Ulubione strony

poniedziałek, 2 listopada 2015

W czasie deszczu dzieci się nudzą...

Czyli kocie dziecko na bis

  O tym, że Mamba z lubością turla piszczące myszy o trzeciej nad ranem, a zaraz potem za nimi turla się Pyza, już pisałam.
Mamba się w ogóle świetnie z Pyzą bawi i nie tylko z Pyzą, a jak się nudzi wieczorami i nocami, to demoluje.
Postanowiliśmy więc wyjść losowi na przeciw, wziąć się z nim za bary i natrzaskać po pysku, zanim los ześle na nas tę przepowiedzianą plagę "mrówek faraonek" (tu już możecie zacząć turlać się ze śmiechu). Jednym słowem postanowiliśmy naszemu kociemu dziecku zorganizować grupę rówieśniczą - czyli drugie kocie dziecko.

Burą.

Tym bardziej, że NNNŚ Wet powiedział, że jeśli nie chcemy, żeby za rok nasza Mamba była tylko ozdobą na kominek i żeby pozostała socjalna, to musi się socjalizować z innym kotem. Z opinią autorytetów się nie dyskutuje.
Zamieszkała z nami w sobotę wieczorem.
Miała być Dymka ale w sumie los musiał swoje trzy grosze wtrącić (nie chichocz tak Cholero jedna!) i zamiast Dymki przyjechała z nami Bura.



Zorganizować sobie kota do adopcji trudno nie jest. Bezpańskich psów i kotów do kochania jest pod dostatkiem. My w ogóle poszliśmy na skróty, czyli zajrzałam Za moje drzwi, czyli Gosiowe drzwi i rozejrzałam się, co też Gospodyni ma na składzie do wydania.

Szybka wymiana maili, telefonów, Dymka zaklepana, wsiedlim w auto, pojechalim po to kocie o tu:

Zdjęcie Gosi z Za Moimi Drzwiami

Wcześniej uprzedziłam Gosię, że z kotami mamy mniejsze niż małe doświadczenie. Wzięliśmy kontenerek do przewozu, ale zostawiliśmy w samochodzie, bo nie byłam pewna czy Gosia kota nam wyda.
A jak byśmy się jej nie spodobali? A może kot jeszcze nie gotowy na podbój świata? Nic nie wiedziałam o rytuałach adopcyjnych z DT. 

Za Gosią wdrapaliśmy się po schodach niemal pod niebo do kociego pokoju (Mężczyzna też wlazł dzielnie po tylu schodach! jupiiii!). Poznaliśmy chudziutką czarną Mulinkę i Dymkę i wtedy coś mnie podkusiło, by w trosce o kota zapytać, czy jak weźmiemy Dymkę, to czy Mulinka nie będzie się czuła samotna.
Mulinka; zdjęcie Gosi

Od rzemyczka do koniczka. Otóż Mulinka długo by tej samotności nie zaznała, bo już w klatkach w piwnicy, na kwarantannie czekało pięć świeżo dostarczonych kupek kociego dziecięcego nieszczęścia.
Państwo szanowne se TU lukną, może znajdą swego kota.

Gosia spytała czy chcemy tę czeredkę zobaczyć, bo śliczna, no więc sturlaliśmy się na dół do piwnic.
Swoją drogą podziwiam Gosię - przyoszczędzi na fitnesie ganiając góra-dół po tylu schodach; no i zeszczupleje mając na utrzymaniu 4 koty własne, zmienną choć rosnącą liczbę kotów cudzych oraz psa. Na gosinym blogu znajdziecie podpowiedź, jak można pomóc w wykarmieniu tej kociej czeredy.

