niedziela, 17 czerwca 2018

Fraczek

Miały tu być posty książkowe i ogrodowe i wakacyjne. Och, jakie to ja miałam plany blogowe! Ale rzeczywistość skrzeczy.
Zarobiona jestem. Po pachy. Co ja gadam! Po uszy, po kokardy!
Koniec semestru.

A tu jeszcze cała ta sprawa z Fraczkiem.

Fraczek to kot rzecz jasna.
Bardzo elegancki kot, który w październiku zeszłego roku zaszczycił nas kilkoma wizytami, przychodząc razem z Tuśkiem. A potem zniknął.
Aż do teraz.

Fraczek w październiku




Pojawił się ze trzy/cztery tygodnie temu - trudno określić - przemykając się bokami po ogrodzie i zakradając późnym wieczorem do misek z jedzeniem. Skrupulatnie wyjadał do ostatka wszystkie reszteczki.
Nawet ja, ślepa jak kret, zobaczyłam w tych ciemnościach, że kot nie jest w dobrej kondycji. Starałam się dokładać do miseczek jedzenie późnym wieczorem, jak już nasze stado się naje, żeby starczyło dla tego nieboraka. Mniej więcej tydzień temu kocisko przełamało lęk na tyle, że siedziało w naszej altanie i na mój widok zaczęło płakać.
Za dnia lepiej było widać zrudziałą sierść i brzydkie rany na bokach.
Ponieważ ja po ogrodzie lansuję się z całą świtą psio-kocią, mocno zaskoczyło mnie, że wszystkie moje jędze zgodnie się na biedaka rzuciły i chciały go zatłuc!
Tylko Tusiek zachował neutralność.

Fraczek mając do wyboru ucieczkę z ogrodu lub oddanie się pod moją opiekę, wybrał to drugie i spacer dokończyliśmy razem. Fraczek szedł przy mojej nodze niczym psiak, zaglądał w oczy i przymilnie pomiaukiwał, za co został nagrodzony kopiatą miską mięsnej karmy.
Karmienie Fraczka odbywało się odtąd w ten sposób, że stawiałam miskę przed Fraczkiem i uzbrojona w miotłę pilnowałam, żeby mógł spokojnie zjeść.

Tak! Wszystkie koty, nawet zwykle łagodna i pełna optymizmu Mamba, nawet mikrokoty Sprzączka i Kapsel, tłukły eleganckiego kota.

Po jedzeniu Fraczek zaszywał się gdzieś przy ścianie garażu i energicznie zaczynał lizać swoje boki, potem szarpał je zębami, nerwowo lizał łapy i gryzł opuszki - straszny widok!
Fraczek ewidentnie wymagał pomocy. Boki wyglądały strasznie! Niestety podejrzewałam świerzb.
A praca w fabryce wre. Czasu nie ma, żeby się w zadek podrapać, wychodzimy świtem, wracamy zmrokiem, ech!
Z drugiej strony taki cierpiący zwierzak i w dodatku potencjalne źródło zarażenia dla naszego stada.
Uradziliśmy z Mężczyzną, że wyszykujemy kocią łazienkę na górze - tę, w której swego czasu rekonwalescencję odbywał Tusiek - i w piątek kota tam ulokujemy, a w sobotę rano zabierzemy do weta.
Plan został przedyskutowany z Gosianką, która zaoferowała pomoc finansową z ramienia Pręgowanych i Skrzydlatych, i z Kasią, kocią specjalistką, która na własnej piersi odhodowała Mafioziątka (a wcześniej stada innych maluszków)

Jak kto nie wie, o co kaman, to sobie może nadrobić zaległości w lekturze TU, u Gosianki.

