piątek, 12 kwietnia 2024

Kot z syndromem sztokholmskim

 

Uff! Doczołgałam się z powrotem do bloga! Nie wiem na ile mi sił starczy, ale sprawa jest warta opisania, więc mus już było wrócić. Ale najpierw kilka słów wyjaśnienia.

Roma mnię uświadomiła w okolicy ubiegłej Wielkanocy, że zaniknęłam na pół roku. Z tego pól zrobiło się półtora... Był to ciężki okres w tematach pracowych.

Było ciężko na linii personalnej, ale o tym pisać nie będę. Następnie było ciężko, bo było ciężko i roboty tyle, że nie było kiedy taczek załadować.

A wszystko przez semestr letni. Otóż w semestrze letnim jak rasowy stachanowiec miałam do wyrobienia godzin na 1½ etatu, a wszystko to wciśnięte w 15 tygodni. Piątek, świątek i niedziela. Znaczy cały tydzień i weekendy, szczęściem noce wolne. Choć w sumie nie wiem po co, bo i tak czasami zastanawiałam się czy opłaca mi się na noc jechać do domu. Mogłam śmiało wziąć fuchę nocną na portierni, to by trochę grosza wpadło.

Ale żarty żartami - śmiech przez łzy. Okazało się, że ja już taka młoda nie jestem, żebym mogła takie obciążenia szarpnąć bez uszczerbku na zdrowiu – fizycznym i psychicznym. No i mi się kopytka rozjechały oraz musiałam wyhamować, bo bym padła zupełnie. Odcięłam się od blogosfery, od mailingu – za co przepraszam tych, którzy wytrwale mnie szturchali, od kontaktów na żywo. Nawet w lekturach zeszłam niemal do poziomu harlequina. Nie sądziłam, że będę miała aż tak zlasowany mózg. Niestety, nie udało mi się jeszcze całkowicie zregenerować i ciągłe uczucie zmęczenia i spowolnienia wciąż mi towarzyszy, a tu się zaczął kolejny letni semestr… Trochę mniej, trochę lżej, choć weekendy całe w fabryce. Nauczyłam się też nieco odpuszczać i trochę mniej się wypruwam, zwłaszcza, gdy widzę, że nie ma dla kogo. Bo jeśli widzę, że odbiór jest, to nadal się wyflaczam. Szefostwo też się zmieniło i jest to zmiana zdecydowanie na lepsze. Dla mnie skończył się 19-letni okres mobbingu...

Ale dość już o mnie. Może uda mi się coś skrobnąć i nawet pozostać, bo tematów nie brakuje.

W kotach towarzystwa przybyło. Ze starej gwardii wciąż się trzymają: Bura, Groszka, Klops, Kapsel, Sprzączka, Łapa, Bambosz i Duchu, doszli Bąbel, Dullux oraz dwie Ukrainki Kuna i Zazula. Do niektórych z Was pisałam w ich sprawie – koniec końców zostały u nas. Na stałe do altany (i czasem do domu) zaglądają na posiłki: Kicia, Serduch vel Miki vel Btaman (na jednym boku łata w kształcie Batmana, na drugim w kształcie Mickey Mouse lub serca) dla przyjaciół Serdel, Pirat i Decoral. Liczba psów bez zmian, znaczy Pyza i Owiec.

Żebyście się nie spocili od liczenia, kocich mord na utrzymaniu mam 16 – słownie SZESNAŚCIE! A teraz doszła siedemnasta…


No i ja właśnie o tym siedemnastym cudeńku chciałam tu napisać.

Otóż.

Otóż we wtorek wielkanocny pojechałyśmy z moją najlepsiejszą Wetką odebrać 10-letniego cud urody kota. Kota zabierałyśmy z domu pewnej pani, lat 94, która w tych dniach miała się przenosić do DPSu. No niestety, osoba samotna, która już sama sobie rady nie dawała nawet z pomocą opiekunki. Jakiś daleki pociotek w Warszawie, który i tak na tę odległość się starał, rachunki płacił, opiekę załatwiał.

