No i tak, że tak.
Poszły na swoje dzieciaki kochane. A to było tak:
Jako pierwszy wystartował Borsuk. Przyjechali mili państwo z synem Tytusem, bo wymarzyła im się Kruszonka. Wyjątkowo Kruszonka nie zdążyła zaszyć się za kanapą, więc nawet zostały podjęte próby przywitania się z małą futrzastą galaretą.
Siedzimy w kocim pokoju, rozmawiamy - cudowni ludzie! - o kotach, rzecz jasna. Państwo już mają jednego kota - Groszka - który ma 14 miesięcy i został przygarnięty jako zabiedzone kocię w listopadzie. Ci wspaniali ludzie do lutego (!) czekali, żeby kot był uprzejmy obdarzyć ich łaską i dał się wziąć na kolana! Uuuuu! - myślę ja sobie - Jak wezmą Kruszonkę, to się dwa futra tak nakręcą w alergii na człowieka, że ci biedni ludzie nic przyjemności nie będą mieli z posiadania kota! Zaproponowałam im więc Borsuka.
A Borsuk, jak to Borsuk. Zlazł lekko zaspany z wysokości ściennego drapaka i roztoczył może jakieś 5% swojego uroku. Tyle wystarczyło! Potem kocina zapakował się sam do kontenerka i już był gotowy do drogi :)
Borsuczy urok był mi znany, więc ochy i achy, jakie w krótkim czasie dotarły do mnie smsami, wcale mnie nie zaskoczyły. Borsuk - obecnie Koperek - nie tylko zaczarował swoją nową rodzinę, ale odczarował kota Groszka. Groszek po dwóch dniach wyszedł ze stuporu, spowodowanego pojawieniem się smarkacza, dokonał szybkich kalkulacji i mu wyszło, że jeśli nie spuści z tonu, to szczyl go wygryzie (w sumie to wymruczy). Alergia na człowieka przeszła temu Groszku jak ręką odjął :))))
Jak mały pchał się na kolana, to duży też - i siadał na małego :)))))
Drapakiem się dzielą, a obecnie solidna męska przyjaźń kwitnie!
Porządny dom! Książki czytają! Żeby tylko małemu się horrory od tego Kinga nie śniły, bo to przecież dziecko jeszcze ;)
Następnie poszedł Sernik, ale z adopcji wrócił. Niestety źle oceniłam sytuację i mały dzikusek nie odnalazł się wśród trójki rezydentów. Ze stresu biedny się uwstecznił i zdziczał jeszcze bardziej. Dobrze, że z adopcji wrócił, bo potem... ale nie uprzedzajmy faktów.
Potem przyjechała pani Monika z córką Hanią po Piernika. I tu był pewien rozdźwięk między mamą i córką, bo Hani bardziej zaiskrzyło z Racuchem. Nie miałabym nic przeciwko, żeby poszły razem, ale niestety nie było to możliwe. Padło więc na Racucha. Mojego dzikującego Racucha, który zapowiada się na dużego kocurrro! Oprócz ludzi do dyspozycji Racuch ma kocie towarzystwo niejakiej Margo. Margo jak nie chce go zeżreć, to ma go w nosie, ale generalnie jest obrażona. Margo to śliczna, duża i charakterna tygrysica, która wie, co to foch i nie waha się go używać ;)
Furda jednak Margo, furda rodzina! Racuch kocha Hanię, uroczą licealistkę pierwszą, wielką, szaloną miłością! Ze wzajemnością. Wpatrzony w dziewczynkę jak w tęczę najszczęśliwszy był, gdy przeziębiona Hania została w domu i cały dzień mogli razem spędzić w łóżku (jakkolwiek by to brzmiało). Pozostali członkowie rodziny musieli pogodzić się z rolą użytecznych pariasów do sprzątania kuwety i wydawania posiłków. Cóż, trzeba się pogodzić z hierarchią ustaloną przez kota.
Niestety nie rozpieszczają mnie zdjęciami, za to pani Monika, rasowa polonistka, zaspokaja mój głód wieści obszernymi smsami :)
Sernika jeszcze nie było, zostali w kocim pokoju Piernik z Kruszonką i nagle się okazało, że z Piernika wcale nie taki chojrak hop siup, jak myślałam, bo kocina zaczął mi gasnąć w oczach. Zdziczał i wyraźnie pochłaniała go depresja. Czyli znowu pierwsza moja ocena kociego charakteru była nieprawdziwa. Na szczęście Sernik wrócił i Piernik szybko odzyskał chęci do życia.