Fraczek miał jednak nieco inne plany. Od poniedziałku meldował się na progu naszego domostwa i rozpaczliwie płakał. Nakarmiony, nie chciał odejść. Serce mi się na kawałki rozpadało, gdy widziałam to poranione nieszczęśliwe zwierzątko i czułam się bezsilna. We wtorek nakropiłam mu na kark preparat odrobaczający. W środę Fraczek skorzystał z otwartych drzwi i przybiegł do mnie do kuchni. Z bólem wyprosiłam go z domu. Ale w czwartek Fraczek położył się na progu i ani myślał się ruszyć!
Kulił się, gdy wredne kociska chciały go atakować, pacał łapką, gdy Kreska próbowała podgryzać mu tyły, wtulony w drzwi wejściowe popłakiwał.
Rzuciliśmy się z Mężczyzną szykować na gwałt łazienkę (na górze jeszcze ciągną się prace remontowe i było co sprzątać, bo łazienka robi za rupieciarnię). Chcąc, nie chcąc Tofincjusz też w przygotowaniach brał udział i po 1,5 godziny lokum dla Fraczka było gotowe.
Wzięłam kota ostrożnie pod paszki i zaniosłam na górę.
Najpierw było ostrożne szczęście, a potem szczęście!
Skąd wiem - ano nieszczęśliwe koty raczej nie przewracają się na grzbiet i nie wystawiają brzuszka do miziania mrucząc ;)

Ponieważ Fraczek miauczy wyjątkowo głośno, obawiałam się, że gdy zamknięcie mu się sprzykrzy, będzie się wydzierał całą noc i oka nie zmrużymy.
Ale gdzie tam! Fraczunio siedział cichuteńko jak mysz pod miotłą calutką noc. Płakał tylko i chciał wyjść po kolacji, kiedy chciało mu się za potrzebą, a nie chciał nabrudzić w łazience. Mając jednak do wyboru kawałek starego dywanika, hektary podłogi i kuwetę - wybrał kuwetę :)
Żwirek jest zbrylający i pochłaniający i w ogóle, ale kocurek niewykastrowany...
Trudno się mówi.
Piątek minął nam spokojnie. Fraczek jadł i spał. Kasia dobrze to skomentowała, że prawdopodobnie dopiero teraz Fraczunio czuł się na tyle bezpiecznie, że mógł odpocząć i spokojnie się wyspać, nie obawiając się ataku w każdej chwili.
Gdy słyszał nasze głosy, wołał nas do siebie, prosząc o: posiłek, trochę uwagi i pieszczot lub posprzątanie kuwety! Tak! Fraczek lubi mieć czysto i dwie kupy do jednej, największej nawet kuwety po fraczkowemu się nie mieszczą. Druga ląduje gdzieś w kąciku na kafelkach.

Fraczek nie próbuje opuszczać łazienki!
Wygłaskany, wypieszczony, najedzony, kładzie się do snu na swoim drapaczku i nie zamierza się z niego ruszać.

Z dnia na dzień Fraczek był lepszy i już w czwartek zauważyłam, że sącząca się rana na boku obeschła i zrobił się strupek. Futerko jakby ładniejsze...

Wczoraj - tj. w sobotę - wsadziłam nieboraka do kontenerka i pojechaliśmy do Weta. Ponieważ droga w jedną stronę to ok 50+ kilometrów, co trwa ok godziny i wymaga przejazdu obwodnicami i autostradą, to Fraczuś się bardzo zestresował.
Najpierw się zasiusiał (ciągle jeszcze niewykastrowany!), potem usrał, potem urzygał i caluśki uślinił. A ja mam malutki samochodzik niczym resoraczek... ;]
(Złamałam wszystkie ograniczenia prędkości i doceniłam mojego diesla z turbiną wersja sport.)

Był tak zdenerwowany, że nie bardzo można mu było osłuchać serduszko, bo tak szybko oddychał.
Oprócz tego, że bardzo zestresowany, u Weta nie okazywał żadnej agresji. Uległy i wycofany.