Straszne to było! Emocjonalnie zupełnie wyczerpujące. Dramat człowieka i zwierzęcia. Kocisko do mnie podeszło i zaczęło się łasić, ale potem pani wpadła w taką histerię i spazmy, że nam kota zupełnie i dokumentnie zestresowała. Łapanie zwierzaka podstępem, ładowanie do kontenera. Oj, kosztowało nas to dużo.



Jednak przy całym moim współczuciu dla starszej pani, nastąpił moment, w którym miałam ochotę babsztyla gołymi rękoma udusić i wszelkie moje chrześcijańskie uczucia prysły. W środku się zagotowało, na szczęście z wierzchu potrafiłam z siebie wykrzesać pluszową łagodność. No i muszę, muszę bo się uduszę! Oraz ku przestrodze!

Otóż bardzo interesowało mnie jak pani weszła w posiadanie kota i moja ciekawość niestety została zaspokojona. W pewnym momencie pani mi się uwiesiła na ramieniu i łkając spazmatycznie wywrzeszczała (bo głucha jest jak pień): Ja go wzięłam dziesięć lat temu od moich znajomych, on był taki malutki, jeszcze jeść sam nie umiał! I w ryk! 

A we mnie jakby piorun strzelił i musiałam się w język użreć, żeby nie ryknąć: I po chusteczkę go durna babo brałaś?! Ja do końca miałam nadzieję na ckliwą historię o znalezieniu malucha bez matki na ulicy, w ogródku, o małym podrzutku na wycieraczce, whatever. Ale nie! 

Bo 10 lat temu pani miała lat 84 i założę się, że już wtedy grabarz się za nią oglądał. Słownie: OSIEMDZIESIĄT CZTERY! Czy jej się jakaś opcja nieśmiertelności włączyła, czy jak? Myślała, że dwie setki pociągnie?! W dodatku wzięła kociaka za wcześnie od matki i rodzeństwa, więc kot jest niezsocjalizowany i behawioralnie nieogarnięty. Przez 10 lat całym jego światem była ta kobieta, która tak naprawdę była jego oprawcą. Odebrała mu jego kocie życie i szansę na zdrowe relacje ze światem.

Ja naprawdę nie wiem, co się ludziom robi z mózgiem tak po siedemdziesiątce (tak wynika z moich obserwacji). Do siedemdziesiątki jakoś te synapsy na zwojach pracują, a potem ktoś im na urodzinach zanuci „setka to za mało” i się z mózgu robi galaretka jabłkowa (określenie Rabarbary, ale używam jak własne) i zaczyna się ciucianie w szczenięta i kocięta. Żeby daleko nie szukać, w 78. wiośnie życia mój rodzony ojciec też wpadł na pomysł, że chce szczeniaka – choć całe życie trafiały do nas dorosłe i bardzo dojrzałe psy – żeby, tu cytat: piesek się zdążył do niego przyzwyczaić. Sądzę, że fala uderzeniowa naszych wrzasków – mojej siostry i moich – dotarła do Szczecina, a większość z Was mogła odnotować te sześć lat temu zakłócenia w odbiorze radia i telewizji, bo nasze ryki z pewnością były słyszalne w całym kraju na wszystkich częstotliwościach. Sprawę zakończyło pytanie wysyczane w kierunku tatusia przez moją siostrę, czy pamięta od jakich cyferek mu się pesel zaczyna i umie liczyć? Bo wedle naszych obliczeń szczeniaczek nie powinien się rozpędzać z tym przyzwyczajaniem.

No nie! Jeśli starsza osoba nie ma najbliższej rodziny, która zajmie się zwierzakiem w razie potrzeby, to nie powinna brać/dostać zwierzaka. KONIEC!


