Ulubione strony

piątek, 31 grudnia 2021

Nowy rok bieży, w jasełkach leży...

 


Powyżej podsufitowe dekoracje poza zasięgiem ciekawskich nosów, paszcz i pazurów. Turkusowe i pierzaste autorstwa Tabazy - serdecznie dziękujemy!

Czas nieuchronnie biegnie i nowy rok przed nami. Chyba wyjątkowo nikt się na niego specjalnie nie cieszy. Globalnie i ojczyźnianie raczej nie zaskoczy niczym dobrym, może łaskawie nie przywali za bardzo po nerach niczym złym.
Dlatego życzę Wam Kochani i sobie, żeby dobrze było w skali mikro. Żeby zdrowie się nas mocno trzymało, i żeby małe radości umilały nam codzienną szarzyznę, i żeby na chlebek z masłem było i miskę dla futer.
I starczy! Nie bądźmy pazerni, a co nadto to niech podwójnie raduje!

środa, 22 grudnia 2021

Powitajmy Maleńkiego i Maryję Matkę Jego


 Kochani Blogoczytacze!

Przed postem bożonarodzeniowym miał być pościk z chwalipięctwem z tegorocznych zdobyczy poprawiających humor. Jeszcze będzie, nic straconego. Może przed Sylwestrem.

Na razie pochwalę się tylko niektórymi odkryciami-zdobyczami. 

Wyczaiłam w księgarni, w cenie 7,50 pln od sztuki, książeczki cudnej urody wydawnictwa Zysk i Ska.

A o! Proszsz:



Jak widzicie z Jogim zachwycamy się wespół zespół :)



Na Allegro i w inszych internetach można je wyhaczyć po 5,80 pln! A są piękne z urody i treści! Wydanie zapiera dech w piersiach! Naprawdę! Ilustracje wymiatają z kapci, a nawet z kaloszków z onucką. Zakochałam się w tych książeczkach, a brakuje mi jeszcze dwóch: Kolędy Zegadłowicza i Kolędy Słowackiego (Mikołaj, anieli i Gwiazdorek dostali wszyscy listy w tej sprawie i mam nadzieję, że któraś z tych instancji załatwi prośbę pozytywnie w najbliższych dniach ;))
Inna sprawa, że jakoś literatura tzw. dziecięca bardziej mi ostatnimi czasy serce grzeje niż ta dorosła. Ale czy te książeczki są dla dzieci? Trochę tak. Ale dla takich starszych dzieci jak my chyba bardziej.

Ze wszystkich tych tekstów najbardziej ujęła mnie Kolęda Jana Kochanowskiego.
Pióro Mistrza, to pióro Mistrza! Oddał w niej całą istotę Bożego Narodzenia i zawarł jednocześnie najpiękniejsze życzenia dla nas. Pozwólcie, że w tym roku złożę Wam Kochani życzenia słowami tejże Kolędy:

Tobie bądź chwała, Panie wszego świata,
Żeś nam doczekać dał Nowego Lata.
Daj, byśmy się i sami odnowili,
Grzech porzuciwszy, w niewinności żyli!
Łaska Twa święta niechaj będzie z nami,
Bo nic dobrego nie uczynim sami!
Mnóż w nas nadzieję, przyspórz prawej wiary,
Niech uważamy Twe prawdziwe dary!
Użycz pokoju nam i świętej zgody,
Niech się nas boją pogańskie narody,
A Ty nas nie chciej odstępować, Panie,
I owszem, racz dopomagać na nie!
Błogosław ziemi z Twej szczodrobliwości,
Niechaj nam dawa dostatek żywności,
Uchowaj głodu i powietrza złego,
Daj wszystko dobre z miłosierdzia Swego!





I żeby tak właśnie nam się stało! Amen!

A poniżej, w muzyczniku, wersja pięknie wyśpiewana:



poniedziałek, 15 listopada 2021

O zarastaniu dziur w stadzie słów kilka

Pozwolicie, że zacznę najpierw od stanu zdrowia Kapsla. 

Kapsel jak nowy

Jest dobrze i mam nadzieję, że ku lepszemu idzie.

czwartek, 23 września 2021

Życie się turla dalej...

    Robię w kotach. Kroczek za kroczkiem, cichutko na puchatych łapkach wlazła w moje życie armia kotów. Koty zdominowały mój byt, zawłaszczyły dom, czas i uwagę. A wszystko przez jedno czarne kocię, puszczone na zwiady wzorem mrówek faraona, które weszło w nasze życie sześć lat temu, a potem wyszło i nie wróciło trzy lata temu. Mambusia przemknęła przez nasze życie niczym kometa, ale zostawiła za sobą okazały i  niekończący się "ogon" kocich jestestw.

    A ja zostałam z tym kocim biznesem i staram się prowadzić sprawy profesjonalnie. Dlatego zacznę od spraw pilnych, a potem pozwolę sobie na prywatę.

wtorek, 14 września 2021

Adopcyjne zaskoczenia czyli guzik wiem o kotach! oraz Kotusia-Dusia

 No i tak, że tak.

