niedziela, 17 stycznia 2016

Ono czyli przypadki Jojo

Tak, kotka ma na imię Jojo. Od jołczenia.


Żeby wszystko uporządkować, pozwolicie, że przekleję tu komentarze sprawozdawcze z poprzedniego posta, a potem będą aktualności.



15 stycznia 2016 20:21
Hello! Dla wszystkich, którzy czekali na dobre wieści: Dzisiaj złapał się nasz króliczek :) Wstępne oględziny przez siatkę klatki-łapki wykazały, że i ogon i łapka są ładnie wygojone. Stare rany lub wady wrodzone. Wet to oceni. Kocio nie jest agresywny, tylko płaczliwy. Powinniśmy dać radę z oswojeniem :)

15 stycznia 2016 23:59
No to Kochani, na życzenie Hany piskam, co następuje: Kota nie było cały tydzień i już martwiłyśmy się, że coś mu się stało i nie przyjdzie. Dzisiaj o 5.00 dostałam od Pani Uli tradycyjnego esemesa, że w klatce nic nie ma. Ale przed 7.00 z okna kuchni widziałam, że coś szybko pokicało w światłach samochodu, który skręcał w uliczkę przy terenie łapania kota. Narobiłam rabanu i zagęściliśmy kocie patrole. Miałam tradycyjnie iść o 21.30 i 24.00 ale Mężczyzna wracał z Biedronki ok 19.00 i zajechał pod płot Energetyki, a zaraz potem miałam telefon, żeby przybiec, bo coś tam jest. Na naszą kicię nie liczyłam, tylko myślałam, że znowu tygrys albo taki czarny, który jest kotem wychodzącym z bloku obok.
A to NASZ był! Jupi!
Najpierw to syczało, a potem tylko płakało. Przytargaliśmy do domu, daliśmy w michy - zjadło. Psy zainteresowane umiarkowanie, koty wkurzone.
Pojechaliśmy jeszcze o tej nieludzkiej porze do Gosianki po klatkę i właśnie kot się przeprowadził z łapki do klatki bytowej. Popłakał, popłakał, pokuśtykał po klateczce wte i wewte i zaszył się w kontenerku, wyścielonym mięciutkim ręcznikiem.
Teraz wszyscy idziemy SPAĆ! Hura!
A jutro się zobaczy, jak nam pójdzie współpraca.

