Żyję! Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali tu cierpliwie i okazywali uprzejme zainteresowanie moimi losami, a nawet szturchali zachęcająco. To cudowne, że jesteście :)
Tu miał nastąpić radosny post o tym, że Nie jestem martFa!
że udało nam się przetrwać plagi egipskie: czyli remont ze wszystkimi gratisowymi atrakcjami, zmasowany atak wrednych wirusów i sprzątanie poremontowe. A nastąpi smutny post o tym, co było dalej.
W czwartkowy wieczór - jak co dzień - Mężczyzna udał się na spacer z psami do naszego parku. Park dzieli od naszego osiedla czteropasmowa jezdnia (po dwa pasy w każdą stronę), z przejściami dla pieszych i wysepkami. Mężczyzna wracając przeszedł do połowy jezdni i zatrzymał się na wysepce, bo jechał samochód. Kierowca grzecznie się zatrzymał, by przepuścić moją czeredkę. Przeszli - do połowy. Niestety z dużą szybkością nadjechało BMW, prowadzone przez niespełnionego rajdowca, który nawet nie miał zamiaru zwolnić - i nie zwalniał. Z dużą prędkością BMW zgrabnie wyminęło stojącego przed pasami Nissana i z impetem huknęło w moją gromadkę.
Straty:
Kreska - najbliżej krawężnika - zdołała wyrwać łeb ze smyczy, oberwała ale uciekła - żyje. Psychicznie ciężko. Nie wiem w jakich okolicznościach straciła pierwszego Właściciela ale widać, że trauma jej się nakłada.
Fox - dzieliły go od brzegu chodnika 2-3 psie kroki - oberwał w całego Foxa, wylądował kilka metrów dalej na jezdni jeszcze żywy ale w stanie agonalnym. Wezwałam naszą Panią Weterynarz, żeby na miejscu skróciła mu męczarnie. Zażywny, wesoły dziadek, który był w świetnej fizycznej formie, nie dożył swoich 14. urodzin, przypadających na 3 września.
Mężczyzna mój - Piotrek - oberwał w całego Piotrka. Gratisowo zaliczył długi lot nad jezdnią z twardym lądowaniem - walczy o życie na oiomie. Ma bardzo poważne obrażenia głowy (reszty nawet nie wspomnę - gdybym chciała wymienić, musiałabym tu przez kilka dni przepisywać podręczniki medyczne) i to życie wisi na włosku.
Nie opisuję tej tragedii, żeby zwiększyć liczbę odwiedzin, wzbudzić litość, sympatię czy wylewać wiadra pomyj na kierowcę BMW (to on będzie musiał żyć dalej ze świadomością tego co zrobił - w przypadku większości ludzi to okrutna tortura, którą sami sobie zadają).
Nie.
Mam do Was OGROMNĄ prośbę. Właśnie zaczyna się trzecia doba walki - krytyczna - proszę Was o pomoc w "szturmowaniu Nieba".
Osoby wierzące proszę o modlitwę - choćby dziesiątek różańca lub modlitwę do św. Rity (to ta od spraw baaardzo trudnych), lub do innego "zaprzyjaźnionego" Świętego, który Waszym zdaniem najskuteczniej wstawi się u Szefa za Piotrkiem.
Niewierzących i tych, którym się zdaje, że nie wierzą - też proszę o modlitwę. Jaką chcecie. Bo Pan Bóg wierzy w Was i Was też usłyszy.
Proszę...
Drzemka poobiednia całej szczęśliwej Trójki. Nie wiedzieć czemu poducha Eli Wasiuczyńskiej była/jest ulubienicą wszystkich członków naszego stada :) |
Modlimy się.
OdpowiedzUsuńKochana...Jestem z Wami, całym swoim sercem!!
OdpowiedzUsuńObiecuję! I ściskam Was mocno!
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim za wsparcie i modlitwy. Dzisiaj podziałały więc PROSZĘ O WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńPrzed nami długa i trudna droga. We wtorek będzie kontrolny tomograf - do wtorku trzeba wymodlić ustabilizowanie sytuacji, ponieważ od stanu Piotrka zależeć będą dalsze działania lekarzy. W najbliższym czasie potrzebne są dwie trudne i żmudne operacje, w czasie których lekarze postarają się złożyć puzzle kości różnych części Mężczyzny w znany obrazek. Nie można przeprowadzić ich teraz i nie można przeprowadzić ich jednocześnie, więc we wtorek zapadnie decyzja, co trzeba/można ratować w pierwszej kolejności - ale do tego stan musi się w miarę ustabilizować żeby zminimalizować i tak olbrzymie ryzyko :(
Proszę o dalszą modlitewną opiekę do odwołania...
