można nie używać ale trzeba mieć..."
Marian Załucki
>>> znalezione tu <<<
Kiedyś
się przynajmniej dało na nich kwiatki stawiać, a pod kwiatek koronkową serwetkę
podłożyć i disajn był. Teraz, no cóż…
Spotkałam
się niedawno z koleżankami i kolegami z mojej klasy z ogólniaka (cudowne to
było!), by upamiętnić kolejne dziesięciolecie (które – nie zdradzę) od egzaminu
maturalnego. Jakoś tak rozmowa zeszła na telewizję i telewizory, których
większość z nas, jak się okazało, nie posiada! Telewizory pozostały tylko na
wyposażeniu domostw osób, posiadających dzieci jeszcze w wieku wczesnoszkolnym
lub przedszkolnym.
Przypomniał
mi się wtedy pewien wywiad, w którym profesor Zanussi zastanawiał się głośno,
czy były robione jakieś badania socjologiczne lub sondaże, z których wynikałoby
jasno, że część publiki, łaknąca obcowania z treściami ambitniejszymi niż
sitkomy i taniec w środowisku wodnym o różnym stanie skupienia, cierpi na
bezsenność. Albowiem wszelkie ciekawe programy edukacyjne, historyczne,
publicystyczne oraz filmy, nie będące brazylijskimi tasiemcami, emitowane są w
godzinach późnowieczornych i wczesnonocnych. Osobiście nic mi na temat takowych
badań nie wiadomo. Ja robię się śpiąca już po bajce i zdarzyło mi się nie
dotrwać do godziny emisji interesującego mnie programu. Telewizor pożegnałam
więc bez żalu, bo do oglądania czegokolwiek to on nie służył. Telewizorów nie
posiada również większość mojej rodziny. Raz jednak się przydał.
Nie
jako przedmiot materialny, ale jako idea.
Po
śmierci mojej Mamy, mój Tato rzucił się w pracę. Był to Jego sposób na
poradzenie sobie z żałobą. W sumie to dobrze. Gorzej by było, gdyby usiadł na
kanapie i czekał na śmierć. O ile jednak moją siostrę i mnie cieszyła aktywność
naszego Autora, o tyle nie cieszyła nadaktywność i całkowite zaniedbywanie
zdrowia. Wszelkie nasze uwagi i prośby Rodzic zbywał. Podobny stosunek miał do
wszelkich spraw urzędowych, których załatwiać nie cierpi (a kto lubi, ja się
pytam!). Wiecznie słyszałam, że wszystko sobie załatwimy, jak strzeli kopytami,
że nie będzie latał po lekarzach, bo i tak zaraz kopnie w kalendarz, żebyśmy
się odczepiły, bo i tak planuje szybko kitę odwinąć.
Gdy
po raz kolejny wysłuchałam tej recytacji głupot, jak to planuje nas sierotami
zostawić (a chyba trafił w czasookres mego PMSa), czerwone mroczki zawirowały
mi przed oczami, adrenalina buchnęła parą z nozdrzy i uszu!
-
TAK!!!!!!!!!!!!! - z głębi płuc wrzasnęłam, aż zadygotały
zbrojenia w ścianach! Nabrałam tlenu i dobyłam z przepony pełnego głosu:
-
Ja Ci z całego serca, taka-jego-mamusia, życzę żebyś kitę odwalił, strzelił
kopytami, kopnął w kalendarz, przekręcił się i co tam jeszcze chcesz! Najlepiej
NOW! Jeśli taka Twoja wola!
Darłam
się w niebogłosy, a słyszeć mnie musiały ze trzy kamienice. Rodzic pobladł, a mnie zaniepokoił szelest tapet, pod którymi rysowały się spękania
ścian od moich wrzasków w górnych rejestrach. By nie naruszyć konstrukcji nośnej
budynku, dalej kontynuowałam, wykrzywiona w złośliwym uśmiechu, sycząc przez
zęby teatralnym szeptem.
-
A co Ty sobie myślisz? Że z Twoją nadwagą i nadciśnieniem tak Ci łatwo pójdzie?
Że się położysz, oczęta zamkniesz, a po chwili brudzia ze świętym Piotrem
będziesz pił? Jesteś już po zawale i po wylewie i co, jak było? Lekko, łatwo i
przyjemnie? A nadciśnionko w genach w prezencie dostałeś – zaszczebiotałam przymilnie, a słodycz ściekała mi po ząbkach jadowych na brodę – od mamusi – dodałam złośliwie – Przypomnij sobie, jak długo babci
zeszło na umieraniu. Ile to było wylewów, odśwież mi pamięć, bo nie pomnę… Chyba ze
trzy…? Dwa lata leżenia? Ostatnie pół roku plackiem? Odleżyna na odleżynie.
Bełkotanie, ślinienie się. Pieluchy, podkłady, cewniki, załatwianie się pod
siebie poza kontrolą – też tak chcesz?
