niedziela, 21 stycznia 2018

Chaotyczny, zaczapkowany post z krokodylem

Nie dalej jak wczoraj Leciwa szturchnęła mnię komentarzem pod poprzednim postem, informując, że Bóg już się narodził jakiś czas temu i życie toczy się dalej. No i to dalej właśnie się PT Blogoczytaczom należy jak psu zupa.
W sumie racja, bo się opuszczam w pisaniu.

(Leży mi taki jeden temacik na wątrobie ale boję się, że jak nie bacząc na konwenanse puszczę wodze emocjom, które mnie gryzą, to rozwalę klawiaturę, bloga, stosunki towarzyskie, a żółć ze mnie wyciekać będzie rzeką. przy której Amazonka to lichy ściek. A cała impreza skończy się wizytą smutnych panów z nakazem prokuratorskim - ale zapewne ten post niedługo nastąpi. Dojrzewam)

Dzisiaj będzie post zastępczy oględnie odpowiadający na pytanie, co u nas.
Zaczapkowałam się drutowo, bo ciągle jeszcze maszyna do szycia wraz z akcesoriami nie trafiła na swoje miejsce, ale za tobędzie stała w doborowym towarzystwie. Nabyłam Overlocka! W okolicach wakacji zamierzam się zamknąć z moim sprzętem i wreszcie dać upust szyciowym pomysłom.

Druty też są ok. Na początku sezonu zimowego, czyli tej chłodniejszej części pory deszczowej, znowu doszłam do wniosku, że brakuje mi czapki. Tym razem w kolorze zielonym. Ale z akcentem brązowym, żeby była bardziej uniwersalna.
No i o, proszsz, orzeszek taki wyszedł niczym kapelutek żołędzia. Antenkę też ma:




Potem nabyłam cieniowaną włóczkę wełniano-akrylową, która mnię ujęła kolorystyką. Szczęśliwie zbiegło się to z moim pragnieniem posiadania czapki z pomponem i znalezieniem wzoru z instrukcją na YouTube. Wyszło coś takiego:


Puchaty wzór kłosów powoduje, że jest megaciepła. 

Jak ktoś chce, przepis tutaj:



Ja robiłam na drutach 4,5 i nabierałam 80 oczek.

Ponieważ włoczka okazała się być niezwykle wydajna machnęłam sobie kolejną czapkę, fason garnek - bo ja zawsze mam problem z wysokością czapki, albo spada mi na oczy albo przypomina piuskę czy inną jarmułkę.

Rondel forma sklęsła:


Rondel forma wyciągnięta:


Do tego wydziergał się jeszcze komin-otulacz i druga czapcia kłoskowa z pomponem, która grzać będzie inne uszka :)





Teraz się sweter robi :)

Jupi rośnie, ciągle rośnie i jest już kotem pokaźnych rozmiarów. Tej wiosny kończy dwa lata i mam nadzieję, że przestanie rosnąć. Na hodowlę tygrysa się nie pisałam.
Poza tym kocha wodę i trzeba wyrzucać ją ze zlewu, gdy myjemy naczynia... Zlew, brodzik, umywalka, oczko wodne... co za geny ma ten kot?


Biały dał się na tyle oswoić, że podstępem dał się zwabić do kontenerka na mieloną wołowinkę! W piwnicy proszę Państwa szanownego! Przedtem mowy nie było, żeby w pomieszczeniu dał do siebie podejść. Na otwartej przestrzeni proszę bardzo, ale nie w piwnicy. Lament był, obraza i łzy. Moje też. I Biały pojechał się leczyć i kastrować do schroniska. Oczka chore - zadawnione zapalenie spojówek, smarki, rzężenie w płuckach i uszy do remontu. Ale dobrze reaguje na leczenie i mam nadzieję, że niedługo będę mogła go odebrać. Dzwonię do niego czasami, to wiem ;)

Tak było:


 Mam nadzieję, że będzie lepiej. Ale futerko ma już ładne :)

W samiutki Nowy Rok mieliśmy super Gości! Przyjechała Gosianka z Mężem na pogaduchy, placki ziemniaczane i karpatkę i mam nadzieję, że uda nam się powtórka, bo mam niedosyt :)

Oczywista kotostwu się prezenty dostały.
Domek taki fajny na przykład. Mamba obchodziła domek, przymierzała się do niego, a w końcu z ukontentowaniem wzięła w posiadanie :)














