.

      Taki tez miałam plan, żeby się opinia podpierać :)

      Usuń
  9. Ta ręka to na bank jest od poprzesuwanych dysków w szyjnym. Miałam to samo - teraz mam dwa dyski sztuczne. I zawroty... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! I nie strasz :) Na razie się trzymam życia i mam zamiar pion trzymać też ;)

      Usuń
  10. Takie sceny to miód na moją duszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń