To było tak...
Nasza mama jest wiejską kotką, której nie wiodło się najlepiej, a oryginalna uroda (która jest obecnie jej niewątpliwym atutem) w połączeniu z niedożywieniem i chorobami była dla ludzi po prostu szpetotą. Dlatego, kiedy mama zaszła z nami w ciążę, przepędzana kryła się w wiejskich zakamarkach na podwórzach i w krzakach. Z trudem zdobywała jedzenie, najczęściej podbierając je innym zwierzętom. W końcu urodziła nas w stercie różnych rzeczy na pewnym podwórzu. Podwórze należy do takiej jednej Rudej, która chyba jest trochę czarownica, bo ma wielkiego czarnego kocurrro. Kocurro jest złoty chłopak, choć czarny i pozwalał mamie jeść ze swojej miski.
Trochę trwało zanim Ruda zorientowała się, że ma na podwórzu dzikich lokatorów. Ruda mieszka z dwoma samcami, z których jeden to jej młode. A sterta wszystkiego, która była naszym domem, to według Rudej BAŁAGAN, RUPIECIE i GRATY. Według samców Rudej to SamePotrzebneRzeczy i ten dysonans postrzegania naszego małego świata najwyraźniej dzielił to ludzkie stado. Kiedy tylko Ruda zorientowała się, że jesteśmy, natychmiast zaczęła naszej mamie wystawiać miseczki z jedzeniem. Bo z Rudej jest fajna ciocia. Okazało się, że samce Rudej to fajni wujkowie, bo też dbali, żebyśmy mieli co jeść. Mama jednak była bardzo ostrożna i nie pozwalała nam podchodzić do cioci i wujków i sama też nie zbliżała się do nich za bardzo. Wieczorami dawali nam jeść i całą trójką gapili się na nas jak w jakie National Geographic, a przy tym nad czymś intensywnie debatowali.
Któregoś dnia na podwórku postawili wielkie pudło z drutów i odtąd wstawiali nasze miski do środka. Nawet fajnie, bo czyściutko było na podłodze pudła. Znowu się na nas lampili, jak jemy. Długo to trwało, a z czasem miseczek z jedzeniem przybywało. Bo trzeba Wam wiedzieć, że urośliśmy i mama już nas nie karmiła swoim mlekiem, tzn. jeszcze trochę karmiła, a i teraz lubimy jeszcze się niuniać przy cycku, ale apetyt mamy jak lwy i jemy mięsko z puszek, a nawet chrupki! Czasami nawet skubiemy chrupki mamy - tacy duzi teraz jesteśmy, o! Ale, ale, nie wybiegajmy tak daleko naprzód. Gdy jedliśmy w pudle z drutu, byliśmy jeszcze ciut mniejsi.
Skąd mieliśmy wiedzieć, że z tym pudłem z drutu to podstęp? W ostatni poniedziałek, gdy jedliśmy kolację, wujkowie nagle zamknęli drzwiczki i byliśmy uwięzieni! Udało się uciec tylko naszemu największemu bratu... Natomiast nas zapakowano wraz z pudłem do wielkiego samochodu i pojechaliśmy w nieznane. Wystraszeni i przerażeni, ciągle w pudle, na szczęście z mamą, trafiliśmy do dużego domu, gdzie pudło stoi teraz w takim niewielkim, przytulnym, ciepłym pokoju. Ruda gdzieś sobie poszła, ale nie zostaliśmy sami. Pojawiła się inna ciocia. Taka śmieszna kulista, która rano i wieczorem łazi w futrze i ciągle do nas gada. Wstawiła nam do klatki dużą skrzynię ze śmiesznym piaskiem, gdzie się możemy wygodnie wysiusiać i nie tylko. Dała nam pudło z kocem i miski z jedzeniem i wodą.
Całą noc nie spaliśmy z przerażenia! Potem jeszcze pół dnia. Ciocia w futrze przyłaziła co jakiś czas pogadać, posprzątać i ewentualnie nasypać chrupek w miski. Ale nic od nas więcej nie chciała, więc w końcu padliśmy ze zmęczenia i posnęli. Teraz to już w ogóle nie zwracamy uwagi na tę gadającą ciocię. Już się nie chowamy za mamę, mama przestała na ciocię warczeć i nawet leży sobie spokojnie wyciągnięta, jak ciocia łazi i sprząta (i oczywiście do nas gada! co za kobieta! paszcza jej się nie zamyka!). A wczoraj wieczorem - nie uwierzycie! - no więc wczoraj późnym wieczorem do pokoju wpadła Ruda z tą ciocią w futrze i przytargały inną klatkę z naszym rozwrzeszczanym bratem! Ale mama się zdenerwowała! Mama w krzyk, brat wrzeszczy, a te nic tylko się śmieją i dawaj go wydłubują z tej klatki. Potem ciocie go obejrzały, dały mu kropelkę na kark (myśmy też taką dostały) i włożyły do naszej klatki, gdzie mama od razu się nim zajęła. Biedak był tak zmęczony, że od razu wtulony w nas zasnął, a zjadł dopiero w nocy. Ciocie szybko zabrały się i poszły, żebyśmy mogli wypocząć.
Coś czujemy, że te nagłe zwroty akcji w naszym życiu zwiastują wielkie zmiany i nowe przygody.
