czwartek, 23 czerwca 2016

Balkon

Nie wiem kto i kiedy wymyślił balkon, ale to bardzo praktyczne zjawisko jest.
I nie mam tu na myśli "balkonów" -  jak rodowici wiochmeni z Krainy Kwitnącego Ziemniaka określają mieszczuchów sprowadzających się na wieś, czemu zwykle towarzyszy postawienie chawiry z dowolnie dużą liczbą balkonów.
Nie. Balkon jako zjawisko społeczne jest niezwykle ciekawym.
Niby jeszcze część mieszkania, przestrzeń prywatna, jeśli z sypialni to wręcz intymna, a jednak wystawiona na widok publiczny. A nawet publiczniejszy, bo wysoko nad ziemią.

Przeważa jednak kontekst prywatny.
I nikogo nie dziwi, że sąsiadka po balkonie pląsa w bieliźnie i wałkach, a sąsiad bywa, że bez bielizny (choć wiek chearleederek i chippendalesów bezpowrotnie przeminął w ubiegłym stuleciu), wystawiając swe ciała na widok, choć w życiu by się tak po ulicach nie lansowali.
A im cieplej, tym balkonowego ciała więcej.

Nie tyko ludzkiego. Kociego również.
Od kiedy pocieplało kocie dzieci przesiadują na balkonie calutkie dnie i noce. Zwłaszcza gdy pada! Kochają deszcz i wodę jako taką.
I tu znowu tajemnicza sprawa. Wlezie jedna z drugą na drzwi lub kredens i boją się zeskoczyć, choć do podłogi góra 2 metry. Wylezie taka na balkon, zobaczy ptaka lub muchę i już łapy do lotu z 10. piętra rozkłada!
Nawet Jojo uskutecznia plażowanie na balkonie.
Z początku nie bardzo, bo wiadomo, że dom to dom, a zewnętrze to chłód, głód i jeszcze nie wpuszczą na zad do środka.
Ale przyjrzała się smarkulom, że tak sobie cyrkulują, to i Jojcik się odważył. I wcale nie zraził ją jedyny przypadek, gdy przez nieuwagę została na tym balkonie zamknięta. Wcześniej na balkonie kiblowała Mamba i dała wyraz swemu niezadowoleniu demonstrując ciężki wkurw i jawną obrazę w równych proporcjach.
Balkon został osiatkowany, to i młodzież może się bezpiecznie po balkonie bujać.
Ale nie od razu Kraków zbudowano - tfu! - balkon osiatkowano.

To znaczy nam się wydawało, że osiatkowany jest skutecznie. Na szczęście odwiedziła nas moja koleżanka, bardziej w tym temacie biegła i palcem pokazała nam wszystkie miejsca, gdzie jednak kot mógłby, gdyby chciał. Pod samiutkim dachem. Drobna niedoskonałość, jakieś 7 cm siatki, przylegające ciasno, ale nie przyczepione niczym do daszku, bo nie ma jak. Na tej wysokości, już trochę poza balkonem, dojście megatrudne. Z drabiny nie sięgniesz, trzeba by z dachu, na uprzęży i linie...
 A jak się okazało kot chciał i to bardzo chciał!






























Kotecki myślały, kombinowały i sprawdzały wytrzymałość konstrukcji...
Dlatego też, jak wszystkie dzieci, bawiły się na dworze tylko pod okiem osób dorosłych. Mężczyzna zakupił dodatkowe metry siatki i konstrukcja miała zostać wzmocniona. Ale zanim to się stało...

No to wieszam sobie pranie. Na balkonie rzecz jasna. Majtasy, a cóż by innego. W puchatym szlafroku i rozdeptanych papuciach - dulszczyzna pierwyj sort, bo przecież jestem u siebie.
Zastawiam sobą i suszarką na pranie newralgiczny punkt.
Burasek się tak kręci koło moich nóg, kręci. Gapi się na wrony i jerzyki, gapi. Potem Burasek pobiegła w drugi koniec balkonu, schowała się w koci tunel (gratis panny do wora żarcia dostały), pobaraszkowała między oponami zimowymi i nagle HYC!
Płynnym lotem Buras poszybowała nad suszarką z praniem i moją głową wprost na siatkę do upatrzonej wcześniej dziury!
Rzuciłam się przez oną suszarkę i ja na tę siatkę, w ostatniej chwili uczepiwszy się końca kociego ogona. Zawisłyśmy obie - kot na siatce, ja na kocim ogonie - tworząc niezwykle malowniczą grupę.

