Zeszłam na psy, obrosłam kotami, mam szafy pełne ulubionych swetrów hmmm... zobaczymy, co będzie dalej :)
Ulubione strony
▼
czwartek, 30 sierpnia 2018
Kocia misja Mamby i kolejna przepowiednia NNNŚ Weta
Mamba. Rozmruczana, rozgadana, przytulna, ciekawska powsinoga. Jeśli powiem, że już mi się oczy nie pocą na to wspomnienie, to nie wiem, czy ktoś uwierzy.
Mambiszon była dla nas kotem szczególnym. Oprócz cudownej osobowości i wdzięku miała w sobie to coś, co sprawia, że między źwierzem a człowiekiem iskrzy.
Krótko mówiąc był to kot idealnie wybrany przez kocią boginię, żeby dwoje zdeklarowanych psiarzy nawrócić na koty. Mamba swoimi przemowami poszerzyła nasze horyzonty, a nawet wybiła dziurę w naszych sercach, by przez nią - już krokiem marszowym - wlazły z dumnie podniesionymi ogonami całe kocie zastępy.
Pozostałe nasze kocice takiej sztuki by zapewne nie dokonały. Kiedyś Gosianka pisała o niejakiej Isi, że ma krótki lont. Obejrzałam filmiki instruktażowe i stwierdziłam, phi! Jeśli Isia ma krótki lont, to nasze panny mają lonty krótsze niż ogony, a Jupi z Burą (czyli Turbo-kotem) mają lonty krótsze niż wąsy! I takim właśnie kocicom Mamba dała u nas dom.
Ale na tym misja Mambulca się nie skończyła! O nie! To dopiero początek ;)
Krótka przerwa techniczna: będzie długo, opowieść popłynie, czytać nie ma obowiązku, ale to dobry moment dla odważnych, żeby zrobić sobie kanapki i herbatę.
Już macie? Ok. Jedziemy dalej.
Po zaginięciu Mamby łaziłam z kwerendą po sąsiadach. Dużo do obejścia nie miałam, bo moją wiochę można beretem nakryć i nie musiałam latać po całej, tylko w miejscach prawdopodobnych.
Tak nawiązałam i zacieśniłam znajomość z Magdą i Krzyśkiem i Olą i Keysem.
Magda i Krzysiek mieszkają dwa domy ode mnie ale już od strony pół i pastwisk należących do Oli i Keysa - czyli przy otwartych przestrzeniach. Mają nieogrodzoną posesję i w związku z tym uprawiają warzywa głównie dla saren ;) Są zapalonymi cyklistami, z rowerów zwiedzają okolice bliższe, dalsze i całkiem odległe, mają swój ul i dwie wełniste kosiarki do trawy. Prawda, że już ich lubicie?
Z takim podejściem do życia nie da się inaczej.
Podstawowym wyposażeniem kuchni Magdy jest lornetka, dzięki której może obserwować cuda natury na rozległych przestrzeniach za oknami. Gdy przydreptałam do niej z pytaniem o mojego kota, to najpierw się spytała czy bury... No nie, czarny.
Uff. Odetchnęła z ulgą. Bo kilka dni wcześniej znaleziono na naszej drodze przy końcu wsi burego kota, zabitego przez samochód. Nikt go nie rozpoznawał, więc wioska doszła zbiorowo do wniosku, że to nasz, bo przecież TU JUŻ WIADOMO CO MY ZA JEDNI ;))))) i nikt nie chciał do nas iść ze złymi nowinami.
Dokładnie dowiedziałam się od Magdy, że Mamba dwa tygodnie przed zaginięciem już nie polowała na łąkach, a że oddalała się drogą z domu w kierunku gospodarstwa Keysa i Oli stąd wydedukowałyśmy, że zaczęła łazić na drugą stronę - do lasu. Tam też miała starcie z kuną.
Na pociechę Magda opowiedziała mi historię swojego kota Polara, który też kilka razy zaginął, a raz to nawet został pochowany.
Poszedł, nie wrócił. Zrobili ogłoszenia i rozlepili w strategicznych punktach wsi - czyli na naszych dwóch "skrzyżowaniach" ;) Odezwała się sąsiadka z drugiego końca, że kot jest u niej, ale już nie żyje...
Poszli. Obejrzeli zwłoki, które były już takie mocno martwe. Polar miał umaszczenie typu krówka i zwłoki też takowe miały. We wsi wiele kotów ma takie umaszczenie, z Tuśkiem włącznie.
