poniedziałek, 18 stycznia 2021

Ostatnia zębuszkowa wieczorynka


1.       Roztrzepanie tej kobiety jest doprawdy irytujące. Jagnięcina z marchewką na śniadanie dwa dni z rzędu! A co to? My już innych puszek nie mamy? Fakt, że ciocia jest dobrze wyszkolona. Ktoś odwalił kawał solidnej wychowawczej roboty. Wystarczy odpowiednio usiąść przed miską, dwa, trzy razy niuchnąć pasztecik i spojrzeć na ciocię z wyrzutem, żeby otworzyła puszeczkę z pasztecikiem o innym smaku. No nie powiem, stara się, stara. Doszło nam kilka nowych smaków. Ciocia mówi, że jestem nieco podobna z urody do Kota Jaśniepana, ale w celebryckich zachowaniach jestem po prostu jego klonem. Brzmi to zacnie. Stać ciocię na komplementy. Zaczęłam myśleć nad rozwinięciem mojego imienia o jakiś arystokratyczny przydomek. Zębuszka Wspaniała, Boska, Piękna i Wyrafinowana, a może Zębuszka Szczyt Doskonałości? Muszę się zastanowić, bo wszystko pasuje. Nie myślcie sobie, że ja się cioci nie umiem odwdzięczyć, za wszystkie należne mi hołdy. Ależ oczywiście, że potrafię. Wywalam się czasem na grzbiet i wtedy ciocia może mnie pogłaskać po brzuszku. No niech tam czasami kobieta ma chwilę radości. 

środa, 6 stycznia 2021

Wieczorynki

     Paskudny rok nam się skończył, a nowy jakoś mnie nie napawa optymizmem. Mimo wszystko, życzę Wam Wszystkiego Najlepszego na ten Nowy Rok kochani. Teraz chyba bardziej niż kiedykolwiek przedtem, jeśli chcemy, żeby Nowy Rok przyniósł nam coś dobrego, musimy się sami o to zatroszczyć.

Tak mi się porobiło w tym wszystkim, że upodabniam się do niejakiego Piżmowca z Doliny Muminków - leżałabym tylko pod kocem i czytała traktaty "O niepotrzebności wszystkiego". Ale się nie da, niestety.

No to postanowiłam zebrać się w sobie i wrócić.

Nie wiem na jak długo. Zapewne na trochę, bo mam PLAN. Plan zwłaszcza dla tych wszystkich kochanych Blogoczytaczy, którzy o mnie nie zapomnieli i nie usunęli mojego blogaska z listy czytelniczej.


    Ech, na początek przywalę hiobową wieścią, że nie ma już z nami Jojo. Podjęłam tę najokropniejszą dla mnie decyzję 12. października i do dzisiaj nie mogę się otrzepać. Uprzedzając pytania, których mam nadzieję mi oszczędzicie, Jojo mogłaby pewnie żyć do dnia dzisiejszego, ale wymagałoby to uwięzienia jej w domu na stałe. Oznaczałoby to zamknięcie jej w kocim pokoju, bo mój dom jest specjalnie dla kotów rozszczelniony i stado sobie cyrkuluje dowolnie. Utrzymywanie Jojo przy życiu wymagałoby również ciągłego podawania leków przeciwbólowych i uspokajających psychotropów. W mojej ocenie takich rzeczy nie robi się ukochanemu kotu i muszę udźwignąć ciężar tej decyzji.

No i tak, że tak.

Oczywiście luki w naszym stadzie zawsze wypełniają się samoistnie i o tym też trochę będzie, a na razie przechodzę do realizacji mojego sprytnego planu.