A w zasadzie wyglądało, bowiem tu właśnie wypowiedział się Mężczyzna, stwierdzając, że sweter jest smutny z przodu. Dlatego zostały naniesione poprawki, a mianowicie kieszenie i temu swetru zrobiło się ponoć weselej. Efekt końcowy:
Ponieważ obecna Właścicielka roztoczyła kiedyś w komentarzach pod postem (którymś tam) wizję dzwoneczka na końcu kaptura, takowy został w kaptur WSZYTY! W sam czubeczek na końcu :))) Perfidnie. Żeby nie można go było łatwo usunąć :) Odpada zakradanie się cichcem nocą do lodówki i inne konspiracyjne podchody.
Sweter został opatrzony metką z serii DIY:
Z metek specjalnie dumna nie jestem, bo wyszły mi średnio. Muszę dopracować technologię produkcji oraz znaleźć naprawdę dobrą drukarkę z funkcją druku lustrzanego odbicia, bo właśnie ten punkt przedsięwzięcia sprawił najwięcej kłopotu.
Po wyprodukowaniu sweterka i torebki moja maszyna się zbiesiła, o czym pisałam TU.
Niestety, tym razem nie udało mi się przemówić złośnicy do rozsądku domowym sposobem. Z opornym sprzętem skłonny był zawalczyć pan w punkcie naprawy, ale jak podliczył ile mnie to jego szamaństwo będzie kosztować... Uf! Zasiedliśmy z Mężczyzną, ołówkiem i kartką papieru, dokonaliśmy również szybkich obliczeń w pamięci i podbudowani deklaracją Sponsora Strategicznego (dzięki Tato!) zadecydowaliśmy o zakupie nowej maszyny. MOJEJ. WYMARZONEJ :)
I tu na pierwszy plan wysuwa się stare przysłowie - uważaj czego sobie życzysz, bo może się spełnić!
Czy ja Szanownemu Czytelnikowi wspominałam już kiedyś o mej awersji do wszelkich nowości? Nie? To teraz jest właściwy moment. NIE-CIERPIĘ-ZMIAN. Boję się ich. Jestem jak beton. Zmiany wprawiają mnie w drżączkę wzdłużną i muszę do nich dłuuugo dojrzewać. Tak, jak do decyzji o wejściu do zimnej wody - bleee! Oczywiście szybko się do nowinek przyzwyczajam i chętnie z nich korzystam, co nie zmienia faktu, że etapu zmiany nie lubię i już. Rozmiar mojej fobii niech zilustruje fakt, że poprzednie okulary nosiłam na nosie 14 lat. Słownie czternaście. Nowych się bałam. Nie lubiłam ich od razu, na wszelki wypadek - niech sobie nie myślą takie-owakie! A teraz są moją drugą skórą - jak stare. Podejrzewam, że na kolejne naście lat ;)
Zakup maszyny został poczyniony. Wybór padł na Singera 4423 Heavy Duty, w czym niewątpliwie pomógł post u Intensywnie Kreatywnej (Dzięki!) i TEN filmik. Cudo nie maszyna! Ma wszystko oprócz funkcji przewijania niemowląt. Tylko po co komu zszywać linijki... (polecam filmik od 2'42 do 3'33 - robi wrażenie!). Choć nigdy nie wiadomo, co się komu może przydać...
Pan Kurier przywiózł cudeńko:
Postawiłam ostrożnie, w brzuchu czując narastający niepokój.
Na tym etapie moje przerażenie sięgnęło zenitu:
Potem było już tylko gorzej, bo wtedy właśnie drugi pan Kurier przywiózł NOWY telefon wraz z kontynuacją umowy.
Przez moje nowe okulary przyglądałam się moim nowym sprzętom i zbierało mi się na płacz! Technologia mnie osaczyła!
Tofik z Mężczyzną patrzyli na mnie z góry, łagodnie i z politowaniem, co nie nastręczało im większych problemów, albowiem 184 i 196 zawsze gapi się z góry na 158 (w porywach życzeniowo do 160 w dokumentach tożsamości, jak sobie to 158 pod pięty napluje!). W końcu zaczęli dociekać w czym problem.