A potem zawiesiłam swój wegetarianizm na jeden obiad, bo był krokodyl. Nie wypełzł on jednak z naszego oczka wodnego tylko ze sklepowej zamrażarki ;)
Otóż niedaleko nas jest sklep, gdzie różne niecodzienne produkty się trafiają. Stoi tam taka mała zamrażareczka z egzotycznym mięsiwem. Antylopy, zebry, kangur - steki, przepiórki, kuropatwy, rodzima dziczyzna czyli dzik, sarna, jeleń (które z wiadomych względów by mi przez gardło nie przeszły zwłaszcza obecnie) i krokodyl.
Na mięsiwo owe ceny są zaporowe, więc oblukałam czego to ludzie... itd i poszłam dalej. Tuż po Nowym Roku dzwoni do mnie dziecię i melduje, że krokodyl jest wyprzedawany po 8 PLN za 250g zamiast po 47 PLN. Czyli widzicie, krokodyl sam się prosił. Kazałam zakupić, bo zapewne okazję spróbowania krokodyla mieliśmy w życiu pierwszą i ostatnią.





Usmażyłam w mące, na masełku. Do tego sól pieprz i do ostatnich filetów trochę curry (bo tak znalazłam w przepisach, ale według mnie psuje smak).
Smak - bardziej zwarty, mięsisty indyk z pretensjami do ryby. Układ mięśni jak u ryby.
Znaczy tak bardzo nie zgrzeszyłam przeciw memu wątłemu wegetarianizmowi, bo w sumie ryba ;)
Smaczne dość. Ciekawe.



Na steki z kangura się nie załapaliśmy. Przegapiliśmy wyprzedaż.






48 komentarzy:

  1. Czyżbyś miała kontakt z miejscowym kółkiem łowieckim? Wkarw byłby w pełni zrozumiały bo moim zdaniem dojrzało do tego żeby sezon na myśliwych rozpocząć. Naganki nie trza, ta zwierzyna sama pod celownik się pcha. Cóś tam majo uchwalać normalizującego sytuację bo smród lezie pod niebiosa. A tak na marginesie to mam dejavu, komuna też zajmowała się rozwiązywaniem głównie tych problemów które sama stworzyła.
    Korkodyl po polsku, z patelki na talerzyk.;-) Czytałam że korkodylu nie tyle curry służy co dobre tabasco, bo groźna ta zwierzyna mdła w smaku, cóś jak biedermeierowska dziewoja na porządnej orgietce z końca XIX wieku.
    Mamba zalega od góry, zupełnie jakbym Sztaflika widziała. Schowanko jest dla nieśmiałych. Jupi jest tygrysem, tygrysy brodzą w oczkach i nie tylko, chłepcą wodę z kranu, żądają jej ciągłego upuszczania. Szczęśliwie się jednak składa że to jest tygrys miniaturka, wyobraź sobie co by było gdyby była w rozmiarze standardowym.;-) Białemu widzę ma się na życie, cóś mi się zdaje że nabyłaś drogą przywabienia kolejnego domownika. To może być łazęga, co to raz na jakiś czas zawita do domu jak do hotelu ( można spodziewać się kociego niezadowolnienia jak obsługa będzie opieszała ) ale może się z niego też zrobić przylepa, pan na piwnicy i okolicy. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśliwce to już tylko wisienka na torcie, katalizator. Ulało mnię się po całości. Nie tylko w sensie polityki ale bezdennej głupoty, która w kolejnych politycznych odsłonach skupia się niczym w soczewce. Tylko jak zacznę to pisać, to będą WYRAZY i wycieczki personalne, więc liczę na paczki do aresztu.
      Krokodyl jest spoko. I moim skromnym zdaniem tabasco mu nie potrzebne. Ot sól/pieprz. Mdłym bym go nie nazwała, choć faktycznie specjalnie wyrazisty nie jest.
      Biały, jak się odobrazi po odebraniu z kuracyji - Łazanka się odobraziła więc liczę na to, to będzie chyba przytulanka. Coś między nami iskrzy i mamy się ku sobie, więc mnie ta perspektywa cieszy.
      Odjajczony powinien zaprzestać tłuczenia haremu moich kocic i syczenia na Mężczyznę.
      Poukłada się. Tak myślę. To znaczy tak bym chciała.
      No to się chyba poukłada ;]

      Usuń
  2. Dużo dobrych wieści :)
    I się wszystko pomyślnie układać będzie w tym roku, tak czuje przez skórę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czuj tak Beatko cały czas i ile wlezie! Będę wielce zobowiązana :)
      A co tam u bliźniaków? Bo znowu masz przestoje.

