Woda jeszcze straszy. Spada powoli, wały nasiąkają, ciągle jeszcze może być niefajnie. Z głową już nas nie zaleje, ale podtopić ciągle może. Dlatego dla odprężenia idziemy w koty drodzy Blogoczytacze, w koty idziemy! Trochę dobrych wieści wszystkim nam się przyda! A powodziowe tematy wałkujemy dalej pod poprzednim postem.
Otóż.
Otóż będąc jeszcze nad morzem udostępniłam na FB post Sylwii, że czarna koteczka szuka domu lub tymczasu. No i ten tymczas oczywiście znalazła. U mnie ;) Zaraz po moim powrocie. Inaczej być nie mogło, bo ja miętka jestem.
Zjechała do mnie dziewczyna w środę 11. września. Historię ma niewesołą. Bezdomna kotka urodziła w lutym piątkę drobiazgu na śmietniku. Dosłownie.
Ludzie wiedzieli, widzieli ale mieli w…. Tzn. nie wszyscy, bo jedna pani nie miała, wybrała sobie z miotu najładniejsze kocie i je zabrała. Kocurek został wykastrowany, zaszczepiony, odpchlony etc. I taki ładny odkarmiony przychodził z domu odwiedzać mamę i rodzeństwo. I tej pani zupełnie nie przeszkadzał widok głodującej reszty rodziny. Bez komentarza. Sylwia przypadkowo wypatrzyła rodzinę i szybko zorganizowała łapankę. Niestety mama i jedno młode przepadły, od ludzi wiadomo że mama była w kiepskim stanie i kulała, więc raczej już nie żyje. Dwa kocurki okazały się dzikie dzikie i po kastracji (to ogarnęły panie z Przytul Pyska) zostały wypuszczone u Sylwii na działkach ROD, gdzie z innymi wolno żyjącymi kotami będą dokarmiane. Na miejsce bytowania wrócić nie mogły, bo to śmietnik, na którym są resztki ludzkiego jedzenia czasami (ostatnio spaghetti) i nie jest bezpiecznie. Natomiast czarna dziewczynka okazała się cykorem strasznym ale rokującym. W klatce łapce tak się miotała, że pocięła sobie policzki i wyglądała jakby miała indiańskie barwy wojenne - stąd robocze imię Pocahontas, dla przyjaciół Poki.
Smarkula okazała się cudownym, delikatnym zwierzakiem. W czwartek się bała, ale przy pierwszym dotyku, pogłaskaniu, wzięciu na kolana włączała traktor i nastawiała łebek pod rękę, tuliła się i ociera. No cudo po prostu. A gaduła! Na widok człowieka pysk jej się nie zamykał! Została wykastrowana, tak jak jej bracia, dzięki Przytul Pyska. Odpchlilam ją, odrobaczyłam, testy wyszły ujemne, apetyt miała ale łapczywa nie była, kuwetę opanowała perfekcyjnie, miała założoną książeczkę i jedyne czego dziewczynie brakowało to własny dom i rodzina. Kicia ma około 6 miesięcy (jest już po wymianie ząbków), jest nieduża, drobniutka, delikatna, uważna - nie żaden łobuz! - więc szukaliśmy dla niej spokojnego domu.
Nasza Poki robiła błyskawiczne postępy! Już w piątek nie cofała się przed ręką, głaskana pięknie mruczała, a nawet przy człowieku schodziła z drapaka do miseczki - ale drzwi klatki musiały być wtedy zamknięte. Koty szybko łapią, że klatka to nie tylko więzienie ale bezpieczny azyl, bo zza krat do kota nie tak łatwo się dostać. Błyskiem opanowała zabawy wędką! Najpierw kicia warczała i syczała, bo się bała wędki, ale jak załapała o co chodzi w zabawie to się pięknie rozkręciła. Szybko dziewczynie szło otrzaskanie z warunkami domowymi :D
Okazało się, że Poka to cudo nie kot! Kocha zabawę, daje się pogłaskać i się nie chowa w panice. Siada sobie w pewnej odległości i obserwuje. W sobotę rano była nieszczęśliwa, bo dostała eksmisję z klatki. Na miejsce jej dużej klatki przesunęłam klatkę z małą Cosią, o której będzie niebawem, i był bunt na pokładzie. Byłam pewna, że Poki będzie próbowała pchać się do małej klatki Cośki, bo koniecznie chce mieć klatkę dla siebie. Ona spała w klatce nawet jak ta była otwarta! Trudno. Miała cały pokój, drapaki, kanapę, pudełka, musiała sobie poradzić.