- Jak to w czym!? To jak przesiąść się z Malucha do Laborghini!!! ...i jak się teraz w tym biegi zmienia???
- Normalnie. "Motylkami" przy kierownicy. - usłużnie podsunął wszechwiedzący motoryzacyjnie Tofik
- Eee......?
No nie powiem, żeby Latorośl wlała otuchy w me serce...
Jest nieźle. Opanowałam z grubsza telefon. Nawet samodzielnie uśmierciłam dzisiaj jedną kartę SIM i ożywiłam drugą. Duma mnię rozpiera.
Instrukcję obsługi Singera znam już niemal na pamięć, a co ważniejsze ustępy mam zaznaczone kolorowymi karteczkami :) W weekend golnę sobie co mocniejszego na odwagę i spróbuję się zaprzyjaźnić z Singerkiem. Może się nie pogryziemy...
Eeee, dasz radę. Jak umiesz szyć, nie straszne Ci igły i nici- jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńJa jestem antytalentem szwalniczym. Guzik przyszyję, coś tam jak się rozpruję zszyję, ale...Nie cierpię. :)
Sweterek łanny :)
Dzięki! Z tym, że umiem szyć to za dużo powiedziane. Raczej bardzo chcę i sprawia mi to frajdę. Jestem samoukiem i dochodzę do wszystkiego metoda prób i błędów - z przewagą błędów. Ale nawet jak miałabym coś sknocić, to szycie jest takie... relaksujące... :)))
UsuńTez jestem samoukiem (no, nie w szyciu oczywiscie, w szyciu jestem absolutnym zerem) wiec rozumiem ta droge prób i bledów! Latwo nie jest - ale relaksujaco, to fakt. Poza momentami, kiedy jest frustrujaco oczywiscie ;) U mnie to tak pól na pól mniej wiecej.
OdpowiedzUsuńSweter super. I z kieszeniami rzeczywiscie weselszy. Ale ten dzwoneczek anty-lodówkowy... no naprawde, Mont Everest zlosliwosci!!!
Eee...? Ale, że jak? Niby, że ja złośliwa jestem? No skąd! No naprawdę Diable, pomówienia jakieś! To znaczy, że Ty...? No, że tak rysujesz, bo Ci tak w duszy gra? I tak potrafisz "by dłoń giętka wyraziła wszystko, co pomyśli głowa"? SZACUN!
UsuńNo wlasnie z wyrazaniem tego "wszystkiego" jest ciezko, jak sie trików i technik nie zna. Dlatego technika ma prosta i nieskomplikowana, jak budowa taboretu :)
UsuńA wszelkie dzierganie, szydelkowanie, szycie i inne haftowanie podziwiam bezgranicznie, bo to dla mnie hokus-pokus nie do przeskoczenia.
No i git! Proste rozwiązania są najlepsze, bo dają dobre efekty, czasem w przyzwoicie krótkim czasie i nie frustrują. Jak dla mnie wyrażasz WSZYSTKO i więcej mogłabym nie objąć rozumem. Chyba nie tylko ja. Nie wiem, czy świat jest gotowy na technicznie bardziejszego Diabła ;)
UsuńSweterek świetny!
OdpowiedzUsuńI czekam na efekty romansu z nową maszyną:)
Powodzenia!
Dzięki! Efekty będą upublicznione, jak tylko nauczę się przerzucać zdjęcia pomiędzy jednym a drugim sprzętem elektronicznym. Może nie potrwa to zbyt długo, przecież niektórym się to udaje...
UsuńZabij mnie. Otruj sernikiem. Miesiąc minął?!
OdpowiedzUsuńChciałabyś sernikiem! Nie dziwię się - sernik mam popisowy ;)
UsuńNo patrz jak ten czas leci, a dzieci rosną.... :D
A propos - i co z tego, że minął? Śpieszy Ci się dokądś?