Żeby ograniczyć mu stres i jednocześnie spokojnie przy nim wszystko porobić Wet go ululał, a potem zabrał się do pracy. W efekcie tej pracy wiemy, że:
1. uszka ma czyste,
2. wyniki krwi jak na jego stan zaskakująco dobre - tylko jeden parametr nieznacznie podniesiony, czym w ogóle nie należy się w tej sytuacji przejmować,
3. zeskrobiny pobrane z kilku miejsc wykluczyły obecność świerzba!!!!! Kamień z serca!
4. kocurek ma około 6 lat (co wraz z okolicznościami jego przybycia wskazuje, że jest bratem Tuśka),
5. Fraczuś został również od razu wykastrowany;
Zatem skąd się wzięły te paskudne rany na jego bokach?
Było otarcie i był ropień, który już się pięknie wygoił i jest strupek - ale to widziałam już wcześniej. A cała reszta to stres. Kot wylizywał sobie dziury na bokach, wewnętrznych powierzchniach ud, na łapach ze zdenerwowania, smutku, przerażenia :( Smutne to.
Fraczek już kiedyś szukał pomocy u człowieka, ale dostał odpowiedź odmowną. Przyszła ona szybko, celnie i była dotkliwa, bo miała postać kopniaka w pyszczek.
Ktoś mocno uderzył Fraczka w pyszczek, wybijając mu wszystkie siekacze i kieł oraz łamiąc drugi kieł. Wet pokazał mi to na śpiącym Fraczku, określając również kierunek, z którego przyszło uderzenie - od dołu, co wskazuje na kopniak.

Bardzo się cieszę, że mimo takich doświadczeń Fraczek zdecydował się szukać pomocy u nas.

I tu dochodzimy do meritum tego wpisu.
Otóż ogłaszam casting na nową rodzinę Fraczka. Zgłoszenia przyjmuję po adresem mailowym pieswswetrze@gmail.com

Rodzina lub człowiek, który stanie się jego rodziną, musi być najlepszy na świecie! Zapewnić Fraczkowi wikt, bezpieczeństwo i miłość po grób. A w zamian będzie miał Fraczka - to jak główna wygrana w totka! Fraczek jest drobnym kocurkiem, ma maniery nienaganne i prezencję cudną. Nosi białe rękawiczki i trzewiczki z białymi getrami, ma biały żabot i wąsiki. A przyjaciele w sytuacjach intymnych mogą ujrzeć również jego białe slipki :]
Fraczek kocha człowieka całym Fraczkiem, raczej wibruje niż mruczy, wtula się całym fraczkowym ciałkiem - ale nie jest nachalny, i chętnie rozmawia. Jest słodki do zakochania!
Może zamieszkać z łagodnym towarzyszem - psem, kotem, z miłymi dziećmi też.
Do dobrego domu dojedzie wszędzie. Do Poznania, Łodzi, Warszawy, Hamburga czy Krakowa i do mniejszych miejscowości też, czemu nie ;)

No to PT Blogoczytacze mili, bierzemy się do roboty i szukamy Fraczkowi domu, a najlepiej zgłaszamy szybko swój!

Z przyczyn oczywistych nie może zostać z nami. Jeśli kociska go tłukły, gdy był pełnojajecznym kocurem, to kastrata by chyba zabiły. Fraczek jest po prostu zbyt subtelny, by nie rzec pierdołowaty. A nie będziemy kota całe życie trzymać zamkniętego w łazience, nawet jeśli jemu się to podoba.
Poza tym pozwólcie że przypomnę członków naszego stada:
suki: Kreska i Pyza;
kocice domowe: Mamba, Bura, Jojo, Jupi, Groszek;
i zewnętrzne: Łazanka i Sprzączka (która podjęła decyzję o dołączeniu do stada i zaczyna mnie traktować jak członka rodziny.... ale nie mówcie o tym Mężczyźnie)
kocury: Tusiek (Tuśków jest dwóch, ale jak zaczęły się na siebie wydzierać w nocy pod oknami Mężczyzny to dostały wykład z kapciologii; papeć poleciał przez okno, kończąc te kocie debaty. Tusiek 2 jest większy od Tuśka 1, jajeczny i chciał przejąć rządy, ale Mężczyzna jasno określił hierarchię samców w naszym stadzie ;]);
Kapsel (Kapsli też jest dwóch - jeden mały kocurek, brat Sprzączki, mamisin syneczek co to wiecznie uczepiony ogona Łazanki i drugi, niewiele większy ale byk - żółto-czarny pręgus, z mięśniami jak u tygrysa, wielkim łbem i pięknymi oczami, wpada do nas czasem na lanczyk - długo ich nie rozróżniałam)
a teraz Fraczek (Fraczków też jest dwóch - ten drugi mniejszy, ma tylko biały żabot bez wąsów i śpi w naszym garażu, płochy jak duszek)
No to sobie Państwo policzą ile mordek się u nas stołuje...
Szczęście od Boga, że teraz Naszych Najlepszych Na Świecie Wetów (w skrócie NNNŚ Wet) też jest dwóch, bo do doktora Zdzisława Raka dołączył doktor Kacper Rak >>>KLIK<<<

poniedziałek/wtorek:









