Czyli kocie dziecko na bis
O tym, że Mamba z lubością turla piszczące myszy o trzeciej nad ranem, a zaraz potem za nimi turla się Pyza, już pisałam.
Mamba się w ogóle świetnie z Pyzą bawi i nie tylko z Pyzą, a jak się nudzi wieczorami i nocami, to demoluje.
Postanowiliśmy więc wyjść losowi na przeciw, wziąć się z nim za bary i natrzaskać po pysku, zanim los ześle na nas tę przepowiedzianą plagę "mrówek faraonek" (tu już możecie zacząć turlać się ze śmiechu). Jednym słowem postanowiliśmy naszemu kociemu dziecku zorganizować grupę rówieśniczą - czyli drugie kocie dziecko.
Burą.
Tym bardziej, że NNNŚ Wet powiedział, że jeśli nie chcemy, żeby za rok nasza Mamba była tylko ozdobą na kominek i żeby pozostała socjalna, to musi się socjalizować z innym kotem. Z opinią autorytetów się nie dyskutuje.
Zamieszkała z nami w sobotę wieczorem.
Miała być Dymka ale w sumie los musiał swoje trzy grosze wtrącić (nie chichocz tak Cholero jedna!) i zamiast Dymki przyjechała z nami Bura.