To teraz pozwólcie, że się przedstawimy: nasza mama to Bajaderka, śliczna pręgowanie buro-ruda kotka z białymi łapeczkami i żabotem, a my to: nasz przedsiębiorczy rudy brat o złocistym futerku i zdecydowanym charakterze Racuch, odważny, rezolutny i spokojny czarny Piernik, jasny złocistorudy puszysty i delikatny w środku Sernik i podobna do mamy szylkretka z białymi łapeczkami i żabocikiem Kruszonka. Ciocie i wujkowie już się w nas zakochali, więc Wy też możecie :))))) Jesteśmy cudowni jak świąteczne ciasta! A kto nie lubi świątecznych łakoci!
Dzisiaj jedziemy do Weta. Tę wycieczkę z atrakcjami funduje nam ku radości cioci ZaMoimiDrzwiami. Opowiemy Wam, jak było.
I to by było na tyle :)
P.S.
No to już Kochani wiecie, jak się bawiuńkam na urlopie. Przed urlopem bawiuńkałam się podobnie, tylko z własnym stadem, które zaczyna niedomagać z powodu wieku.
Oczywiście zakochiwanie się w Łakociach wskazane!
Ojaciekrence. Aż mnie słabo od ilości tych kotów się zrobiło...
OdpowiedzUsuńOby szybciutko się znaleźli nowi wujkowie i ciocie.
Wierz mi, że mi też słabo! I oby się znaleźli!
UsuńNo nawet mie żeś osłabiła.....
OdpowiedzUsuńJa, niestety, wiesz......trzy mam już zakontraktowane.....
Rabarbara
A wiesz, jak mi słabo! A koty na mojej wsi jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa!
UsuńNo i cóż to jest trzy koty Barabaro... Ja ciągle widzę u Ciebie potencjał ;)
Zwróć uwagę, że w sumie razem będzie pięć.
UsuńI no ja nie wiem co Cie podkusiło przeprowadzać się na taką już z nazwy kocią wieś? Nic Cię nie tkło jaka to musi być kolej rzeczy i zdarzeń? Nie było to szukać miejscowości o nazwie Oaza ? (bo Pustelni jednak nie sugeruję..) lub cokolwiek ?
Ech...
Barbara
Hmmm... do wyboru oprócz Kotowic były jeszcze Psary, także nie wiem co gorsze. Chyba tylko miejscowość Obora - też tu niedaleko. Z przygarnianiem krów i cieląt mogłabym się nie wyrobić...
UsuńCo to jest w sumie pięć? ja się pytam. No co to jest? Siedem to szczęśliwa liczba ;)
Dawno temu o mały włos nie wylądowałam na dłużej w Psarach. Skończyło się na 4 psach i zmianie planów oraz lądowiska na to w Dolinie.
UsuńNo. Pięć ciasto-kiciastych z rupieci świeżutko wydobytych.
OdpowiedzUsuńŚwieżutkie, pachnące i cieplutkie :)
UsuńZaraz zaraz, które kocie pisało? Czy się okaże że pisał/a Jabłecznik vel Szarlotka? Albo Cwibak vel Rolada? SZEŚC?!!!
UsuńNie, nie, nie i jeszcze raz nie! Żadne tam sześć! Czwórka kociąt i piąta mamusia. Kocięta, że tak to ujmę, chórem skrobały opowiastkę ;)
UsuńO matko z córko i tesciowo! Kociaki do schrupania. Oby sie domki znalazzły szybko. Ja matka czworokotna i podwójnopsia.
OdpowiedzUsuńPyszniutkie! Słodziaki jak kruche z cukrem :))))))
UsuńMamusia tak jakby trochu pumowata i kociaczki chyba też?
OdpowiedzUsuńFajowskich domków im życzę!
W sensie, że taka smukła? To tak, ładna, zgrabna kobietka z niej :)))))
UsuńPowinnam się cieszyć, a płakać chce mi się. Zawsze, ale to zawsze w takich razach myślę o tych, których nikt nie znalazł.
OdpowiedzUsuńOj tak, zakochać się można w mig. :) Same piękności i te ich oczęta, jakoś mnie wzruszają. hehe Cały tekst bardzo pięknie napisany, przemiło spędzony czas. :))) Pozdrawiam cieplutko, niech Ci młodzi będą na całego zdrowi, a Ci starsi niech tez są, jak najzdrowsi tylko mogą, przytulam. <3
OdpowiedzUsuńFajne te Łakocie. A u mnie zamieszkała Tosia - samosia. Sama, bo rej rodzeństwo szybko rozchwytano. Ja liczyłam na potomstwo Pusi, a tu sąsiadka mówi, że nic z tego bo Pusia jest wysterylizowana. Tak więc zadowoliliśmy się dwa lata młodszą siostrą Pusi - Tosią. O Tosi już pisałam. Od tego czasu urosła i rządzi nami jak chce.
OdpowiedzUsuńPrzecudna kocia rodzinka , a ich historia opisana wyśmienicie :D
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki, niech im się wiedzie ! ♥
Pozdrawiamy cieplutko
Cudna rodzinka 😻 oby szybko trafiły na domki szyte na ich miarę 👊😀
OdpowiedzUsuńSą piękne i w ogóle wyglądają na koty z klasą. Zareklamowałam. :-)
OdpowiedzUsuń