No wiecie, rozumiecie - kocia reprodukcja na wsi wygląda mniej więcej tak:
Zabrali kocie zwłoki w karton, przynieśli do domu i w atmosferze ciężkiej żałoby zorganizowali uroczysty pogrzeb z kwiatami i w ogóle.
Polar był kocurem niekastrowanym i cechą charakterystyczną było czarne futro na rodowych klejnotach. To Magdzie nie dawało spokoju i przed samym pochówkiem kazała Krzyśkowi ostrożnie unieść szpadlem tylną łapę zwierzaka, żeby się przekonać.... że Kopernik też była kobietą ;))))) Pochowali z pompą cudzą kotkę, a Polar się znalazł.
Potem znowu przepadł, tym razem zimą w tęgie mrozy. Znowu odpłakali, odżałowali, a Polarek się pojawił jak gdyby nigdy nic dwa miesiące później. Czyściutki, z lśniącym futerkiem, odpasiony, mordziasty, bo sobie na zimę metę znalazł gdzieś u "lepszych państwa". Potem jednak przepadł na zawsze.
Pokrzepiona tymi historiami pomaszerowałam do gospodarstwa Oli i Keysa. Jest to duże gospodarstwo z wolno wybiegową hodowlą krów. Duże powierzchnie pastwisk i łąk, które właściciele od razu, gdy było to możliwe, wyłączyli z obwodów łowieckich. Motywację mieli sporą, gdy grupa podchmielonych nemrodów przetoczyła im się przez podwórko pod oknami domu. Potem postrzelili w łapę psa, z którym Keys szedł na spacer - pies biegł przy nodze właściciela... Poza tym tutejsi myśliwi mają problem z oceną odległości i bliskość zabudowań w polowaniach im nie przeszkadza.Sama się o tym kilkakrotnie przekonałam. A w stanie upojenia mogą wziąć nie tylko kolegę za dzika, ale krowy za bizony. No to nie mogą tu polować i szlus!
I co, Kochani? Też już ich lubicie jako ja ich polubiłam?
Na podwórku zastałam Keysa. Wyłuszczyłam mu problem, a on stwierdził, że pomóc mi nie może, bo on jest od krów ale specjalistką od kotów jest jego teściowa - i tak poznałam Olę i jej Mamę.
Zostały mi opisane dokładnie koty domowe i z gospodarstwa, a nawet Mama Oli się ucieszyła, że owszem jest! Jest czarny kot, który pojawił się niedawno! Ale okazało się, że to kocurek niestety.
Koty meldują się w oborze zawsze w porze udoju, bo dostają ciepłe mleko :) W zasadzie śmietanę. Bo krowy dają mleko mające 5+% tłuszczu a według norm unijnych (tfu! na psa urok z ichnimi normami!) to mleko liczy się do 3,8%, a od 4% jest śmietana. Bydło widać nie zostało unijnie przeszkolone w tym względzie i zamiast mleka tępa rogacizna daje śmietanę ;)
Potem, jak już pisałam, sąsiadka Tereska znalazła i powierzyła nam kocie zwłoki z propozycją rekompensaty w formie psa i pochowaliśmy domniemaną Mambę z ulubionym ręczniczkiem, ulubionym kocim kabanosem i dużymi wątpliwościami.
Dlatego jeździłam jeszcze kilkakrotnie do schroniska (i jeszcze pojadę), bo nadzieja umiera ostatnia.
A w owym schronisku wypatrzyłam kota jak marzenie! Zakochałam się od pierwszego wejrzenia!
Oczywiście, że czarny! Wielki, czarny kocur - większy od Tuśka - z mordą bandyty, zrudziałym futrem i zdeformowanymi uszami po przebytym świerzbie. Z kompletnym garniturem wielkich, żółtych kłów. Rozmruczany, rozgadany przytulny. I gdyby nie fakt, że w domu ostało się 8 kotów, to...
Jak pojadę do schroniska zrobię mu zdjęcia. Może ktoś mający wolny wakat na kocie bożyszcze zakocha się w nim jako ja ;)
Pojechałam z psicami do Weta, bo leki Kreski, bo czyszczenie gruczołów i wyłuszczyłam mu moje dylematy związane ze zniknięciem Mamby. Wykluczył możliwość rozprzestrzenienia się infekcji od pogryzionego ogona oraz po obejrzeniu zdjęć kocich zwłok stwierdził z granitową pewnością, że to nie Mamba! Czyli mam w alei zasłużonych pod żywopłotem z bukszpanu Grób Nieznanego Kota, przy którym wartę prawie nieustannie pełni Jojo (lubi leżeć na nagrzanej ziemi po prostu). Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest jednak, że nasz Mambiszon spotkała na swej drodze po prostu silniejszego... Kuna? Lis? Człowiek? Wnyki?