      Usuń
    2. To przez bliźniaków właśnie mam przestoje, bo przy nich jest niewyjęte pół etatu:3 x 1/2 godziny spacer + 6 x ubrać i rozebrać ( podpinka, sweterek, szelki obroża, kaganiec, smycz - to Tito, a Twix bez odzieży wierzchniej) + dwa tyłki wytrzeć + 8 łap + ewentualnie mycie jeśli wdepnie, a twixowi często się zdarza = 3 x 20 minut= 1 godzina. Razem spacery 2i1/2 godziny. Do tego przygotowywanie żarcia gotowanego (jesteśmy na gotowanym podstawowym: ryż, pierś z kurczaka i marchew. Mycie mich, naczyń itp. Sprzątanie podłogi co dziennie -15 min. I co jakieś 2 tygodnie dostaję gratis w postaci latania do weta - ostatnio z krwawą biegunką, podobno jakiś wirus w parku panował. Do tego strasznie dużo czasu MARNUJĘ na podziwianie min, głaskanie futer i pouczające pogadanki, bez efektów wychowawczych. Tak więc 4 godziny dziennie co najmniej jak w pysk matce adopcyjnej dał. A i tak psy do mnie gadają: Pamiętaj, ty nie jesteś naszą prawdziwą matką, a tylko adopcyjną, więc NIE WOLNO ci ciągnąć nas do weta !!! I Tito żeby przyjął zastrzyk musi być trzymany przez dwóch wetów :D i mnie na dokładkę. A żeby kundelnicy mogli godnie żyć to ja muszę jednak pracować, więc ciągnę etat 8 godzin + godzina dojazdów. Do tego zakupy jakieś, bliżej lub dalej od domu, i tak doba za krótka nawet na 8 godzin snu, a co dopiero na pisanie bloga :((( Poza tym jestem samotną matką adopcyjną, bo mój mąż nie chciał psa po Dingusi, ale mówił, ty sobie możesz wziąć. No to SOBIE wzięłam i mam robotę, a on ma CZYSTĄ przyjemność obcowania z bliźniakami i podziwiania.

      Jednym zdaniem: z brzuchami jakby ciut lepiej, lęk separacyjny Tito powrócił z większą mocą po moim 6 dniowym świątecznym urlopie, ale tak to podobno jest. Czyli jest OK :D Kundle są kochane.

      Usuń
    3. Jednym zdaniem rozgrzeszona jesteś w pełni!
      U nas na szczęście i pewno na razie nie ma dodatkowych atrakcji tylko opieka podstawowa, co i tak zabiera dużo czasu. Wiosną dojdzie ogród i prace w domu - bo takie większe jeszcze ciągle będą i też czas się skurczy jak wygotowana wełna.
      Ale cieszę się, że z brzuchami lepiej i jednak możesz trochę czasu MARNOWAĆ ;)))

      Usuń
    4. Są takie chwile, że 48m2 i chomik wydają mi się dobrym pomysłem. Wszelako zazdroszczę mozliwości tego MARNOWANIA czasu:)

      Usuń
    5. Mam kota na zbyciu jakby co ;) No i Elegant już "się głaszcze" więc pewnie chętnie przeprowadzi się do domu z obsługą, a Elegant Ci się wybitnie podobał ;) Pomarnujesz sobie czas ile dusza zapragnie ;)

      Usuń
  3. Piesie, takiego krokodajla to w biedrze nie znajdziesz, ale żeby go jako rybę traktować?! ;-) Toż to gad i to z rodowodem sięgającym dinozarłów.
    Skąd on był ten krokodajl? Made in ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest ze mną jeszcze tak źle, żebym ja całkiem ciemna w systematyce kręgowców była ;) Toż wiem, że gad. Ale nie ssak, więc jakoś tłumaczę sobie ten występek przeciw memu kiełkującemu wegetarianizmowi. No i we wodzie pływa, no nie? W sensie krokodajl.
      Z Zimbabwe był.

      Usuń
    2. To napewno BIOmięso. Bo eko- to już nie.

      Usuń
  4. Swego czasu i bobry byly uwazane za ryby, wiec co dopiero krokodyl.
    Ponoc klerowi nie w smak byla rybia dieta w czasie postów, i oficjalnie zaklasyfikowal bobra jako rybe - w wodzie plywa, ogon plaskaty ma, no ryba panie jak sie patrzy.