środa/czwartek:




czwartek/piątek:

 na początku było jeszcze gryzienie łapek







Ogon coraz częściej jest do góry :)))













Łapki przebierają z ukontentowania :)















sobota

Fraczek ma apetyt i lepsze, gładsze boczki :)




toaleta już wygląda normalnie, nie ma kompulsywnego lizania i szarpania :)





Niezadowolony z odgłosu migawki, wstydliwie zakrywa bieliznę ;]





21 komentarzy:

  1. Jedyne co mnie martwi i powstrzymuje to charakter Felicjana i samochodowisko i wielkomiejskość koło mnie, z drugiej strony wygląda jakby Fraczek trzymał się domu i nie potrzebował za wiele do szczęścia poza kawałkiem zielonego i domowymi pieleszami. Znaczy tak naprawdę przeszkodą jest charakter Felicjana, nie chciałabym żeby Fraczka skrzywdził czy żeby Fraczek od nas uciekł z powodu niemożności zniesienia Felicjanowych fochów. Tak z ostrożności piszę bo kota nie wolno przymierzać i narażać tylko trza brać na dobre i złe, a złego to on już miał dosyć i "słodycz" Felicjana nie może mu szkodzić. Jak się Fraczkowi nikt spokojniejszy nie trafi to będziemy w tzw. odwodzie, na liście mało optymalnych ale odciążających. Jednak jeszcze szukaj, bo najlepiej jakby trafił do domu w którym nie mieszka już silny kocurro z problemami psychicznymi. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Tabasiu! Dziękuję! Nie śmiałam Ci go wpychać i też się obawiałam kontaktów z Felkiem, bo pocztą pantoflową się dowiedziałam, że właśnie w ten sposób stracili dom Tusiek i Fraczek. Podobno są to sąsiedzkie koty przepędzone przez nowego kocura, który mimo, ze kastrat wywalił wszystko inne z domu. Dlatego nastawiam się na to, że koci exodus jeszcze się nie zakończył i kto wie, czy w końcu Tusiek 2 też za jakiś czas nie przylezie na nasz próg w stanie pozostawiającym do życzenia... Na razie się trzyma i wygląda dobrze.
      A swoją drogą chętnie dorwałabym tego drania, który Fraczka kopnął i też bym skopała! Przecież to się nie dzieje na Marsie, tylko w mojej wsi - wszystkiego 60 numerów - czyli mam jakiegoś milusiego sąsiada. Ostatnio Mamba przyszła z przetraconym ogonem...

      Usuń
    2. O rany, bijo naszych! Wrrrr! Wyśledź i nadaj rozgłos, o tym kto taki "słodki" zawsze warto wiedzieć. Jak nie będzie wyjścia no to będziem się martwić jak tu Felicjana dostosować społecznie ( osiwieję do końca ). Wiesz, mus to mus, jednak najlepiej dla Fraczka byłoby żeby trafił do kulturalnego domu a nie do takiego w którym rezyduje chamidło jakim jest Felicjan. W każdym razie pamiętaj że w razie kłopotów jesteśmy ( razem z pręgowanym złem, ale zawsze ).

