środa, 5 czerwca 2024

Labneh czyli Almette domowej roboty i pożegnanie z Bamboszem

 Pozostajemy w tematach kulinarnych i oczywiście kocich.

Ponieważ żyrta jestem, ale przy garach stać nie lubię, bardzo cenię sobie szybkie i proste w wykonaniu a smaczne potrawy. Lubię też wszelkiego rodzaju sery i twarogi, więc nic dziwnego, że jak natknęłam się na przepis na twarożek z jogurtu greckiego, to od razu rzuciłam się wypróbować.


Przepis na twarożek Labneh jest TU i jest banalnie prosty. Ponieważ mam ambicję bywać na diecie LCHF (low-carb high-fat) choć nie ortodoksyjnie, to przepis zmodyfikowałam zaraz na wstępie.

Otóż.

Otóż należy się zaopatrzyć w miskę, łyżkę lub łopatkę do ciasta, sitko nylonowe, coś pod sitko: garnek/miska, gazę jałową sporych rozmiarów lub pieluchę tetrową, jogurt grecki duży, śmietanę 18% małą (ale duża też jest ok, serek będzie bardziej kremowy), łyżeczkę soli, opcjonalnie ziołowe dodatki.



Jogurt i śmietanę wrzucamy do miseczki, dodajemy sól i ewentualnie ziołowe dodatki (ja nie dawałam, bo lubię naturalny lub z rzodkiewkami) i musimy dokładnie wyfyrlać, jak mawia Remigiusz Rączka.

Następnie masę przekładamy na gazę, udrapowaną na nylonowym sitku. Chwytamy za rogi szmatki i skręcamy w celu odciśnięcia serwatki. Nie należy się do tej czynności zbytnio przykładać, żeby nie wycisnąć jogurtu ze szmatki. W oryginalnym przepisie stoi, że należy odciskać ze dwa razy na dzień, ale ja tam mojego serka nie tarmoszę tak często. Ot, zostawiam w spokoju w lodówce na dwa dni, żeby sam obciekł. 




Po dwóch dniach mamy na sitku w szmatce pyszny kremowy twarożek, a pod sitkiem w naczyniu nie mniej pyszną serwatkę, którą można wypić. Wypić się daje serwatka naturalna, bo te wersje ziołowe to nie bardzo są pyszne.



Po dwóch dniach przekładam serek do miseczki i czasem nawet dwa kolejne dni się delektuję. Ale zwykle tylko jeden dzień ;)



W internetach piszą, że można potrzymać dłużej na sitku, wtedy konsystencja robi się bardziej podobna do białego sera typu klinek lub krajanka. Jeśli się zrobi z samego jogurtu, jest to prawda. Dodatek śmietany, a więc tłuszczu, powoduje, że serek nie traci kremowej konsystencji. 

Zdecydowanie polecam!

Serkiem leczę rany duszy :(

W Boże Ciało popołudniu rozpadał się deszcz, a potem rozpętała się burza i od Bożego Ciała aż do wczoraj praktycznie bez przerwy padało albo było duże zachmurzenie. Ciśnienie też dawało popalić, czyli była tzw pogoda zawałowców.

W Boże Ciało rano Bambosz - jeden z naszych biało-burych kotów - normalnie pojawił się na śniadaniu, a potem jak zwykle udał się na przechadzkę. Niestety już z niej nie powrócił. Myślałam, że przestraszył się burzy i gdzieś się zaszył. Tym bardziej, że Bamboszek był zawsze domatorem. Deszcze, śniegi, mrozy przesypiał w domu, w nocy się nie włóczył, tylko również spał na szafie. A przede wszystkim nie przegapił nigdy pory posiłków.








Niestety, Bambosz nie powrócił, choć w przerwie deszczu włóczyłam się z psami po polach, szukając go na jego ścieżkach. W niedzielę ostatecznie straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś Bamboszka zobaczymy. Przepadł jak kamień w wodę.

Te burzowe i deszczowe dni, to była w ogóle czarna seria. Drób wszelaki jest bardzo wrażliwy na stres i skoki ciśnienia. U sąsiadów w czasie burzy padł biały paw, a na drugi dzień kogut. W niedzielę również nasz kogut Wodzu dostał zawału. Łaził jeszcze, nawet wyglądało, że już mu lepiej, ale ostatecznie padł wczoraj, a dzisiaj padła jedna z naszych zielononóżek. Też z powodu zawału jaki zaliczyła w poniedziałek. Dzisiaj zapowiadano piękną pogodę i faktycznie od rana było słońce i upał, a teraz znowu przedburzowa degrengolada. Jak tak dalej pójdzie, to padnę razem z moim drobiem.