    A jako posiadaczka blizniaczej czapki potwierdzam, rzeczywiscie wicher nie dochodzi do uszu!!! To znaczy na orkanie jeszcze nie testowalam, no ale wtedy to malo która czapka pomaga, chyba ze wlozone kilka sztuk na cebulke. Albo turban z koca ;) Oraz miekka jest i nie drapie, ta blizniaczka, bardzo mily i przytulny egzemplarz! :D

    Kto zdecydowal, ze domek bedzie Mamby? Sama Mamba, czy losowanie bylo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sprawie bobrów zaważył fakt posiadania łusek na ogonie.
      Cieszę się niezmiernie, że właściwości czapki zostały docenione :)

      Mamba zdecydowała. U nas jest cała masa koszyków, kocyków, foteli, półeczek przeznaczonych dla kotostwa i każdy zajmuje, co mu odpowiada. Mambę domek zaintrygował i wyraźnie szukała dla niego zastosowania :)

      Usuń
    2. no to pasuje, krokodyl tez ma takie jakby luski. A ze tam nogi, boze, niektóre ryby lataja, to i nogi moga miec.

      Usuń
    3. W czapce chodzilam najpierw na weekend, czyli w ciagu dnia, nie po nocy rano do roboty. Ale dzis ja wzielam na rano wlasnie, na twardy test ;)

      Usuń
    4. Przeszla, przeszla, cieplo w uszy.
      I dziury na rogi takie fajne sie dalo zrobic, elastyczne ;)

      Usuń
    5. Czapki są zachwycające, ale w kwestii koloru nadal obstaję przy czerwieniach, rudościach lub szafirach. No, zielenie też są ok.

      Usuń
    6. Do czerwieni jeszcze chyba nie dorosłam. Tzn. miałam już w życiu okres czerwony i pewnie za jakiś czas wróci :)

      Usuń
  5. W pustelni kamedulskiej w ogródkach u mnichów można podobno znaleźć sporo zakopanych żółwich pancerzy. Mnisi mięsa jeść nie mogli, więc jedli żółwie, które są przecież rybami. Jeśli żółw jest rybą, to krokodyl z całą pewnością też. Kameduli nie mogli się mylić! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak mówisz!
      Ciekawe, co na to Unia. Wszak zgodnie z unijnymi przepisami ślimak też jest rybą ;)

      Usuń
    2. O, a to ciekawe z tym slimakiem... Czy niedlugo tez Ziemia jednak oficjalnie bedzie plaska?

      Usuń
    3. Tego nie wiem, ale mleko 4% tłuszczu to unijnie śmietana. Czyli nasze tępe bydło, które nie przeszło unijnego szkolenia w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Bydlęcy, przeżuwa tylko i daje śmietanę (5% i ciut powyżej).

      Usuń
    4. Z tym mlekiem to nie Unija, to starsza sprawa ( mniałam w życiu epizod mleczarsko - przemysłowy, dłuuugo nie jadałam mlecznych rzeczy ;-) ). Przepisy to do siebie mają że są w 80% zgodne ze zdrowym rozsądkiem a w 20% są od czapy. Po łódzku, w przedwojennym stylu podsumowując franel to nie jest byle szmat a kukurydz to niekoniecznie zbóż.;-) Grunt że krokodylina zjadliwa i nie było po niej sensacji. :-)

      Usuń
    5. Tabaś, jak było drzewiej, nie wiem. Ale że 4% to śmietana unijna to wiem na bank.
      Tesco miało kiedyś taką linię produktów o nazwie "wsie": wsie mleko, wsie jaja, wsi twaróg. Najdłużej ostały się wsie jaja. Było wsie mleko 4% i nastały przepisy unijne. Teraz mleko pełne może być tylko 3,8% tak jak jest łaciate junior.

      Usuń
    6. Skoro ślimak jest rybą, to życzę wszystkiego najlepszego osobie, która będzie chciała znaleźć w nim ości ;-)

      Usuń
    7. I widzisz Kalinko, tak oto spełniło się marzenie wielu: ryba bez ości i to nie jest GMO!
      Cuda panie tego no, cuda!

      Usuń
    8. Bez tego GMO, co go i tak nikt nie potrafi wykryć ;-)

      Usuń
  6. Bardzo ładne czapeczki, ta z pomponem jest świetna. :) Och...mam nadzieję, że kotek będzie miał się naprawdę dobrze. <3
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplimenta :D
      Pozdrawiamy również!
      Kotu zapewne już nic nie będzie szwankować oprócz urażonego ego ;)

      Usuń
  7. Ale żeby krokodyla? no, nie wiem, nie wiem ;-)

    Pogłaski dla kociarstwa i ich Państwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, już powyżej zostało ustalone: krokodyl to ryba jak każda inna ;)
      Dziękujemy pięknie! Czujemy się pogłaskani :D

      Usuń
  8. Piesu w Swetru, post kompletnie nie dla mnie! Czapki nie posiadam od lat 80tych, bo nie wierzę, że kiedyś zmarznę. Kotów kompletnie nie rozumiem, a mięso to ja tylko widuję w przelocie. Bardzo proszę następnym razem dużo psów, skarpety i coś z melona!
    Ale tę czapeczkę z pomponem to bym brała, nawet żeby sobie leżała w szufladzie bezczynnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kajam się Pieprzu, oczy spuszczam pokornie i obiecuję poprawę. Ok, psy, skarpety i melon - postaram się :D

      Usuń
  9. Pompony cudne. Domek dla Mamby tyż.
    Krokodyla? Nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że nie, bo miensko, czy że nie, bo krokodyl i paszczą by Ci na talerzu kłapał?