16 stycznia 2016 18:35
No to melduję.
Gosiu, trudno to nazwać radzeniem sobie. My obserwujemy i zapewniamy kotu spokój, Ono (bo płcia nadal nieustalona ;) sobie radzi.
W nocy sobie trochę pochlipało, ale to nic w stosunku do tego, co urządziła nam Bura pierwszej nocy. Nie przejawia agresji, nie syczy, nie próbuje walczyć czy uciekać, miotać się po klatce. To jest taki płaksuś jak Mamba.
Jeść nic nie chciało w nocy, ani rano. Tylko zjadło zaraz po przyniesieniu jeszcze w żywołówce, więc się trochę martwiłam. No wiecie, korzenie mam podolskie i wiem, co to gościnność, a zwierzak i/lub dziecko, które nie je, czas marnuje lub jest chore (takimi zasadami kierowała się moja Babcia, że wszystko musi być SYTE).
Przekupiłam kota siekaną piersią kurzą. Podstawioną pod nos na brzegu kontenerka. Zjadło i doszło do wniosku, że to nie takie złe miejsce ten dom, gdzie frykasy się pod nos kotu pcha. Wylazło z kontenerka. Pokicało do prowizorycznej kuwetki, ale bez efektu i dalej siedzi w kontenerku na ciepłym, puchatym ręczniku. Trochę się Onemu oczka kleją, bo cały czas miało włączoną funkcję czuwania. Mam nadzieję, że się w końcu odpręży i odpocznie. Klatka jest z trzech stron i od góry przykryta kocem, żeby Ono czuło się bezpiecznie.
Psy czasem idą sobie popatrzeć, albo kładą się obok klatki. Są spokojne i rozluźnione i kot to czuje. Jest nieźle. Na początku Krecha próbowała pilnować klatki, jak pilnuje szuflad pod łóżkiem, ale ma przetłumaczone, że tak nie należy.
Mamba też już spokojnie reaguje na klatkę i jej zawartość, ale nie żeby tak chciała od razu do intymnego pożycia...
Gorzej z Burą. Bura jest WŚCIEKŁA! Chodzi po domu, jak chmura gradowa. Syczy i warczy. Do klatki się raczej nie zbliża, tylko warczy stojąc w progu pokoju lub, jeśli wszyscy jesteśmy w pokoju, warczy wściekle, obserwując klatkę z kanapy. W proteście zlała się na moją kołdrę, a potem się demonstracyjnie przeniosła do pokoju Tofika. Niemniej siekany kurczak czyni cuda:)
Myślę, że z czasem wszystko się ułoży.
Teraz koty śpią razem z Krechą na moim łóżku. Pyza z Mężczyzną przechodzą jakąś misję i ratują świat na kompie Tofika w toficzym pokoju. Ono jest więc samo u siebie. Światło ma zgaszone. Słyszy odgłosy domu, czuje zapachy, ale nie niepokojone może się trochę odstresuje i pośpi.
Nic nie ma na razie niepokojącego. Nie drapie się - to chyba nie ma pcheł, nie widać żadnych ran, czy skaleczeń, nie wygląda, jakby coś Ono bolało, nos i oczka czyste. To jest zwierzę kalekie i obecnie zestresowane, ale nie wygląda na cierpiące.
Będziemy oswajać, ale na zasadach Onego. Musi się samo do nas trochę przekonać, przyzwyczaić, więc się nie pchamy z łapami i nie niepokoimy zbytnim zainteresowaniem. Dzisiaj, jak wstawiałam miseczkę pod nosek, to ostrożnie obwąchało moją dłoń z odległości 2cm.
Damy radę, no nie?

16 stycznia 2016 23:48
Dzięki Kochani, za tak miłe słowa i wsparcie dobrymi myślami!
Znowu się zapowiada, że będę baaaaardzo niewyspanym Psem w swetrze. Ono chlipie na środku klatki, bo zabrałam jej kontenerek do czyszczenia - załatwiła się pod siebie w kontenerku - i wstawiłam ze świeżym ręcznikiem w środku. No rozpacz po prostu. A ciekawska Mamba krąży dookoła klatki i warczy i syczy, na co oczywiście Ono albo siedzi w stuporze, albo wyje. To będzie głośna i ciekawa noc :)

AKTUALNOŚCI:
To była głośna noc. Pierwszej nocy myśleliśmy, że Jojo płacze ze stresu. Kot jednak normalnie jadł, załatwiał potrzeby, psów się nie boi, a na zaczepki kotów nie reaguje. Czyli taka dość oswojona.
Tym bardziej niemile nas zaskoczyła, gdy znowu punktualnie o 3.00 nad ranem włączyła syrenę.
Mężczyzna spał z nią w pokoju  i wytrzymał do 5.00. Oczywiście kiciusiał, przemawiał, ale bez efektu. O 5.00 się poddał, bo jemu też się chciało już wyć. Zamieniliśmy się na stanowisku wycia. Odważyłam się otworzyć klatkę i zaczęłam Jojo głaskać. Potem wzięłam na kolana.  Nawet nieśmiało coś było na kształt mruczenia, ale wyciu i tak nie było końca.
Wypuściłam na pokój. Myślałam, że jak się zajmie poznawaniem nowego terenu, to się przymknie. Szturchnęły się nosami z Krechą, kot prychnął ostrzegawczo i pod Krechy mordą przekicał pod drzwi balkonowe. A tam zaczęło się wycie na maksa, jak wilk do księżyca!
Spuściłam rolety. Przekicał pod okno, zadarł łebek jeszcze wyżej i wyje dalej. Głaskane przewracało się lekko na boczek i w ogóle w zachowaniu przejawiało niejakie symptomy zachowań godowych. Czyżby kocica w rui???