W sprawie Zarinka – bo tak zwie się to rude cudeńko – dostałam już propozycję domu z Poznania. Pisała do mnie młoda osoba, która ma małe dziecko, psa i kota i szukała starszego kota dla swojej sąsiadki lat 80+ (o wielkość + nie miałam odwagi zapytać). Chciała starszego kota z domu tymczasowego lub fundacji, żeby… - co zostało mi oznajmione na piśmie z rozbrajającą szczerością – w razie gdyby sąsiadce się zmarło przed kotem, było go gdzie oddać… To się samo komentuje. Nie nawrzucałam, nie zmieszałam z błotem, bo jestem wciąż za dobrze wychowana. Ale spoko, pracuję nad tym. I jestem blisko, coraz bliżej, bo „choć inwektywą żywą nie chcesz chlustać, to same usta wykrzykną tobie wbrew!”.


Co do Zarinka – jest to cudowny rudo-pomarańczowy kocurro o umaszczeniu typu whiskas. Raczej z tych dużych kotów. Ma cudne seledynowe ślepia i nad wyraz bogatą mimikę buziaczka. Potrafi się także rozgadać. Wrażliwy, inteligentny i komunikatywny zwierzak. Zdrowy stosownie do wieku, czyli wyniki może nie są idealne, bo niektóre parametry morfologii na granicy, ale biochemia cudna, kocie wirusówki ujemne, zęby zdrowe. Oczywiście wykastrowany.

Niestety psychicznie słabo. Tęskni i przeżywa żałobę. Czasem się na mnie wyżywa, bo kojarzy, że to ja jestem kidnaperem i ma żal. Pierwszy tydzień to był koszmar – kot nie jadł i nie pił, przez pierwsze trzy dni nie skorzystał z kuwety. Po 5 dniach przyjechała Wetka podać mu kroplówkę i uspokajacza. Feromony wpięte do kontaktu owszem pomagały, ale zdecydowanie za mało. Dopiero 8 dnia coś zaczął jeść. Powiem szczerze, że obu nam już zaczynało chodzić po głowie, czy nie będzie konieczności uśpienia kocurka. Można zwierzę utrzymać przy życiu, ale zmusić do życia się nie da…




Zarin ewidentnie nie mógł pogodzić się z rozstaniem z osobą, która w gruncie rzeczy bardzo go skrzywdziła – ale on nie jest tego świadomy. Większość czasu spędza zagrzebany w norze zrobionej z jego własnego koca, który pachnie domem. Stresuje go zapach i odgłosy innych zwierząt, zwłaszcza psów. Teraz jak słyszy psy to raczej jest ciekawy, przez pierwsze dni trząsł się biedak ze strachu. Po pierwszym okresie panicznego strachu i rozpaczy teraz frustruje go zamknięcie w kocim pokoju, a od dwóch dni złości się, że siedzi tam sam. Za bliskością człowieka bardzo tęskni, ale na głaskanie potrafi zareagować syczeniem. Potem sam przychodzi i się przytula, ale nie chce być dotykany – jeszcze nie. Ciągle wypatruje TEGO człowieka, ale mną się też zadowala. Był moment, że chyba w kocim móżdżku powstał pomysł ucieczki, bo drzwi i drzwi balkonowe zostały dokładnie sprawdzone. Nawet była próba wyjścia, ale za drzwiami natknął się na leżące psy i uciekł przerażony. Widok psów wyprowadził go z równowagi, jak to musiało być w przypadku chłopa oderwanego od radła na widok armii Aleksandra Wielkiego po przekroczeniu Alp na OLIFANTACH. Jest komunikatywny, ale ja nie od razu rozumiem, co chce mi powiedzieć. Np. od dwóch dni kiedy do niego wchodzę, biegnie do mnie i z całej siły ociera mi się o nogi, opiera się o mnie całym ciałem i głośno mruczy, a przy próbie ruchu atakuje zębami. Uspokaja się dopiero kiedy siądę na kanapie lub dywanie. Wtedy wyciąga się na moich stopach jak pies i się uspokaja, nawet przeciąga i leży brzuchem do góry. Nie wiedziałam, o co chodzi z tymi atakami, aż dzisiaj do mnie dotarło. On już nie chce siedzieć sam! Próbuje mnie unieruchomić i zatrzymać. Potrzebuje obecności. Jak wie, że leżę z książką albo gadam przez telefon to się wyluzowuje i zaczyna zajmować swoimi kocimi sprawami.