Koty są faktycznie piękne, a ich urody zdjęcia nie oddają. Podobnie jak urody Dymki i Mulinki. 
Trzy jasne kocurki będą "wystawowe", podobnie jak dwie dziewuchy z kociego pokoju. Gosia się tylko martwiła, że jeden pręgusek, nieco starszy kocurek i koteczka, dachowiec pospolitej urody pewno nie znajdą szybko domów, bo są takie... zwyczajne.
No i padłam na kolana przed kolejną klateczką,  a z kartonu popatrzyły na mnie zza wielkich białych wąsisk, wielgachne ślepia. Złapały mnie te ślepia za wątpia jak imadło i wykręciły na nice.
To właśnie była Bura :)

Tu ze starszym kolegą. Oczywiście zdjęcia Gosi.
A o tu, już w kontenerku:


Decyzja była szybka.
Po co czekać, czy ktoś ją adoptuje, jak my ją możemy wziąć.
I znowu się trochę obawiałam, że Gosia nam jej nie da tak bez kwarantanny, szczepień, odrobaczenia. Ale dała!!!

Dopytywała, czy aby na pewno Bura, bo Dymka i spółka takie śliczności. Ale nie to, że nam było obojętne (bo tak całkiem to nie było), tylko przyjechalim po sztukę kota, to wzielim sztukę kota, a jeśli tamtym ma uroda pomóc w adopcji, tym lepiej dla nich :))) 
A Bura jest taka, jak my - zwyczajna ;)
Do Burej w zestawie dostaliśmy kuwetkę, miseczki i saszetki z jedzonkiem, (bo akurat jak na złość tego dnia sklepik na osiedlu miałam zamknięty, a u konkurencji kupować nie chciałam) i wszystko bardzo się przydało, także ślicznie dziękujemy!!!

Bura dygotała cała ze strachu aż kontenerek wibrował. Jest mniejsza niż Mamba, kiedy do nas przyszła i o połowę mniejsza od obecnej Mamby.
W progu powitały nas szczekające sucze, co nie wpłynęło kojąco na nerwy kociego dziecka. Jednak Bura, mimo iż zestrachana, uznała, że skóry darmo nie odda i przez drzwiczki kontenerka przypuściła atak na psy. Taki prawdziwy. Z sykiem i pazurami!
Na Mambę zresztą też.

Burą zainstalowałam w toficzej norze, która tradycyjnie już robi za koci pokój dziecinny.
Po godzinie opuściła kontenerek i udała się na rekonesans. Potem oswoiła Tofika i grała z nim na kompie. Było więcej niż dobrze.
A potem kocie dziecko zaczęło płakać....
Do chóru przyłączyła się Mamba, która co prawda mruczy głośno jak leciwy diesel, ale miauczy cichutko. Bura miauczy głośno. Nawet bardzo głośno. W zasadzie głośno jak jasna cholera! 
Ok. 23.00 modliłam się, żeby sąsiedzi akurat byli świątecznie wyjechani lub spali ze stoperami do uszu. O 1.00 brajlem  Tofik eksmitował rozdarciucha i  przylazł do mnie taszcząc płaczący na cały regulator kontener.
Umieściłam kontener w łazience wraz z miseczkami i kuwetką. Na godzinę płacz ustał.
Po kolejnej godzinie buchnął znienacka ze zdwojoną siłą. Tak z drobnymi przerwami na kilkuminutowy sen przebujałam się do 5.57.
O-żesz-ku!!!!!!!!!!!!!!!!!!

O szóstej błysnęłam intelektem, w czym pomogła mi zła i rozespana Mamba, domagająca się wypłaty odszkodowania w wątróbce.
Olśniło mnie.
Pobiegłam do łazienki, a tam nic! Tzn. miseczka z chrupkami nie tknięta, kuwetka dziewiczo czysta.

Czyli kota nic nie jadła, bo suche uznaje za niejadalne i jest PIEROŃSKO GŁODNA!
Co prawda Gosia mówiła, żeby przez pierwszych kilka dni kotę trzymać tylko na suchym, ale w tej sytuacji to ja bym kocie i homara i kawior i bażanta w winie, byleby się tylko przymknęła.
Bura pochłonęła trzema kęsami pół saszetki i poszła spać.
Zapadła błoga cisza.

Żeby koty nie izolować w łazience, a jednocześnie nie wypuszczać na mieszkanie, gdzie się może gdzieś zadekować w ciemnym kącie, gdzie znajdziemy ją przy okazji porządków świątecznych, Mężczyzna z deski zrobił w odrzwiach łazienki zasieki. Po jednej stronie zdenerwowana Bura, po drugiej psy i Mamba. 
Potem Mamba odkryła, że może siedzieć na desce i z góry patrzeć na intruza.