Gorzej, że po godzinie 3.00 nad ranem ożywili się również sąsiedzi, mieszkający pod nami...
Co prawda oni też są w permanentnej rui, a odgłosy zachowań godowych są na porządku dziennym, bo to studencka komuna. Jednak porządek dzienny różni się tym od nocnego wycia, że jest za dnia lub wieczorem' a nie o 3.00 nad ranem.
No cóż, uroki mieszkania w bloku.
Wycie się skończyło tak jak poprzedniego dnia o 6.30.

Żeby zapobiec kolejnej nieprzespanej nocy i ewentualnej interwencji Policji w sprawie zakłócania ciszy nocnej i/lub znęcania się nad kotem, zdzwoniliśmy się dzisiaj z NNNŚ Wetem. Akurat miał dzisiaj dyżur w swojej przychodni i umówił nas na 17.30.
Wstępnie umówiliśmy się na sterylizację, bo jednak wszystko w zachowaniu na tę ruję wskazywało. No chyba, że kot wyje sam z siebie, bo jest wyjec, ale to ponoć mało prawdopodobne u kotów.

I teraz następuje najciekawsze.
Co prawda zachowania były takie wskazujące na, ale kotka rui nie ma! Jest wysterylizowana. (Niestety żeby to stwierdzić trzeba było kota z boku lekko przedziurawić i ma założone szwy, ale Wet przepatrzył koci farsz i nic seksualnego w niej nie zostało!)
Amputacja łapy i ogona została wykonana kilka lat temu, fachowo, chirurgicznie. Jojo ma jakieś 6-7 lat.
I - wisienka na torcie - Jojo ma czipa!

Czyżby komuś uciekła? Gosia, która jest na bieżąco z ogłoszeniami o zaginionych kotach, nie przypomina sobie, żeby taki kot był poszukiwany. No wiecie, można przegapić ogłoszenie o trzydziestym czarnym Mruczusiu, ale koty bez łap i ogonów nie wałęsają się stadami!
Poza tym dlaczego Jojo nie błąkała się po osiedlu, gdzie ludzie dokarmiają koty i ktoś by ją wcześniej zauważył. Gdzie mieszkała od poniedziałku do czwartku i dlaczego przychodziła na teren PKP Energetyka tylko w dni wolne od pracy (Sylwester i Nowy Rok) i w weekendy?
Czy ktoś ją tu wyrzucił? Dlaczego tak boi się ludzi? I od kiedy jest na dworze, bo futro ma jak pies Husky?

No i z naszej perspektywy najistotniejsza sprawa, czy Jojo przestanie wyć po nocach. Bo Jojo chlipie, miauczy, gada, śpiewa, wyje, a wszystko to głośno i przenikliwie. Przez to obawiam się skarg sąsiadów... Dostaliśmy od NNNŚ Weta syropek na poprawę humoru (jakiś magiczny wyciąg z mleka; Gosia mi dzisiaj mówiła o kapsułkach z tą substancją) może to ją wyciszy.
Mamy taką nadzieję, bo chcielibyśmy ją zatrzymać. Jojo daje się lubić.
Będą co prawda problemy z karmieniem, bo Jojo na nic nie umie i nie może wskoczyć, a karmienie na podłodze oznacza, że Krecha z Pyzą będą sępić na jojową michę.
No i dochodzi sprawa domniemanego właściciela kota.
Jak pojadę do schroniska oddać klatkę-łapkę, sprawdzę numer czipa. Może już kiedyś była w schronisku? Może jest w jakiejś bazie?
Dużo, dużo pytań... Czas może da nam odpowiedzi.

To pisałam ja, Wasz znowu padający na nos z niewyspania Pies w Swetrze.