Jednym słowem trafił do mnie całkowicie rozbity psychicznie kot, w żałobie po stracie bezpiecznego domu i kochanego człowieka, niemal fizycznie obolały z rozpaczy. Kot, który bardzo potrzebuje spokojnego domu, gdzie będzie jedynakiem, troskliwego człowieka, który mu pomoże przejść przez żałobę, da czas, serdeczność i troskę, ale również potrzebny bezpieczny dystans, da obecność i rozmowę – Zarin lubi rozmawiać – i trochę pysznego żarełka też da. Człowieka, który go nie zostawi, bo drugiej takiej akcji Zarin nie przeżyje. Z całą odpowiedzialnością to piszę – utrata kolejnego opiekuna skończy się koniecznością uśpienia tego pięknego kota.

Ja wiem, że znalezienie takiego domu i takiego człowieka lub ludzi (np. małżeństwo dziarskich młodych emerytów byłoby ok) graniczy po prostu z cudem. Ale ja wierzę w cuda i św. Gertrudę z Nivelles oraz moc inetrnetów i zaangażowanie wszystkich obecnych tu PT Zwierzolubów.



33 komentarze:

  1. Jak dobrze że się odezwałaś, choć mogłam przewidzieć, że będzie to "w sprawie"😄. Dobrze wiedzieć co u Ciebie, kopytka mam nadzieję że sie teraz powoli ustawią w pozycji dla kopytek właściwej 😄 -skoro pracowo jest ciut lepie😄❤️, a Ty juz wiesz że niekoniecznie musisz sie wypruwać i jeszcze inwektywy obronne mają szansę się wypchać za ząbki😄.A kot. Warty jest trudu pisania, widać że cud. I myślę że to ideał kota nie tylko dla pary dziarskich emerytów, także dla osób które są "domowe", mają spokojny charakter i się tym jednym jedynym cudnym kocurro zadowolą, zajmą, pokochają. Nawet rozwojowy młody singiel byłby ok, tu myślę że cierpliwość, spokój ludzia ma znaczenie, to ze ten kot raczej na pewno musi być jedynakiem. "Raczej na pewno", bo to jednak kot, a one bywają nieprzewidywalne, im dłużej mam futra tym bardziej sie na nich nie znam. Owszem, niby wiem, na ogół słusznie wiem, ale zaskoczki są. Jacuś mi wpadł ostatnio do kąpieli, po latach krążenia po obrzeżach wanny wpadł. Normalka że wyprysnąl natychmiast, nienormalka że po panicznej ucieczce wrócił i SAM mi się do wanny władował, skacząc najpierw na moje wystawione z wody kolano. Mam kąpielowego kota😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kot kąpielowy jest rewelacja! A zaskoczki są. Np dzisiaj od rana Zarinek jest nie ten sam! Myślałam, że po gabapentynie, którą miał przemyconą w mięsku mielonym - ale nie! Kapsułka nietknięta! Kocisko dzisiaj szalało z wędeczką, mruczało głaskane i pchało się do integracji z psami, a nawet ze Sprzączką, która akuratnie się nawinęła. Wygląda na to, że kot se sprawę przemyślał i doszedł do wniosku, że życie zaczyna się w drugiej dekadzie i że świat roi się od ciekawych istot, które zapewniają dużo przyjemniejsze atrakcje niż leciwa staruszka. To dobrze rokuje!

      Usuń
  2. Wszystko niby jasne, galaretka jabłkowa, tak, ale mnie krew się burzy z innego powodu. Masz rację, ta pani zrobiła kotu krzywdę, zabierając go przedwcześnie i nie licząc się z własnym wiekiem. Coś myślę że jest nie tak z całym systemem opieki nad starymi ludźmi, nie dość że starość ograbia z sił, zdrowia, znajomych to jeszcze ze zwierzęcych towarzyszy życia. To ostatnie wydaje mi się najfatalniejsze i najpodlejsze. Pozostaje tylko czekanie na śmierć. Wśród obcych, bez futer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwestii opieki nad starszymi osobami wszystko jest nie tak. A jeśli chodzi o DPSy powinny być tam koty i psy na etatach. Są tez różne okoliczności i sytuacje. Bo przecież dziarska 84-latka, mogła adoptować ulicznego przybłędę w wieku do niej zbliżonym. Taki kot, co się na wolności nażył, że hej, dom staruszki przyjąłby jak ziemię obiecaną i niespodziewanie osiągnięty raj. A Zarin jako małe kocię musiał się tam po prostu męczyć. Teraz za to nadrabia ;)

