Ulubione strony

niedziela, 29 września 2024

Cosia

W pamiętną środę, kiedy trafiła do mnie Pocahontas, już późnym popołudniem Sylwia podesłała mi post z FB. Facet na swojej posesji znalazł kociątko, którego matka nie pokazywała się już od dwóch dni i bidne siedziało samo pod jakąś wiatą. Mimo próśb dziewczyn gość odmówił zabrania maleństwa do domu lub zabezpieczenia w piwnicy, bo twierdził, że jednego kota już ma, a drugiego nie chce. A już na telefony słane były alerty o załamaniu pogody.... W dodatku stwierdził, że kot głodny nie jest, bo pić mleczka nie chce - bez komentarza. Kociak był już tak słaby i wyziębiony, że pić mleka sił nie miał, co paradoksalnie uratowało mu życie.

Zgodziłam się zabrać kociątko, jednak pod warunkiem, że ktoś mi zwierzaka przywiezie via gabinet weterynaryjny, bo: po pierwsze już nie miałam czasu jeździć za Trzebnicę po kolejnego kota; po drugie chciałam, żeby malca zobaczyła nasza pani Wet, czy to jeszcze jest w ogóle co ratować. I dobrze się stało, bo faktycznie, kot już ogon miał po tamtej stronie życia ale jeszcze wola walki była. Na zdjęciu wyglądało na większe, a okazało się 2/3 tygodniowym smarkaczem płci prawdopodobnie żeńskiej. 









Po ciepłej kroplówce (bo wyziębione i odwodnione), zawinięte w ręczniki i zaopatrzone w zapas mleka, kociątko zostało do mnie przywiezione. I tak zostałam madkom karmioncom kociego smarka. Smark dostał na imię Coś, a w zasadzie Cosia - bo to chyba dziewczynka - i zaraz po przyjeździe ogrzany i z chęciami do życia wytrąbił całe 12 (słownie DWANAŚCIE!) ml mleka ze strzykawki. Ułożone w pudełku w kocach i ręcznikach na termoforze zasnęło słodko. 





Ta wielka micha z solidną porcją żarcia, to spodek od espresso i łyżeczka papki

Potem pochłaniało już mniejsze porcje, tak po 5-6 ml. Po dwóch dniach uznałam, że w końcu ją utopię przez zachłyśnięcie karmiąc tą strzykawką i dałam jej mleko na spodku. Wyciumała. To podsunęłam jej miksowane mięsko gotowane z marchewką - wyciumała. I tak skończył się okres mleczny, bo mleko jest dla cieniasów i Cośka więcej mleka nie chciała. Nagotowałam paćki mięsno marchwianej i pomroziłam porcyjki po cztery łyżeczki - czyli po jednej całodniowej porcji. 












A potem niezrównana ciocia Ewa Thomas z Fonsikowego bazarku dla łapek w potrzebie obkupiła nas w paszteciki dla kocich bobasów i smarkula wcina. Od tygodnia zarzuciłam również termoforowanie i wstaję do mikrokotka tylko raz w nocy. 

W trzecim dniu pobytu, po którymś jedzeniu wsadziłam Cośkę do kuwety - najmniejsza jaką mam jest wielkości pudełka po butach i jest w spadku po... Zarinku* - Cośka w niej zaginęła jak na olbrzymiej pustyni, ale od razu załapała, o co w tym chodzi i nie załatwiła się nigdy poza kuwetę, co dowodzi jej absolutnego geniuszu. Załatwia się wzorcowo, tylko na początku kupa była luźna, jak się zanadto opchała, a teraz jest książkowa. Tylko trudno to wydobyć z kuwety bo przelatuje przez oczka łopatki :D Tzn. teraz już nie, ale na początku... czyszczenie odbywało się ręcznie.

We czwartek po przyjeździe smarka zważyłam. Najedzonego, więc jest jakiś błąd pomiaru i wyszło 317 gramów. W poniedziałek powtórzyłam ważenie również kota z farszem i wyszło całe 376 gramów. A potem była powódź i dopiero w ostatni wtorek ogarnęłam się z kolejnym ważeniem. Kawał kota 533 g! W każdym razie rośnie. Je i rośnie.










