Jak w tytule - wena mi się gdzieś zapodziała, pogoda nie rozpieszczała (w owym okresie - bo obecnie nie narzekam ;) i było jak w Bardzo smutnej piosence retro Pod Budą.
Złe wieści mnożyły się jak króliki, choroby nowotworowe zbierały wokół nas swe straszne, a niestety nader obfite żniwo (autentycznie - tragedia goni tragedię i wszystko w grupie wiekowej 30+ - 40+), wszystkie nasze plany po kolei paliły na panewce, a Mężczyzna podjął próbę powrotu do pracy zarobkowej.
Oczywizda ZUS uznał Mężczyznę zdolnym do pracy od ręki. Powszechnie wiadomo, że ZUS jest też zdolny - do wszystkiego niestety - i potrafi cudownie uzdrawiać nawet śmiertelnie chorych, przywracać wzrok ociemniałym, a nawet spowodować odrastanie utraconych kończyn!
Dla ZUSu każdy, kto żyw opuści OIOM, powinien zostać ciupasem skierowany na rampę kolejową do rozładunku wagonów z węglem.
No i ZUS ozdrowił mi Chłopa i wysłał wprost w stęsknione objęcia pracodawcy, który już czekał z rocznym bagażem zaległych zadań, by wrzucić je na grzbiet ulubionego osiołka.
A tu zonk!
Medycyna pracy nie podzielała optymizmu ZUSu i zgasiła przedwczesną radość stęsknionego pracodawcy.
W wyniku tygodniowych korowodów u specjalistów wszelkiej maści, Mężczyzna (oraz ja) dorobił się wrzodów żołądka, a pracodawca dysonansu poznawczego.
Dysonans poznawczy jak wiadomo, stanowi poważny dyskomfort, a pracodawca dyskomfortu nie lubi. Istniała groźba realna, że pracodawca pozbędzie się dyskomfortu, wynikłego z dysonansu, wraz Mężczyzną jako powodem tegoż.
Dalsze tygodniowe korowody doprowadziły do wypracowania trójstronnego kompromisu na linii pracodawca - medycyna pracy - Mężczyzna i ustalenia nowego zakresu obowiązków dla tego ostatniego.
Uff!
Oznacza to, że na razie nie pomrzemy z głodu :)
Po tym wszystkim moje zdrowie spakowało manatki i wypowiedziało mi, nie czekając nawet do pierwszego i zabierając ze sobą lwią część moich skromnych oszczędności (ostały się tylko srebrne łyżeczki, które skrupulatnie przeliczyłam! ;)
Pani kochana, jak to trudno o dobrą służbę w dzisiejszych czasach!
No to wlazłam pod szafę, do mojego dołka, przy którym Rów Mariański to zaledwie lekkie obniżenie terenu i tam siedziałam pochlipując i użalając się nad sobą. (Sama musiałam się nad sobą użalać! Jeśli coś ma być zrobione jak trzeba, niestety muszę to zrobić sama.)
W tym czasie dostałam od Was Kochani tyle zachęcających szturchańców i kuksańców, że nie wiem, jak Wam za nie godnie podziękować.
Niektórzy nie ograniczyli się do drogi wirtualnej, a przypuścili szturm w realu via Poczta Polska! (Kocham WAS!)
No to zagoniłam się przed monitor, bo zaistniała realna groźba, że w końcu ktoś z Was stanie mi na progu, gotów nieść wszelką pomoc, a widząc mnie we względnie dobrym zdrowiu i nadmiernym rozmemłaniu, w końcu zdzieli mnie na otrzeźwienie parasolem przez łeb! A na takie ryzyko jestem za duży cykor.
Zanim zamelduję, co słychać u zwierzyńca, który ma się świetnie (no przecież wiem, że nie dla mnie tu zaglądacie ;), napiszę Wam o cudownej książce, która jak drabinka sznurowa pojawiła się na dnie mojego podszafianego dołka, gdy tęsknie wyglądałam przebłysku słońca.
Trafiłam na nią przypadkiem. Jest ciepła, miękka i można się w nią schować, można nią otulić.