Znowu na baczność postawiłam wszystkich moich Świętych, których molestuję w sprawach trudnych, czyli św. Franciszka i Tadeusza Judę i Antoniego i św. Ritę. Bo kotki dostawały nieliczne i niewłaściwe propozycje.
W sobotę trzy dni temu napisała do mnie pani Kamila, że chciałaby kotkę i kocurka. A ja akurat byłam na NIE. Byłam na nie, bo z Tuśkiem wróciłam od weta, a diagnostyka prowadzona od lutego nieubłaganie wskazuje na nowotwór i jestem wewnętrznie rozwalona i bardzo to przeżywam. Byłam na nie, bo pomyślałam, że znowu jakaś z przeproszeniem paniusia chce ładne kotki, pasujące do wystroju, czyli szylkretkę i rudego. Ale na szczęście jest Kaśka, która w takich sytuacjach daje mi werbalnie z liścia w potylicę, żebym wróciła na trasę i ścieżkę. Jakoś pani Kamila nie zraziła się moją opryskliwością - chwała jej za to! - i zadzwoniła! Okazała się być cudowną osobą, TYM właściwym człowiekiem, bo od jakiegoś czasu chodziła dookoła mojego ogłoszenia i ONA CHCIAŁA TE KOTY!
Pogadałyśmy, uznała bez problemu moje racje, że braci nie rozdzielę i wzięła obu chłopaków! Na dokocenie! Bo pani Kamila 14 lat temu adoptowała kocie rodzeństwo z wrocławskiego schroniska i dwa miesiące temu kocurek przeszedł za tęczowy most. Została czternastoletnia koteczka Kleo, smutna i samotna, a wciąż pełna wigoru i pani Kamila postanowiła jej zapewnić kocie towarzystwo. Bracia zajmują się głównie sobą i Kleo naprzykrzają się umiarkowanie, a kocica ma rozrywkę pilnując smarkaczy. Oczywiście uprzedziłam, że kociaki to dzikusy, że pewnie z tydzień zza szafy nie wylezą i trala la la oczywiście wyszło, że nie mam racji. Oczywiście pierwsze chwile spędzili za pralką, ale potem uznali, że nie będą się wygłupiać. W niedzielę już odchodziła zabawa na całego.
Piernik i Sernik to obecnie Loki i Leo :)
Jak kto ma fejsbuki, to wklejam linka do filmiku: https://www.facebook.com/watch/?v=400866661431435&ref=sharing
Jeszcze trochę podzikowali, żeby sobie nikt nie myślał, że są łatwi...
I ostała się samotna Kruszonka. Na fali współczucia dla sierotki zgodziłam się przyjąć pod swój dach kolejne kocię do towarzystwa w niedoli. A tu w niedzielę o 11.00 dostaję telefon. Dzwoni przemiła pani i pragnie Kruszonki jak kania dżdżu! Pani Ela ma półtoraroczną kotkę Misię, dwa stare psiaki, mały domek i dużo czasu. Pomyślałam, że ja chyba śnię! Po raz kolejny moim podopiecznym trafił się wspaniały człowiek, kochający zwierzaki i szanujący ich potrzeby. A co ważne, pani Ela mieszka rzut beretem ode mnie, więc o 14.00 Kruszonka była już w nowym domu :) Ach, jak tam jest pięknie! Na końcu wsi, w bocznej spokojnej uliczce, która się kończy ścianą lasu, stoi sobie mały przytulny domek. Domku prawie nie widać, bo tonie w zieleni angielskiego ogrodu. Do domku prowadzi kamienna dróżka, a gościa witają dwa leciwe rude kundelki - fason mocno rustykalny :) W domku jest przytulny salonik z wygodnymi fotelami i sofą, a obok klimatyczna kuchnia z pięknym żeliwnym piecem typu koza. Pani Ela sobie siedzi, dzierga na szydełku, komunikuje się ze światem przez skype'a i rozkoszuje ciszą otaczającej przyrody. Sielsko tam i błogo, a w tym malowniczym zakątku czas przyjemnie zwalnia. Obiecałam sobie, że jeszcze wpadnę do pani Eli, żeby nasycić się tą błogością.
