Kochani,
jak co roku wysyłam w świat prośbę o ten 1%.
Ten 1%, dzięki któremu można zrobić wiele dobrego.
Ja wiem, że potrzeby i liczba potrzebujących jest ogromna, że chciałoby się pomagać i skutecznie pomóc wszystkim - a się niestety nie da, że każdy z Was kogoś wspiera w ten, czy inny sposób.
(niektórzy z zaskoczenia - cudownymi niespodziankami, o czym wkrótce napiszę Drogie Blogowe Ciocie! ;)))
Ale może jeszcze nie zagospodarowaliście swojego jednego procenta, albo cierpicie na nawisy inflacyjne, które ciągną Wasze kieszenie ku ziemi, portfele w szwach Wam pękają i nawet fiskus nie ma pomysłu, jak Wam ulżyć. Może banki z rajów podatkowych ślą Wam ponaglenia, że ilość zer na Waszych kontach przekracza możliwości obliczeniowe ichnich systemów.
Słowem - jeśli macie wolne środki i/lub wolny jeden procent, podpowiadam, że można je przeznaczyć na rehabilitację czteroletniej Magdalenki.
Zeszłam na psy, obrosłam kotami, mam szafy pełne ulubionych swetrów hmmm... zobaczymy, co będzie dalej :)
Ulubione strony
▼
środa, 24 lutego 2016
poniedziałek, 22 lutego 2016
Słoneczna zupa z marchwi, bo na dworze zimno i mokro
piątek, 19 lutego 2016
Dzień kota był, dzień psa będzie :)
Ponieważ większość PT Czytelników blogujących rozpływała się nad Dniem Kota, przypominam, że Dzień Psa dopiero przed nami - będzie 1. lipca.
A u mnie na okrągło dnie psów i kotów :)
Dzień Kota był ostatnim dniem mojej uroczej, niemal pięciodniowej migreny, więc nie tylko nie miałam siły nic skrobnąć, ale moje pulsująco odbijające się od szkła okularów prawe oko nawet nie pozwalało mi za bardzo czytać. A to już tortura. Bo od kiedy nauczyłam się tej niełatwej sztuki, korzystam z niej radośnie i bez końca.
Pewnie jesteście Kochani ciekawi, co słychać w mym prywatnym Zoo.
Otóż:
A u mnie na okrągło dnie psów i kotów :)
Dzień Kota był ostatnim dniem mojej uroczej, niemal pięciodniowej migreny, więc nie tylko nie miałam siły nic skrobnąć, ale moje pulsująco odbijające się od szkła okularów prawe oko nawet nie pozwalało mi za bardzo czytać. A to już tortura. Bo od kiedy nauczyłam się tej niełatwej sztuki, korzystam z niej radośnie i bez końca.
Pewnie jesteście Kochani ciekawi, co słychać w mym prywatnym Zoo.
Otóż:
sobota, 13 lutego 2016
Serniczek na smutki
Specjalnie dla Was, wychodząc na przeciw oczekiwaniom Joanny Z., przepis na serniczek.
Przepis spisany przez Mężczyznę, więc z aptekarską dokładnością (tak, że każdy inny samiec da sobie radę z materią serniczą ;)
Przepis spisany przez Mężczyznę, więc z aptekarską dokładnością (tak, że każdy inny samiec da sobie radę z materią serniczą ;)
Sernik
Składniki potrzebne do wypieku:
- 1,5 kg sera białego
- 2 jajka
- 4 żółtka jajek
- 0,5 szklanki oleju
- 1 szklanka cukru (ja dałem 0,5 szklanki)
- budyń waniliowy lub śmietankowy
- trzy lub cztery kropelki smaku waniliowego do ciast
- bakalie (nie miałem bakalii, więc nie dodawałem)
- herbatniki lub biszkopty (na spód wypieku)
Ceremonia przygotowania:
Poniżej potrzebne składniki do wypieku:
czwartek, 11 lutego 2016
Gwiazdy na miarę Oskara :)
To się musiało tak skończyć!