Bambosz i Wodzu - nawet nie wiedziałam, że mają wspólne zdjęcie. Ech... smutno.

P.S.

Bambosz został odnaleziony. Właśnie go pochowaliśmy :( 

35 komentarzy:

  1. Przykro z powodu Bamboszka 🖤no i Wodza….nie wiedziałam, że drób jest taki mało odporny na stres ….

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Stres stresem ale ta pogoda... dzisiaj od rana znowu tylko karetki wyją. Niewykluczone, że Bambosza też dopadło, bo nie miał widocznych obrażeń, a ułożenie ciała nie było typowe dla kota umierającego w bólu. Znam dwa potwierdzone przez weterynarzy przypadki - tu u nas i w Krakowie - zawału serca u młodych kotów. W obu przypadkach weci tłumaczyli tak samo: jeśli kot na początku życia jest zabiedzony i zagłodzony i organizm nie ma się z czego budować, to nawet jak potem już opływają w dostatek, serduszko jest wadliwe i może nie dawać rady. Czy tak było w przypadku Bambosza, nie wiem, ale jest to jedna z możliwych wersji wydarzeń.

      Usuń
    2. Przykro strasznie :(
      Zaciekawiła mnie ta pozycja, jaka to może być, bo Vende została znaleziona na boku tak po prostu jak czasem koty sobie śpią że leżą na boku... I czasem myślę że skoro Morgana miała świadczenia w sercu takie chwilowe co sterydami udało się uregulować to może i mała Venda miała zawał...

      Usuń
    3. To taka pozycja na boku ale wyciągnięta. Nie jak kot leży na boku zwinięty w rogalik, jak np Bambosz na pierwszym i drugim zdjęciu, tylko jakby się kot w biegu przewrócił na bok. Pysk zwykle otwarty. Jak się znajdzie zaraz po śmierci, to też czasem widoczna wydzielina z pyska. Może być pienista i/lub podbarwiona krwią (dlatego mój kolega myślała, że ktoś mu kota otruł, ale zanim poszedł nakłaść sąsiadowi, to oddał kota na sekcję, zapłacił majątek, ale dzięki temu wszyscy się dowiedzieliśmy, jak wygląda zawał u kota)

      Usuń
    4. Tak ona tak wyglądała jakby w biegu ja ktoś zatrzymał i była pianą z żółtym ale ona żółtym zwracała. I właśnie nie wiem czy jakby się zadławiła to też by tak wyglądało.

      Usuń
    5. Raczej by tak nie wyglądała przy zadławieniu. Nawet u ludzi stan przedzawałowy i początek zawału dają objaw jak od żołądka z mdłościami i odbijaniem włącznie. Jest zatem wielce prawdopodobne, że Twój kot miał zawał. Oczywiście jednoznacznie przyczynę śmierci można potwierdzić sekcją, ale zawał jest jedną z możliwych przyczyn.

      Usuń
    6. Sekcja była, ale nie potrafili jednoznacznie stwierdzić jaka przyczyna. Ale nie było wtedy naszej wet tylko jakaś inna to robiła z tego co zrozumiałam. Ale podejrzewali też fip a on chyba też coś mógł namieszać. Ważne że nie cierpiała...