      Usuń
  3. Sześć prób zalogowania i siódma udana. Mła napisze Tobie wbrew, znaczy odsunie od Cię wizję miłych emerytów i domu dla jedynaka. Przy kolejnej zmianie domu, może być jak z Floriankiem - za dużo stresu i nawet z kroplówkami nie da rady. Chęć wychodzenia z pokoju dobrym znakiem, idzie w kierunku spóźnionej socjalizacji. Co do galaretki jabłkowej to jest nie taka zła, mózg zlasowany przypomina raczej słabo ściętą jajecznicę bez soli. Czasem to nie starsi takie mózgi majo. Wnuczki Gieni postanowiły babcię uszczęśliwić "tylko na chwilkę" desantem zwierzątków, na szczęście uszczęśliwienie zakończyło się znalezieniem dobrych domów i rozstaniem z babcią, co proste nie było i co zwierzaczki i Gienia bardzo mocno przeżyły. Gienia dostaje fotorelacje na komórkę a mła podziwia zdjęcia Coco w namiocie ogrodowym i Rukiego dewastującego kanapę, co nieco nam słodzi całą tę sytuację. Przemowę Gieni do wnuczków podsłuchiwała za pomocą szklanki Irenka. Z jej meldunku wiem że Małgoś zapisała spadek w postaci mła właściwej osobie. Gienia wykonała klasyczny opiendrol, wnuczki usłyszały że w ogóle mózgu nie mają, zwierzęta nie zabawka tylko odpowiedzialność i że dziecięctwo trwałe w wieku lat dwudziestu paru to wada rozwojowa. Były płacze itd. a Gienia grzmiała w najlepszym Małgosinym stylu. Bezmózg to bezmózg, wiek tu ma znaczenie drugorzędne. Hym... albo mła trafia na wyjątkowe staruszki. Co do systemu opieki nad starszymi osobami to sprawa jest trudna, opiekun umiera i co w tej sytuacji robić z jego stworzeniem? Schronisko, fundacja? Człowiek może opiekować się kimś dopóki sam nie wymaga opieki, chyba że może liczyć na rodzinę, zżytą z jego zwierzaczkiem czy zwierzaczkami. System z dochodzącymi do opieki jest dobry ale przychodzi ten moment kiedy pacjent nie wstaje i wymagana jest opieka całodobowa. Państwo nie wspomoże rodziny córkowym czy synowym, czy nawet obcowym, państwo każe się ustawić w kolejkę do domu opieki. Stado miłych pielęgniarek ma zastąpić tę jedną osobę, z którą stary człowiek jest w stanie nawiązać silniejszą więź. Taa... uważamy domy dziecka za nie tego, domy starców to je to samo. :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoczko, ja na własnym blogu nie mogę komentować z telefonu. Mogę napisać i opublikować, mogę edytować, ale nie mogę komentować, bo iPhone twierdzi, że nie jestem zalogowana!
      Opieka nad starszymi osobami, pierdolnięte rozkoszne wnuczusie pod trzydziestkę oraz w tym kontekst zwierzęcy, to temat rzeka. Z Gieni możesz być dumna, widać, że Waszego chowu!
      A państwo nie tyle nie wspomaga, co uważa za ciężki nietakt, że w ogóle istnieją osoby wsparcia wymagające na końcówce życia. Nie czarujmy się. Niezależnie jaka opcja dzierży stery władzy hasło pobrzmiewa jedynie słuszne: popierajcie partię czynem! co znaczy: umierajcie przed terminem.
      A dokładnie po wzięciu pierwszego świadczenia emerytalnego. Nikt nikomu źle nie życzy, więc niech klient tej emerytury sobie dożyje. Nie daj Boże, żeby zszedł był na dzień przed! Wtedy pazerna rodzina ma prawo do dziedziczenia składek. A jak klient weźmie swoje pierwsze głodowe pieniądze, to rodzinie się po nim już nic od państwa nie należy!
      A co to za Gienia zwierzomtka dostała i w jakiej liczbie?