Pamiętacie? A ja mam Dziabąga, on śmiesznie wygląda,
on włazi na półki i książki ogląda,
on w kuchni u mamy pomiędzy garnkami
myszkuje bez przerwy i plami sobie nos!



Oprócz tego, że Cosia jest nadal malusieńka jak Calineczka, jest już całkiem samodzielnym kotem. Bardzo pragnie kontaktu z innymi istotami, ale dorosłe koty nie lubią takich malców. Na początku wszędzie ją targałam ze sobą pod bluzą, ale teraz za bardzo się wierci i chce zwiedzać świat, więc musi sama siedzieć w kocim pokoju. Póki była w pokoju z Poki, było jej raźniej. Dwa razy w nocy przelazła ze swojej klatki kenelowej do klatki Poki i tam ją znalazłam, śpiącą słodko w budce drapaka. Nasz dom dla takiej malizny nie jest bezpieczny. Zwłaszcza w powodziowym amoku. Szkoda mi, że musi sama siedzieć w kocim pokoju i zaczynam się pomału rozglądać za odpowiedzialną rodziną dla Cosi. Tym bardziej, że zrobiła się już ruchliwa jak elektron i musimy ją puszczać po domu. 




































Jest to dość uciążliwe, bo ja ostatni tydzień byłam skoszarowana w pracy od rana do nocy - nawet w soboty i jeszcze jutro mam taką ciężką szychtę w komisji rekrutacyjnej. A to oznacza, że nie tylko mnie nie ma w domu, ale cały popowodziowy rozgardiasz czeka na uporządkowanie. Żyję po prostu w ciężkim syfie i mam nadzieję, że od wtorku zacznę ogarniać. Wczoraj przyjechała pralka na ten przykład, a stara i już nieco sfatygowana zostanie w łazience na górze. Obie pralki zostały podłączone i dzisiaj ruszyło pranie.

Natomiast oczywiście nie może być dobrze. Numer ponownie odwalił Dullux. Znowu gdzieś polazł i w ostatni czwartek dowlókł się do domu ciągnąc tył za sobą. Znalazłam go w tym stanie w piwnicy ok 17.00, a rano było jeszcze wszystko ok. Po 20.00 wróciłam z rajdu po wetach. Nie ma złamań, ale na usg wyszedł brak ukrwienia i obrażenia jakby się gdzieś zawiesił, jak w oknie uchylnym. Niestety, nie jest dobrze. Nie jadł i nie pił. Przedwczoraj zjadł 1/4 saszetki i dzisiaj w nocy się napił, po czym wszystko zwrócił razem z krwistą mazią. Teraz się napił i woda jeszcze została w kocie. Staram się być optymistką. Niestety dzisiaj niedziela i nawet nie wiem gdzie uderzać po pomoc, a jutro cały dzień w fabryce. Ryczeć mi się chce. Możecie pomartwić się ze mną jak coś.


Na razie muszę się skupić na znalezieniu domu Cośce. To nam wszystkim wyjdzie na dobre.

To jest sama słodycz i cudo nie kot! Żadnych biegunek, klasa mistrzowska w opanowaniu kuwety, pałaszuje pasztety i kocha chrupki. Zupełnie bezproblemowa.

Jakby ktoś się zakochał, albo chciał ją zarekomendować ze skutkiem adopcyjnym, to nr w sprawie adopcji 600906040 :D         Jak coś, to dojedzie do nowego domu :)

Dzisiaj pożegnaliśmy Dulluxa. Nie mam siły nic więcej napisać. Ryczę.






* Tak, Zarin ważył 7 kg i był wielkim kocurem; owszem, musiał się męczyć korzystając z kibla dla kocich niemowląt; nie, pani Zarinka przez jedenaście lat nie przyszło do głowy, żeby mu zmienić kuwetę na większą - możecie sobie wyobrazić autentyczną radość tego kota, gdy dopadł u mnie największej kuwety model Nestor; miseczki Zarin też miał jak dla chomika.