      Usuń
    7. Ona dosłownie dobę wcześniej po 23 miała gorączkę i zwracała nam żółtym i nie chciała nic jeść, miała też ślinotok, ale zastosowałam znane domowe metody z gorączką , bo lecznice były już dawno zamknięte. Chowała się całą noc i zwracala. Kolejnego dnia od rana byliśmy u weta i nic poza żółtymi wymiotami nie było, ślinotok lekki bo zwracała żółtym i to jej pewnie podrażniło (u Mefisia tak samo bywało przy trzustce zatkaniu itd) . Dostała zastrzyki i w domu nam się chowała. Nie chciała nic jeść. Dawałam jej picie strzykawka bo nie piła. Zanim ją znaleźliśmy kładła się po 23 tak na podłodze że łapki do tyłu łapki do przodu ale to była jej normalna pozycja, ale miałam wrażenie że jest źle pamiętam to przeczucie że coś jest nie tak. Zwracanie żółtym znalazłam od Mefisia ale coś mi nie grało. W zasadzie nie miała do zjeść.... Bardzo była wymęczona. Ale szarpała się jak jej chciałam dać na apetyt do pyszczka. Więc miała siłę. Po daniu leku pamiętam że walczyła na krzesło w kuchni i od razu się położyła na klacie pupa do mnie. I położyła główkę między łapki do przodu. I już jej nie męczyłam. Za pol godziny dosłownie mały ja nam pokazał że właśnie leżała tak jakby w biegu ja ktoś przewrócił na bok. Jedna źrenica była bardziej rozszerzona niż druga. Może i szkoda że nie nasza wet robiła te sekcje ale z drugiej strony wiem że nie cierpiała dzięki twojemu opisowi. A z drugiej strony podejrzenie fipu było bo zaraz dwa miesiące później pożegnałam Sherlocka który mi zszedł w ciągu trzech dni. Też weekend. W piątek zostawiony w lecznicy a już we wtorek niestety odszedł. Wodonercze i wszystko. Ale też został znaleziony w pozycji w biegu. Jakby ktoś go wyłączył...

      Usuń
    8. I pamiętam że jak robiliśmy sztuczne oddychanie szybko od razu to woda chlipała w płucach...
      Może komuś się to przyda na przyszłość. Ja się bałam , że się zadławiła przeze mnie. Ale wet sama powiedziała, że to by tak nie wyglądało. Sekcja niestety była dopiero po weekendzie , bo nie było osoby która mogła zrobić. Pewnie to też ma znaczenie jak szybko Jest zrobiona.
      Mnie męczy że ja czułam że ona odejdzie. Nie wiem skąd ale miałam takie przeczucie że coś się jej stanie.

      Usuń
  2. Hahahaa te z pewnie zjadłabym w jeden dzień, ależ mi smaku zrobiłaś. :) Jak czytam o zwierzątkach takie sprawy to zawsze serce mi krwawi, tak mi przykro. Bardzo mocno życzę Ci zdrowia i co tylko dla Ciebie najcenniejsze. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykonanie banalnie proste więc polecam. Serek naprawdę bardzo smaczny!
      Cóż, zwierzęta odchodzą. Pewną pociechą jest fakt, że póki żyły obok nas miały naprawdę dobre to życie, a ja mam świadomość, że w niczym nie zawiniłam i niczego nie zaniedbałam.
      Również życzę Ci zdrowia i spokoju! :)

      Usuń
  3. Jak smutno! Ja w zasadzie dopiero dwa lata temu odczułam, jak to jest po stracie ulubieńca i czworonożnego członka rodziny. Do tej pory moje psy odchodziły jak Bambosz - wyszły z domu i nie wróciły - tak się jakoś złożyło. Bąbel - pies z którym dorastałam, Psot - pies syna, z którym on dorastał. Szukaliśmy po całym terenie, przeszukiwaliśmy schroniska w okolicy - to trwało tygodniami - zdążyliśmy się przyzwyczaić do myśli, że psy odeszły. Dopiero Bastek - chorował krótko, ale bardzo, bardzo. Nawet mieliśmy go uśpić, ale wtedy cudownie odzyskał siły - jeszcze na dwa tygodnie. Cała rodzina przez wiele dni chodziła z zapuchniętymi oczami. Z tęsknoty przywieźliśmy nicponia Bazyla - z tej samej hodowli - aby znowu czuć psią miłość. No, wtedy nie wiedzieliśmy, że to nicpoń nad nicponie:)))
    Ależ się nagadałam. Wspomnę o serku - wygląda apetycznie, zapamiętam przepis:) Gdy tylko dostane taką gazę - zrobię, tylko gdzie ją kupić - w aptece?
    Uściski mocniaste:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mam takie przemyślenia nt odchodzenia zwierzaków. Będąc od lat personelem i podajnikiem karmy dla tego licznego, półdzikiego stada, dochodzę do wniosku, że takie odejścia są lepsze i naturalniejsze niż długotrwałe choroby, przykre i stresujące terapie i w końcu konieczność podjęcia decyzji o uśpieniu. Oczywiście człowiek się zastanawia, czy zszedł od razu, czy leżał i się męczył, a my nie wiedzieliśmy o tym. Jeśli nie znajdzie się zwłok, też człek się zastanawia, co się stało, ale część moich zwierzaków odeszło z powodu chorób nowotworowych, a one zwykle są bolesne. I tu się dopiero zaczyna jazda! Jak długo bolało, a zwierzak nie dawał po sobie poznać? Dlaczego nie zauważyłam? Czy można było coś zrobić? Czy diagnoza była słuszna i dlaczego weci nie trafili z diagnozą za pierwszym razem? (niestety jest to dość częste, bo objawy nie są oczywiste) Długo wtedy trwa, żeby się pozbierać. Jednak wolę, żeby zwierzak rozstawał się z tym światem w sposób dla zwierząt bardziej naturalny, czyli często szybki i gwałtowny.
      Serek polecam! A gazę nabędziesz w aptece w cenie ok 2 ziko. Weź metrową.
      Buziaki! :)