Kot przecież nie będzie cierpiał w milczeniu. Wrzaskiem oznajmił całemu osiedlu, miastu, gminie i połowie powiatu, jaka tu się kocia krzywda dzieje.
Ja dyndam w puchatym szlafroku na kocim ogonie, aż mi papucie spadły.
Pełna determinacja.
Wiem, że puścić nie mogę, co najwyżej z kocim ogonem w ręku się ostanę, ale walczyć będę do końca!
Ludziska se z dołu podziwiają, jak to Pies w Swetrze się na kocim ogonie buja. Bo pikanterii całemu zajściu dodaje fakt, że z dołu siatka jest niewidoczna. Toteż przedstawienie było przednie - jakbym kota za ogon nad balkonem lewitowała :)
Szamotałyśmy się tam dobre trzy minuty - wierzcie mi, to baaaaaaaardzo długo w takich okolicznościach przyrody.
Okazało się, że chwyt mam mocny, a Buras ze swoim ogonem mocno związana ;)
No i dobrze, bo wyszło, że mamy Spajderkota.
Kilka dni później przyszła druga siatka i z narażeniem życia Mężczyzna wzmocnił tę pierwszą, dodając jeszcze dla pewności kilka listew i dodatkowe trytki.
Buras jednak pamięta, gdzie wypatrzyła wcześniej dziurę i ciągle próbuje w tym miejscu sforsować zasieki. Ale teraz to se kot może! He, he!













Dla fanów, ta-dam! SPAJDERKOT w akcji!




A poza tym:

Jojo - toaleta na ulubionym polarku Pana.
















Kto z kim sypia - kronika towarzyska















Co możesz zastać w łóżku, jeśli za długo guzdrzesz się pod prysznicem:





A oto, co można zobaczyć po przebudzeniu.... (proszę litościwie powstrzymać się od komentarzy, ale tak, to moje łóżko i moje widoki...)




A tu należy zajrzeć: O TU!, bo mam przyobiecane, że pojawi się na blogu pana Krzysztofa Pieczki wkrótce Wożąc Panią Daisy - historia prawdziwa :)))
Obiecuję, że wszystkie kocie ciotki będą wielce kontente ;)



29 komentarzy:

  1. Zoo fantastyczne.
    Tylko nie rozumiem, dlaczego mieszkacie powyżej poziomu chmur... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze względu na widoki i balsamiczne powietrze ;)

      Usuń
    2. Żeby do samolotu wstępować z własnego balkonu. To jest dopiero szyk.

      Usuń
    3. Gorzej, że majtasy i biusthaltery trza mocno przypinać klamerkami, żeby zaczepione skrzydłem do Paryżów i Londynów się nie urwały :D

      Usuń
  2. He, he, he, wyobraziłam sobie tę lewitację balkonową ( sama niegdyś mieszkałam na 10 piętrze i ratowałam sąsiedzką Matyldę - prawie rok składania i chodzeń z drucikami po pierwszym upadku ), było na co patrzeć czego słuchać. Dobrze że ogon wytrzymał, kota ma mocny kręgosłup. Kombinacje dalej będą uskuteczniane, nie ma złudzeń, z tym że bezpieczniej więc będzie kocie rozczarowanie ( koty to w większości urodzeni kaskaderzy ). U mnie kronika towarzyska wyglądałaby raczej "Kto z kim jada", śpią wszystkie ze mną a właściwie to na mnie, co w ciepłe noce jest hardcorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tiaaaa, dałyśmy przedstawienie...
      Jak to Matyldę po PIERWSZYM upadku? To było ich więcej?
      Kocie rozczarowanie napawa mnię dziką, złośliwą satysfakcją!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. W drugim komentarzu zrobiłam tyle błędów że wywaliłam ten dowód niedokształcenia. Niestety tak, jak nie dało rady wyleźć balkonem to Matylda wylazła oknem, konkretnie to ledwie uchylonym lufcikiem. Z tego co pamiętam to spadała chyba trzy razy, z różnym szczęściem. Nieuleczalność Matyldowego wyłażenia brała się z chęci paradowania po poręczach i parapetach przed rozwścieczonymi jamniorami, dla których była niedosiężną gwiazdą. Wyobraź sobie ten jamniczy dziki wrzask ( Bomik i Tabisia zusammen )i moje opadniecie szczeny gdy na parapecie za oknem ja ujrzała zagorsecikowaną ( ona wtedy takie ustrojstwo na sobie nosiła ) Matyldę, która mimo zagorsecikowania przybierała pozy rasowej modelki na wybiegu.

      Usuń
    4. Kocia duma ponad wszystko!
      To, że koty uwielbiają wkurzać psy, to wiem, znam i obserwowałam w wielu wydaniach, ale żeby z narażeniem życia, to się w mym ciasnym rozumku nie mieści.
      No to na nudę nie mogłaś narzekać ;)

      Usuń
  3. Brrr, jak wysokooooo!
    Mam zawroty głowy od patrzenia na zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Psie, to nie jest kot ta Bura, to lemur, patrz jaki ma długi ogon!
    Ciekawe czy nikt cię nakręcił i czy teraz nie hula gdzieś po necie wideo z babką w szlafroku trzymającą biednego lemura za ogon. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czymkolwiek jest to zwierzę, definicję kota należy zweryfikować ;)
      Mam nadzieję, że nikt nie zdążył wyciągnąć telefonu... Ale masz rację, trzeba przeszukać internety...