42 komentarze:

  1. Tak w Gośce można się zakochać. Mam nadzieję, że szybko znajdziesz dla niej dom
    Ale przede wszystkim życzę Ci, abyś jak najszybciej odrobiny spokoju,. abyś mogła wszystko ogarniać...
    Pozdrawiam jesiennym czasem Aniołów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za te ciepłe słowa. Dzisiaj ta Archanielska opieka jest mi bardzo potrzebna.

      Usuń
    2. Niech zatem trwa każdego dnia
      Pozdrawiam wszystkimi kolorami października

      Usuń
  2. Cośka prześliczna gwiazdeczka ❤️ trzymam kciuki za Dulluxa 👊oby było dobrze !!,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cosia cudo, a Dullusia już niestety z nami nie ma

      Usuń
    2. Tak mi przykro z powodu Dullusia 🖤😢🖤

      Usuń
  3. Wysylam dobre Anioly, niech ci pomoga przetrwac ten kociokwik , niech sil dadza i dadza ci w koncu odpoczac 🙏🏻 Kitty P.S. Juz ci kiedys mowilam, ze mamy odwrotne nicki do upodoban : ja Kitty, najbardziej kocham psy, Ty Pies, kochasz glownie koty :)) Hau hau i miau miau

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuk za utrzymanie wody w Dulluxie, może ruszy powolutku z trawieniem. Nie podłamuj się jeszcze. Jeżeli woda zostanie to z całą resztą jakoś pójdzie. Może delikatnie masować? Cóśka wygląda mła na przyszłą piękność w stylu Okularii, może nawet bardziej przytulajską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dullux nie żyje :( To był jakiś krwotok wewnętrzny. Cośka jest słodziutka <3

      Usuń
    2. Jasna dupa, myślałam że mu się jeszcze uda. Psico, jak strasznie mła przykro, no po prostu czuję się aż głupio z tym moim tfu, tfu, tfu, stadem, które jest tylko zwyczajnie niegrzeczne. Wiesz nie wiem czy by tu chirurg pomógł, cholera wie co to było. Jedno co pociesza, co sobie Dullux pożył to jego. Dobrze mu u Ciebie było i życie zakończył przy Was. Bardzo o Was myślę, bardzo, bardzo.

      Usuń
    3. Nie Taba, tutaj ratunku nie było. To się gdzieś musiało sączyć od początku, dlatego nie wyglądało źle. Przecież w usg nic nie było widać. Niby człowiek wie, że źwierz miał dobrze i żył kocim życiem ale z pełnym zapleczem socjalnym, ale słaba to pociecha. Przynajmniej teraz. Żałobę trzeba przejść. A Pasiak się wrócił czy słuch po nim zaginął?

      Usuń
    4. Podobno Pasiak prowadzał się z panem z kiosku, który to kiosk został zamknięty z powodu przejścia pana na emeryturę. Mam podejrzenia. Ech... byleby tylko miał dobrze ale ludziska ćwierkajo że pan go rozpuszczał surowym mięchem od naszego rzeźnika, więc nie sądzę że gdyby to pan z kiosku uprowadził, to Pasiak pogorszył swoje warunki życiowe. Zawsze umiał o siebie zadbać, w końcu u nas pojawił się jako dorosły kot. No i nie da się ukryć że prowadził zawsze bujne życie towarzyskie, potrafił zanikać a mła po niewczasie się dowiadywała co gdzie zżerał i gdzie się melinował. Co do czułej pamięci Dulluxa to najważniejsze że zdążył do domu i opieka była.