      Usuń
    2. Zgadzam się z tymi odejściami. Amberka nerki zabierały nam 4 miesiace. A potem trzeba było mu pomóc odejść, bo już nie jadł ani nie pił. Podobnie Jaguś tak nagle nam odszedł mimo usunięcia nowotworu. Pewnie był już w środku w organach. Mefisio tak długo chorował na trzustkę ale żył z tym kilka lat. I też miał takie cudowny zryw przed odejściem dosłownie na okres świąt i sylwestra pamiętam. Byliśmy z nim w domu bo trafiło się chorowanie i urlopu zostało. Koty to są cudowne stworzenia. Z jednej strony szkoda że tak krótko żyją z drugiej... Pamięta się na całe Życie.

      Usuń
  4. Pamiętam jak suczka rodziców zaginęła,to był starszy piesek , który zmienił miejsce zamieszkania. Szukaliśmy ją kilka dni, żadnych zgłoszeń….odzewu i ta niepewność czy gdzieś nie cierpi , bardzo przeżywałam czy nie wpadła w w jakieś wnyki, a może w jakąś pualapke..w końcu znaleźliśmy przy głównej ulicy jej zwłoki…było to straszne, ale przynajmniej wiedziałam że nie cierpi gdzieś…bo ta niewiedza była najgorsza…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po czymś takim trudno dojść do siebie. Pocieszające jest, że pewnie zginęła od razu i nie cierpiała.

      Usuń
  5. Mła bardzo współczuje z powodu odejścia Bambosza ale też uważa że nagłe odejście, pomijam wypadki, to w przypadku tak źwierząt jak i ludzi lepsza opcja niż długotrwała choroba. Po prostu przyszedł na Bambosza czas i odszedł po dobrym życiu. Co nie oznacza że człowiekowi nie jest łee i wogle, zawsze jest paskudnie stracić kogoś swojego. Pocieszaj się serkami na całego, mła by też się pocieszała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. W sumie przyczyny śmierci Bambosza nigdy nie poznamy, mogę ją sobie jakoś tam tłumaczyć i snuć przypuszczenia, które dzisiaj również potwierdziła nasza pani Wet (ze Sprzączką byłam), mam tylko nadzieję, że się nie męczył i nie leżał tam czekając na pomoc. Ech...
      Serek jest jak balsam.

      Usuń
  6. Bamboszek był piękny. Maść w typie mojego ukochanego Fredzia, Gacusia i obecnie u mnie panującego Jacusia. U Ciebie to Tusieczek też miał taki typ futerka. No cóż, stada mamy i Tam, taka prawda, wiemy o tym obie że my wszyscy tu na chwilę, ale i tak pusto i żal. Nie umiałam się zebrać do napisania komentarza od razu, wybacz. Rąbnęło. Za dużo u mnie w otoczeniu tych odchodzacych stworków, zapowiada się że u Asi pieska francuska i u Bobusiów pies (ten co mnie sie boi) też sobie mykną za bramę. No ech.

    A wiesz że do ciapai naleśnikowo-pierogowej ostatnio używam serka? Zamiast mleka. Tez pyszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bambosz był wyjątkowo urodziwy. Niby Dullux podobny ale jednak tylko podobny. A Tusio był czarno-biały. No odchodzą, ech. Grunt, że po dobrym życiu u nas, bo tutaj naprawdę źle nie mają. Niestety mam przeczucie, że w tym roku może nam jeszcze ubyć ze stada, bo starszaki coś niedomagają. Trudno. Futer tutaj nie brakuje dookoła więc pewnie ktoś nowy się wprowadzi, a i tego, co zostało jest dość. Mam wrażenie, że ta armia zwierzaków przechodzi przez moje życie na wskroś, zabierając mnie ze sobą po kawałku.