Poszły na swoje dzieciaki kochane. A to było tak:

    Jako pierwszy wystartował Borsuk. Przyjechali mili państwo z synem Tytusem, bo wymarzyła im się Kruszonka. Wyjątkowo Kruszonka nie zdążyła zaszyć się za kanapą, więc nawet zostały podjęte próby przywitania się z małą futrzastą galaretą. 


niedziela, 29 sierpnia 2021

Łakocie i Borsuk c.d.

 No i tak, że tak. Piątka kociąt w domu i armia kotów w zagrodzie.

Mamusia, czyli Lalunia, opuściła koci pokój, czas więc na podzielenie się obserwacjami i pewne wnioski z przebiegu procesu oswajania dzikusów.

Dzieciaki dzikość mają mocno wtłuczoną matczyną łapą w jestestwo, więc oswajanie nie jest tańcem po płatkach róż. Z pomocą przyszedł Borsuk, który człowieka kocha i pragnie oraz umie się bawić - w przeciwieństwie do dzikusów. Wędki, myszki i motylek to nieocenione pomoce dydaktyczne!

To teraz po kolei, kto siedzi w kocim pokoju i czeka na odmianę losu:

1. Po pierwsze Piernik. Jak wiadomo, nazwa ciasta pochodzi od pieprzu i innych przypraw korzennych. Taki też jest Piernik. Wytrawny!

Najbardziej rozgarnięty, niezależny i odważny z gromadki.  Mam wrażenie, że Pierniczek człowiekiem się brzydzi... Uważa człowieka za użyteczny podajnik karmy i pariasa do sprzątania kuwety. Ma zadatki na "kota profesora". Nie ma siły - jak patrzy na człowieka, to z wyższością i rzeczony człowiek czuje się nieswojo, a wręcz jak idiota po prostu.  

wtorek, 24 sierpnia 2021

Bolesławiec '21, Łakocie i Borsuk

Oczywiście, że byłam. 

A ci, co być mieli i nie byli, niech żałują! (foch!)

    Bolesławiec był i nas zmył.

    Dosłownie. Miałyśmy za sobą ledwo jedną pierzeję rynku, gdy lunęło jak z cebra i poniekąd spełniły się moje nadzieje, że ludzi mało i przy stoiskach tłoku nie będzie. W pewnym momencie uznałyśmy z moją Siostrą, że przedział wiekowy, przewidziany dla miss mokrego podkoszulka, minęłyśmy już dzikim pędem, więc mokrymi kubrakami przejmować się nie będziemy. Niech przejmują się ci, co na to patrzą - bo odzobaczyć się nie da he, he ;) Ruszyłyśmy zatem w strugach deszczu dokończyć oględziny i zakupy, a suszyłyśmy się w samochodzie w drodze powrotnej. 

    To suszenie wyszło nam wyśmienicie. Wyschłyśmy niemal na pieprz, gdyż jadąc polską dwupasmową miedzą, szumnie zwaną autostradą, odcinek 100 km pokonałyśmy w raptem 4 (słownie: CZTERY) godziny, zaliczając dwa objazdy i wszystkie korki, zatory i spowolnienia. Zarówno samochód, jak i ja - kierująca pojazdem - przeżyliśmy to doświadczenie z trudem. Kurwuniu, 100 km jazdy na drugim biegu!

Trochę zdjęć jest, to daję jak leci:

(jeśli zdjęcia są obrócone, to dalibóg nie wiem dlaczego, ale przepraszam; no nie mogę się z tym nowym blogobydlęciem dogadać w kwestii zdjęć!)

czwartek, 19 sierpnia 2021

Chleb powszedni czyli świąteczne ciasta

 To było tak...

    Nasza mama jest wiejską kotką, której nie wiodło się najlepiej, a oryginalna uroda (która jest obecnie jej niewątpliwym atutem) w połączeniu z niedożywieniem i chorobami była dla ludzi po prostu szpetotą. Dlatego, kiedy mama zaszła z nami w ciążę, przepędzana kryła się w wiejskich zakamarkach na podwórzach i w krzakach. Z trudem zdobywała jedzenie, najczęściej podbierając je innym zwierzętom. W końcu urodziła nas w stercie różnych rzeczy na pewnym podwórzu. Podwórze należy do takiej jednej Rudej, która chyba jest trochę czarownica, bo ma wielkiego czarnego kocurrro. Kocurro jest złoty chłopak, choć czarny i pozwalał mamie jeść ze swojej miski.



piątek, 19 lutego 2021

Jestem Gabi – czyli zębuszkowy epilog.

     Kochani, zębuszkowa opowieść ma swój szczęśliwy finał. W zasadzie jest już na etapie "i żyli długo i szczęśliwie", czyli na moim ulubionym. Radosny post, a jednak trochę mi smutno, bo zabraknie pod nim komentarza Ewy, zawsze ciepłego i serdecznego. Gdziekolwiek Ewa teraz jest, mam nadzieję, że przeczyta i się ucieszy ze szczęścia małej kici, a mnie pozostaje tylko czasem zaglądać na jej bloga Ziarenko maku, żeby sobie z Ewą jeszcze trochę pobyć i z jakąś złudną nadzieją na nowy post, albo odpowiedź na komentarz... 

