wtorek, 24 sierpnia 2021

Bolesławiec '21, Łakocie i Borsuk

Oczywiście, że byłam. 

A ci, co być mieli i nie byli, niech żałują! (foch!)

    Bolesławiec był i nas zmył.

    Dosłownie. Miałyśmy za sobą ledwo jedną pierzeję rynku, gdy lunęło jak z cebra i poniekąd spełniły się moje nadzieje, że ludzi mało i przy stoiskach tłoku nie będzie. W pewnym momencie uznałyśmy z moją Siostrą, że przedział wiekowy, przewidziany dla miss mokrego podkoszulka, minęłyśmy już dzikim pędem, więc mokrymi kubrakami przejmować się nie będziemy. Niech przejmują się ci, co na to patrzą - bo odzobaczyć się nie da he, he ;) Ruszyłyśmy zatem w strugach deszczu dokończyć oględziny i zakupy, a suszyłyśmy się w samochodzie w drodze powrotnej. 

    To suszenie wyszło nam wyśmienicie. Wyschłyśmy niemal na pieprz, gdyż jadąc polską dwupasmową miedzą, szumnie zwaną autostradą, odcinek 100 km pokonałyśmy w raptem 4 (słownie: CZTERY) godziny, zaliczając dwa objazdy i wszystkie korki, zatory i spowolnienia. Zarówno samochód, jak i ja - kierująca pojazdem - przeżyliśmy to doświadczenie z trudem. Kurwuniu, 100 km jazdy na drugim biegu!

Trochę zdjęć jest, to daję jak leci:

(jeśli zdjęcia są obrócone, to dalibóg nie wiem dlaczego, ale przepraszam; no nie mogę się z tym nowym blogobydlęciem dogadać w kwestii zdjęć!)
























































Tak się spacerowało między straganami. Prawda, że bez tłoku?
Na zdjęciu stragan naszej znajomej Pangzi :)



I tu się kończy fotorelacja z bolesławieckiego rynku, bo aura tak jakby nie sprzyjała ;) Natomiast poniżej prezentuję łupy!











Tak, tak, to miska na kocie chrupki :)




Kubek "leniwa Klucha" został stworzony ku czci kota, który już jest w krainie wiecznych łowów na myszy, sikorki i inne jaszczurki. Koty artystów są inspiracją, natchnieniem, a potem zostają uwiecznione na wieki w dziełach sztuki.


A to mydelniczka z kotem, stworzona przez osoby niepełnosprawne z Sosnowca. Ma za małe dziurki, żeby być mydelniczką, ale jakieś zastosowanie dla kota znajdę.


Pangzi oprócz kotów wystawiła również jamniczki. Prototypowe trzy jamniorki. Tym razem by upamiętnić Kreskę... 




Są też i piękne, nowe wzory kubeczków. Jako klient wierny i hurtowy zawsze opuszczam stoisko z gratisem. Tym razem myszka z krokusami na malutką poranną kawusię :)))))))))))))
A ci, co być mieli, a nie byli (foch!), niech się dobrze przyjrzą i gorzko żałują, o!





A teraz, że tak to ujmę, do adrema. Czyli do Łakoci.

    Łakocie są weterynaryjnie ogarnięte. Nieprzyzwoicie zdrowe. Potrafią w kuwetę i w ogóle nic, tylko brać i kochać! Gdyby nie jeden tyci problemik. MAMUSIA, sucz jedna!
Mamusia ma dzieciątek już szczerze po kokardy i jest przyłapywana na tym, że przed dzieciątkami spyla w odruchu samoobrony, bo to już ten czas. Jednak instynkt macierzyński nie pozwala jej dzieci przede mną nie bronić. Ilekroć się pojawię, trzyma je upchnięte za kanapą, więc o jakichkolwiek zdjęciach i oswajaniu mowy nie ma. Trochę było w motylka i wędeczkę, ale pod czujnym okiem mamusi to nie to. Na szczęście jutro kocia matka jedzie na zabieg i prosto od weta trafia do Rudej. Mamunia pozbawiona potomstwa, a co za tym idzie odpowiedzialności za puchate bąbelki, będzie fajną, miziastą kicią, bo zadatki ma. Ruda z rodziną uszanowała wybór kocicy, która przylazła do nich na podwórko i obdarzyła potomstwem i w podzięce za okazane zaufanie biorą mamusię furiatkę do siebie. To i zdjęcia będą lepsze, i ogłoszenia będę mogła porobić, i oswajanie pójdzie błyskiem.
Bo na razie to zdjęcia tylko takie:
























    Tiaaaaa, trudno nie zauważyć mamusi na każdym zdjątku. Nawet w wędeczkę tylko przy boku mamusi.

