wtorek, 3 stycznia 2017

Świąteczne lenistwo czyli książkowo mi!

No i się skończyła laba :(
Święta minęły (urobiłam się przy garach, jak co roku), a dokładnie Wigilia. W pozostałe dwa świąteczne dni już od trzech lat się sprytnie kamuflujemy. Rodzinie mówimy, że przychodzą do nas znajomi, znajomym, że jedziemy do rodziny, a my smyk pod kocyk i z boku na boczek :)
Co jakiś czas tylko ktoś podrepcze do kuchni, by z zapakowanej na maxa lodówki powyżerać przysmaki i wraca do swoich "zajęć".
Sylwester. Tradycyjnie piżamowo. Nawet starałam się jednym okiem jakiś film oglądać, ale i to jedno oko mi się kleiło. Najchętniej bym balowała, sunąc w sennym rytmie w czułych objęciach Morfeusza, gdyby nie żywina. A właściwie gdyby nie hordy domorosłych, niewyżytych pirotechników.
Mamba z Burą ostrożnie obserwowały rozwój sytuacji. Jupi z Groszkiem podniecone jak małe dzieci skakały po oknach. Jojo siedziała na parapecie i pogryzając swoje chrupki z miseczki, która na onym stoi, podziwiała feerię barwnych rozbłysków. Ponieważ u nas walili od 17.00 do ok. 2.30 to gdzieś tak o północy Jojo była mocno zirytowana, a grymas różowego pysia zdawał się mówić "querwa, znowu wojna, czy jaka cholera?". Pyza wykazała się całkowitym tumiwisizmem, za to Krecha umierała. Nie pomagały syropki i tabletki, głaski i chowanie pod kołdrą. Była nawet próba rycia podkopu w toalecie.
Przetrwaliśmy.

Ale najprzyjemniej było między świętami a sylwestrem.
Książkowo było :)
Snułam się po domu w piżamo-dresach, owinięta szlafroko-kocami, obuta w grube wełniane skarpety. Drapowałam się na meblach tapicerowanych z książką w ręku i zwierzyną wszelaką wokół. Ze świątecznymi przysmakami i kubasem herbaty blisko pyska. Cudnie było! Jojasek lulunia mamuni przyklejona była do mnie okrągłą dobę i polegując głównie na mnie doszła do wniosku, że świat wszedł na właściwe tory. Reszta żywiny polegiwała, mruczała, pochrapywała, były przytulaski, iskanko i wylizywanie sobie uszek.

Ile kotów widzisz?