Nie wiem, czy z tą wiedzą jest mi łatwiej :(
Zwierzyłam się z bolesnego braku czarnego kota i jak zwykle usłyszałam PRZEPOWIEDNIĘ w odpowiedzi:
- Jeśli pani potrzebuje czarnego kota, to proszę się nie martwić. ON NA PEWNO PRZYJDZIE!
Gdy w czwartek 16. sierpnia jechaliśmy z Mężczyzną do Bolesławca, usiłowałam go namówić na krótką wizytę w schronisku, żeby sam mógł poznać pięknego czarnego kocura. Ale uparta ta bestia stawiała opór. A miał o tyle łatwiej, że trzymał kierownicę.
- Kobieto, mało ci jeszcze kotów?
- Ale czarnego nie mamy.
- A co ci powiedziała nasza sobócka wróżka? No co? Że p r z y j d z i e. Prawda? No to poczekaj cierpliwie.
I spokojny jak najedzone niemowlę pojechał dalej, bo doskonale wie, że w naszej wsi czarnych kotów jest jak na lekarstwo.
O naiwny!
I postanowiłam chwilowo zakończyć, pozostawiając drogich PT Blogoczytaczy w oczekiwaniu na ciąg dalszy, bo takowy musi nastąpić po takim wstępie. Przecież nasz weterynaryjny Nostradamus nigdy się nie myli ;)
Kwa, kwa, będzie czarny kotek :) A jeśli wróci Mamba to będą dwa czarne koteczki :D
OdpowiedzUsuńAle jeśli Mamba jest już po Drugiej Stronie, to NA PEWNO macza pazurki w organizowaniu zastępów swoich zastępców. To tak jak Dingusia wcisnęła nam w zamian, na swoje miejsce, tych dwóch kundelników, psiuńciów z popsutymi brzuchami. My to 9 września będziemy obchodzić pierwsze urodziny ! Tak ten czas leci.
Czekam z niecierpliwością na c.d. :)
One to potrafią. I zwykle rekompensata jest z nawiązką ;) Mam nadzieję, że na jednym się skończy.
UsuńJeżu! A ja już jechałam podrzucić ci Rumbę (czarne cudo, tylko ciut dzikawe), ale chyba się spóźniłam???
OdpowiedzUsuńMamba cudowna... Tak też nazywa się siostra Rumby, która wczoraj pojechała do swojego domku...
I tak Mężczyzna nie pozwoliłby mi WZIĄĆ 9. kota. No way! Przecież sama doradzałam Jolce M., że trzeba wyadoptować Kamyka, bo gdy się przekroczy masę krytyczną, to zaczynają się problemy ze stadem.
UsuńTaneczne siostry poznałam jeszcze w domu u B. i faktycznie biegały pod nogami, więc tu się też rozkręcą. Kasia nawet miała nadzieję, że mnie tak weźmie pod włos, ale mi nie zaiskrzyło, bo one są innego pokroju niż Mamba - arystokratycznie smukłe i długoogoniaste, o szlachetnie trójkątnych pysiach. A Mamba miała pyzatą gębusię.
No i przepowiednia musi się wypełnić ;)
Dobrze mi od takich opowieści, po prostu dobrze. :-)
OdpowiedzUsuńDalej będzie Ci tylko lepiej :)
UsuńPrzeczytałam całość i to bardzo chętnie. Piszesz tak wciągająco. Myślę, że polubiłabym tych ludzi. :) W ogóle, to jakie to piękne, że tacy pomocni. Tego mi właśnie brakuje w moim mieście. Wiesz, totalnie mnie zaciekawiłaś, jak to dalej będzie. Oczywiście życzę, by Mamba wróciła, no życzę całym sercem. Masz przepiękne serce. Kocham Twoje podejście do zwierząt, miłość, jaką je darzysz. Jesteś bezcennym darem!!! <3
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa. Niby nadziei już nie mamy, a jednak wypatruję czarnej gaduły na naszej spacerowej drodze przez pola. A nuż się pojawi i z głośnym wołaniem posznuruje do domu swoim charakterystycznym drobnym kroczkiem. Ech...