Ponieważ w mieszkaniu wielkości pudełka po butach zamknięcie jakiegokolwiek pomieszczenia jest utrudnieniem, poczęliśmy się zastanawiać nad zintegrowaniem całej trzody.
Poszłam na spacer z suczami, a gdy wróciłam problem już się sam rozwiązał. Po krótkich poszukiwaniach Mamba z Pyzą znalazły zbiega pod biurkiem. 

Ponieważ Mamba wskakiwała na deskę, Bura uznała, że też może.

Padłam na kolana przed biurkiem i w tym momencie obie moje stopy znalazły się w ciepłej kałuży, której nie zauważyłam. Tak rozwiązało się kolejne moje zmartwienie czyli to, że kicia nie siusia i nie defekuje.

Na noc postanowiliśmy zostawić obie kocice razem w pokoju, a Mężczyzna podjął się tej nocy wstawać "do dzieci". Panny na siebie warczały, syczały, żarły z jednej michy, po czym dały sobie po wąsach, biegały za myszą, biegały za sobą, biegały po suszarce z praniem, biegały po Mężczyźnie, który miał silne postanowienie, że się zdrzemnie, znowu bawiły się myszą i znowu tłukły się po wąsach.
Rano obie się nażarły i poszły spać.
Mężczyzna przytośtał się brajlem do kuchni. Jego mina wskazywała, że nakaz eksmisji dla mnie z inwentarzem ściska gdzieś za plecami.
- Co? Skaranie Boskie z tymi zwierzakami? I na co nam to było? - mruknęłam pojednawczo, jednak me intencje zostały źle odczytane.
- No bez przesady - żachnął się ziewając - kot jest mój i zostaje!
- A który konkretnie?
- OBA!

Postawiliśmy Burej kuwetkę w miejscu kałuży, którą zrobiła. Kota od razu pojęła o co chodzi. Grzecznie siusia w tym samym miejscu - obok kuwetki :))) A kupy wali generalnie tam, gdzie jej się akurat przypomni. Cała nadzieja w Mambie, bo już raz Bura trafiła z kakułkiem za Mambą do kuwety.

Obecnie Bura integruje się z psami, bo w naszej klaustrofobii zamykanie drzwi itd.
Integracja wygląda standardowo. Syczenie i pazury. Psy obwąchały sobie nowy nabytek od ogonka, gdy trzymałam nabytek na kolanach, zdziwiły się, że takie małe coś prycha, syczy i się jeży i olały Burą. Bura syczy i się jeszcze jeży pro forma, ale czuje się olana. No i się kręci.












































36 komentarzy:

  1. A to sie u Was dzieje. Ael Bura faktycznie podbija serducha. Moje tez:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj!
      Bura była tam najładniejszym kotem ze wszystkich! O!

      Usuń
    2. Moja starsza Kota prawie jak Twoja Bura! :-)

      Usuń
  2. Przecież jest śliczna! I całkiem śmiało sobie poczyna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest prześliczna. Tak samo jak Mamba z resztą ;)
      No to mamy teraz taki prywatny National Geographic, Planette i Discovery razem wzięte :)

      Usuń
    2. Dlatego nie oglądam tv, mam w domu lepszą.
      Widziałaś kiedyś brzydkiego kota? Ja nie. Chociaż znam jednego, który jest niebezpiecznie blisko tego przymiotnika. Kot ma na imię Wampirek i górnymi kłami drapie parkety. Robi on, ten kot, piorunujące wrażenie i właściwie wcale nie jest brzydki. Ma tylko wieeelkie zęby:)

      Usuń
    3. Widziałam i brzydkiego kota i psa, ale to się nazywa tak brzydki, że aż piękny :)

      Eeee.... my nie mamy telewizora....