Irlandzki sweter to piękna historia o przyjaźni, miłości, poczuciu bezpieczeństwa, gdy życie skopie po nerkach. W surowych warunkach przyrody zostaje miejsce tylko na rzeczy najważniejsze i najcenniejsze!
Piękna książka, którą się szybko pochłania, a jednocześnie człowiek się stara czytać ją jak najwolniej, delektować się - by starczyła na dłużej!
Przy okazji dowiedziałam się wiele o irlandzkich swetrach z wysp Aran - gansey'ach. O ich historii i znaczeniu poszczególnych wzorów.
Rybacy w tradycyjnych swetrach |
Książkę szczerze wszystkim polecam, bo jest miękka, ciepła i nieodzowna jak wełniany gansey w czasie sztormu :)
A o >>> TU <<< macie ładnie napisaną recenzję Irlandzkiego swetra. Ja tak ładnie nie umiem, jak renata971/grzeczna na swoim irlandzkim blogu :)
No i jeśli znacie inne książki, w których jednym z głównych bohaterów jest sweter, to poproszę ;)
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie maile i inne dowody troski i sympatii. Obiecuję wziąć się do roboty i odpowiedzieć przyzwoicie i indywidualnie. Oraz będę się starała sukcesywnie nadrabiać zaległości w czytaniu Waszych blogów, bo nawet na to nie starczało mi czasu :(
No i dobrze że się otuliłaś, czasem trza żalu ulać a potem odpłynąć w inną rzeczywistość ( książka dobra, jeszcze lepsze tzw. twórcze działanie, takie z "przemyślunkiem" ). Zdrowie to do siebie ma że człowiek zauważa ten towar dopiero wtedy jak robi się deficytowy, że zacytuję klasyka "Zdrowy organizm żyje i działa. Dopiero chory zastanawia się nad sobą." ;-) Łyżeczki słusznie przeliczone, czasy niepewne a służba bezczelna, he, he,
OdpowiedzUsuńTabasiu, ze zdrowiem zaczęłam się na powrót układać, bo gdzie ja drugie takie znajdę!
UsuńAle pyskuje o częstsze wychodne :)
łomatkobosko, nareszcie, no kamien mi ze serca spadl, az hukło!
OdpowiedzUsuńzdrowia zycze wam obojgu, wylaz spod tej szafy!
:*
Fala uderzeniowa dotarła aż tutaj!
UsuńMasz duży udział w wypłaszaniu mnię spod onej szafy :*
No, nareszcie, długo to wszystko trwało, ale wiadomo, kopanie drugiego Mariańskiego zabiera jednak trochę czasu. Wierzę, że zakopałaś go i teraz stoisz na udeptanym.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno, mocno!
Chwiejnie nieco, ale stoję. No wiesz "...ta mała piła dziś i jest wstawiooooona!..." ;)
Usuńuff.. wreszcie się odezwałaś. dobrze bo moja wyobraźnia już mi zaczynała tak wierzgać, że aż wstyd mówić, czego się doszukiwała w Twoim zbyt uporczywym milczeniu.
OdpowiedzUsuńuuch.. no to się rzeczywiście działo! przykro.. :(
uuu.. duuży błąd - my tu zaglądamy po pierwsze primo dla Ciebie, a dopiero po drugie primo dla reszty stada.
buziaki!
Tempo giusto - z taką wyobraźnią siadaj, pisz i stawaj w szranki z Kingiem ;)
UsuńPssss... nie powiem reszcie stada, że się nie dopchała do pierwszego rzędu ;)
Buziaki!
:-)))irlandzki powiadasz? No, ja mało wiem o swetrach, bo mam tylko jeden, na dodatek jeszcze go nie nosiłam. Ja straszliwie ciepły człowiek jestem, bezswetrowy. Cieszę się, że jesteś i dałaś znak swetrem. Uściski.
OdpowiedzUsuńEeee... no ja już przestałam swoje swetry liczyć i trudno w mojej szafie znaleźć coś innego :)
UsuńNo ok, majty mam z bawełny przemysłowej - nieswetrowe.