      Czyli do ciasta naleśnikowego dajesz twarożek? To taka bardziej wersja LCHF/keto. A mascarpone czy zwykły jakiś kremowy/śmietankowy?

      Usuń
    2. W punkt, zabierają po kawałku. Co do futerka to i ułożenie plam sie liczy, te uszka osłonięte kapturkiem, ćzapeczką😄.

      Serek taki jaki mam, ostatnio była/był burata + jajko + mąka, łyżka oliwy. Lub jogurt, lub śmietanka, cokolwiek gestego/mlecznego raczej bez grudek. Burata się sprawdził/a bardzo a bardzo. Wersja z płatami pasztetu wyszła genialnie, tak jak i placuszki ze startym do ciasta/ciapai jabłkiem. Gęstość reguluję mąką, gdy przesadzę dolewam ciut wody z czajnika i jest ok.. Czyli to ciasto dosłownie z mlecznego czegoś, nie z mleka😄, naleśniki raczej nie, ale placuszki jak najbardziej, ze wszystkim co przyhdzie do głowy i wpadnie w ręce, sprawdza sie i z łososiem i z każdym owocem, a także z np. zielonym groszkiem. Smażyć trzeba na małym ogniu i pod pokrywką, szybko to idzie, moment i jest co jeść..

      Usuń
    3. Drugą wersją ciasta, bardziej w tym wypadku naleśnikowego niż ciapajo/placuszkowego jest ciasto na piwie. Jak dla mnie, piwosza bardzo rzadkiego, duże piwo jest za duże o połowę, więc ta niewypita połowa to idzie w ciasto. Lub całe piwo jest specjalnie kupione w ciasto, taki to ze mnie piwosz. Wymaga na pół piwa dwóch a nawet trzech jajek i dwóch łyżek oliwy lub oleju, szczypty soli i mąki w takiej ilości by gęstość była właściwa. To nie hest wersja jajko oszczędna, piwo wymaga tego jajka, dwóch lub trzech więcej. Smaży się to jeszcze szybciej niż te smażeniny na mleku i mlekopodobnych, gotowe ma lekką goryczkę w sobie więc nie każdemu pasi, ale ja lubię. W każdej wersji😄 nadzieniowej.

      Usuń
    4. O, to widzę, że tak jak ja podchodzisz nieortodoksyjnie i dajesz, co tam masz do ciasta bez dyskryminacji, byle konsystencja się zgadzała. Placuszki "na-winie", czyli co się pod rękę nawinie, też lubię. Roboty niewiele a efekt zawsze pyszny. A naleśniki na piwie to obowiązkowo! Z nas też tacy piwosze, że jak otwieram butelkę to mam na dwie porcje naleśników, bo tę otwartą trzymam w lodówce i nikt się do niej nie kwapi. Chyba że karmi, to ja wypiję. Ale piwo w cieście naleśnikowym zdecydowanie nam wchodzi. Co do placków z jabłkami zdania są podzielone. Chłopaki lubią gdy jabłka są starte, ja lubię plastry jabłek w cieście (o jeżu! ślinotoku dostaję!)

      A wiesz, że faktycznie, masz rację z tą czapeczką. Czapeczka raz czarna jak u Tusia raz szara jak u Bamberka ale to chyba ona nadaje im ten charakterystyczny wyraz pysia. A poza tym kochane były i tyle.

      Usuń
    5. A tak BTW ja tam dawno u Ciebie żadnego wpisu nie widziałam...

      Usuń
  7. Biedny Bamboszek, no ale widać tak miało być, nie ma się wpływu , i zawsze żal, ciężko na duszy i sercu. Ja każde odchodzące zwierzątko mocno przeżywam.Wspomnienia odchodzenia, choroby bolą.