Wrodzony talent, nieodparty urok, czar i absolutna fotogeniczność!
Przy tym niezaprzeczalne warunki...
Wrodzony talent, nieodparty urok, czar i absolutna fotogeniczność!
Przy tym niezaprzeczalne warunki...
piątek, 5 lutego 2016
Załamanie nerwowe, mózg się lasuje - czyli czytacie na własną odpowiedzialność!
Dzisiaj będzie mój zawodowy striptiz.
Ponieważ od rana turlam się ze śmiechu, choć jest to śmiech histeryczny, pokrywający bezsilność, głęboką frustrację i załamanie nerwowe. Ale śmiechem postanowiłam się podzielić. A co!
Otóż dzisiaj sprawdzałam prace zaliczeniowe moich studentów. Termin drugi - poprawkowy.
Ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach by w to nie uwierzył, zrobiłam dokumentację fotograficzną.
No a jak macie jakieś znajomości w NASA, możecie im dać cynk, bo tu się Noble i nowe technologie kryją. Wybrałam dla Was najlepsze, bo - wierzcie mi - wszystkich byście nie szczymali!
Gotowi?
No to lecimy.
1. Douczcie się, co to jest peptyd - wyjątkowa okazja!
Ponieważ od rana turlam się ze śmiechu, choć jest to śmiech histeryczny, pokrywający bezsilność, głęboką frustrację i załamanie nerwowe. Ale śmiechem postanowiłam się podzielić. A co!
Otóż dzisiaj sprawdzałam prace zaliczeniowe moich studentów. Termin drugi - poprawkowy.
Ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach by w to nie uwierzył, zrobiłam dokumentację fotograficzną.
No a jak macie jakieś znajomości w NASA, możecie im dać cynk, bo tu się Noble i nowe technologie kryją. Wybrałam dla Was najlepsze, bo - wierzcie mi - wszystkich byście nie szczymali!
Gotowi?
No to lecimy.
1. Douczcie się, co to jest peptyd - wyjątkowa okazja!
I co? Teraz już wszystko jasne! Obżeracie się tłustościami i mięśnie (czyste białko!) na dupsku rośnie! |
czwartek, 4 lutego 2016
Jojcik i spółka
Jojcik ma się nieźle i chyba jeszcze będą z niej koty.
Boi się coraz mniejszej ilości rzeczy i dźwięków.
Nie integruje się wylewnie, ale też nie boi się, nie syczy i nie unika.
W sumie to nas olewa. Głaskać ją może każdy, kto ma na to ochotę.
Gdy drapie się ją za uszami to nawet łaskawie mruczy.
Wylazła spod fotela oraz spod stołu i przeniosła się na parapety.
Na parapet wychodziła początkowo tylko w nocy i gapiła się na "telewizję" do rana. Potem Mężczyzna zrobił dla niej specjalne półeczki w ulubionych miejscach i tak zyskaliśmy kolejną biało-czarną ozdobną poduszkę w kształcie kota ;) Jojo nawet nie rusza się za bardzo do miseczki, bo wie, że i tak przysmaki zostaną jej podsunięte pod nos!
No jak nie, jak tak. Codziennie w śmietanie dostaje laktulozę - niestety nie mogę jej odstawić, ani ograniczyć, bo wtedy jest problem z kupą. Codziennie też dostaje jeszcze antybiotyk w pysznym mięsku. No to pańcia kiciusia i podtyka temu kotku.
Jak to trafnie określił Tofik, Jojo uznała, że nadaję się na jej służącą. Mam właściwe kwalifikacje poparte długoletnim doświadczeniem :)
Boi się coraz mniejszej ilości rzeczy i dźwięków.
Nie integruje się wylewnie, ale też nie boi się, nie syczy i nie unika.
W sumie to nas olewa. Głaskać ją może każdy, kto ma na to ochotę.
Gdy drapie się ją za uszami to nawet łaskawie mruczy.