Piernik jest najodważniejszy, najmądrzejszy i najbardziej rezolutny; Sernik to największa ciapa, będzie długowłosy; Racuch z Kruszonką to dwa charakterki. Można się zakochiwać i brać też można! :)

No i została jeszcze kwestia Borsuka, która to kwestia pojawiła się wczoraj wieczorem. Wraz z Borsukiem.

Otóż.
    Otóż, siedziałam sobie w domu w porze około południowej, cichutko, nie wadząc nikomu i przez okno usłyszałam, jak coś w ogrodzie cicho a żałośnie miauczy. Udałam się na poszukiwania, ale źródła miauczenia nie odkryłam. Uznałam, że mam zwidy lub, że miauczenie dochodziło z otwartego okna kociego pokoju i wydawane było przez Łakocie. 
    Wieczorem, raczej późnym, po całym zwierzęcym obrządku (spacer z psami, karmienie kotów zewnętrznych, podanie leków Tuśkowi, podanie leków i obrządek Kapsla, który się kuruje zamknięty w pokoju gościnnym, obrządek, karmienie i przygotowanie na noc Łakoci) włączyłam sobie film i znowu zasiadłam, żeby cichutko, nie wadząc nikomu.... (bo ja podobno na urlopie jestem...). Z miłego stuporu wyrwał mnie dzwonek do bramy. A dzwonek mamy taki, który trudno zignorować, który nie daje się zignorować nawet, jak człek śpi snem sprawiedliwego po szesnastu godzinach pracy fizycznej, nie daje się nie słyszeć nawet jak człek jest martwy! Postawiona tym dzwonkiem do pionu, wypełzłam zobaczyć kogo to dia... dobre bogi niosą. 
    U furtki stało troje miejscowych dziatek, z pytaniem, czy to mój kotek tutaj biega po skrzyżowaniu. No nie mój kotek biegał, ale już wkrótce kotek był mój, żesz mać!
Kotek był mały, spłakany, przerażony, głodny i spragniony oraz... oswojony. Dał się piorunem zwabić do kontenerka na zapach jedzenia i zabrać do domu.
Małe, bardzo wrażliwe i zrozpaczone kocie dziecko. Nakarmione i napojone (miska wody wsiąkła w kocię jak w gąbkę) nie chciało siedzieć samo w klatce, ale na kolanach, na rękach, a potem na moim karku zasnęło jak złoto i przełożone do klatki - tym razem w łazience - spało spokojnie do rana. Dzisiaj rano, gdy przez okno bardziej usłyszałam niż zobaczyłam piękne okoliczności przyrody, gdy żabobicie prawie wytłukło mi okna, a wyobraźnia podsunęła obrazy kocięcia spędzającego noc na tym deszczu, posłałam bardzo ciepłe życzenia w kierunku indywiduum, które wywaliło wczoraj Borsuka u mnie pod domem. Ciepłe i serdeczne życzenia, ażeby go................. i jeszcze, żeby .........................! (w miejsce kropek wstaw brakujące wyrazy)
No. I tak oto mamy Borsuka. Piękne umaszczenie whiskas na oliwkowo śmietankowym tle z białymi dodatkami. Daje buziaczki i baranki. Jeszcze nie umie w kuwetę, ale nikt się przez jedną noc na nocnik nie nauczył, więc damy dziecku czas.*
Borsuk jest do wzięcia niemal od zaraz!
* Apdejcik: Borsuk już ze wszystkim trafia do kuwety. To złote dziecko! Dać mu myszę z kocimiętką i dzieciaka nie ma. Je, bawi się, korzysta z kuwety i śpi. Cudo kocie! Tylko brać :)















Borsuk się pięknie bawi wędeczką, ale sam też się potrafi zająć. Byle piłeczka, myszka kocimiętkowa, kawałek szmatki i smark fika łapinami aż miło popatrzeć!















A potem dziecko padło. Pralka obok wirowała, odkurzacz huczał, a kocie spało jak anioł :)



Jeśli odczytaliście mój post jako rozpaczliwe wołanie o pomoc, to świetnie Wam poszło!

POMOCY! Znalezienie domów dla tych kociąt jest w ścisłym związku z zachowaniem przeze mnie resztek zdrowia psychicznego!