UsuńDobrze, ze u nas jakos ludzie panuja nad rozrodem kotow i ze zadne bezpanskie nie tulaja sie po okolicach. Nawiasem, od jakiegos czasu w naszym landzie jest obowiazek kastrowania wszystkich kotow, oprocz pochodzacych z zarejestrowanych hodowli. No ale Niemcy to narod zdyscyplinowany i odpowiedzialny.
OdpowiedzUsuńPsie, nadzieja umiera ostatnia... moze wiec...
Tutaj też wbrew pozorom tragedii nie ma. Dlatego jak się trafi jakiś reproduktor to wszystkie są jak od sztancy.
UsuńAle karmienie się złudzeniami strasznie wykańcza psychicznie... wieczna huśtawka. Ale może...
Świetna opowieść ,a sąsiedzi ekstra ;-)
OdpowiedzUsuńOby marzenie się spełniło ! :D
Ja też już sobie nie wyobrażam domu bez czarnego kota ♥
Amyszka, u mnie kocie "marzenia" ganiają stadami. Niewykluczone, że przed zimą będę miała trochę burasków w typie rasy tygrys polski na zbyciu ;) Ludziska, co mają wolne kocie wakaty, mile widziani.
UsuńCzekam.ma.dalszy ciąg! :)
OdpowiedzUsuńCzekajcie, a się doczekacie - czy jakoś tak - jak mówi pismo.
UsuńHalo halo, jak tak można zakończyć??? Czy to miasteczko Twin Peaks?
OdpowiedzUsuńNo owszem, wiocha ma swój klimat, ale jeszcze nikt nie kropnął Laury Palmer z tego, co mi wiadomo ;)
UsuńSkandal! Co było dalej?????
OdpowiedzUsuńMasz rację! Dalej było skandalicznie ;)
UsuńJa cię tak po cichutku poczytuję od jakiegoś czasu, ale dziś się odezwę :-) Chciałam jakby trochę burego kotka...i już dwa się trafiły. I czuję, że nie koniec...czekam na ciąg dalszy, bo koty to nawet w parach czy trijach chodzą ;-) Uważaj czego pragniesz.....
OdpowiedzUsuńOd ręki możesz dostać ze trzy bure ode mnie. Chcesz?
UsuńTaaaa.... uważaj czego sobie życzysz, bo może się spełnić ;]
tylko nie ociągaj sie z reszta opowieści jak George RR Martin, bo złośliwie kolejny nalot harleyowców Ci zrobię ;P.
OdpowiedzUsuń... to ja poczekam ;) a PT Blogoczytacze wraz ze mną :DDDDDD
UsuńNiem nie daj dalszy ciąg! Piątunio jest, dajta!
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz! Przychylam się do prośby o ciąg dalszy:)Teraz, teraz, teraz...:D
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplimenta. Spłonęłam rumieńcem!
UsuńTrza Wam jednak będzie trochę poczekać, bo chwilowo pocę się nad czymś innym, co skończyć muszę, a wena mnię opuściła, kapryśna istota.
No i rację miałaś. Muszę zainwestować w dyktafon. Jakieś sugestie?
Niestety,nie znam się na tym zupełnie. Zwróciłabym się na Twoim miejscu do Latorośli, bo na pewno dałby radę znaleźć najlepszy dla Ciebie model. Moje Młode kupilo ostatnio rejestrator dźwięków i zadowolone bardzo. Spróbuję Ci wysłać próbkę tego, co na owym rejestratorze robi:-)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=E_Fvs8Dh5N0&t=18s
OdpowiedzUsuńMatko, chyba sie udało. Zerknij:)
No ba! Super to wyszło!
Usuń:D,dzieki !
UsuńMoze jednak...
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze tak daleko :(. Mam dochodzaca bardzo miziasta czarna piekosc, modelo bobtail, ze wspaniale zóltymi slepiami. Niestety moja szara zolza za nic nie zgadza sie na dokocenie i obawiam sie, ze czarnulka moze kiedys zle skonczyc :(.
Czarne chętnie wezmę ale na wymianę. Mam teraz oswojonego, pięknego, burego kocurka w białych skarpetkach i z żabotem. Taki Fraczek ale wersja tygrys. Przyszedł i chce być z ludziem. Będę mu szukała ludzia, bo kot śliczny i miziasty, a u mnie już ciężkie boje się toczą wewnątrz stada. Ostatnio Sprzączka podkręca atmosferę.