      Usuń
    4. Dwie kotki i zero TV. JA też, ja też! Przybij piątkę :-)

      Usuń
    5. Przybijam piątkę! Pomóc Ci znaleźć jeszcze dwie suczki do adopcji? To będziemy miały "po równo" ;)

      Usuń
    6. Ekhm.... wpadła mi w oko Mulinka....

      Usuń
    7. To szoruj do Gośki na bloga i się dogadujcie :))) Tam też jest więcej zdjęć. A Mulinka na żywo jest przecudowna. Śliczna i jedwabista, tylko musi się odkarmić.

      Usuń
    8. Troszkie dalekoooo....
      No i mąż nie całkiem przekonany ...

      Usuń
    9. A żebyśmy miały po równo, to - oprócz dwóch suń - mnie brakuje syna,
      a Tobie córki ;-p

      Usuń
    10. 1. Dzieci się nie liczą w tej sforze, a poza tym na sztukę się zgadza. Po jednej sztuce jest.
      2. Mąż rzecz nabyta i zawsze można wymienić na nowszy model. Ja tak zrobiłam :) co pozwoliło mi uniknąć kryminału. Tzn. humanitarnie nie zabiłam pierwszego i dlatego dzisiaj żyjemy we wzorowej przyjaźni. A propos mój były ma obecnie 12 (słownie: dwanaście) kotów - wychodzących :)))
      A obecny egzemplarz, jak jeszcze mieliśmy trzy psy, twierdził, że mamy o trzy psy za dużo i jak po śmierci któregoś wezmę kolejnego, to on się wyprowadza. Warknęłam: nie kuś! :)
      Potem pierwszy stał pod schroniskiem, żeby adoptować kolejne zwierzęta, także wiesz...

      Usuń
    11. Na sztuki mówisz? Hm...
      A w ogóle nie ilość, tylko jakość się liczy (podobno) ;-)

      I że LOS w te Wasze adopcje zamieszany jest, powiadasz?
      A ja powiem, że za TAMTYMI drzwiami byłam wczoraj wcześniej, niż u Ciebie i TAM po raz pierwszy Mulinę zoczyłam. Czy to ten sam LOS? Kurczę, czemu ten LOS tak daleko?

      Usuń
    12. No to sama widzisz, że Los tak chciał. To teraz spytaj się pana małżonka, czy nie ma czegoś do załatwienia we Wro, bo by się przydało kopsnąć po kota :)))

      Usuń
  3. Po pierwsze primo: Musisz zmienić nazwę bloga na ... Pies, Pies, Kot, Kot w Swetrze...
    Po drugie primo: Nagrywaj filmiki, umieszczaj na youtubie, wtedy miliony reklamodawców zaproponują Ci współpracę i zarobisz takie pieniądze, że Ci się zwróci za kocią i psią karmę...
    Po trzecie primo: a nie mówiłam, że jeszcze papuga...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D
      pierwsze primo wykluczone - koty nie noszą swetrów :)
      drugie primo brzmi kusząco :)
      trzecie primo - to się zwie przepowiednia samospełniająca ;)

      Usuń
    2. Opowiedziałam Twoją historię mojej mamie (miesiąc temu została matką adopcyjną bezdomnej kotki).
      Gdy skończyłam, zabiła mnie wzrokiem.
      Pół roku temu zdechł jej pies. "Nigdy więcej zwierząt w domu!". Teraz ma kotkę. "Żadnych więcej kotów". Wszyscy zastanawiamy się, jaki będzie ten drugi bezdomny kot, który sobie mamę wybierze, bo pierwsza jest cudną syjamską zezowatą strachulką...