Odściskuję!
Nareszcie! :-)
OdpowiedzUsuńPostaram się teraz bywać :)
UsuńJa wszystko to samo co przedmówczynie plus mały ochrzan na początek tygodnia:
OdpowiedzUsuńCo to ma być, do jasnej Anieli! (Czy do jasnej Anieli się pisze z dużej, czy z małej litery? Nie chcę napisać: do jasnej cholery, bo jestem bardzo kulturalna...)
Się tak nie znika bez uprzedzenia! Już zaczęliśmy zbierać zaskórniaki na detektywa Rutkowskiego, a on ma fryzurę niefengshui!
Następnym razem chociaż jakiś billboard wywieś z zaświadczeniem od anestezjologa, że żyjesz, albo EKG od czasu do czasu udostępnij! No!
I ściskam Cię najmocniej jak umiem, a nawet jeszcze trochę mocniej!
Auuu! Żebra mi połamiesz!
UsuńNo tak, wiedziałam! To właśnie Ty mogłaś mi stanąć na progu, by parasolem wytłuc mi ze łba histerie i wapory!
Już się opowiadam - wyjeżdżam na długi weekend i mnie nie będzie w zasięgu netu, a potem się zamelduję z powrotem ;)
ja to samo, co wszyscy powyżej! Wielkie ufff :-)
OdpowiedzUsuńZa dużo żeście się Panny horrorów i sensacji naoglądały! Przeczytajcie sobie Irlandzki sweter - to bardzo koi nerwy :)
UsuńBardzo, bardzo się cieszę, że wreszcie jesteś :)
OdpowiedzUsuńChciałam też już Cię szukać przez Gosiankę ale nie zdążyłam do niej napisać :)
Przykro mi, że tyle smutnych rzeczy się wydarzyło dookoła :(
Kciuki trzymam za Wasze zdrowie, Twoje i Mężczyzny !!
Boże kochany! Jeszcze bym Gosiankę miała na sumieniu!
UsuńTeraz to nic, tylko muszę obiecać poprawę!
Zdrowie zostało przywołane do porządku, dostanie podwyżkę i wychodne to może zechce na służbę wrócić ;)
:)
UsuńI ja się cieszę, że jesteś.
No to ja też, martwiłam się, zaglądałam tu co chwilę, ale nie odważyłam się maila napisać. Gosia jako źródło informacji też mi przyszła do głowy :)
UsuńNo właśnie, no właśnie, cieszę się, że żyjesz, żyjecie, żyją.
OdpowiedzUsuńKopanie Rowu Mariańskiego to wyczyn nie lada. Swego czasu wpadłam w deprechę głębokości tegoż po jednej jedynej wizycie i spotkaniu przyszłej teściowej mej kumpeli.
Taką miała aurę, że do rowu nieświadomie wpędzała...
Takżeten...: żetę i nie daj się :-) cmok
Jeśli to miała być teściowa, to wcześniej musiała być żoną i matką. Aż dziw, że ktoś przeżył tak długo w jej otoczeniu.
UsuńPostanowiłam się nie dać :)
Cmok!
Jak dobrze Cię widzieć/czytać, i wiedzieć, że podszafa przestała być Twoim najulubieńszym schronieniem. Idę na poszukiwania "Irlandzkiego swetra".
OdpowiedzUsuńUścków MOC ślę,
BB
P.S.
Jakaś taka dziwna aura zdarzeń ostatecznych i przełomowych roztacza się od początku tego roku. U mnie też...
Ja to bym sobie jeszcze pod tą szafą posiedziała. Ciepło, miło, spokój. Ale już nie wypadało. Jeszcze chwila a Tofik z Mężczyzną zaczęliby mnie spod niej odkurzaczem przeganiać ;)
UsuńI niech MOC będzie z Tobą!
P.S.
Aż dreszcz idzie po krzyżu, jak się nad tym wszystkim zastanowić... Zdecydowanie mi się nie podoba!