Ostatnio jakoś bardziej niż wcześniej mam poczucie, że to nasze blogowanie jest chwytaniem w locie strzępków czasu i przyszpilanie ich w nierealnej przestrzeni Internetu, skąd przecież też kiedyś "wyparują". Ech, tak mnie nostalgicznie naszło, a życie dzieje się dalej.

Dlatego teraz oddaję już głos Zębuszce, żeby mogła dokończyć swoją historię.

    Nuuuuuuuudno. I smutno. Ciągle siedzę sama. Ciocia wpada rano jak meteor, daje mi śniadanie, pogłaszcze, podrapie za uchem i pędzi, a ja zostaję sama. To samo w porze obiadu. Wieczorem ciocia przychodzi na godzinkę lub dwie pobawić się ze mną, poturlać na dywanie, dać mi kolację i znowu zostaję sama. Jest mi coraz smutniej i nawet jeść mi się nie chce. Teraz próbuję za każdym razem wyjść z ciocią, prysnąć między nogami przez uchylone drzwi, ale ciocia jak dotąd jest szybsza.

Wieczorem ciocia przyszła na dłużej, wyprzytulała mnie, wybawiłam się, pstryknęłyśmy sobie słodkie selfi i było fajnie, a potem znowu zostałam sama, ech…



poniedziałek, 18 stycznia 2021

Ostatnia zębuszkowa wieczorynka


1.       Roztrzepanie tej kobiety jest doprawdy irytujące. Jagnięcina z marchewką na śniadanie dwa dni z rzędu! A co to? My już innych puszek nie mamy? Fakt, że ciocia jest dobrze wyszkolona. Ktoś odwalił kawał solidnej wychowawczej roboty. Wystarczy odpowiednio usiąść przed miską, dwa, trzy razy niuchnąć pasztecik i spojrzeć na ciocię z wyrzutem, żeby otworzyła puszeczkę z pasztecikiem o innym smaku. No nie powiem, stara się, stara. Doszło nam kilka nowych smaków. Ciocia mówi, że jestem nieco podobna z urody do Kota Jaśniepana, ale w celebryckich zachowaniach jestem po prostu jego klonem. Brzmi to zacnie. Stać ciocię na komplementy. Zaczęłam myśleć nad rozwinięciem mojego imienia o jakiś arystokratyczny przydomek. Zębuszka Wspaniała, Boska, Piękna i Wyrafinowana, a może Zębuszka Szczyt Doskonałości? Muszę się zastanowić, bo wszystko pasuje. Nie myślcie sobie, że ja się cioci nie umiem odwdzięczyć, za wszystkie należne mi hołdy. Ależ oczywiście, że potrafię. Wywalam się czasem na grzbiet i wtedy ciocia może mnie pogłaskać po brzuszku. No niech tam czasami kobieta ma chwilę radości. 

środa, 6 stycznia 2021

Wieczorynki

     Paskudny rok nam się skończył, a nowy jakoś mnie nie napawa optymizmem. Mimo wszystko, życzę Wam Wszystkiego Najlepszego na ten Nowy Rok kochani. Teraz chyba bardziej niż kiedykolwiek przedtem, jeśli chcemy, żeby Nowy Rok przyniósł nam coś dobrego, musimy się sami o to zatroszczyć.

Tak mi się porobiło w tym wszystkim, że upodabniam się do niejakiego Piżmowca z Doliny Muminków - leżałabym tylko pod kocem i czytała traktaty "O niepotrzebności wszystkiego". Ale się nie da, niestety.

No to postanowiłam zebrać się w sobie i wrócić.

Nie wiem na jak długo. Zapewne na trochę, bo mam PLAN. Plan zwłaszcza dla tych wszystkich kochanych Blogoczytaczy, którzy o mnie nie zapomnieli i nie usunęli mojego blogaska z listy czytelniczej.


    Ech, na początek przywalę hiobową wieścią, że nie ma już z nami Jojo. Podjęłam tę najokropniejszą dla mnie decyzję 12. października i do dzisiaj nie mogę się otrzepać. Uprzedzając pytania, których mam nadzieję mi oszczędzicie, Jojo mogłaby pewnie żyć do dnia dzisiejszego, ale wymagałoby to uwięzienia jej w domu na stałe. Oznaczałoby to zamknięcie jej w kocim pokoju, bo mój dom jest specjalnie dla kotów rozszczelniony i stado sobie cyrkuluje dowolnie. Utrzymywanie Jojo przy życiu wymagałoby również ciągłego podawania leków przeciwbólowych i uspokajających psychotropów. W mojej ocenie takich rzeczy nie robi się ukochanemu kotu i muszę udźwignąć ciężar tej decyzji.

No i tak, że tak.

Oczywiście luki w naszym stadzie zawsze wypełniają się samoistnie i o tym też trochę będzie, a na razie przechodzę do realizacji mojego sprytnego planu.