      Usuń
    2. Bo krokodyl.
      Strusia, kangura też bym nie mogła.
      Krewetek, ośmiornic też nie.
      No jakoś tak...

      Usuń
    3. Najlepiej jeść mięso, które człowiek sam sobie wyhoduje, bo wie, co je. To w związku z krokodylem oczywiście - sadzawka tam chyba jakaś u Was jest prawda? A okazuje się, że one mrozy dobrze znoszą.

      Usuń
    4. Jest taki żabi dołek i pełno rybków w nim - czyli krokodajla da radę uhodować. Ale kotów znacznie więcej. Może jakaś potrawka? W końcu to dziczyzna, no nie?

      Usuń
  10. Ha, warto bylo reklamowac ))). Czapusie urocze, a zwlaszcza ta z pomponem. Jak Ci zginie, to juz wiesz gdzie szukac ;). W garjdolku wprawdzie prawdziwej zimy niet, ale do glaskania zamaiast kota byla by doskonala (szara zolza jest raczej nieglaskalna). Zjadac krokodyla? Oj, chyba bym miala opory, bo kocham wszelka gadzine (wylaczajac oczywiscie te dwónozne...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leciwa, kraść czapusi nie musisz. Jak mnie najdzie wena, wełna i zwolnię druty, to będę miała na uwadze, bo pompon jeszcze mam w zapasie :)))
      Nie lamentuj i systematyką mnie w oczy nie kłuj. Już wyżej ustaliłyśmy, że krokodyl jest ryba jak każda inna ;]

      Usuń
    2. Jasne :) Tak, jak marchewka owocem :))).

      Usuń
  11. Normalnie szyk i szarmą! Krokodyla Państwo mają w menu. Ciekawa jestem jaja to była część ciała. Z Zimbabwe, mój panie, egzotyka totalna.
    Ja nie rozumiem, jak można umieć tak splątać nitki, żeby czapka wyszła. Czary jakieś, tfu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że coś z okolic ogonowych, bo tam wydaj mi się być jakieś mięsa na gadzinie :]
      To się robi tak: wieczorem w zacisznym kąciku kładziesz druty, włóczkę i wzór, a obok stawiasz talerzyk z ciastem i duży kubas napoju wysokoprocentowego, tzn. chciałam powiedzieć kakao. Tak, kakao! Potem słyszysz jak się krasnoludki kręcą koło kubeczka i z mlaskliwą rozkoszą wciągają ciasto, a rano znajdujesz czapusię. No prawda, że proste?! ;)

      Usuń
    2. Cholera, te moje to jakies wybrakowane leniuchy :(.

      Usuń
    3. Za mało procentów im dajesz, tzn. kakała, no oczywiście, że kakała ;]

      Usuń
  12. Czapki urocze, ale trudne mi się wydają. Czy są trudne? Bo ja kiedyś robiłam na drutach całkiem sporo, teraz tylko czasami i wyłącznie bardzo proste rzeczy, coś w rodzaju kocyka. Więc jakiś tam kwadrat bądź prostokąt.
    Krokodyliny bym nie ruszyła, ale to ze względu na to, że nie jadam mięsiwa w ogóle. Żadnego. Ale trochę mnie zaintrygowałaś, że w kraju naszym można taką egzotykę nabyć. Ale tak prawdę mówiąc, to kto to wie czy to naprawdę był krokodyl? Badania DNA robiłaś przed spożyciem? Była już wołowina z konia, albo indyk z kury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czapki są proste w wykonaniu jak nie przymierzając kocyk :) Sama zobacz na filmiku. Wzór bardzo efektowny a dzierga się szybko i łatwo spokojnie oglądając sobie jakiego filma albo co. Jednym okiem tylko czasem trza rzucić na robótkę.
      Może to nie był krokodyl...? Choć nie przypominało to w smaku nic, co bym znała. Ale w sumie aligatora też nigdy nie jadłam, więc może to aligator podszywał się pod krokodyla.

      Usuń