UsuńTe kocie historie jakże wciągające . I azali to prawda, ze na jednym kocie nigdy się nie skończy ��. Super , że n atej swojej wioseczeczki na kotolubnych trafiłaś, jak czytam Twoje opowieści to nie wiem dlaczego ale przypomina mi się wieś z czeskiego filmu ”Pod wspólnym dachem”....skojarzenia to przekleństwo .....
OdpowiedzUsuń:DDDDD W te wakacje odświeżyłam sobie ten film, bo wszystkie 10 odcinków jest na YT.
UsuńTo taka wiocha jest. PGR był, a już nie ma. Budować się tu nie ma jak i po co. Koty żyją dość spokojnie i po kociemu-dzikiemu. A nawet część ludzi już oswoiła myśl o sterylizacji i wdraża (choć jak nie rozmnożą się tutaj to przylezą). Nikt im tu krzywdy nie robi, żyją po prostu obok ludzi. Dokarmiane. Fajnie jest.
Przepiękny! Można mu wszystkie niedociągnięcia wybaczać już za sam wygląd.
OdpowiedzUsuńFrajda, to Mambusia mała jest... i nie zdradzaj cienką sugestią co będzie dalej!
UsuńZdaje się, że Ty też masz kogoś do przedstawienia na blogasku ;]
Nieno, skończyć w takim momencie??? Wieszczę, że Czarny Kot już jest.
OdpowiedzUsuńOooo! Następny Wernyhora nam się trafił! Znaczy gdzieś kryształowe kule chyba darmo dają ;)
UsuńJak to? dlaczego w takim momencie.
OdpowiedzUsuńCiekawam co dalej.
Już niedługo :)
UsuńHi hi hi :) Ja to jestem ciekawa, co to bedzie u was za jakichs 10 lat. W sensie przyrostu naturalnego stadla :)))
OdpowiedzUsuńBędzie Rzeczpospolita Kocia, Pies proklamuje niepodległość i będzie bił swoją monetę:-)))
UsuńPies proklamuje Kocią Republikę. Jeszcze nie ogarnęłam postu z czarnym kotem, a tu już 4 kolejne w kolejce czekają. No ruch w kotach jak w na wyprzedaży w Biedronce!
Usuń:D Moge wtedy aplikowac do projektu tej monety? Prosze!
UsuńJuż możesz zasięść do projektu :D
UsuńPsie - czy piszesz już ciąg dalszy? Co za cudownych sąsiadów masz, nie sposób ich nie lubić. :)
OdpowiedzUsuńCo do Mamby, wiem, że najbardziej przykre i smutne to jak nie wiemy, co się temu naszemu zwierzakowi przytrafiło, czy gdzieś nie cierpi. Ale tak to jest jak dajemy im wolność, tego się nie da przeskoczyć. Pewnie Mamba z zaświatów ześle ci nową Mambę, która potrzebuje pomocy. Często tak bywa. Mój kot rasy: kaszubski kot leśny ma się dobrze i żyje w wielkiej przyjaźni z psiną moją najukochańszą. A przywiozłam z lasu dwa, drugi wyszedł i nie wrócił, a Misiek jest już z nami jakieś 4 lata. :)
Piszę, piszę, choć teraz mam więcej do czytania niż bym chciała i w dodatku internet ma czkawkę.
UsuńA Mamba jest bardzo hojna...
Psie - że tak z innej beczki zapytam, jak tam w Bolesławcu było? Upolowałaś Japończyka dla mnie? ;)
OdpowiedzUsuńPrzegapiłaś mój bolesławiecki post??????!!!!! Nie wierzę!
UsuńA Japończyków to można było w pęczki wiązać ;)
Psie - tylko mi nie mów, że nie zachowałaś jednego pęczka dla mnie. ;) Albo chociaż jakieś resztki tego pęczka.
UsuńMuszę się wytłumaczyć z zaległości. Przez 3 tygodnie w lipcu i sierpniu żyłam w innym wymiarze, bez Neta. Potem wyjechałam na zasłużony urlop, potem do lasu a Net tam słabiutki i chyba dlatego przeoczyłam ten Bolesławiec. Nadrobię z pewnością. :)
OdpowiedzUsuńSzczęściara! :)
Usuńpostanowiłaś CHWILOWO zakończyć? różne znam chwile, ale takiej długiej jeszcze nie znałam :)
OdpowiedzUsuńChwila mnię się przedłużyła, bo całe zastępy kociego wietkongu robią mi przemarsz przez życiorys, w dodatku mam traumę pourlopowego powrotu do pracy :)
Usuń