Oczywiście Kruszonka najpierw zainteresowała się zdziwioną Misią, a potem zaszyła w kuchni za piecem i kuchenką. No to znowu uprzedziłam, że dzikus, że kilka dni zejdzie, pani Ela zaczęła snuć plany, że postawi miseczki i będzie sprawdzać, czy koteczka wychodzi jeść i znowu trala la la przestrzeliłam. Dzwonię popołudniu, spytać jak tam, czy dzikuska wylazła zza kuchenki - Ależ tak, pani Dorotko! Właśnie siedzi u mnie na kolanach i mruczy! - padła radosna odpowiedź.
A ja tę małą zołzę rano wywlekałam siłą zza kanapy... Trudno, ja nie jestem puszka tuńczyka, żeby każdy kot mnie kochał.
A teraz sobie popatrzcie na Misię i Lolę - z.d. Kruszonkę. Czyż Misia i Lola nie brzmi jak nazwa duetu wodewilowych artystek? Czuję, że pani Ela będzie miała z nimi bal!
Wszystkie moje nowe domy są absolutnie cudowne i nie mam wątpliwości, że objawiły się dzięki interwencji Z Samej Góry, którą to Górę ciągle molestowałam o pomoc.
Kochani nowi Właściciele, jeśli tu zajrzycie, przyjmijcie moje najserdeczniejsze podziękowania, bo jesteście absolutnie wspaniali i wyjątkowi!
Ale słowo się rzekło, kobyłka u płota. Tzn. kot w kocim pokoju. Zobowiązałam się do wzięcia bezdomnego kocięcia, a w zasadzie kocurka Dudusia, do towarzystwa dla Kruszonki, no i wczoraj przywiozłam futrzaka do domu.
Duduś okazał się być Dusią. A Dusia jest wspaniała, cudowna, najmilsza! Delikatna, nienachalna, rozmruczana i proludzka. Niestety bez drugiego kota czuje się bardzo samotna.
Dlatego:
UWAGA! UWAGA! OKAZJA! Tygrys polski do adopcji!!!
Niech Państwa nie zmyli ten puchaty wygląd słodkiego kocięcia! W kotusi Dusi drzemie prawdziwy drapieżnik. Z akcentem na drzemie ;) Z upodobaniem poluje na pęk kolorowych piórek na końcu wędeczki, a gdy trzeba myszkę z kocimiętką rozszarpie na strzępy! Myślę, że potrafi w poszukiwaniu tuńczyka nurkować w torbie na zakupy.
Wyjątkowa okazja! Tygrys polski (bardziej ocelot, ale nie bądźmy małostkowi) do adopcji! W każdym razie nie lew, więc żadne tam Pożegnanie z Afryką. Za to Azja stoi przed Państwem otworem!
(Że niby zwykły buras? Dachowiec? Sam jesteś buras-dachowiec!!!)
Dusia to kot magiczny! Wrocławskie Zoo ma nowe kotki rude (przedostatnie zdjęcie), a w czymże Ty człecze jesteś gorszy? Parzysz sobie herbatkę cejlońską, bierzesz Dusieńkę na kolana, włączasz Cejrowskiego na YT i zwiedzasz Indie i Cejlon!
Poznańskie Zoo ma manule (ostatnie zdjęcie). Jaki to problem?! Zapalasz kadzidełko, owijasz się wełnianym pledem w żywych barwach, parzysz tybetańskie ziółka, bierzesz Dusieńkę na kolana, ona załącza mruczenie mantryczne i pyk! Jesteś w Nepalu! Nie masz ziółek, a od trociczki boli Cię głowa? Nic nie szkodzi. Zostaje pled i kot, zamiast ziółek parzysz czarną herbatę, dodajesz soli i masła i już z osobistym manulem przenosisz się na mongolskie stepy!
Masz dość, rzucasz wszystko i jedziesz w Bieszczady (ale jutro musisz być o 8.00 w robocie)? Z Dusią to betka. Parzysz sobie herbatkę z sokiem (lub wzmocnionym sokiem), bierzesz Dusię na kolana, wyobrażasz sobie, że smog za oknem to bieszczadzkie mgły i bęc! Już jesteś na rozległych połoninach z osobistym swoim żbikiem!