Ojciec
patrzył na mnie blady, szeroko otwartymi oczami, a ja niezrażona, z szerokim
uśmiechem cynizmu na pysku, leciałam dalej w roztaczaniu wizji.
-
Naukowo jest udowodnione, że ciało jak roślina, ale umysł sprawny. Nawet w śpiączce.
Nie licz na taryfę ulgową. Będziesz leżał. Gapił się w sufit. Godzinami. Obolały.
Sfrustrowany brakiem kontroli nad czynnościami fizjologicznymi. Będziesz myślał,
o wszystkich książkach, artykułach, listach etc., które chciałeś napisać.
Będziesz układał w głowie teksty, ale nie będziesz w stanie ich nawet nikomu
podyktować. Będziesz tęsknił do książek i czasopism, które chciałeś przeczytać,
ale nawet nie będziesz w stanie wybełkotać, czego chcesz, bo nikt Cię nie
zrozumie. Ale za to, codziennie rano, po obchodzie,
będzie
do sali wchodziła pielęgniarka, z wyliczonymi monetami do
telewizora i na cały dzień będzie Ci włączała TVN info, żebyś się nie nudził i podkręcała dźwięk na cały regulator, żebyś
dobrze słyszał!!! – zakończyłam rycząc jak łoś z lwem razem
wzięte, po czym wyszłam wściekła, trzaskając drzwiami, pozostawiając przerażonego Rodzica, wdzięcznie upozowanego w słup soli.
W
domu ochłonęłam. Byłam przekonana, ze Tato się na mnie za te wrzaski nieźle
obrazi, a focha to On strzelać potrafi. Rozważałam nawet przeprosiny, ale
doszłam do wniosku, że najpierw dam Tacie czas do namysłu.
Nigdy,
przenigdy, nie wrócił do tej rozmowy. Nigdy jej nie wspomniał. I nigdy nie
przyznał się do tego zajścia mojej siostrze ;) Ale dwa dni później był u
kardiologa. Od siedmiu lat regularnie odwiedza lekarzy różnych specjalności –
wedle potrzeb :)
No, mocny pocisk wystrzeliłas - ale trafilas w sam srodek tarczy.
OdpowiedzUsuńPewnie jakbys go po prostu poprosiła, to by nic z tego nie wyszlo, potrzebował terapii szokowej, co?
Ale wyobrazam sobie, jak ci oko (i nie tylko oko pewnie) z tych nerw latało...
:) No, jak sobie teraz to przypominam to banan mam na gębie od ucha do ucha. Latało mi oko, drzwi z framugami (trzasnęłam wszystkimi, jakie stały mi na drodze do domu) i -wstyd się przyznać- przedstawicielki najstarszego zawodu świata wtedy też latały - jak skowronki! A z doświadczenia i obserwacji wiem, że grzeczne proszenie panów w pewnym wieku o dbanie o swoje zdrowie jest mniej więcej tak skuteczne, jak słanie podań do Piaskowego Dziadka i Wróżki Zębuszki. Do dziś się jednak zastanawiam, co było w moim wywodzie bardziej skuteczne - przywołanie wspomnienia długiej agonii babci, czy wizja przymusowego oglądania znienawidzonej telewizji - rodem z Orwella Rok 1984.
UsuńNo niestety, obyczaj szpitalny to upiorny standardzik. Ale przywlokłam Ci linkę do filmu, który mam nadzieję Ci się spodoba
OdpowiedzUsuńTU
Nooo... co jakiś czas muszę korzystać z tych przybytków Narodowej Fikcji Zdrowia i nic mnie tak nie przeraża, jak te wrzeszczące w każdej sali telewizory! A filmik rzeczywiście ciekawy :) Dzięki!
UsuńKiedyś spędziłam 3 dni w szpitalu w pokoiku z dwiema młodymi paniami, które oglądały seriale. Od rana do wieczora. Gdy kończył się jeden, przeskakiwały na inny. Znały je doskonale, były zaangażowane nie tylko wzrokowo, ale i werbalnie. A ja chciałam tam dojść do siebie, wyzdrowieć i nabrać sił...!
OdpowiedzUsuńZałożę się, że doświadczenie podziałało na Ciebie ozdrowieńczo - musiałaś wyrywać z tego szpitala w podskokach! :) Na mnie tak podziałało - sala 8 bab, ryczy telewizor, kobitki rajdają wrzeszcząc, żeby przekrzyczeć TV, własnych myśli nie słyszałam... Uleczyło mnie to błyskiem :)))
Usuń3 dni to nic. Ja byłam 12 dni w jednym pokoju szpitalnym z panią, która jak nie oglądała tv(seriali) to słuchała Radia Maryja. Do domu wróciłam w gorszym stanie niż z niego wyszłam.
Usuń