      Usuń
    3. Tabaś, to duże wytchnienie świadomość, że mam Cię w odwodzie. Dzisiaj pierwszy dzień ogłaszania Fraczka więc liczę na to, że chętni będą się po niego w kolejce ustawiać, bo ten kot to skarb! Jeszcze i tak jakiś czas u nas będzie. Dzisiaj się odrobaczamy tabletką po raz pierwszy, za trzy dni po raz drugi. Kupy ostatnio były ciut luźne, to obserwujemy. Dostał wczoraj antybiotyk o przedłużonym działaniu, bo jednak... i obserwuję jak idzie mu jedzenie. Dolne kły ma połamane - jak to kocur, a górny po spotkaniu człowieka. Części nie ma po uderzeniu - siekaczy, kła i któregoś przedtrzonowca. Z kolei tylne zęby ma ładne i ładnie chrupie suchą karmę. Niechże dochodzi do siebie w spokoju. Ale jeśli przez 2-3 tygodnie nikt się nie znajdzie... to nawet nie chcę myśleć. Nasze warunki starczą na krótkie leczenie i rekonwalescencję, ale na dłuższą metę... A on zasługuje na swój własny dobry dom na wyłączność jak mało który kot!

      Usuń
  2. Jest piękny i jak dobrze, że już bezpieczny! Trzeba by ogłosić go na fb, ma on jednak większą siłę rażenia. Jeśli zezwolisz, zrobię to na moim profilu, z linkiem do bloga. I poproszę Kureiry, ale najpierw zezwól:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zezwolisz?! Żartujesz?! Ja miałam cichą nadzieję, że będziecie tak miłe i mi go na fejsika dacie!
      Fraczek musi dostać teraz najlepszy dom i zdobędziemy go każdym sposobem!

      Usuń
  3. Ech, stosunki społeczne wśród kotowatych podobne do ludzkich, biedny Fraczek!
    Udostępnię na fejsie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Maria! Mam nadzieję na szybki efekt poszukiwań, bo własny docelowy, kochający dom to w tej sytuacji dla Fraczka najlepsza opcja.

      Usuń
  4. Udostepnilam i poprosilam o dalsze udostepnianie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ludzkie bestialstwo nie do pojęcia i budzi we mnie zawsze zupełnie niechrześcijańskie skłonności - oddania z nawiązką. Wrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!!!

    Trzymam kciuki za Fraczynkę i za jego nowy super domek :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię oglądać takie metamorfozy! Mój psi dom odpada, ze względu na Sniffa awersję do kotów, ale popytać można i trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki on ma sliczny pyszczek!!!!!!
    I jak mozna kopnac taki pyszczek, jak mozna kopnac JAKIKOLWIEK pyszczek, ehhh... Jesli zwierzeta sie wyzywaja i klóca, to na 100% wyzywaja sie od "ty czlowieku" itp. Oby los temu kopaczowi odpowiednio odplacicl.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyny, dzięki za miłe słowa! Myślę, że jego kiepski stan może być spowodowany również problemami z jedzeniem po urazie. No bo jak miał jeść ten kocina, nawet zakładając, że miał co?
    Ale najważniejszy jest DOM.
    SZYBKO.
    Bo nie może tkwić u nas w łazience w nieskończoność.

    OdpowiedzUsuń
  9. facebookuje dalej :) może znajdzie swego człowieka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Qrcze, jestem tak spragniona zwierząt, że i kota bym brała, a nawet trzy. Tymczasem międlę pod pachą świnię z materiału i trzy miśki. Tyle mi się ostało. Straszne nie mieć w domu zwierząt, przez całe życie nie miałam ich tylko przez 1 rok. Zaczynam się rzucać na obce psy, co może się skończyć szpitalem. Fraczek piękny i życzę mu jak najlepiej!

    OdpowiedzUsuń
  11. Fraczek przepiekny:*, roześlę wici po znajomych, popytam. A jak w fabryce? Kończysz powoli? Może soczek?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończę pomalutku semestr (o borze szumiący jak pomalutku!) i semestr kończy mnie. Ostatnia obrona 16 lipca i już będę soczkowa :) o ile do tego czasu nie pryśniesz z Wro.

      Usuń
  12. Prysnę, ale będę zaglądać i dopytywać. Umówim sie i pogawędzim spokojnie :) A o Fraczku bede pamiętać i pytać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kotek co łapie za serce ♥
    Dobrze że trafił na Was i już wychodzi na prostą :-)
    Oby znalazł dobry domek !
    Udostępniłam na FB ...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja ciągle pamiętam Twój pierwszy wpis o Mambie (i wycieraczce) ;-)

    OdpowiedzUsuń