Twoje dzieci drą kota, bo macie jednego, a każdy chce z nim spać? Dusia rozwiąże Twój problem i zapełni lukę!
Dusia to słodki rozmruczany kociak, wesoły ale nienachalny. Jest zdrowa, ma około 3 miesięcy, bezbłędnie korzysta z kuwety. Szuka domu z innym przyjaznym kotem – dokocenie to warunek konieczny.
Tu przez chwilę była u Beni i bawiła się z Borówką
Gratulacje! Dla Ciebie i dla tych wszystkich dobrych ludzi, i dla kociorków!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ludziom można gratulować, bo wzbogacili się o naprawdę wyjątkowe koty! A przede mną jeszcze jedno mission impossible, ale o tym będzie w następnympoście.
UsuńPrawda? Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDzięki za gratulacje, to miłe :) Tak, koty zawsze czymś zaskoczą :)
UsuńŚwietne, pióro! Narracja, opowieść sam czar i urok. Może czas na książkę - taką nienaukową, ale sercową - jak te wpisy?
OdpowiedzUsuńAle nie dajmy się zwieść! Bycie kocią Mamą Tymczasową jest diabelnie trudne i odpowiedzialne. Pani Doroto - jako opiekunka pomocnicza panicza Racucha vel RyszardaRysia/Leona bardzo dziękuję za serce i ogrom pracy na rzecz podobnych Racuchowi puchatych kulek, które urodziły się chyba tylko po to, by kochać.
Można powiedzieć, że "mam" kota z dobrego domu! Martwi mnie tylko to, że po tygodniu znajomości, już śpi z moją córką...
Dziękuję za miłe słowa i dom dla Racucha! Za dom wdzięczna jestem dużo bardziej ;) Myślę, że ze wszystkich potencjalnych absztyfikantów i fatygantów Hani w szczerość uczuć tego jednego nie można wątpić. Każda kobieta potrzebuje uwielbienia, nawet licealistka ;)
UsuńCoś podobnego!!!😀😀😀❤️
OdpowiedzUsuńJakie wspaniałe wieści ! Masz dobrą rękę do uszczęśliwiania i kojarzenia par, a nawet wielokątów :)
OdpowiedzUsuńOby dobra passa trwała, bo potrzeba mi co najmniej jeszcze dwóch wspaniałych domów, z czego jeden do zadań specjalnych. Przyznam się, że nerwowo mnie ta robota wykańcza!
UsuńWieści cudowne !!! i kotki piękne!!!
OdpowiedzUsuńNiech sobie nadal pięknieją w swoich domach :)
UsuńOjej Dorotko jak ja Cię lubię czytać, weźże i napisz tę książkę o Twoich kotach, będzie rozchwytywana, ja pierwsza stanę w kolejce by ją kupić.
OdpowiedzUsuńA ja koty to nawet nie mogę na zdjęciach oglądać, już mam alergię na sam ich przemiły, nie przeczę, widok. ale moja córka Portugalka uratowała z ulic swego miasta Porto trzy kotki...więc rodzina robi dobrą robotę a w czasie u niej wizyt karmi mnie, ta córka, lekarka zresztą, tabletkami bym nie została bez oddechu w wyniku astmy alergicznej.
Też się cieszę , ze Twoi podopieczni takie sympatyczne domki mają. Jesteś Wielka. Ściskam serdecznie
Żeby doba była z gumy... Ja wiem, że są tacy ludzie, że potrafią i dom, i ogród, i zwierzęta, i książki. Obawiam się jednak, że ja do nich nie należę ;)
UsuńA to Cię podeszły bestyjeczki! Cudownie, że juz u dobrych ludzi. Niech się im wszystkim wiedzie bajecznie!
OdpowiedzUsuńA książkę to koniecznie napisz. Juz masz w zasadzie napisaną a nawet zilustrowaną.
Jesteś moją Idolką Kochana.
Buziaki izerskie
Dzięki za miłe słowa :)
UsuńBuziaki!
P.S.
Nie chcesz Dusi?
Tak tylko pytam... ;)
Jak można takie małe do marula porównywać, no jak?! Marul to czysty felicjanizm a to przeca słodka kruszynka. Tuśkiem mnie rozwaliłaś, ojejku, czy to pewne?