Dziękuję Wam ponownie! Wyrwaliśmy kolejną dobę! Jutro tomograf i decyzja o operacji - czy, kiedy i w jakiej kolejności.
OdpowiedzUsuńDaj nam tu znać, czekam na wieści
OdpowiedzUsuńJarecko Kochana! Oczywiście, że dam znać! Dziś tomograf - wieczorem będę coś więcej wiedzieć. Dzięki WIELKIE za wsparcie!
UsuńNie będę na razie pisała nowego posta, tylko informacje będą w komentarzach.
Brak slów na takich idiotów....
OdpowiedzUsuńMam mnóstwo pozytywnej energii pourlopowej, obiecuje wyslac w niebo jak najwiecej w wasza strone.
Sciskam mocno i trzymajcie sie.
Dzięki Asiu :)
UsuńTomograf był - nie wszystkiego co trzeba, ale najważniejszych obszarów Mężczyzny. Nie chcieli go za bardzo napromieniować, by nie stanowił potem konkurencji dla drzewka bożonarodzeniowego. Jest mały kroczek naprzód - ustąpił obrzęk mózgu! I odłączyli respirator - oddycha samodzielnie! Hurra! Pojawiło się światełko w tunelu :)))
OdpowiedzUsuńSuper :) Oby tak dalej!
UsuńCudownie! Tak trzymajcie!
UsuńJest kontakt! Raczej niezbyt świadomy i niezbyt intencjonalny - ale jest!
OdpowiedzUsuńDecyzji o operacjach dalej jednak podjąć nie mogą i stan zagrożenia życia nie minął - ale wierzę, że będzie lepiej.
Dziękuję naszym rodzinom i znajomym (także tu obecnym), tym którzy się za nas modlą jawnie i anonimowo, bo REALNIE ODCZUWAMY MOC TEJ MODLITWY!
A oto trzy cudy, które miały miejsce:
1. Piotrek przeżył wypadek - a przy tak silnym uderzeniu człowiek raczej szans nie ma;
2. Ma cały rdzeń kręgowy - czucie w całym ciele - a człowiek contra rozpędzone BMW raczej nie rokuje takiego obrotu sprawy;
3. Ocalały narządy w jamie brzusznej.
P.S.
Zadomawiam się na oiomie ;)
Bardzo ładne te 3 punkty. Bardzo dobrze rokujące!
UsuńPrawda, że ładne?
UsuńNo.
Świecę własnym światłem z radości.
Kontakt - króciutki - i pierwsza możliwość przytulenia :))))
OdpowiedzUsuńJutro kolejny tomograf. Jedna operacja odroczona, jutro mają debatować czy w ogóle będzie teraz potrzebna.
Druga operacja - głowy- potrzebna ale zbyt niebezpieczna... bo jednak w każdej chwili... :(
Czekamy.
Padam na pysk, ale oiom ładny. Sala niebieściuchna, klimatyzowana - żyć, nie umierać ;)
Ojaaaaa. Piesu- przytulam!
OdpowiedzUsuńDopiero teraz trafiłam na ten post. A właśnie robię taki drobiazg dla Ciebie. Siedzę, ściubam i ciepło myślę co tam u Ciebie słychać.
Namadlam w sprawie.
Dzięki Elu! Każda "zdrowaśka" i dobra energia posłana w intencji i dla Piotrka są na wagę złota! Modlitwy + czas + spokojny sen (o to było bardzo trudno) to najlepsze lekarstwa.
UsuńP.S.
Nie zapomniałam danej obietnicy, materiały zgromadziłam i siędę do roboty w stosownej chwili :)
Normalnie tulę całą swą niebagatelną powierzchnią.
OdpowiedzUsuńA jak wiadomo, Ela jest zrobiona z polaru, wiec jak tuli to fajnie cieplo i miekko jest !