      Usuń
    2. Odchowaliśmy kociczkę Coco i buldożka Rukiego. Gienia ma 85 lat i przynajmniej raz w roku zalicza szpital, wyobraź sobie jej nerw. Mła dzielnie pilnowała źwierzątek podczas jej szpitalowania ale Gienia uznała że to nie jest rozwiązanie. Prawie rok był szukany odpowiedni dom, Gienia zrobiła taki casting że chyba łatwiej by było do programu kosmicznego się dostać niż zasłużyć na psa i kota. Zdaniem mła jak najbardziej słusznie bo wiesz jacy są ludzie.

      Usuń
    3. Oj wiem jakie som te ludzie. W sprawach kocich lepiej wiem, niż bym chciała. Więcej dzisiaj nie napiszę, bo właśnie pozbierałam z drogi jednego z moich kotów altanowych. Znowu jakiś wariat pędził i zabił zwierzę tuż koło naszej bramki :( Straciłam Serducha vel Serdla i jest mi źle :( Właśnie go pochowaliśmy.

      Usuń
    4. Ożeż! Cóż mła ma napisać, toż niepocieszalne. Żeby temu kretynowi za kółkiem życie solidnie oddało! :-(

      Usuń
    5. Czego mu (nie) po chrześcijańsku z całego serca życzymy

      Usuń
    6. Za buddyjskim przekonaniem że karma wraca.

      Usuń
    7. Z procentem poprosimy, panie Budda.

      Usuń
  4. Wiecie co, Psie w Swetrze, co się opiekuje kotami,
    kiedy człowiek jest sam na starość, to raczej normalne, że chce jakiegoś kontaktu z czymś żywym. Nie zabraniałabym ludziom starszym ich psów i kotów. Bez nich byłoby tym osobom pewnie bardzo smutno. A że w miłości popełniają błędy... Na przykład przekarmiając zwierzęta... to ja nie mam na to rady, oprócz prób edukacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha, jak pisałam wyżej, ja nie odmawiam starszym osobom psa i kota. Ja tylko się wściekam na dyskalkulię nabytą. No pacz mój przodek. Zawsze braliśmy psy dorosłe, przybłędy, co mu z tym szczeniaczkiem do łba strzeliło? Ja znając swój kwitnący stan zdrowia nie zostawię sobie świadomie kociaka czy szczeniaka. Tu jeszcze dochodzi kwestia, że już mam nadwyżki w futrach. Dla kilkuletniego psa czy kota, sponiewieranego życiem, przygarniętego ze schroniska czy ulicy dom pani 80+ to raj na ziemi. Dla kociaka/szczeniaka frustrujące okrutne więzienie. Jestem po rozmowach z opiekunką pani Zarinka i wiem, że kobieta się bała tego kota. Ja teraz mam w domu zaburzonego behawioralnie zwierzaka, którego właśnie wyprowadzam na prostą. Na szczęście się da i jest chętny do współpracy. W moim domu właśnie się uczy, jak być kotem. Tak, że jak pójdzie kiedyś na swoje do nowych opiekunów, będzie fajnym zwierzakiem. Np. nigdy nie miał żadnych zabawek, które by mu pozwoliły rozładować instynkt polowania, więc polował na ludziów, bo na coś musiał. Myszki z kocimiętką, rzucane piłeczki a obecnie wędka to hit wszechczasów! On nie umiał w wędkę! Dwa dni go uczyłam i teraz muszę siedzieć i machać, ale już nie poluje na mnie ;)
      Ja jestem jak najbardziej za zwierzakami dla ludzi. Np w wielu zakładach karnych są koty na etatach. Nawet jest taki program resocjalizacyjny w wielu krajach, że osadzony dostaje swojego zwierzaka, żeby się nim opiekować. Super to działa. Np. ksiądz Tomasz Kancelarczyk od Fundacji Małych Stópek, który niedawno otworzył kolejny dom dla samotnych mam (niesamowity człowiek! a zaczynał kupując pieluchy i mleko dla potrzebujących niemowlaków z własnej kieszeni) w tych domach "instaluje" koty. Ze względu na przepisy sanepidu nie mogą mieszkać w środku, ale mają budki (a w zasadzie pałace poduchami wyściełane) na zewnątrz, przy samych drzwiach wejściowych, są wykastrowane, obsłużone weterynaryjnie, odkarmione dobrótkami i wygłaskane niemal na łyso.
      To czemu nie w DPSach?

