Jakoś tak od dziecka najlepiej wchodziła mi literatura z zakresu szeroko rozumianej fantastyki - wbrew pozorom często bardziej życiowa niż inne gatunki. Nic więc dziwnego, że Muminki pochłaniały mnie bez reszty - najpierw czytane przez Tatę, potem już samodzielnie aż do opanowania niemal na pamięć. Tove Jansson była nie tylko pisarką, ale przede wszystkim malarką i ilustratorką. W Zimie Muminków stworzyła postać Ynka - melancholijnego psa samotnika marzącego o przyjaźni z wilkami, oraz żywiołowego Paszczaka - narciarza ubranego w koszulkę z alpaki (! ubiór jest doskonale opisany w książce) i ciepły sweter. Nic dodać nic ująć - jest i pies i sweter! A sweter Paszczaka niezliczoną ilość razy w wyobraźni malowałam kolorami, bo o ksero, żeby zrobić sobie kolorowankę, jeszcze w owym czasie nikt nie słyszał. Do dziś nie zdecydowałam się na jedną wersje kolorystyczną i te kolory mi po korze mózgowej śmigają.
Będzie dekadę temu, na jakowymś jarmarku czy też w sklepiku niewielkim z rzeczami różnymi-cudnymi, łypnął na mnie zezikiem z obrazka śliczny żółty pies w swetrze! W ramki niebieściutkie oprawny! Nabyłam psa drogą kupna i zawiesiłam w pokoju Tofika (latorośl płci męskiej - moja własna - nie wyprę się). Pies zawisł w doborowym towarzystwie z Kłapouchym, Smokiem ze Smokolandii i całym Ptasim Radiem w drewnie wystruganym. Pies wisiał a Tofik rósł, rósł, rósł... dalej rósł i jeszcze rósł (doprawdy, On to chyba tak złośliwie robił, żeby matkę do grobu wpędzić, a przynajmniej w bankructwo!) i... nadal rośnie!
Kiedy dziecię popatrzyło na mnie z wysokości swojego (ówcześnie) metra osiemdziesięciu centymetrów z groszami, jasnym się stało, że Toficzy pokoik trzeba przystosować do lokatora większych gabarytów. Pokoik zmienił kolor ścian, meble, zwłaszcza Toficze łoże trzeba było zmienić - szczęściem obyło się bez wyrąbywania dziury do sąsiadów w celu pomieszczenia Tofika w pozycji horyzontalnej. Eksmisję z pokoju dostała również menażeria. Ptasie Radio spakowane czeka na zagospodarowanie, Smok zwinął się za moim biurkiem w oczekiwaniu na wolny kawałek (jakieś 1,5 metra) ściany, Kłapouchy niedługo dostanie swojego kolejnego chłopca, a pies - psa przygarnęłam ja. Nie pierwszy on i nie ostatni, bo jak tu psa nie przygarnąć! Przy okazji przygarniania zbliżyłam nos na tyle blisko obrazka, że mimo mojej kreciej ślepoty wyczytałam, kto go namalował!
Jest pies, jest sweter - bardzo gustowny zresztą i jest też pani Elżbieta Wasiuczyńska, jej śliczne ilustracje oraz jej >>> blog <<<, gdzie regularnie włażę by paść oczy pomysłami i kolorami. Zwłaszcza kiedy za oknem szaro buro i ponuro.
Czy też tak macie, że czytając o czymś w książce - ludziach, miejscach, zjawiskach, rzeczach etc. - potem guglujecie w poszukiwaniu informacji o nich? Wiele zaskakujących rzeczy dowiedziałam się tą drogą.
No to do rzeczy - już po śmierci Kingi Choszcz przeczytałam jej książki. Najpierw "Prowadził nas los", potem "Moja Afryka" - polecam gorąco, bo i książki czarowne i autorka niezwykła.
Część afrykańskiej podróży Kinga odbyła w towarzystwie pewnej Amerykanki - Kati, na której cześć nawet nazwała swego wielbłąda Tika. Kinga w książce wspomniała o ciekawym ubiorze Kati, o ciuchach które sobie sama szyła. Potem oczywiście od deski do deski (dziwnie to brzmi w odniesieniu do stron internetowych ale wciąż dobrze oddaje sens :)) przeczytałam strony Kingi pisane w czasie obu wypraw. Aż doszłam do relacji z jej pogrzebu, gdzie na zdjęciu wśród zgromadzonych przyjaciół uwagę przykuwa pewna dość postawna, sympatyczna blondynka nieco oryginalnie ubrana...
Zaczęłam guglować i
przepadłam z kretesem!
ZAKOCHAŁAM SIĘ!
I nie chodzi tu o jakieś niepoważne uczucie do samca własnego gatunku ale o dzieła sztuki!
O swetry proszę Państwa chodzi! I to o jakie swetry!
No co ja będę Czytelnika w niepewności trzymać o te swetry i o te chodzi! Zresztą warto poświęcić trochę czasu i przejrzeć sobie wszystkie zakamarki strony Katwise, nasycić oczy kolorami, zwiedzić jej dom, odwiedzić bloga - a miłośnikom niebieskiego polecam posta How I spent my Summer Vacation. Warto!
Od czasu ujrzenia tych ślicznych swetrów nie marzyłam o niczym innym tylko o posiadaniu takowych w swojej szafie!
Ponieważ "każde marzenie dane jest nam wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia" (Richard Bach wyczytane u Kingi Choszcz), dlatego też ciąg dalszy nastąpi i pojawi się Pies w swetrze :)
Nie noooo, jak na Matkę Chrzestną przystało rozbijam o burtę pieniący się pikselami szampan- płyń po morzach i oceanach blogosfery!
OdpowiedzUsuńDużo, dużo radości i z pisania i czytania tego co Ci napiszą inni.
Akuracik mam na szafce przy łóżku>>> Mamę Muminków. Znasz? Kreacje Katwise czadowe, robiłaby fantastyczne kostiumy teatralne!
Dzięki, dzięki! Ale zaszczyt, że już tak nie będę pogańsko po sieci się błąkać ale skąpana w szampanie!
Usuń"Mamę Muminków" mam w tym samym miejscu, co Ty - tzn. na szafce przy łóżku - tylko nie Twoim, a swoim ;)
A Katwise szyje kostiumy - o tu trza wejść: http://katwise.com/costume.html :))) Czad! Po prostu odlot!
Nowy numer>>>RYMSA ma być poświęcony Tove Jansson.
OdpowiedzUsuńDzięki! Już przewąchałam sprawę i sobie zapoluję na RYMSA :)
OdpowiedzUsuń