22 komentarze:

  1. Borsuk😀. Jest PRZEPIĘKNY. Brak mi słów na przucacza.
    Bolesławca Ci nie żałuję, i co gorsza nie żałuję że nie byłam, powolutku leczę się z kolekcjonerstwa skorupek, choć łupy świetne. Nie mam wielkiej mocy sprawczej, ale napiszę coś w temacie futerek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Borsuk jest cudowne dziecko! Koci ideał! Kuweta opanowana poziom master, zabawki też - potrafi się sobą zająć, w nocy śpi, miziasty, daje buziaki i baranki. Mój chłop go uwielbia, ale nie może zostać jako dziewiąty kot. Ani dla naszego stada, ani dla naszych finansów, ani dla Borsuka nie byłoby to dobre. Borsuk zasługuje na własną, wspaniałą rodzinę!
      Z kolekcjonerstwa i ja się wyleczyłam. Pierdołki kupuję na prezenty, bo potem mam takie drobiazgi jak raz na miły suwenir. A reszta albo zamówiona przez znajomych, albo użytkowa. Jak dla czegoś nie widzę zastosowania to oczy napasę i nie kupuję. Oglądać lubię. Ten jeden dzień w roku, to są moje wakacje. Jak widać innych nie mam od lat, bo koty mi zawsze urlop zorganizują ;)

      Usuń
  2. Porzucacza. Gugieł coś niechętnie przyjmuje do wiadomości istnienie typa, czemu się nie można dziwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mnie to wkurza, że gugiel i ajfon zawsze wiedzą lepiej! Ale w przypadku tego indywiduum ja też mam syndrom wyparcia. Aż strach pomyśleć, co by było z Borsukiem, gdyby dzieciaki do późna nie bawiły się na drodze!

      Usuń
  3. I pomyśleć, że to nawet nie tak daleko od nas... I że znowu nie byliśmy. Ale może za rok albo dwa.
    Fajne łupy wzięłaś.
    Niech te kociory szybko znajdą dobre domy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobię ogłoszenia, będą u Gosianki na fejsie' udostępniajcie proszę, bo sama nie dam rady z tym kocim przedszkolem!
      Jak to nie byliście? Skandal! Rzut beretem macie. No chyba tylko Amyszka bliżej i ewentualnie Rogata, ale ona o tzw. długi pysk.Żeby sobie oczu nie napaść tymi ślicznościami?!

      Usuń
    2. A ja zapomniałam, że to w miniony weekend. No i dlaczego nie "zahaczyłyście" o Rogatą? Tylko ze 28 km. Wyschłybyście, cuś bym Wam dała ciepłego i w ogóle...A łupy piękne!
      A Borsuk przepiękny!!!

      Usuń
    3. Ale, że tak bez zapowiedzenia? Śmiałości bym nie miała. A poza tym - w swej naiwności - chciałyśmy o ludzkiej godzinie dotrzeć do domu. Siostra ma dwa skurwierki vel terrorki do wyprowadzania, ja stado kotów do obrobienia.
      A tu proszę, niby XXI wiek, niby ludzie w kosmos, niby w świecie są autostrady, a u nas ciągle wołami najszybciej.
      Borsuk jest tak piękny, że oczy rwie! A umaszczenie! On jest zielony! Tło pod te cud pręgi jest w kolorze jasna oliwka. No w życiu czegoś takiego nie widziałam.

      Usuń
    4. Bez zapowiedzenia jak najbardziej. Jako opiekunka stad przeróżnych jestem w zasadzie cały czas w domu, a w weekend to na pewno.

      Usuń
  4. Kubeczki z wiadomej serii zawsze de best. To na oko mła nie myszka a całkiem udany szczurek. Borsunio chwytający za serce, aż się moje gwiazdy zaniepokoiły. ;-) Temu któren takiego bezradnego maluch wywalił nogi przy samych półdupkach przyciąć. U mła Szpagetka właśnie raczyła się wylać w kuwetę, prawie 18 godzin trzymała mła w napięciu. Borsunia jutro ogłoszę, jak się dorwę do pisania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby szczurek, ale względem krokusów za mały.
      Zaraz edytuję posta i dodam zdjęć Borsuka, bo jest cudowny!

      Usuń
    2. Z pozostałych wieści - mamusia Łakoci dzisiaj pojechała na sterylkę i do swojego nowego/starego domu. Ruda pokochała Bajaderkę - obecnie Lalunię - pierwszą wielką szaloną miłością i wszystko wskazuje na możliwą wzajemność. Niusik był dzisiaj taki, że Lalunia zanim do mnie trafiła, zdążyła pójść w tango i była już w kolejnej ciąży. Na szczęście sam początek.

      Usuń
    3. Mnie ten gryzoń wygląda na nornicę. Nie porównacie, chyba że stada usłużnie przyniosą szczurka, myszkę i nornicę. Odpukać.