UsuńPrawdę gadasz! Ciepło i miękko mi się zrobiło :)
UsuńZobaczymy, co dzisiejszy dzień przyniesie, ale dziękuję, DZIĘKUJĘ WAM, że jesteście!
Operacja głowy na razie nie wchodzi w grę. Po tomografie jest decyzja, że w poniedziałek będą składać Mężczyźnie kończynę - czyli operować nogę. Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie i nigdy nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień i jakie decyzje w związku z tym zapadną. Stan kości czaszki bardzo mnie martwi, ale stan tego, co w czaszce jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńDziś kontakt był nawet niezły. Niestety ujawnił, że mój Mężczyzna zupełnie nie ogarnia otaczającej rzeczywistości...
Mam nadzieję, że jednak z każdym dniem będzie lepiej i ululanie do operacji nie pogorszy stanu ogólnego. Ech...
Dziś dopadła mnie fala megazmęczenia...
:((( gorączka
OdpowiedzUsuńMordował się mój Biedak całą noc z temperaturą i noc do spokojnych nie należała... Znowu leki w niego musieli wpompować - teraz ponoć lepiej.
OdpowiedzUsuńWczoraj rozmawiałam z lekarzem - ja w ciężkim stresie okresowo graniczącym z histerią. A lekarz - złoty człowiek i oaza wyrozumiałości i spokoju (jak cały zespół lekarzy - dziękuję za nich Bogu) - wysłuchał moich obaw, odpowiedział na pytania, wyjaśnił co trzeba, a na koniec rzekł, że UWAGA: Piotrek jest pacjentem, który JEST W NAJLEPSZYM STANIE ZE WSZYSTKICH NA OIOMIE.
Krew mi w żyłach ścięło... Oiom to dwa korytarze. Po cztery sale w każdym korytarzu, po ok. cztery osoby na sali... Zrobiło mi się strasznie przykro ze względu na tych wszystkich cierpiących ludzi, w których lekarze próbują utrzymać tlący się płomyczek życia.
Jupi! Po zmianie antybiotyków gorączka spadła i noc minęła spokojnie :)))
OdpowiedzUsuńNadal stan zapalny i nie wiadomo, czy operacja nie zostanie odroczona... Ale po dzisiejszym tomografie neurochirurdzy pozwolili włączyć leki przeciwzakrzepowe, co oznacza, że uznali naczynia za szczelne i nie obawiają się jakiegoś krwawienia. Umiarkowany optymizm :)
OdpowiedzUsuńWszyscy tu trzymaja kciuki caly czas, wiesz, nie?
UsuńWiem Diable kochany :) bo przecież widzę ile osób wchodzi i skąd. I jestem niewysłowienie wdzięczna!!!
UsuńZostawiam tu regularnie informacje też dla niezalogowanych licznych naszych znajomych, którzy wymadlają zdrowie dla Piotrka, a tą drogą otrzymują informacje "zwrotne" o skuteczności ;) a jednocześnie litościwie powstrzymują się od bombardowania mnie telefonami. Niech no tylko Mężczyzna ozdrowieje - wystawię mu rachunek za prowadzenie sekretariatu :)))
Już wiem na 100% - operacja za około godzinę. Mocno trzymamy kciuki! MOCNO!
OdpowiedzUsuńAlem się wpasowała w wiadomości!!!! Pompuję rurociągiem moje myśli!!!
OdpowiedzUsuńJacie, Psie, przyjeżdżam z wakacji, wali mnie się na głowę wszystko dookoła i jeszcze wdeptuję do Ciebie i takie rzeczy! Trzymaj się bardzo mocno! Patrzę w południowe okno na Was!
Dzięki! Przykro mi Moniu, że u Cię też nie różowo. Mam nadzieję, że się wyprostuje.
UsuńKochani - operacja trwa, potem będzie wybudzenie i trudna noc i dzień następny - i znowu moja prośba do Was: szarpiemy Pana Boga za rękaw modlitwą, szarpiemy! Jak kto chce, bo skuteczność jak do tej pory jest spora.
OdpowiedzUsuńTak jest!
UsuńTom się dziś zeźliła okrutnie! Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach, bo operacja, a tu operacji nie było, bo się jakaś obsuwa na bloku operacyjnym zrobiła. Przez to do szpitala przyszliśmy za późno, żeby coś choremu pomóc - nakarmić lub napoić etc. No.
