niedziela, 29 sierpnia 2021

Łakocie i Borsuk c.d.

 No i tak, że tak. Piątka kociąt w domu i armia kotów w zagrodzie.

Mamusia, czyli Lalunia, opuściła koci pokój, czas więc na podzielenie się obserwacjami i pewne wnioski z przebiegu procesu oswajania dzikusów.

Dzieciaki dzikość mają mocno wtłuczoną matczyną łapą w jestestwo, więc oswajanie nie jest tańcem po płatkach róż. Z pomocą przyszedł Borsuk, który człowieka kocha i pragnie oraz umie się bawić - w przeciwieństwie do dzikusów. Wędki, myszki i motylek to nieocenione pomoce dydaktyczne!

To teraz po kolei, kto siedzi w kocim pokoju i czeka na odmianę losu:

1. Po pierwsze Piernik. Jak wiadomo, nazwa ciasta pochodzi od pieprzu i innych przypraw korzennych. Taki też jest Piernik. Wytrawny!

Najbardziej rozgarnięty, niezależny i odważny z gromadki.  Mam wrażenie, że Pierniczek człowiekiem się brzydzi... Uważa człowieka za użyteczny podajnik karmy i pariasa do sprzątania kuwety. Ma zadatki na "kota profesora". Nie ma siły - jak patrzy na człowieka, to z wyższością i rzeczony człowiek czuje się nieswojo, a wręcz jak idiota po prostu.  

wtorek, 24 sierpnia 2021

Bolesławiec '21, Łakocie i Borsuk

Oczywiście, że byłam. 

A ci, co być mieli i nie byli, niech żałują! (foch!)

    Bolesławiec był i nas zmył.

    Dosłownie. Miałyśmy za sobą ledwo jedną pierzeję rynku, gdy lunęło jak z cebra i poniekąd spełniły się moje nadzieje, że ludzi mało i przy stoiskach tłoku nie będzie. W pewnym momencie uznałyśmy z moją Siostrą, że przedział wiekowy, przewidziany dla miss mokrego podkoszulka, minęłyśmy już dzikim pędem, więc mokrymi kubrakami przejmować się nie będziemy. Niech przejmują się ci, co na to patrzą - bo odzobaczyć się nie da he, he ;) Ruszyłyśmy zatem w strugach deszczu dokończyć oględziny i zakupy, a suszyłyśmy się w samochodzie w drodze powrotnej. 

    To suszenie wyszło nam wyśmienicie. Wyschłyśmy niemal na pieprz, gdyż jadąc polską dwupasmową miedzą, szumnie zwaną autostradą, odcinek 100 km pokonałyśmy w raptem 4 (słownie: CZTERY) godziny, zaliczając dwa objazdy i wszystkie korki, zatory i spowolnienia. Zarówno samochód, jak i ja - kierująca pojazdem - przeżyliśmy to doświadczenie z trudem. Kurwuniu, 100 km jazdy na drugim biegu!

Trochę zdjęć jest, to daję jak leci:

(jeśli zdjęcia są obrócone, to dalibóg nie wiem dlaczego, ale przepraszam; no nie mogę się z tym nowym blogobydlęciem dogadać w kwestii zdjęć!)

czwartek, 19 sierpnia 2021

Chleb powszedni czyli świąteczne ciasta

 To było tak...

    Nasza mama jest wiejską kotką, której nie wiodło się najlepiej, a oryginalna uroda (która jest obecnie jej niewątpliwym atutem) w połączeniu z niedożywieniem i chorobami była dla ludzi po prostu szpetotą. Dlatego, kiedy mama zaszła z nami w ciążę, przepędzana kryła się w wiejskich zakamarkach na podwórzach i w krzakach. Z trudem zdobywała jedzenie, najczęściej podbierając je innym zwierzętom. W końcu urodziła nas w stercie różnych rzeczy na pewnym podwórzu. Podwórze należy do takiej jednej Rudej, która chyba jest trochę czarownica, bo ma wielkiego czarnego kocurrro. Kocurro jest złoty chłopak, choć czarny i pozwalał mamie jeść ze swojej miski.