Ale do przepychanek nie zdążyło dojść, bo za sprawą naszej cudownej pani Weterynarz przyjechali w sobotę ludzie poznać Poki. Mają psa i mieli dwie kotki, ale jedna odeszła po długim i szczęśliwym życiu i została jeszcze druga, też już wiekowa. Przyjechała mama z małą dziewczynką i szesnastoletnim chłopcem. Odejście kota wszyscy bardzo przeżyli, ale najwięcej chłopak, choć trzymał fason i mówił tylko o smutku młodszej siostry. Bardzo mnie ten chłopak ujął. Miły, spokojny, kulturalny, taki bardzo uważający. Kotu od razu z nim zaiskrzyło. I to będzie chyba jego kot. W sensie z wyboru kota. Decyzja była natychmiastowa! To była miłość od pierwszego wejrzenia ❤️ Zmartwili się, bo nie wzięli ze sobą transporterka, ale to najmniejszy problem w domu kociary ;)
I pojechała nasza Poki. Jeszcze tego samego dnia przyszły zdjęcia z nowego domu, jak nasza Poki siedzi u swojego chłopca w objęciach i mruczy. Pani Wet mi napisała: Jak weszłam, to byli razem w łóżku i mała miłośnie się do niego tuliła. Jestem bardzo szczęśliwa, że Borys taki szczęśliwy!
No i tak że tak. W środę przyjechała do mnie dzika kotka do oswojenia, w sobotę wyjechała kicia zakochana w swoim człowieku ze wzajemnością. Bardzo do siebie pasują. Młody ujmujący dżentelmen o aparycji arystokraty* i elegancka aksamitna w dotyku kocia księżniczka o subtelnych manierach. Serce rośnie! Jestem bardzo szczęśliwa!
A o małej Cosi napiszę niebawem, ale smarkula jest dość absorbująca i jako madka karmionca i niedoszła powodzianka padam na nos, więc chwilę zejdzie.
* Jak babcię kocham! Po prostu są tacy ludzie, którzy rodzą się z arystokratycznym sznytem. Miły, ujmujący młody dżentelmen, o nienagannych manierach, akuratny w ruchach i słowach, nawet w sportowych ubraniach wyglądający jak spod igły. Ukradkiem zerkałam, czy ma fular, co by mnie zupełnie nie zaskoczyło. Po prostu są tacy ludzie i jest to jakiś odmienny gatunek. Mam takiego krewniaka, Filipa. Ciepły, serdeczny, ujmujący w każdym calu, nie poci się, nie brudzi, nie gniecie i w byle szmacie będzie wyglądał jak spod igły. Nie wiem, od czego to zależy, bo jego brat, a mój chrześniak Kubuś normalnie jak każdy śmiertelnik. I wyobraźcie sobie na przykład, rodzinnie wykonujemy jakieś brudne prace - typu noszenie mebli i sprzątanie gratów, po 15 minutach wszyscy ściuchrani, upoceni, wymiętoleni, a Filip jak od krawca. I od czego to zależy i czemu mnie nie dotknęło?
Cosia jest powodem że jesteś Madka Karmiąca? Uroczy drobiazg♥️😄♥️
OdpowiedzUsuńWidzisz, tak czasem jest że palec losu pcha i ludzi i stworki ku sobie, by im było dobrze. Moja Rysia jest z takiego pchania, irgowe maluchy też , Poco również. Fajnie i szacun wielki że w tym pomagasz, choć sama masz zajęć innych moc. Żal że nie wszystkie stworki się załapują na to pchanie, no ale co my wiemy? Może jeszcze te ominięte na razie będą pchane.
A co do elegancji wrodzonej to też zazdroszczę😄.
Piękna ta Pocahontas, nawet z rankami na policzkach! A jej historia, to jak sie cudownie i szybko oswoiła nie wiem czemu wycisnęła mi łzy z oczu. Ostatnio w ogóle coś mi sie za częśto pocą...Jak dobrze, że są historie majace szczęsliwe zakonczenia!