OdpowiedzUsuńAle nie ma tego złego, czyli: Piotrek już dzisiaj w dobrym kontakcie i dużo mocniejszy, co pozwala z większym optymizmem myśleć o przetrwaniu narkozy przy jutrzejszej (!) operacji. I - UWAGA! - załapał się chłopak dzisiaj na konsultacje chirurgów szczękowych - iiiiiiiiiiiiii - HURA! - kości twarzoczaszki były uprzejme jakoś się same poustawiać w miarę na miejscu - iiiiiiiiiiiiiiiiiii - nie będzie potrzebna operacja w obrębie głowy, której się tak strasznie obawiałam! Jupi!
Jestem przekonana, że wspólnymi siłami wymodliliśmy kolejny cud :)))
O, jasny gwincik!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Idę dalej przekupiać Świętych!
UsuńPrzez dni parę wysyłałam ciepłe myśli z bliskości, bo z Wrocławia (byłam na Brave). Z niebem jestem w stałych łączach.
OdpowiedzUsuńSzkoda że przegapiłam okazję do uściskania Cię osobiście, ale myślę, że kiedyś uda mi się to nadrobić :) Dzięki za modlitwy - jak wiesz działają :)
UsuńNo to Kochani jest tak:
OdpowiedzUsuń1. operacji dzisiaj też nie będzie - bo zespół, bo blok operacyjny, bo ratujące życie, bo nagłe przypadki etc.
Znowu biorę to za dobrą monetę, bo operację zrobić muszą, a z każdym dniem Piotrek jest silniejszy i w lepszym stanie, więc lepiej ma szansę znieść narkozę.
2. wczoraj już dość składnie mówił - co prawda obiecał, że "do mnie zadzwoni o 13.00"... ale...
3. sam sięgał po kubek z sokiem, a potem po butelkę soczku i sam odkręcił zakrętkę!
4. i - UWAGA - sam obsługuje przyciski regulacji łóżka, których nie widzi, bo są po zewnętrznej stronie łóżka! Najpierw trzeba nacisnąć duży "power", a potem konkretny przycisk podnoszący lub obniżający poszczególne części łóżka! Mnie nauka tego co jest co zajęła kilka dni, a byłam po właściwej stronie i widziałam piktogramy, także wiecie... (proszę litościwie nie komentować możliwości poznawczych mojego mózgu, z którym ponoć wszystko jest ok...)
5. uważam, że wszystkie te cuda zawdzięczamy modlitwom i niekończącemu się furkotowi przesuwanych koralików różańców w tak licznych dłoniach, że nie dam rady wszystkim nawet podziękować :))) niemniej DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!!!
♥♥♥
UsuńTrzymam kciuki, ślę prośby do nieba!
OdpowiedzUsuńDzięki Buba :)
UsuńŻebym nie zapeszyła... Dziś było super! Ozdrowienie wręcz w tempie galopującym. Pogadaliśmy sobie ciut. Pamięta różne sprawy sprzed wypadku - np. dotyczące naprawy samochodu. Manualnie wszystkie czynności ok. Sięga po wybrany przez siebie sok, odkręca butelkę, poprawia sobie pościel, ustawia łóżko :)))) Jest tylko straszliwie przybity i wymęczony bólem, dyskomfortem i otaczającą rzeczywistością - ale to akurat nie dziwi.
OdpowiedzUsuńDzisiaj lekarze z oiomu (kocham ich wszystkich! są wspaniali!) monitowali w sprawie terminu operacji i ponoć ma być jutro. Albowiem chcą, żeby po operacji Piotrek znowu trafił na oiom. Tak będzie dla niego najbezpieczniej. Na innym oddziale nie ma takich możliwości monitorowania stanu pacjenta i nie ma tylu pielęgniarek i lekarzy w przeliczeniu na jednego chorego. Jestem za. Bo wiecie... stan zagrożenia życia... ech... :(
Ale jestem dobrej myśli, bo tak wielu dobrym ludziom już w krew weszło szturchanie Nieba w wiadomej sprawie, że musi się wszystko udać!
MUSI. Nie ma, ze inaczej.