OdpowiedzUsuńTak.Muszę się zebrać do pożegnania i jest mi cholernie ciężko. Na razie jeszcze daje radę na przeciwbólowych ale muszę znaleźć siłę, żeby nie czekać na agonię. Raczysko jest gdzieś w nosogardzieli i u nasady języka. Udało mi się na chwilę opanować nadżerki na języku, bo wyglądało jak kotlet siekany. Teraz może jeść. Najgorsze jest to, że ma apetyt, a jak przeciwbólowe działają to nawet się bawi jak kociak, uprawiając zapasy z Klopsem. Tylko z pyska cały czas obficie cieknie cuchnąca ślina, bo guz już się rozpada.Wyrwę jeszcze kilka dni. Może tygodni. Chciałabym, żeby mała znalazła szybko dom, bo siedzi sama zamknięta w kocim pokoju. Jak jestem z nią, mam poczucie, że kradnę czas, który powinien być Tuśka. Gównianie się w tym wszystkim czuję. Rok temu, 2. października musiałam uśpić Jojo...
UsuńChaotycznie wyszło. Ja się nie martwię, że Tutek ma apetyt i się bawi jak kociak, tylko tym bardziej mi ciężko. A miotając się między Tuśkiem i resztą, a kocim pokojem wiecznie mam poczucie winy w stosunku do któregoś z futer. No rozwaliło mnie na drobne kawałki. Dlaczego właśnie on? Przecież wyrwaliśmy go grabarzowi spod łopaty i teraz mógłby sobie jeszcze całe lata żyć w spokoju i dobrobycie. Dlaczego?
UsuńPrzeca ja wiem o co kaman z tym rozdarciem. Niedobrze i nie ma co pocieszać bo to nic nie da kiedy trza się do tej najtrudniejszej decyzji zbierać. Wyrywaj tych dobrych chwil ile się da, póki nie boli futruj na całego. Mła wierzy w inteligencję Tuśka, to mądry kot od zawsze, taki jak mój Laluś, sam da znać co i kiedy trza robić. Sama zobaczysz. Wrześnie rzeczywiście rzeczywiście kiepskawe masz ostatnio, trza by odczarować czy cóś. Małą poogłaszam gdzie się da, nie chce nic ćwierkać ale wydawa się mła że zapowiada się na gwiazdę w stylu Okularii, będzie kradła kocurze serca ( nie tylko kocurze ). Trzymajcie się ciepło, jak najdłużej się da. Dla Tuśka specjalne głaski od mła. A pytanie dlaczego? A dlaczego samochód spotkał Rzępola? A dlaczego Mambka wyszła na absolutną wolność i nie wróciła? Takie jest życie i dobrze się umieć cieszyć z tego że choć trochę się kotom udało normalnie w ciepełku pożyć. Z własnym człowiekiem. Dla Tuśka to pewnie najsłodszy okres życia, darowałaś mu przeca parę lat. A on te lata darował Tobie. W końcu wszyscy sobie stąd pójdziemy, z takim bagażem który w nic nie da się spakować tylko w samego człowieka. Czasem mam wrażenie że stworzenia świadomość takiego stanu spraw mają a my jednak cóś nie bardzo. Tylko tak bredzimy że mamy i dlatego tę nioby świadomość musimy różnymi takimi zagłuszać. Ech...
UsuńMasz rację, Tusiek jest jak Luluś - na zdjęciach to nawet jak bracia wyglądają - samo dobro i poczciwość, a przy tym jakaś taka mądrość i przenikliwość. Niezwykłe te kocury czarno-białe.
UsuńTo jest nieodgadnione "dlaczego", sama wiesz. Może kiedyś, po tamtej stronie bramy się dowiemy. Na razie rozwala dokumentnie, nie pierwsze to przecież "dlaczego" z którym się stykasz, za każdym razem to samo, nie sposób przywyknąć. Kiedyś sobie tłumaczyłam, że to dlatego, żeby doceniać dobre chwile, nie mącone żadnym "dlaczego". Nie wytłumaczyłam sobie, ale też staram się doceniać te dobre. Więc przytulam. Tylko tyle.
OdpowiedzUsuńFajnie, że kotki znalazły kochające domki. Dusia też pewnie szybko znajdzie. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPieso trzymaj się, z całych sił się trzymaj!
OdpowiedzUsuń