OdpowiedzUsuńi ja znam takich ludzi ,co zawsze wyglądają nieomalze idealnie, a wcale sobie z tego sprawy nie zdają. Czy to jakiś inny gatunek? A może inni i na nas tak patrzą a tylko my, widzimy siebie jako wiecznie przykurzonych osobników?!:-))
Czasem cóś dobrego od życia kotu i człowieku wpadnie. Poco na salonach z arystokratą, Cośka na dokarmianiu. No i tak ma być, bo to dobre, prawe i wogle. Wiem że czasem męczące ale dobre. Może w nagrodę was nawet nie podtopi, ech... Co do arystokratów to Cio Mary zawsze taka schludna i na miejscu, bez potu i ze zrobionymi paznokciami. Mła najczęściej za to wygląda jak oderwana od pługa.
OdpowiedzUsuńPiekna historia malej Czarnulki z happy endem😍Miala szczescie, a do was wroci to szczescie pod inna postacia. Np. suchej podlogi🤞Splywaj wodo w trymiga i jak najdalej od domostwa. Usciski. Kitty P.S. Strazacy nakarmieni? 🥰
OdpowiedzUsuńCzarne koty są magiczne 💜
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Pocahontas i Cosia 🍀
Popłakałam się. Głupia jestem, co nie
OdpowiedzUsuńNie wiedzialam, ze koty tez moga sie samookaleczac. Eleganckie zakonczenie historii - kocia arystokratka znalazla swego ludzia. Pasuja do siebie nadzwyczajnie;)))
OdpowiedzUsuńOna tak pchała mordkę w kraty, żeby się wydostać, że się pocięła. Ona nawet tego nie czuła na tej adrenalinie. To nie jest samookaleczanie sensu stricte
Usuńto ja! znowu tezMonika.
UsuńOgromnie mnie poruszyła ta historia. Naprawdę. Zawsze płacze, gdy czytam o cierpiących zwierzątkach. Śliczna czarnulka. Ja też jednego czarnego. Ma na imię Lancelot jak ten rycerz króla Artura. Pasuje mu do charakteru. Drugi ma Lucyfer. Kochane są oba. Nie mogłabym bez nich żyć.
OdpowiedzUsuńWreszcie mi się udało. Byłam tu wczoraj, przymierzałam się do skomentowania zaległych wpisów, ale dopadła mnie kotka i unieruchomiła na bardzo długi czas. Nie dosięgałam nawet do klawiatury. Teraz jest na spacerze, więc korzystam.
OdpowiedzUsuńKochana, ta przytoczona historia ma wielu antybohaterów, ale tylko jedną bohaterkę - Ciebie. Najbardziej chyba zabolała mnie nie ta obojętność "zwykłych" ludzi, tylko ta selektywność w zachowaniu "miłośniczki kotów", która jednego ocaliła, a resztę pozostawiła na pastwę losu. Wow, miłosierdzie level germańskiego oprawcy z Auschwitz! Serce kraje mi się na myśl o tej biednej kotce, która urodziła swoje potomstwo, pewnie robiła, co mogła, by wykarmić, i sama przepadła.
Parę miesięcy temu sama dokarmiałam taką kocią matkę - nigdy nie pozwoliła mi się dotknąć, ale ufała mi na tyle, że kiedy mnie widziała, podchodziła, bo wiedziała, że mam dla niej smakołyki. Często dawałam jej plasterki szynki, bo te najłatwiej było jej chwycić w pyszczek i zanieść młodym. Pewnego dnia przyprowadziła mi pokazać swoje potomstwo: czwórkę prześlicznych kociaków, każdy z innej parafii. Tego dnia się poryczałam ze wzruszenia. I bezsilności, bo to była kotka jakiegoś lokalnego wieśniaka, i wiedziałam, że całą tę kocią rodzinę czeka marny los. Jakiś czas później pojawiła się tylko z dwoma kociakami, następnie z jednym... :((
Kobieto, jesteś aniołem w ludzkiej skórze, i za to co robisz dla tych zwierząt, powinni Ci wybudować pomnik - jeszcze za życia.
Biedna Pocahontas, i to jej przerażenie w oczach, ten widoczny brak zaufania... Zawsze mnie to niesamowicie uderza i boli, kiedy zwierzę patrzy w ten sposób na ludzi.
Masz całkowitą rację, wiem, o co Ci chodzi. Są tacy ludzie na świecie, którzy mają niezwykle dystyngowaną manierę i szlachecki sposób bycia. Dużo klasy w sobie, ale takiej niewymuszonej. A są też tacy, którzy mają przaśną urodę, i przyodziani w najbardziej piękne szaty, i tak będą prezentować się jak prości ludzie ze wsi.
Jak zawsze ogromnie mnie cieszy happy end w takich historiach.