      Usuń
  5. To aż tak. Znów jasna dupa kumulacja. Czy to nie jest już stan chroniczny? W nałóg Wam musiała wejść, nie ma inaczej. Odwyk!!!! Konieczny, bo to nałóg niszczący, nałóg, bo jak wytłumaczysz urlopowe zeznania i pragnienia odnośnie towarzystwa choć kur? Kwiatki podlewać, taaaa😉😉😉.
    Na bardziej poważnie już napiszę, że nie wiem czy ten monotonny małoróbstwem urlop jeszcze pamiętasz, myślę że odszedł w krainę
    mrzonek, bujda że był.
    A całkiem poważnie. To coś złośliwego strasznie, ta kumulacja w stanie jak na razie ciągłym, ze zdarzeniami drastycznymi jak powódź, pracowa orka, i futra sobą wymagające koniecznej opieki gdy ta opieka trudna, choćby czasowo. Ale. Pocahontas znalazła swego kapitana (to kapitan był?), Cosia, maleńki cud, złapie kogoś za serce, nie ma inaczej. Powódź se poszła bez wstępowania na obiadek, a bajzel kiedyś ogarniesz, prędzej czy później. Najbardziej trudne to, że akurat teraz pracowa orka i Duluks. Trzymam kciuki za Was. I nie podłamuj się. Z orką nie pierwszyzna, Dulux już raz się ogarnął, może powtórzyć, oby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, kumulacja. Ale chyba już przywykłam, bo w moim życiu mam ciągłe kumulacje. Szkoda, że nie w totka. Dulluxa już niestety z nami nie ma, już nie cierpi.

      Usuń
    2. Ożesz, biedny. Biednaś i Ty. Fatalna informacja.

      Usuń
    3. Jeszcze nie dociera. Jeszcze będę wypatrywać w ulubionych miejscach i za każdym razem boleśnie sobie uświadamiać...

      Usuń
    4. Tak, nie dociera, wypatruje się długo. Sercem, ono nie chce pamiętać że stworka tu nie ma.

      Usuń
  6. Oj jakie maleństwo, aż mi się przypomina nasze klatkowanie trzech maluszków i karmienie. Eh. Oby domek cudo się znalazł! 💚💚💚💚💚💚💚
    I zdrowia dla Dulluxa, oby było dobrze!!! 💚💚💚💚💚💚💚

    OdpowiedzUsuń
  7. Przykro mi z powodu Twojego Dulluxa 🥲Kitty

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo bardzo współczuję. ;( Tak w ogóle kocham cię od dawna (od Jojo), a po Cośce mi się wzmaga. ;) Galia Anonimia

    OdpowiedzUsuń
  9. Smutna wiadomość o Dulluxie, też miałam nadzieję, że się wykaraska, twardy był z niego zawodnik i żył na swoich zasadach. Odszedł zaopiekowany i w bezpiecznym miejscu.
    Dużo szczęścia życzę Cosi, oby znalazł się ktoś, kto zakocha się w tym drobiazgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Dullux była jedyny w swoim rodzaju, to była silna kocia osobowość. Cudowny dla ludzi, twardą łapą trzymał futrzaste towarzystwo.
      W imieniu Cosi i własnym dziękuję <3

      Usuń
  10. Dullux to byl boKATER! Bardzo, bardzo przytulam cale stado. Jak sama wiesz - natura nie znosi prozni dlatego Cosia. Toz to taka kocia wczesniaczka - jestes wybitnym neonatologiem, tfu kociologiem-wczesniakologiem! Medal dla Tua. Natentychmiast sie beda meldowac drzwiamy oraz oknamy!!! Trzymam wszystkie pazurki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cośka już w te sobotę idzie na swoje. Będzie miała psa :D

      Usuń
    2. to ja! tezMonika, nie wiem czemu Anonimowy...(

      Usuń
  11. Biedny Dulluxik:( Doczytalam, że Cosia ma już dom, niesamowitr jest skad Ty bierzesz te domy, ja jednemu kotkowi nie moglam nic znaleźć, i tak mialam Rysiulka przez 14 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, gdyby wszystkie tymczasy miały u nas zostać, to dzikim pędem minęłabym Violettę Villas!
      Bo widzisz, ja mam takie biuro pośrednictwa adopcji ;) Kiedyś już o tym pisałam. Szefową jest święta Gertruda z Nijvel. Ja se zawsze z Nią pogadam, żeby rozejrzała się za człowiekiem, który potrzebuje tego konkretnego kota (bo koty, jak wiadomo, są różne) i Ona zawsze tak zrobi, że trafiają na siebie właściwy człowiek z właściwym kotem i chyba nigdy nie zajęło Jej to dłużej jak tydzień, i zawsze było bez pudła.