UsuńJa jeszcze szturcham szczególnie w Twojej intencji. Toż zdrowie trzeba mieć końskie, żeby to wszystko wytrzymać. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńDzięki Jarecko Kochana, bo faktycznie czasami bywa ciężko. Ale człowiek nie sznurek - wszystko wytrzyma, no i tak jakby nie mam innego wyjścia :) Rozładowuję stres sprzątaniem i głupotami, bo nie mam ogródka do skopania i pocieszam się, że ponoć nigdy nie dostaje się więcej niż człowiek może unieść. No to niosę ;)
UsuńI jeszcze Wam napiszę do śmichu, jakie to człowiek może mieć radości w życiu. Otóż od momentu wypadku cieszę się z każdego dnia - a są one ostatnio częste - w którym boli mnie głowa. Albowiem jesteśmy z Mężczyzną meteopatami okrutnymi ale zawsze naprzemiennie - czyli jak mnie boli, to jego nie :) Radość z bólu głowy BEZCENNA :)))
OdpowiedzUsuńAle mnie wzruszyłaś!
UsuńPodobnie się czułam po przeczytaniu artykułu o starszym małżeństwie, w którym przejawem miłości były obiady w zamrażarce na czas.... gdy żona była w szpitalu. Zrobiła te obiady, poporcjowała, opisała i pomroziła jeszcze przed wyznaczoną przez lekarzy datą zgłoszenia się na szpitalny oddział.
Trzymaj się!
Dzięki Buba :)
UsuńPonieważ zwykle obce mi są porywy szlachetnych uczuć, to nie należy ich przeceniać w moim wydaniu. Gdyby mi ktoś miesiąc temu powiedział z czego się będę cieszyć, a z czego martwić (bez podania kontekstu) to bym pomyślała, że albo on zwariował, albo ze mną coś będzie nie teges... ;)))
Np.:
Też narobiłam chłopakom obiadów w słoiki i do zamrażarki, jak dwa lata temu musiałam się stawić w szpitalu. Ale wtedy nie był to wyraz uczuć z mojej strony lecz instynkt samozachowawczy i egoizm w czystej formie - po prostu nie miałam ochoty na odgruzowywanie kuchni po powrocie :))) I w życiu się nie przyznam, że było inaczej!
Siedzę sobie tu z kubkiem herbaty, szczęśliwa jak nie przymierzając świnia w pomidorach. Też sobie zróbta herbaty, bo będzie długo :)
OdpowiedzUsuńNie pisałam, żeby nie zrobić falstartu, ale dzisiaj wreszcie zoperowali mi Mężczyznę! Oczywiście odchorowałam to latając na odkurzaczu i wietrząc wpisy na różnych blogach, żeby przegonić złe myśli. Pełna najgorszych wizji udałam się do szpitala na znajomy oiom o 17.00, granitowo pewna, że w łożu boleści znajdę ledwie dychające ludzkie szczątki, przykryte zwojami kabli i rur. Pomna własnych operacyjnych doświadczeń gdy dobę zerową leżałam martwa, a pierwszą przeleżałam nieżywa.
W łożu boleści zastałam siedzącego w wyproście lekko oszołomionego ale nieprzyzwoicie przytomnego ozdrowieńca oraz mocno zaskoczone tym faktem dwie lekarki i dwie pielęgniarki koło łóżka. Albowiem Mężczyzna wątrobę i śledzionę ma jak dzwon, a łeb mocny i słabo reaguje na używki nawet stosowane w dużych dawkach medycznych (w śpiączce farmakologicznej też był tylko połowicznie - tak jednym okiem przysypiał).
Siedział sobie tedy, aż mu się znudziło i z klawiaturki ustawił sobie łóżeczko do leżenia. Jak mantrę powtarzał pytanie o możliwość powrotu do domu, a poza tym jedyne, co go interesowało, to kiedy minie 1,5 godziny od rozintubowania i będzie mógł się napić soku jabłkowego.
Zażądał telefonu (!) - skąd Skubany wiedział, że mam jego telefon w torebce? - i składnie odpisał na smsy! Z użyciem dużych liter i znaków przestankowych. Jupi!!!
No. I spytałam Mężczyznę, czy go głowa boli. Zafrasował się na chwilę nad pytaniem, po czym zaprzeczył.