    Serek wyglada smacznie, zajadaj na zdrowie.
    Ale!
    Czy nie mozna normalnie , z dobrego krowiego mleka, mi by sie nie chcialo tak bawic z kupnych , sklepowych produktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano ciężko i człowiek się zapomina i wypatruje. Dzisiaj aż mi serce z radości podskoczyło, bo pomyliłam Dulluxa z Bamboszem i jakaś radosna nadzieja, a potem... smutek :(

      Serek jest super i smakowo inny niż wszystkie twarożki dotychczas mi znane. Zabawy przy tym wiele nie ma, wszystkiego 10 minut roboty, a jak raz skosztujesz to potem wracasz, bo dobry. A skąd ja Ci teraz dobre krowie mleko wezmę? Poza tym naprawdę smak inny. Bardziej jak fromage. No dobry po prostu.

      Usuń
    2. Ja lubie taki krowi, mam w Radkowie źródełko, no ale to dojecha trzeba,pani sprzedaje co tam ma ,gotowe serki , tworod, mleko ,smietanę .

      Usuń
    3. Ten w sumie też krowi, bo i śmietana i jogurt z krowiego mleka, ale smak inny niż tradycyjnego twarogu i bardzo mi odpowiada. Również ze względu na słoność.

      Usuń
  8. Współczuję bardzo. Bardzo. I mocno przytulam. Jak ważne jest to, że mogliście Chłopaka pochować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Tym pochówkiem rozpoczęliśmy nową alejkę. W naszym ogródku jest już pochowanych 10 kotów - 4 nie nasze - i jeden pies... Kur nie liczę. Przygnębiająco na mnie działa ta świadomość. Cóż, odchodzą.

      Usuń
  9. Twarożek ostatnio mieszamy z kawałeczkami pomidora, rzodkiewki i cebulki i jest na chlebek na kilka dni :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Serek na pewno sobie zrobię, bo wygląda pysznie i na pewno tak smakuje. Kiedys, gdym miała kozy robiłam wspaniały kozi serek. Ach, to było niebo w gębie!
    Bamboszka żal. Biedny kotek....U nas na koty polują jastrzębie i inne lotne drapieżniki. Wiele kotów i nam poginęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serka trzeba spróbować, żeby się przekonać. Czy w wersji oryginalnej z samego jogurtu, czy mojej podrasowanej śmietaną. Sery kozie są pyszne - od sąsiadów kupujemy, bo oni mają stado kóz :)

      Nam też kilka kotów przepadło bez wieści. Tutaj są lisy, kuny, jastrzębie i kilka par kruków. Oczywiście smutek jest, bo człowiek się przywiązuje do zwierzaka, ale z drugiej strony jakaś też zgoda na prawa przyrody. No i świadomość, że niczego nie zaniedbaliśmy, w niczym nie zawiniliśmy. Bo czy u Ciebie, czy u mnie zwierzaki są zadbane, odkarmione, leczone gdy potrzeba, odrobaczone, odpchlone, a jednocześnie mogą żyć swoim własnym zwierzęcym życiem. Uważam, że jeśli ma się po temu warunki - czyli mieszka się na wsi - a zwierzak sobie życzy wolności, to należy mu ją zapewnić. Jakość życia jest dla mnie w tym wypadku kluczowa, a nie jego długość. Przecież wszystkie koty, które "mamy" przyszły do nas same. To był ich wybór. Niektóre od razu wprowadziły się do domu i lgnęły do człowieka (te zwykle są wydawane do adopcji), niektóre wprowadziły się do domu i korzystały z luksusów, ale człowieka tolerowały zaledwie w swoim otoczeniu (jak Bambosz), a jeszcze inne stołują się w altanie, po dłuższym czasie dają do siebie podejść z miską, a nawet czasem pogłaskać, ale żadnych bliższych kontaktów sobie nie życzą. Oczywiście nie dożyją lat nastu, ale musimy się z tym pogodzić.

      Usuń
  11. Przyjechałam z wojaży słoweńskich, zaglądam do Ciebie i... smutno mi się zrobiło :-( Bidny Bamboszek... Każdy, kto jest kociarzem, przeżywa takie chwile. I kogutka też szkoda - ja to moje dwie kury (mieszkają z ciotczynymi) lubię niemal jak koty.
    A serek wygląda pysznie, jak najlepszy sernik typu delicja, tyle razy sobie obiecywałam, że zrobię, przecież to takie proste. Przytulam serdecznie, Pieseczku!

    OdpowiedzUsuń
  12. A jeszcze mi w pracy pani opowiadała, że zna przypadek FATE u kotów. Że czasem nie ma objawów żadnych z sercem i nagle koniec. Że to częste jest u kotów. :(

    OdpowiedzUsuń