      Usuń
    3. Kalina, skoro tak, to moe mam dla Twojej Mamy do pary pewnego księcia...
      Dorota, nie uważasz, że jeden z tych co ich mam pasowałby do syjamskiej kotki?
      ;))

      Kalina, niedługo bedzie u mnie można go zobaczyć. :)

      Usuń
    4. No ba! Ja też widzę tam księcia do pary dla zezuli. Kalina, powiedz Mamie, że jak będzie miała dwa syjamy "czystej krwi" to sąsiadki na dzielni szlag trafi z zazdrości. Mama musi tylko umiejętnie rozpuścić wici z jakiej kosztownej hodowli kotki pochodzą ;)

      A swoją drogą jakichkolwiek słów użyła Mama Kaliny, żeby określić stan mojego zdrowia psychicznego, wszystkie były trafne :))))))))

      Usuń
    5. Mama teraz wypowiada się wyłącznie na temat osiągnięć Jadwini... Bo po miesiącu nauczyła się wskakiwać na krzesło (ach, jaka ona inteligentna!) i zdarza się jej wyglądać przez okno (ach, jaka sprytna!) i codziennie około 19ej domaga się krótkiej, acz treściwej pieszczoty (ach, jaka ona delikatna) i nie niszczy mebli (ach, jaka mądra!), a jednak wydrapała dziurę w sofie (jaka ona rozsądna, że nie rzuciła się na sofę centralnie, tylko nieco bardziej z lewej strony!)... Mam z mamą darmowe rozmowy telefoniczne, co ratuje nam życie... ;-)

      Usuń
    6. Ach, jak dobrze rozumiem Twoją Mamę ;)

      Usuń
  4. Ha! Doroto, oszalałaś i dostałaś totalnego bzika na punkcie kotów, jak to szybko poszło! Widać choćby po ilości zdjęć :D
    Brawo!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oszalałam już dawno. Na punkcie kotów niedawno. A zdjęcia nie są mojego autorstwa... ;)
      I co powiesz, jak Ci zdradzę, że po kątach czai się Mężczyzna z telefonem zawsze w pogotowiu, by zrobić zdjęcie, uchwycić moment etc. :)))))))))))) Właśnie przytuptał pokazać mi kolejne obrazki z życia kudłatej rodziny.
      Ale on nie oszalał tylko jest stuknięty - w lipcu ;) (Zawsze się złości jak mu tak mówię ;)

      Usuń
    2. U mnie też Małż oszalał na punkcie kota, chociaż się zarzekał, że nigdy w życiu!

      Usuń
    3. A na karku tym facetom koty siadają? Albo na barku zwisają? Bo mój mąż narzeka, że jemu nie (a nam: żonie i córce tak). :-)

      Usuń
    4. Mojemu na karku nie siedzą - jest dużo gorzej. Już drugą noc mój Chłop służy koteckom za ulubiony plac zabaw między 3.33 a 7.00. Najfajniej jest skoczyć ze stołu na głowę Mężczyzny, wbić pazurki, żeby chwycić równowagę i dalej odbić się jak z trampoliny do skoku na plecy - Mężczyzny rzecz jasna. Dzisiaj nadal twardo twierdzi, że jest kotami zachwycony :)))

      Usuń
  5. No i zakocenie w toku :)
    Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakocenie ukończone, bo metraż nie jest z gumy :)
      Ale jest super!

      Usuń
    2. Tiaaaa, zobaczymy za pół roku :P

      Usuń
  6. Dzieje się, dzieje... W sumie to naprawdę było nie do przewidzenia jak się zachowa Bura, ale zdaje się, że najlepiej z całej trójki kocic, które u mnie tego dnia były. Zdaje się, że serce wam podpowiedziało bardzo słusznie. :)
    Ostatni filmik super. :)
    Niech no dziewczyny się zakolegują, wtedy będzie się działo!
    Nadal trzymam kciuki, aby wszystko szło jak najlepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz dziękujemy za Burą :)
      Dziewczynom nieźle idzie, zwłaszcza po obfitym posiłku. Nażarte koty są bardzo przyjacielsko nastawione do świata ;)
      Dzisiaj Mamba nauczyła Burą korzystać z kuwety - odtańczyliśmy taniec radości! Bura jeszcze nie potrafi zakopywać swego urobku, ale próbuje :D

      Usuń
    2. Macie co świętować - bezcenne! :)

      Usuń
  7. sliczne faraonki, eee, to znaczy koty. Koty. Sliczne koty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faraonki, faraonki - nazywajmy koty po imieniu ;)
      Ale fakt - śliczne i absolutnie uroczo bezczelne w obyciu.

      Usuń