- To dobrze - mówię mu - bo widzisz, mnie dzisiaj okropnie boli głowa. Pamiętasz? Zawsze tak było, że jak mnie bolała, to Ciebie nie i na odwrót. No to dzisiaj mnie boli.
- To dobrze - rozpromienił się mój Mężczyzna
:)))
W piątek wypisują Mężczyznę z oiomu i przenoszą na ortopedię a to oznacza... tak! TAK! ŻE MINĄŁ STAN BEZPOŚREDNIEGO ZAGROŻENIA ŻYCIA!
Wszyscy zgodnie szarpaliśmy niemal dwa tygodnie Pana Boga za rękaw i czarno na popielatym widać, że teraz chyba Palec Boży popycha Mężczyznę na powrót ku życiu w tak oszałamiająco błyskawicznym tempie!
Dla przypomnienia: BMW jechało z prędkością ok 80-100 km/h i nie było śladów hamowania, a z biednego Foxa został kosmaty worek pogruchotanych kości!
DZIĘKUJĘ WAM ZA WASZĄ WIELKĄ POMOC!!!
Tak trzymać :-)
UsuńNooo, Kochana, to teraz szybko za ciosem spełniaj marzenie, skreślaj totolotka, bierz się za cokolwiek, bo Mężczyzna Ci taką dziurę w powietrzu zrobił, że nie masz nawet oporu powietrza.
UsuńAleż się cieszę! :)))))))))))))))))))))))
Super wieści, to lubię!
UsuńZ tym totkiem to nie taki głupi pomysł, ale wolę opcję z marzeniem :) A marzenie jest takie, żeby mi Mężczyzna powrócił w pełni do stanu sprzedwypadkowego. Zostaną co prawda liczne i rozległe blizny, kości w obrębie twarzoczaszki jeszcze się zrastają, mówi bardzo cichutko, wręcz szeptem i toczy wokół sennym wzrokiem ale wierzę, że z każdym dniem będzie już coraz lepiej, a rehabilitacja pozwoli mu w pełni odzyskać sprawność.
UsuńNo to śmigam w tę dziurę bez oporów :)))
Cieszę się! Myślę i wymodlam u Swoich ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Tupajko za wsparcie :) Każda ciepła myśl była nieocenioną pomocą. Mam takie skojarzenie ze stadem słoni. Wszyscy działaliśmy właśnie jak słonie, które swojego słabego i słaniającego się pobratymca podtrzymują wielkimi kłami i głaszczą trąbami, by dodać mu sił :)
UsuńI ja głaszczę Cię swą trąbą:o)
OdpowiedzUsuńOj dobrze mieć wokół siebie te Wasze przyjazne, ciepłe trąby, które głaszczą - bo sterana psychika ma się czego uchwycić, żeby pion trzymać i się nie gibać na boki :)
UsuńAnia - Boyka
OdpowiedzUsuńCieszę się razem z Tobą z powracania Mężczyzny do zdrowia. :))).
Pamiętajmy, obok dalszego "szarpania Pana Boga" o pełne i szybkie wyzdrowienie Piotrka, aby podziękować Mu za to co już uczynił.
Jestem z Wami. Ściskam.
Dziękowałam Bogu za każdy "zdobyty przyczółek" i jeszcze długo dziękować będę! :)))
UsuńDzięki Aniu za wszystko Tobie też!
Kochani,
OdpowiedzUsuńz Waszą i Bożą pomocą chyba się udało całkiem nieźle ;)
Wielkie podziękowania należą się calusieńkiemu personelowi oiomu - lekarzom, rezydentom, pielęgniarkom i pielęgniarzom, praktykantom, salowym i panom technicznym, którzy czuwają żeby sprzęt, który pozwala ludzkie życie uratować, działał bez zarzutu. Ale kiedyś napiszę osobny post o tym, jak wygląda codzienność oiomu widziana oczami postronnego obserwatora.
Tu w zasadzie ta smutna historia znalazła swój szczęśliwy finał. Przed nami jeszcze długa droga, ale od pewnej mądrej i doświadczonej osoby wiem, że jest taka jakby prawidłowość, że pełny powrót do zdrowia zajmuje mniej więcej tyle miesięcy, ile dni delikwent spędził w śpiączce.
