sobota, 31 października 2015

Zupa z dyni i zwierzęca magia :)

   Wszystko przez Frajdę Przyrodnika i jej dyniowy bal.
Kilka dni temu Frajda podłożyła mi dyniową świnię - zrobiła to perfidnie, bo na wieczór, kiedy miałam już nic nie żreć i w dodatku cały post okrasiła fotografiami.
Będziesz mi Frajda za takie numery gumki w spodnie wszywać.
I jak ja się tej dyni tak napatrzyłam...
tak napatrzyłam....
obśliniłam się niemiłosiernie.
Nie pozostało nic innego jak pokłusować do garów i sobie taką zupę machnąć z dyni właśnie.
Jest to zmodyfikowany przepis ponoć Anety Kręglickiej, jakby kto chciał oryginału sobie szukać. Modyfikacja polega na dodaniu przeze mnie marchwi, przesunięciu czosnku z początku przepisu na koniec i podwojeniu proporcji, bo tą homeopatyczną dawką z oryginalnego przepisu można się tylko wkurzyć.

wtorek, 27 października 2015

Jak psy z kotem

To był mój pierwszy problem i największa obawa - jak psy przyjmą kota.
A właściwie w jaki sposób psy zeżrą kota.

Jak kota się wprowadziła, zajęła toficzą norę, zamknęło się za nią drzwi i grało.
Psy były zamknięte i po wypuszczeniu na pokoje nawet nie zwęszyły obecności nowego lokatora.
Tak, wiem, jak to świadczy o fenomenalnym węchu moich psów.

W drugim dniu pobytu koty postanowiliśmy psy uświadomić. Uświadamianie odbywało się na smyczach i w kagańcach. W myśl zasady, że zaufanie dobre - kontrola lepsza :)

Sucze nie posiadały się ze szczęścia. Co prawda nie za bardzo ogarniały czemu ich wolność została ograniczona, ale najważniejszy był fakt, że MIĘSO przyszło! Samo przyszło!
Młoda, kruchutka, soczysta kocina :))) I jeszcze przed konsumpcją zapewni program artystyczny z choreografią! Czy uczciwy pies może marzyć o czymś więcej?
Ucieszony kociak radośnie bawił się dzwoniącą myszką tuż pod zaślinionymi psimi pyskami w kagańcach. Duże kudłate ciocie, bardzo mu przypadły do gustu.
A psy stały sztywne, w najwyższym podnieceniu gotowe do polowania.

poniedziałek, 19 października 2015

O ignorowaniu znaków i adopcji Tofika

Nie, nie oddałam Tofika do adopcji.  

   Zaczęło się niewinnie. Ot jakaś dobra dusza wykazała się wrażliwością estetyczną i na klatce schodowej, przed schodami do windy położyła skądinąd ładną wycieraczkę.
Tę tu:


     Było to jakieś trzy tygodnie temu i absolutnie nie sądziłam, że ma to cokolwiek ze mną wspólnego.
A owszem, uśmiech wzruszenia wykwitł na mych ustach, że kiciusie takie słodkie i w ogóle któryś z sąsiadów taki gest ma pro publico bono.

   Nieświadoma niespodzianek, jakie los dla mnie szykuje, huśtałam się tedy na krześle we wtorkowy wieczór 13. października. Nadrabiałam sobie blogowo-czytelnicze zaległości, siorbałam ciepłą, świeżo zaparzoną herbatę i cieszyłam się, że jest mi dobrze. Na dworze dobrze nie było, gdyż październikowy wieczór miał próbę generalną przed listopadowym Halloween i rzucało marznącymi żabami.

niedziela, 18 października 2015

Masz (leniwa) babo placek... drożdżowy :) a chleb przy okazji

   Dziś znowu post kulinarny z plackiem w głównej roli (obiecanym kiedyś tam), bo pora roku wypiekom sprzyja.

 Tu placek jeszcze w wielkanocnej odsłonie:

   Dla tych, którzy jeszcze nie do końca w to wierzą, powtórzę: jestem niezwykle leniwa, umiejętność pichcenia mam opanowaną w stopniu dostatecznym, w obżarstwie osiągnęłam poziom mistrzowski. Z tego wszystkiego rodzą się kompromisy, w których kluczową rolę odgrywa smak, wsparty łatwością i krótkim czasem przygotowania smakowitości.

  No to lecimy - ciasto drożdżowe.

środa, 7 października 2015

Chyba zapuszczę wąsy :)

      Pękam sobie z dumy i szczęścia od jakiegoś czasu. Pękam dyskretnie, w zaciszu domowym, na użytek własny, albowiem Mamusia mówiła, że ostentacyjne pękanie publicznie jest w złym guście.
Aliści.
No po prostu nie mogę! Nie wytrzymam! Muszę pochwalić się łupami! :)))

W zamierzchły czas remontu jeszcze, kiedy siedziałam w kąciku przysypana kurzem gładziowym (a moje psyche nie wysuwało nawet nosa z dołka), pociechę znajdowałam w buszowaniu po pewnym znanym powszechnie portalu, gdzie za gotówkę lub na raty nabyć można niemal wszystko. Ponoć jak czegoś tam nie ma to nie istnieje.
   No i zaistniało :) W dziale z porcelaną. Znowu ktoś nie miał pojęcia, co sprzedaje :)))))
I tak nabyłam dwie XIX wieczne filiżanki - oczywiście ręcznie malowane - z porcelany z Guangzhou (Kanton):

1. małą, z motywem roślin, ptaków i motyli:


czwartek, 1 października 2015

Tagliatelle z boczniakami

   Nie wiem jak Państwo szanowne, ale ja uwielbiam wszelkie makarony z dodatkami, w których jak wiadomo specjalizuje się kuchnia włoska.
Dlatego dzisiaj przepyszny i sprawdzony przepis rodowitej Włoszki, Tessy Capponi - Borawskiej, z książki "Moja kuchnia pachnąca bazylią". Pozwolę sobie zamieścić zarówno oryginał przepisu, jak i moje autorskie sugestie - do wyboru dla ewentualnych naśladowców.