środa, 22 lutego 2017

Komplecik i źwierzontka

Otóż zakończyłam i nawet naszam :)
Czapkę Dwarf's Wife Hat przedstawiałam o >>>TU<<<.
Przeanalizowałam i wzięłam sobie do serca wszystkie rady, jakie dałyście mi w komentarzach.
No może nie wszystkie, bo czerwona czapcia sugerowana przez Frajdę jest dopiero w planach.
Komin do czapki to wypisz wymaluj rekomendowany przez Bubę golfik.
Natomiast sama czapka została podszyta polarem tak, jak doradzała Diabeł.
I to nie byle jakim polarkiem!
Podreptałam do lumpeksiku, celem wyszukania szaliczka w jakimś zbliżonym kolorku. Szaliczka, z którego dałoby się wykroić wkładkę do czapki, choćby w postaci szerokiej opaski.
A natrafiłam na gotową czapkę! GOTOWĄ! I beżową :)
(Oczywiście nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że zapomniałam ją sfocić przed przeróbką?
Uważam, że i tak osiągnęłam wyżyny swoich możliwości, gdyż udaje mi się pamiętać o sfoceniu jedzenia na talerzu przed łapczywym pożarciem - choć przyznaję, nie zawsze - i czasem musiałam coś dwukrotnie pichcić, żeby fotnąć)
Fakt, że musiałam odpruć rant i wykorzystałam tylko górę czapki. Ale ten otok, to kawał szerokiego polaru, który był dwukrotnie złożony, więc mam jeszcze szeroką opaskę na ewentualną kolejną czapkę.
Także wiesz Diable, dzięki!

No to komplecik wygląda tak:








wtorek, 14 lutego 2017

Cywilizowane gumno

Ledwo pod ostatnim postem napisałam "Choć jak na złość mój żywot często ubarwia się sam, wywołując u mnie ataki paniki ;)" a słowo ciałem się stało.
Zaraz po nowym roku życie podstawiło mi nogę, a gdy fiknęłam orła to dopadło i skopało po siniakach. Skubane jedne! Żeby ono - to życie - miało zadek! O jakże ja bym je chętnie po nim kopała! Tak z fantazją, od serca i z półobrotu!
Miało być pięknie, miałam sobie odzipnąć, popisać na blogasku i może wreszcie coś poszyć - a wyszło jak zawsze. No i jeszcze to zimno.
Ponoć to już końcówka. Już ma iść ku lepszemu, znaczy cieplejszemu, ale uwierzę jak poczuję. Jak się spocę w za ciepłej kurtce ;)
No i właśnie skiż tego zimna naszły mnie rozważania przyszłościowo-gumienne.
Zima to ta pora roku kiedy bycie blokersem (słowotwórstwo zaczerpnięte od Megi) doskwiera mi najmniej, w porywach do wcale. Odkręcam kaloryfer, owijam kocem, wlewam w siebie hektolitry gorących płynów i dbam, żeby moje terrarium się nie rozszczelniło.
A zima atakuje. Dzisiaj rano za mym oknem roztaczały się plenery do Ekspresu polarnego, Opowieści z Narnii i Mrocznych materii razem wziętych.
Trzeba się było jednak z psunami na spacer zebrać - co wywołuje u mnie niechybnie fale żalu nad mym ciężkim losem i współczucia dla mnie samej, że jako ta dziewczynka z zapałkami... (No i co, że mam puchową kurtkę, otulona jestem w wełny od stóp do głów i solidnie obuta - przecież WIEM, jak tam się czuję w środku tego wszystkiego! I żal mi tej istoty, co na mróz bladym świtem itd.)