      Usuń
    4. Lalunia jest klasyczną zdzirą, po twarzyczce kociej widać. Wzrokiem zabija, pewnie z futra iskrzy. Rudą raz dwa pod pazur weźmie, nie mam złudzeń. Dopiero wróciłam. Zaraz zacznę skrobać , tylko trochę odetchnę. Szpagetka jest podłą uciekinierką ale na szczęście zaczęła podjadać. Borsunio z Łakociami zasługujo na willę z ogródkiem i personelem!

      Usuń
    5. Lalunia jest jeszcze smarkata lolitka. Toż to roku nie ma! Ale już u Rudej wczoraj na kolanach siedziała ;)
      Mam niedyskretne pytanie... w jakim wieku jest Szpagieteria? Bo wydaje mi się, że sprytny plan wykorzystania swoich siedmiu żywotów na maxa.

      Usuń
  5. Wszystko cudne, ale donica z potłuczeńców - niezwykła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... technika znana od lat. Pamiętasz jeszcze taką modę, znam ją ze Śląska i Żywiecczyzny ale pewnie w całej Polsce była, kiedy tzw. gierkowskie kostki dostawały sznytu w postaci elewacji wyłożonej tłuczonymi talerzami miodowym porcelitem Pruszków/Tułowice/Mirostowice? Albo "portale" drzwiookienne umajone tłuczonymi lusterkami wciśniętymi w zaprawę? Może Wielkopolskę ta moda ominęła, ale ja mam jak najgorsze skojarzenia i donica budziła we mnie mieszane uczucia.

      Usuń
    2. A o, patrzaj: http://www.sztuka.net/palio/html.run?_Instance=sztuka&_PageID=846&newsId=13473&callingPageId=845&_sectionId=222&_regionId=122&_cms=newser&_catId=1&_CheckSum=1444604686

      Usuń
    3. Domy z talerzami są u nas też. To inna bajka. Donica z cudnych fragmentów to sztuka :-)

      Usuń
  6. Piękne łupy z wyprawy na Bolesławiec przywiozłaś. Żałuje, że to ode mnie tak daleko. Jak ty sobie dajesz radę z taką ilością kociąt? Ja z jedną Tosią jestem wykończona. Co prawda mój kręgosłup toczy ze mną wojnę i czuję każdy ruch. Martwi mnie też, że po podrapaniu przez kocię bardzo swędzą mnie te zdrapania i pojawiają się czerwone pręgi. Chyba muszę kupić coś na alergię. Miłego weekendu i oby kocięta szybko znalazły dom. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie daję rady. Jestem zmęczona do granic i sfrustrowana, bo kolejny urlop tyram jak przy stadzie krów, czy innej żywiny. Jestem więźniem we własnym domu, bo nie mogę sobie wyjechać nawet na jeden dzień - wszystko rozpisane na pory dnia i godziny; stres czy ze zwierzętami zdrowotnie będzie ok; ciężka tyra to oswajanie dzikusów; sprzątanie kuwet, zamiatanie, pranie kocyków; do tego dochodzą koszty finansowe, które w 90% pokrywam z własnej kieszeni. A przecież mam jeszcze swoje zwierzęta i starszaki z mojego stada też już wymagają opieki, weterynarza i zaangażowania czasowego. Kapsel z pogryzionym uchem i ropniem już drugi tydzień się kuruje w zamkniętym pokoju gościnnym, a diagnostyka Tuśka przez ostatnie dwa miesiące pochłonęła ok 1 tys. złotych. Wcześniej Sprzączka skądś spadła i miała połamane podniebienie, przesunięte kości szczęki względem żuchwy, straciła wzrok w jednym oku, a na początku nie wiadomo było, czy przeżyje.
      Także nie, nie daję rady i czasem chce mi się wyć. Ale do póki wieśniaki nie będą kotów sterylizować, do póty ja i inni mnie podobni będą mieli pełne ręce roboty i będą ponosili koszty beztroski i bezmyślności, a wręcz okrucieństwa takich ludzi. I nie chodzi tu o biedną wieś i brak środków. Tu wszyscy jeżdżą furami za kilkadziesiąt i więcej tysięcy (ja pełnoletnim oplem), ale we łbach mają siano jak w stodole.

      Usuń
  7. Jak na deszczową relację , to i tak sporo fotek narobiłaś :D Fajnie zobaczyć to wszystko jeszcze raz ;-)
    Łupy świetne , ale urzekł mnie jamiorek z sercem i te dwa kociaki obok niego ;-)))
    Borsuczek cudny i ma szczęście że trafił na Ciebie ♥
    Super że mamcia kociąt poszła do nowego domku :D
    Niech Łakocie się szybko oswoją i idą do nowych domków !

    OdpowiedzUsuń