      Usuń
    2. To jest bardzo dobry pomysł.

      Usuń
  5. Zza tony chusteczek życzymy dobrego domku dla rudzielca! Piękny jest i piękny domek mu się należy! 🧡🧡🧡
    Współczuję Serdelka, wróci pewnie w nowym futerku,
    Dobrze, że dałaś znak życia. 🍀
    Zdrowia życzymy zwierzakom i ich podajnikom!!! 🩵🪻💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za życzenia i zdrowia życzymy również. Natomiast mimo całej tęsknoty za Serduchem mam nadzieję, że do powrotów znajdzie sobie inny adres... ;)

      Usuń
  6. Nie szturchałam co prawda, ale wypatrywałam non stop. Dobrze, że już jesteś:)
    Twój post, rozwiązał jeden problem, z którym od kilku dni walczyłam. Nie kota dotyczył. Jak będę miała odwagę przyznać się do głupoty, opiszę na swoim blogu. Na razie trochę się wstydzę.
    Trzymam kciuki za rude cudo.
    Nie znikaj już. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to będzie z tym znikaniem czas pokaże. W sensie dosłownie czas, którego brakuje okropnie. Ale się postaram.
      I bez przesady! Przecież nie mogłaś nic aż tak głupiego nawywijać!

      Usuń
    2. Prawie nawywijałam:))) O boćka chodziło.

      Usuń
    3. Czyli nie nawywijałaś, czyli nie ma tematu :)))

      Usuń
  7. Otóż to. Nie znikaj!
    A Zarinek jest śliczny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy już troszki doszliście do się po czułej pamięci Serdelku? Na żałość okład z kota albo psa najlepszy, ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O-żesz-ku niełuskany! Nie miałam kiedy się dorwać do kompa, a telefon nie pozwala mi komentować!
      Dziś dopiero dorwałam klawiaturę.
      Taba, chlipnie mi się czasem. Bo szłam następnego poranka do altany i wiedziałam, że będzie Pirat i Kicia, że Serdla już nie będzie, a jednak człowiek głupi wypatruje....
      Ale życie nie znosi próżni i dziura zarasta Majtkiem. Majtek to biały kocurek z burym na uszkach i łebku, burym ogonem i burą symetryczną łatą na pupie, wygląda jakby w burych slipach paradował. Jak się trochę oswoi i zadomowi, cyknę fotę.

      Usuń
    2. Wiesz, niby nie powinno mnie to dziwić, tak szybko u mnie po Gacusiu Rysia, desant z nieba po prostu, zesłany po odwołaniu Gacusia przez Lisię - ale i tak tempo i rozmiar desantu u Ciebie przeraża. Lecą gradem🤣🤣🤣. Dziura zarasta bo nowe futro do ogarnięcia, ale to nie tak że się nie myśli i że nie brak. Chociaż jak sobie przewrotnie pomyślę, co by to było gdyby znienacka pojawiły się tu wszystkie odeszłe i tęsknione, to od razu dreszcz i tęsknoty mniejsze. Majteczek😄.

      Usuń
    3. To nie tak, że nagle cyk! i spadł z nieba. On tu był mniej więcej od roku, ale jak to między kocurami - hierarchia. Jak zniknął kocurro alfa (choć to cię zmieniało w układzie Serdel/Pirat, kto alfa, kto beta) to młody szybko temat misek ogarnął. Wieś Pani kochana, wieś polska .....