Zaglądałam na tu codziennie i muszę przyznać,że też miałam głupie myśli.Pozwolisz,że dołączę do grupy wsparcia.A książkę czytałam chyba ze dwa lata temu i zgadzam się z Tobą.Jest świetna, dobrze się ją czyta.Takie lubię ciepłe bez tych wszystkich psychologiczno-filozoficznych wnurzeń. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTyle bujnej wyobraźni się marnuje!
UsuńNooo! Książka super. Przekazać całą głębię życia w tak prosty sposób, wyłuskać to co najważniejsze tak bezpretensjonalnie i pięknie - chyba będę ją czytać cyklicznie :)
swym ostatnim zdaniem zachęciłaś mnie ostatecznie. lecę sprawdzić, czy jest w naszej bibliotece.
UsuńPoprzedniczki horrorowe wizje miały.
OdpowiedzUsuńMoja wyobraźnia poszła w innym kierunku:
przeprowadzka do nowego, gdzie będziesz miała miejsce na ten drapak od blogowych ciotek!
Kupujesz tę wizję?
;-)
No ba!
UsuńTaki był plan. I to był jeden z tych, które nie wypaliły... ale nie został porzucony - co to, to nie! ;)
Tylko odsunął się w czasie.
No, nareszcie. Też kombinowałam w kierunku przeprowadzki. Długo Cię trzymało!
OdpowiedzUsuńNo nareszcie!
OdpowiedzUsuńZagladalam, mozna sprawdzic na wejsciach zza rubiezy, a tu nic.
Zwykle dluga pauza to niespecjalnie dobry znak, no chyba, ze ktos sie zdecyduje na wyjazd na jakies Dalekie Wyspy Szczesliwe, zamknie na klucz i wyrzuci go do morza przed wyjazdem.
U mnie podobnie nieciekawie, pocieszam sie, ze to tylko efekt roku przestepnego- jak tu mowia najstarsi gorale"anno biseste, anno funeste"- szukajcie tlumaczenia w guglach;)
Pisz kobieto, bo nam Ciebie potrzeba
Renny
... w temacie zusu, posunę się dalej, otóż z ojomu na rampę kolejową i do gazu, bo taniej...
OdpowiedzUsuńa książkę z pewnością przeczytam, potrzeba mi pięknej literatury jak powietrza oraz ...fajnie, że znów jesteś )))
Że tak zbiorowo się refleksją podzielę:
OdpowiedzUsuńmus już był wrócić i był to ostatni gwizdek jak widać, bo jeszcze kilka dni i byście Kobiety ogłosiły w internetach zrzutkę na wieniec... ;)
Akurat pora odpowiednia na wieniec, bo teraz kwiaty tanie ;-)
UsuńNawet mozna calkiem na krzywy ryj narwac w nocy w parku ;)
UsuńA już myślałam, że całkowicie i w zupełności wypięłaś się na słowo pisane
OdpowiedzUsuńNo, boszsz! Wreszcie! :)
OdpowiedzUsuńUfffffff... :*
OdpowiedzUsuńIrlandzkie swetry , tak na oko , w zasięgu moich druciarskich możliwości chociaż beretu się nie podejmę a tak poważniej to zaraz wyślę umyślnego do biblioteki bo wygląda , że moje majowe Dni Książki zahaczą o czerwiec i mimo upałów otulę się z swetrem z perwersyjną przyjemnością.Cieszę się , że tu trafiłam.
OdpowiedzUsuńPrzyjmij spóźnionego szturchańca zatem :)
OdpowiedzUsuńEj, haaalo, ale nie wchodzisz ZNOWU pod ta szafe?
OdpowiedzUsuńLudziska, ciagnijta jom za nogi!
Przepraszam, że tak obcesowo, ale napiszę wprost: na Białowieskiej w Neuromedzie (tuż koło nas) przyjmuje przemiła pani doktor Monika Szewczuk-Bogusławska. Proszę sobie pomóc.Proszę.
OdpowiedzUsuńSkrobniesz cos w końcu? ;)
OdpowiedzUsuń