      Usuń
  12. Kocham, przytulam, współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zamiast Cosia to ja przeczytałam Gosia. Okulary mi się kłaniają. Spokojnej nocy życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Ty jedna ;) albo niektórym się autokorekta włączyła na telefonie lub kompie, a jak wiadomo, autokorekta wie lepiej ;

      Usuń
    2. Dziwne... w mailu widzę jeszcze jeden Twój miły komentarz, który się tutaj nie wyświetla.
      A co do ludzi i ich postępowania, które nam się w głowie nie mieści... dochodzę do wniosku, że jest to namacalny dowód na wielkie miłosierdzie Boże, bo ja na Jego miejscu już dawno wytłukłabym większość przedstawicieli rodzaju ludzkiego.

      Usuń
  14. Jest mi tak przykro z powodu straty, tak mocno sercem Cię przytulam!!!!! Mam nadzieję, że Cosia znajdzie domek, jest tak urocza, że słow na nią nie ma. Pomyśleć, że mogła nie żyć, ale żyje i wierzę, że znajdzie domek. Ileż już istnień uratowałaś, zawsze piszę do Ciebie z podziwem, ależ dobrze Cię znać, choć w taki sposób. Dla mnie jesteś inspiracją!!!! Zdrówka, ulgi, uśmiechu, raz jeszcze bardzo mocno przytulam!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym podziwem, to bez przesady. No chyba, że podziwiasz, że w tym kociokwiku jeszcze nie zwariowałam (ale to jest sprawa dyskusyjna, bo jakby się tak z bliska przyjrzeć...) i/lub że mi się kopyta jeszcze tak całkiem nie rozjechały. A Cośka za dwa dni jedzie na swoje ;)

      Usuń
  15. Niech będzie kotkowi dobrze za Tęczowym Mostem :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Trudno mi znaleźć słowa podziwu i wdzięczności dla Ciebie, za wszystko co robisz. I to w takich ciężkich terminach... Jesteś chodzącym dobrem :-*

    OdpowiedzUsuń
  17. O nieeee, tak bardzo mi przykro z powodu odejścia Twojego Dulluxa :(( Niestety, wiem, moja droga, przez co przechodzisz, bo rok temu straciłam mojego ukochanego kociaka - miał wyjątkowo paskudną wersję kociej białaczki, więc i my przechodziliśmy przez to samo: odmawiał picia, jedzenia, spędzał długie godziny w pozycji bólowej... Walczyliśmy o niego, bo to cudowny kot był (przygarnęliśmy go z mojego miejsca pracy), ale niestety choroba zrobiła swoje. Te jego ostatnie chwile życia mocno mnie straumatyzowały. I choć teraz moje serce rwie się do przygarnięcia kolejnego słodziaka, kiedy tak patrzę na te prezentowane przez Ciebie sierotki, to jednak nie chcę już więcej przechodzić przez to samo. Mamy jeszcze dwa dorosłe koty (ponad 8 i 6 lat), ale po nich już chyba nikogo więcej nie będzie... Dlatego podziwiam Cię, że nieustannie znajdujesz w sobie siłę. Jesteś kobiecą wersję nieustraszonego strażaka Sama, który bez chwili wytchnienia gasi wszystkie pożary powstałe przez głupotę i znieczulicę innych ludzi. Tradycyjnie już brak mi zrozumienia dla zachowania tego człowieka, który odmówił kociakowi ratunku. Zastanawiam się, jakie życie ma ten jego kot...
    Cieszę się ogromnie, że malutka znalazła kochający dom - widać, że niesamowicie odżyła! :)

    OdpowiedzUsuń