      Usuń
  9. Bardzo mnie poruszył ten wpis...
    P.S. No i buziaki i przytulenia Kochany Pieseczku :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzyniu, a poruszył Cię w kontekście kota czy jego egzotycznej właścicielki? ;)
      Odściskuję Marzyniu! Mam nadzieję że poczułaś :)

      Usuń
    2. W obu sensach... Ale niestety, nawet nasze najlepsze intencje nie usprawiedliwiają krzywdzenia zwierząt. To tak jak z naszym Manulem: gdzie zaszedł to mu dawali frykasy, bo "on taki słodki!", bo "oni mu chyba nie dajo do syta - wiecznie głodno ta kocina" itp. itd. I zapaśli go haniebnie i teraz trzeba odchudzać.
      No i uroczyście zawiadamiam, że wygrałaś konkurs- zagadkę: Manulek naprawdę ważył w apogeum 6,10 kg, a Ty powiedziałaś, że 6 kilogramów :-) Co fachowiec, to fachowiec!!!
      Całuję serdecznie!

      Usuń
  10. Biedny koteczek aż serce boli, jak się to czyta, ale współczuję też jego poprzedniej właścicielce. Powiedziałabym nawet, że to nie jej wina i złość przeniosła na znajomych, od których tego kota wzięła. To oni oddali kociaka, po pierwsze za wcześnie wziętego od matki, po drugie starszej osobie, żeby za pewnie jak najszybciej pozbyć się kłopotu, bo jest okazja. Ludzie, którzy nie kastrują kotów, pozwalają się rozmnażać, a potem nawet nie patrzą czy małe kociaki trafią do odpowiedniego domku. A babcia? Co ją winić? Tu też się serce kraje, że biedna kobieta samotna, widać przywiązana do kotka, wyobraź sobie starość bez uroczych futrzaków. Odpowiedzialnie, ale serce jednak pęka.
    Oszczędzaj siły w pracy Kochana, jesteś tym zwierzaczkom bardzo potrzebna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym tak staruszki nie rozgrzeszała, choć i mnie myśl w głowie postała, że może chcieli kociaka wypchnąć. Jeśli tak, to jedna i druga strona nie zasługuje na ciepłe uczucia. Zapewniam Cię jednak, że "osoba starsza" przy bliższym poznaniu okoliczności - a jeszcze mi się czkawką odbija - okazała się staruszką z piekła rodem. A przede wszystkim egoistką, traktującą otoczenie jak służbę i dogadzającą swoim kaprysom. Dlatego spokojnie winić ją można za skrzywdzenie zwierzaka, bo świadomie dla przyjemności wzięła sobie małe kocię mając lat 84.
      Serce również pękać nie musi i żyć bez futrzaków nie trzeba. Ale niekoniecznie muszą być to futrzaki własne. Dziarskie staruszki z ciągotami do kotów, nie decydując się na własnego futrzaka, świadczą dla wielu fundacji i stowarzyszeń usługę domu tymczasowego. Masz kota, możesz go głaskać do łysego, organizacja płaci za jego utrzymanie i nie musisz się martwić, co się z nim stanie, gdy kopyta wyciągniesz. Można też odpłatnie świadczyć usługi hotelowe i jak wyżej - głaskać do wyłysienia, karmić nieprzyzwoicie przysmakami, wysłuchiwać mruczenia i jeszcze za to kasę zgarniać ;) Serce nie pęka, w portfelu przybywa.
      Jak widać możliwości są, więc nieodpowiedzialnym staruszkom mówimy kategoryczne NIE.

      Usuń
  11. Przeżyłaś te wszystkie "przeszkadzajki" ....:) dobrze Cię znów widzieć Sweterku! Macham serdecznie, czytam - teraz mnie nie starcza pary aby pisać komentarze - w cyklonie "przeszkadzajek". Nie wszystkie są niemiłe ale niestety nie wydłużają doby. Czekam na czas kiedy CZAS nie istnieje :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nadal z parą krucho, ale ciut lepiej niż w zeszłym semestrze letnim, po którym liżę rany :)

      Usuń