Wylazła spod fotela oraz spod stołu i przeniosła się na parapety.
Na parapet wychodziła początkowo tylko w nocy i gapiła się na "telewizję" do rana. Potem Mężczyzna zrobił dla niej specjalne półeczki w ulubionych miejscach i tak zyskaliśmy kolejną biało-czarną ozdobną poduszkę w kształcie kota ;) Jojo nawet nie rusza się za bardzo do miseczki, bo wie, że i tak przysmaki zostaną jej podsunięte pod nos!
No jak nie, jak tak. Codziennie w śmietanie dostaje laktulozę - niestety nie mogę jej odstawić, ani ograniczyć, bo wtedy jest problem z kupą. Codziennie też dostaje jeszcze antybiotyk w pysznym mięsku. No to pańcia kiciusia i podtyka temu kotku.
Jak to trafnie określił Tofik, Jojo uznała, że nadaję się na jej służącą. Mam właściwe kwalifikacje poparte długoletnim doświadczeniem :)
Ten cudowny Nowy Rok :)
Tak, tak. Mam noworoczne zaległości, choć już ponad miesiąc minął (Boszszsz! Kiedy?!)
Bo Nowy Rok mieliśmy cudowny, pomijając, że zaczął się bardzo wcześnie.
Otóż jakiś zapóźniony imprezowicz, który przegapił północ i wypełznął był z rowu gdzieś nad ranem, postanowił uczcić ten fakt dla rozrywki odpalając petardę pod naszymi oknami.
O 4.30 nad ranem!
Obudzona trybem natychmiastowym i postawiona do pionu, nim opadłam z powrotem na poduszkę, zdążyłam przesłać mu telepatycznie najserdeczniejsze życzenia wraz z instrukcją, gdzie ma sobie umieścić tę petardę, żeby się rozerwać dokumentnie! Sądzę, że równie ciepłe myśli posłało mu wielu mieszkańców naszego i okolicznych bloków i mam nadzieję, że dosięgły go z mocą fali uderzeniowej.
Popołudniu jednak odwiedził nas miły Gość z bardzo daleka.
Ta dam! Psze Państwa kochanego, odwiedziła nas Skrzatka!
Tak psze Państwa, TA SKRZATKA! W dodatku obuta w cudne, czerwone pantofle i zaopatrzona w magiczną puszkę na skrzacie wylepianki!
Rzucilim się nurkować w owej puszce i łowić i łupić :)
A oto, co z puszki wyłowiliśmy i przytuliliśmy (można otwarcie zazdrościć ;):
Bo Nowy Rok mieliśmy cudowny, pomijając, że zaczął się bardzo wcześnie.
Otóż jakiś zapóźniony imprezowicz, który przegapił północ i wypełznął był z rowu gdzieś nad ranem, postanowił uczcić ten fakt dla rozrywki odpalając petardę pod naszymi oknami.
O 4.30 nad ranem!
Obudzona trybem natychmiastowym i postawiona do pionu, nim opadłam z powrotem na poduszkę, zdążyłam przesłać mu telepatycznie najserdeczniejsze życzenia wraz z instrukcją, gdzie ma sobie umieścić tę petardę, żeby się rozerwać dokumentnie! Sądzę, że równie ciepłe myśli posłało mu wielu mieszkańców naszego i okolicznych bloków i mam nadzieję, że dosięgły go z mocą fali uderzeniowej.
Popołudniu jednak odwiedził nas miły Gość z bardzo daleka.
Ta dam! Psze Państwa kochanego, odwiedziła nas Skrzatka!
Tak psze Państwa, TA SKRZATKA! W dodatku obuta w cudne, czerwone pantofle i zaopatrzona w magiczną puszkę na skrzacie wylepianki!
Rzucilim się nurkować w owej puszce i łowić i łupić :)
A oto, co z puszki wyłowiliśmy i przytuliliśmy (można otwarcie zazdrościć ;):