W Piotrka przypadku było to 5 dni, liczmy z zapasem pół roku - szybko zleci :)
A na razie siedzi sobie mój Smutasek w łóżku, ogląda świat dookoła mniej lub bardziej przytomnymi oczkami, czasem podziobie coś widelcem na talerzu, siorbnie soczek i pyta kiedy do domu. Pyta średnio raz na pół godziny, a jutro kazał mi przyjść wcześniej, bo może uda mu się namówić lekarza, żeby go puścił do domu ;)
A wiecie, czemu mu się tak do domu śpieszy? Bo chce się - uwaga - WYSPAĆ! :)))
:)
UsuńRację ma. Co to za spanie w szpitalu :)
Je-je-je, jak fajnie! :)
UsuńJak ja lubie szczesliwe finaly!
Według mnie niepodważalnym symptomem, że rekonwalescent (uwielbiam to słowo! napiszę sobie jeszcze raz: rekonwalescent!) jest zdrowy na ciele i umyśle jest, gdy w szpitalu zaczyna narzekać na... zaparcia. Oznacza to, że "żaden twardszy orzech do zgryzienia" nie zaprząta mu myśli, a jego ciało wraca do fizjo- i psychologii sprzed godziny zero.
OdpowiedzUsuńGdy pierwszy raz usłyszysz od męża, że ma ten problem, zakręcaj papiloty i maluj tipsy u nóg!
Hejka! Ano prawdę piszesz :) Nam jeszcze daleko do tego etapu ale kiedyś i tam dojdziemy. Wczoraj przeczytałam Twój komentarz na sali, gdzie leży Mężczyzna. Wszystkim tym nieborakom jeszcze nie zaparcia w głowie, ale obsługa - czyli matki, żony, kochanki, siostry i "sąsiadki" ;) - uśmiały się setnie i morale się podniosło. Tak że wiesz, dzięki! :)))
UsuńDzień dobry! :) proszę mi wysłać SMS swój adres e-mail, mam parę zdjęć Pyzy dla Pani i coś gratis ;)
OdpowiedzUsuńDzień dobry! :) proszę mi wysłać SMS swój adres e-mail, mam parę zdjęć Pyzy dla Pani i coś gratis ;)
OdpowiedzUsuńDzień dobry! :) proszę mi wysłać SMS swój adres e-mail, mam parę zdjęć Pyzy dla Pani i coś gratis ;)
OdpowiedzUsuń:))) Tak, tak Kochani! Ola wysłała mi zdjęcia Pyzy. Jest śliczna. Prawie jak ta Pyza na polskich drogach! Albowiem w niekończącej się podróży po oddziałach szpitalnych (dzisiaj rozbiliśmy obóz na trzecim z rzędu - jutro Mężczyzna ma finalną operację) ocieramy łzy po stracie Foksika. Mężczyzna jest z powodu Foxa w czarnej rozpaczy i zażądał adopcji drugiego psa niemal od ręki. Tak, tak, to ten sam Facet, który twierdził, że mając trzy psy - mamy o trzy za dużo ;)
OdpowiedzUsuńDlatego poprosiłam Olę - blogerkę, właścicielkę Nitra i Haliny oraz wolontariuszkę ze schroniska - o zapoznanie się w naszym imieniu z pewną Pyzą. Jeśli Pyza będzie jeszcze w schronisku, kiedy Mężczyzna wróci do domu; jeśli będzie tam, kiedy Mężczyzna ozdrowieje na tyle, żeby się do tego schroniska dotośtać i jeśli Krecha Pyzy nie pożre w ramach przekąski, to z wielkim prawdopodobieństwem Pyza dostanie się Mężczyźnie na otarcie łez.
A jeśli nie - to w schronisku zawsze "coś" się znajdzie, albowiem jeszcze nie słyszałam, żeby tam kiedyś zabrakło psów do adopcji. W sumie szkoda, bo miło by było to usłyszeć...
Z Mężczyzną już jest całkiem dobrze bowiem martwi się już remontem -> do zalepienia są jeszcze dwie dziury w ścianach; planuje remont łazienki, wyrywa się do dokończenia naprawy swojego samochodu i generalnie rwie się do życia. Tego naszego nudnego, codziennego życia, które mnie również wydaje się obecnie niezwykle atrakcyjne :)))
Dobre wieści, ściskam Dorotko!
UsuńJakie wieści?
OdpowiedzUsuń