31 komentarzy:

  1. o rany, ale jazda! ciekawa jestem, jak to się rozwinie, czy coś się wyjaśni? i czy Jojo ucichnie?? trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się działo ! Dobrze, że kocio wlazło do pułapki i że nie jest dzikusowate. Biedna Bura, obcy w domu, auuuu. Ale, żeby sikać Pańci do łóżka, to już przegięła ;-) A Pańcia jej za to siekanego kurczaczka dała ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Psie, ona może tak jęczeć ze trzy tygodnie. Moja Frania, po zabraniu jej ze śmietnika ze trzy tygodnie próbowala wyjść każdą możliwą szczeliną, każdym otwarciem drzwi. najbardziej aktywna była dokładnie o tych samych porach, co Jojo. jadla, spała, załatwiała się do kuwety i darła się w niebogłosy ! Po ok. tygodniu zaczęłam brać ją na ręce i dość kategorycznie przytulać. Delikatnie, ale stanowczo . Przy tym cały czas głaskałam, i czule przemawiałam. Po paru dniach już przy przytulaniu nie czułam oporu. Najbardziej jej pasowało, i chyba uspokajało, jak obejmowałam dlonią jej główkę razem z uszkami. Wtedy się uspokajała. To, że Jojo jojczy świadczy o tym, że od dłuższego czasu jest na "wolności". Przejdzie jej ! Na razie jest zdezorientowana, i chce nawiać. Jak poczuje ciepełko i miłość, to jej przejdzie. U mnie trwało to, tak jak mówię ok. trzech tygodni. Da się prztrwać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa dzięki wielkie! To daje nam nadzieję i choć trochę tłumaczy zachowanie Jojo. Dzisiaj rano Jojo też była spokojniejsza, jak głaskałam ją po uszkach i wąsach.

      Usuń
  4. Ojacie, Psie, co za historia! Nieprawdopodobna! Może ktoś ją "odstawiał" do Energetyki na weekendy? To mało prawdopodobne, ale w tej historii wszystko jest mało prawdopodobne. Boszszsz, przez co te zwierzaki muszą przechodzić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Same pytania i zero odpowiedzi... Zobaczymy. Wiesz, ja też tak myślałam, że może ktoś na weekendy wyjeżdża, ale przecież domowego kota można zostawić na dwa dni samego w domu od biedy, a nie wyrzucać na mróz...

      Usuń
    2. ja bym raczej podejrzewała, że ona pomieszkiwała na terenie jakiejś firmy otwartej tylko w dni robocze, dlatego może w weekendy i święta szukała jedzenia gdzieś dalej?

      Usuń
    3. Ela, ale w pobliżu nie ma żadnej takiej firmy, a Pani Ula przepytała we wszystkich okolicznych instytucjach. Nikt sie do kota nie przyznał...

      Usuń
  5. No tęskni za wolnością. Po prostu.
    Była "sobie sterem, żeglarzem, okrętem", a nagle ciach i do klatki.
    Co z tego, że klatka złota i z poszatkowaną piersią kurzą...
    "Jam był wolny, dziś w klatce - i dlatego płaczę."

    Kobieto w Swetrze, kup "Zaklinaczkę kotów" ;-) Koniecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to smutne. Ja wiem, ze ona teraz jest nieszczęśliwa ale nie wypuszczę jej przecież na mróz... Zerknę na Zaklinaczkę

      Usuń
  6. Można nabyć drogą kupna obrożę z czymś uspokajającym, chyba jakimś feromonem. Działa miesiąc i kot jest po tym szczęśliwy i spokojny. My to kupowaliśmy u weterynarza. Wygląda jak obroża przeciwpchelna dla psów. Na ludzi niestety nie działa... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKI WIELKIE!!! WŁASNIE JUŻ ZAMAWIAMY PRZEZ Alledrogo! Jupi! Będziemy spać spokojnie! :)

      Usuń
    2. uuuuu! Takie rzeczy na tym swiecie som?! Oby pomoglo zatem - i oby sie Ono nie uzaleznilo ;)
      Ale naprawde, ciezkie noce ostatnio macie, zycze rychlego wyspania.

      A dla wszystkich niespokojnych: wylapaliscie informacje, iz Pyza RATUJE SWIAT na kąputerze!!? No, ufff... to mozna odetchnac i spac spokojnie!