      Usuń
  5. Oesssu, odczuwam mrowienie w kończynach, nawet balsamiczne powietrze nie pomoże. Co to się kocisko nakombinuje!
    Jak to, kto z kim śpi? Wszyscy ze wszystkimi przecież.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślisz, że ja mam lepiej? Fcale Ci nie współczuję!

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany, nie wiedzialam ze takie te bydleta uparte potrafia byc! Zeby jedna mala dziurke wyczaic, gdzies w rogu pod sufitem...

    A w kwestii kto z kim spi, to widze ze panuja uklady dowolne, a preferencje zmienia sie czesto i gesto. Do tego te widoki po przebudzeniu, no calkowity upadek obyczyjów!!! ;)

    A ziewajace zdjecie jest super, koty cudownie ziewaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużego wyboru w preferencjach łóżkowych to u mnie nie ma...
      Przecież same samice. A samce mego gatunku nie gustują w sypianiu zbiorowym ;)

      Ano jestem Psem upadłym. Widoki to jedno, a efekty zapachowo-dźwiękowe po kolacyjce, pospiesznie spożytej w krzaczorach na spacerku, to zupełnie inny rozdział, ech... :)

      Koty cudownie ziewają :D Najlepsze są ząbki. Bo z zewnątrz takie małe, słodkie, puchate pysio - w przypadku Jojo w dodatku biało różowiutkie - cukierkowe, a jak rozewrą szczęki w ziewnięciu, to zębiskom końca nie widać :D

      Usuń
  8. A to Pan jeszcze nie wie że ten polarek to Jojcikowy jezd a nie podległego Personelu menskiego no zgroza się w kocich oczach odmalowywa.
    Mamba jak sobie personel wybrała to i zachowuje się z szaconkiem i na stessy stara się nie narażać Personelu no i czarna jest a to zobowiązuje do kultury,
    a to to Bure jak ją sobie Personel wzion to niech nie myśli że będzie łatwo miło i przyjemnie w końcu Personel jest po to żeby służyć, sprzątać, karmić, kochać i wielbić bez fochowania
    a poważnie chyba bym zawału dostała przez kocie Dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam. Idzie przywyknąć. Trzeba tylko refleks w chwytaniu za koci ogon wyćwiczyć :D

      Usuń
  9. Wchodzę tu kolejny raz z drżeniem łydek. Bosze! Czy te koty nie maja żadnego instynktu samozachowawczego?! Poproszę okład na wirujące czoło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty nie mają ;)
      A swoją drogą, co Wy takie płochliwe Dziewczyny jesteście? (z Jarecką, Kaliną i Haną) To tylko 10. pietro, a nie Sky Tower :D
      Czy to prawda Monia, żeś się dokociła? Coś tam było o tym w internetach...

      Usuń
    2. 10 piętro! O raju! O, tak! Do raju już chyba tylko trzy schodki!
      A co te internety mówią? O jacie jestem w internetach?! CO TY?! Gadają, że się dokociłam?! Jak? Gdzie? Kiedy? Urodziłam przez sen?! Yp! Noo, mam kota, ale już przeszło 3 lata. Myślisz,że to o to chodzi? Tak długo idzie info po światłowodzie?

      Usuń
    3. O tym staaaaaarym kocie to internety wiedzą od dawien dawna! Widać teraz pojawić się powinien nowy ;)
      Czyli skoro pojawił się w internetach, to jest to jak samospełniająca się przepowiednia.
      Nakociłaś książkę, która się wykociła dopiero co, to czas się dokocić. Przecież to jasne jak słońce!

      Usuń
  10. Sceny balkonowe mrożące, brrr !!! Ten Spider pręgowany to jeszcze może coś wykombinować w kwestii lotów widokowych i ratowania ludzkości od sił złych mocy, ale oby nie.

    Ja tam wolę wygibasy na polarkach, bezpieczniejsze są. No, chyba że Pan wreszcie wyjdzie z siebie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam, że zaraz wyjdzie z siebie. Pan jest dobrze wytresowany. Przychodzi Jojcio, siada przed Panem i mówi: "M-I-J-A-U-Ł, miau!" i Pan się od razu rzuca drapać Jojkę za uchem od strony brakującej łapki :)

      A poważnie - Joja tak nas właśnie wychowała. Ilekroć widzieliśmy, że energicznie rusza kikucikiem w próbie podrapania się po uchu i w okolicach, tylekroć rzucaliśmy się na pomoc z drapaniem. No i teraz Jojka wciągnęła drapanie swej lewej strony na listę naszych obowiązków. A skoro drapiemy lewą, to możemy oczywiście przy okazji i prawą... :D

      Usuń
  11. Ale się dzieje! Ale one urosły!
    A widoki spod kołdry... no cóż...mogą być ciekawe (właśnie czytam książkę "Pupy, ogonki i kuperki" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosną skubane. Tzn. Mamba rośnie, Bura tylko żre. Wszystko, po wszystkich i za wszystkich. A jak żre i ktoś podchodzi, to warczy ;) I nie rośnie.

      Tytuł książki brzmi obiecująco!

      Usuń