      Usuń
    3. Prawda? Od razu człowiek się czuje bezpieczniej, gdy Pyzulec czuwa :)

      Usuń
  7. Biedna Jojo!!! Też myślę, że tęskni za wolnością... Mam nadzieję, że się przyzwyczai i zostanie u was. Niesamowita historia z tym czipem, może uda się czegoś dowiedzieć. Ta obroża, o której pisze Kalina, to może być rozwiązanie.
    Nawiasem mówiąc, jak byłam mała, to miałam kota o tym imieniu, tylko to był on.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi Jojo szkoda. To w sumie trochę dzikie zwierzę, przyzwyczajone do biegania po dużym obszarze. Dochodzi jeszcze jedna kwestia. Jojo nie jest chyba kuwetkowa. Załatwiła się do kuwety, bo siedzi w kuwecie jak w kontenerku. Miękko jej na ręczniku i miękko na kukurydzianym żwirku, a załatwia się pod siebie. Albo nie umie korzystać z kuwety albo w wyniku obrażeń nie kontroluje w pełni fizjologii, bo czasami też wypadają z niej bobki, jak z królika. Poobserwujemy, zobaczymy. Teraz za wcześnie, żeby o tym przesądzać.
      W absolutnie najgorszym razie, gdyby jednak się kicia w ogóle nie mogła przystosować do domowych warunków, będziemy musieli jej szukać bezpiecznego, odpowiedzialnego domu wychodzącego. Taką ewentualność też musimy brać pod uwagę, ale jest to najczarniejszy scenariusz, bo już zdążyliśmy bardzo Jojo polubić. I nawet udaje się ją obłaskawić drapaniem za uszkiem i po łebku i szyi po lewej stronie, gdzie sama nie może się podrapać, bo nie ma tylnej lewej łapki.
      Reasumując. Musimy się liczyć z różnymi opcjami, ale na razie jest zbyt wcześnie, żeby o czymś przesądzać. Pomalutku postaramy się Jojo przyzwyczaić do życia w domu i liczymy na to, że się uda. Oczywiście musimy wyjaśnić jeszcze sprawę czipa.

      Usuń
  8. Kocisko cudne - no jak z bajki kreskówki :) Ktoś kto nie szukał takiego swojego zaginionego cuda ma nierówno pod sufitem . Jak przynieśliśmy do domu kocura - kotka miała już prawie 2 lata - strzeliła focha i tak jej zostało - do dziś (a minęło 8 lat) kotka prycha burczy i syczy do kocurka. Kotka wabi się Zołza :) - zgadnij dlaczego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje jeszcze opcja, że to ja komuś zaiwaniłam kota. Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe...

      Usuń
    2. No i może czip będzie pomocny w ustaleniu właściciela. Ale by były jaja jak by się okazało że zajumałaś komuś kicającego kota:)

      Usuń
    3. Inna sprawa, kto kicającemu kotu pozwala cierpieć głód na mrozie i to w pobliżu czteropasmowej ruchliwej ulicy, gdzie masowo giną ludzie i zwierzęta.
      Nie wiem czy bym chciała oddać Jojo komuś takiemu. Ale to też scenariusz, z którym się liczymy...

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. Głośno :) Ale jakby mniej rozpaczliwie.

      Usuń
    2. Psie, co to za obroża (daj link) co to zamówiłaś na allegro. Może przydałaby się mojej kici, bo prawie nieustannie ma zpalony pęcherz. Jest na leczeniu non stop, ale może ta obroża by jej pomogla się wyciszyć bardziej. Ja coś tam znalazłam, ale chcę porównać, czy to samo co Ty. Ale i tak będę jeszcze weta swego o to pytać.

      Usuń
    3. Kupiłam taką: http://allegro.pl/obroza-feromonowa-dla-kota-uspokajajaca-sergeant-i5909788725.html;
      Mężczyzna wybierał, posiłkując się opiniami w necie, także nie wiem jak działa i czy działa. Zobaczymy.

      Usuń
    4. Dzięki, taką samą wybralam :)

      Usuń
  10. Czyli siem udało. Uffff.
    Ale dalsza część historii rysuje się niczym u Hitchcocka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Napięcie stopniowo rośnie, choć wybuch wulkanu mamy za sobą ;)

      Usuń
  11. No, przyznam się, że nic nie wiem o kotach. Gdyby to był pies, powiedziałabym - chce do domu, ale kot? Kto to wie. Jestem pod wrażeniem waszego heroizmu. Trzymam kciuki Psie w Swetrze:-)

    OdpowiedzUsuń