Najpierw Kresia dostała kolejnego ataku w niedzielę 3 listopada. Bardzo źle to nie wyglądało, przewracała się trochę przy chodzeniu i łapki jej się rozjeżdżały. Niestety bardzo bardzo jej się pogorszyło we wtorek, apogeum było w środę - ze wszystkimi atrakcjami czyli zawroty głowy, wymioty, niemożność jedzenia i picia. Żal było na psicę patrzeć, a zarejestrowane byłyśmy na czwartek. Naprawdę myślałam, że już natychmiast przyjdzie mi podejmować najtrudniejszą decyzję :(
Cały czas trzymałam kciuki, żeby jej przeszło, bo atak zwykle przechodzi samoistnie po 72 godzinach, ale zostawia w mózgu spustoszenie. We czwartek było już dużo lepiej, choć NNNŚ Wet nie poznawał naszej Kresi, tak się posunęła babuleńka od ostatniej wizyty - na wiosnę. Dostała leki różne, różniste i jakoś stanęła na łapki. Jest siwiuteńka niemal cała, prawie ślepa, ledwo drepcze i nie zawsze pyszczkiem trafia w jedzenie - ma problem, kiedy coś jest poza miską, bo z miski ogarnia - jest chudziutka i zasuszona, a kręgosłup się wygiął w pałąk i wystaje, choć teraz apetyt ma.
Postarzała nam się psica, oj postarzała!
Ale 15. urodziny Kresi, które wypadają 11. listopada świętowaliśmy wołowiną z rosołu i wiejskim kogutem :)
Co prawda Wet twierdzi, że to raczej jeszcze kwestia tygodni, a nie miesięcy, ale przecież może ten jeden raz w życiu się mylić, co nie?
Potem dostałam esemesa od pani Marty, która zaadoptowała Łatka:
"Dzień dobry, dawno się nie odzywaliśmy, ale meldujemy, ze wszystko u nas pięknie :) koty zdrowe (Szazu wyleczony, była to nierówna walka z herpeswirusem - żadnych chlamydii nie było - który się uwziął na prawe oczko, ale po interwencji okulistów jest już dobrze!), Latek coraz większy - on będzie dużym kotem!(szafka ze zdjęcia ma 50 cm), tak samo zwariowany i słodki jak zawsze Buziaki rozdaje, mruczy najgłośniej ze wszystkich znanych mi kotów, skacze pod sufit, pielęgnuje kwiatki, pomaga w sprzątaniu (zwłaszcza zamiatanie), a potem pada zmęczony ta cała robota! Z bratem różnie się układa - wieczorne gonitwy wygrywa, ale w zapasach ustępuje, wędka i myszkami bawią się chłopaki wspólnie i razem śpią mi na głowie :) pozdrawiamy!"
Tak, tak Kochani! To jest nasz mały Łatuś!
Następnie, jak na zawołanie napisała pani Ilona, która dała dom Krokietce i Bigosowi:
"Dzień dobry Pani Doroto,
wiem że długo to trwało, ale ja z rzadka zasiadam do komputera w domu. Teraz mam chwilę wolnego, więc wysyłam zdjęcia kociaków. Zdjęcia były robione w połowie września, więc może już troszkę podrosły, ale nie za wiele.
Chodzące słodziaki! Bigos dostojny, lekko wycofany, uwielbia się bawić, tulić (ale na własnych warunkach), opiekuje się Krokietką - to jego oczko w głowie. Krokietka to trzpiotka, wejdzie wszędzie, wskoczy tam gdzie to niemożliwe, strasznie ciągnie ją na zewnątrz (już trzy razy nam czmychnęła, ale na szczęście nie oddala się więc szybko ją przechwyciliśmy), jest cudowna, bardzo zżyta z Bigosem.
Muszę przyznać, że kociaki dają nam wiele radości, koją.
Dziękujemy za takie Skarby, i pozdrawiamy!"
Słodziaki zostały wykastrowane w tym tygodniu, bo pani Ilona jakoś nie chciała zostać kocią babcią... a jak się ma w domu parkę...
Tymczasem Gustaw nadal siedział w kocim pokoju...
W sprawie Gucia jednak telefon milczał :(
No może nie całkiem:
Wydawało mi się, że udzieliłam odpowiedzi i informacje o Guciu pani sobie bez trudu odnajdzie, o ile będzie łaskawa je przeczytać....
Jakże się myliłam!
Trudno, tu trzeba było sięgnąć po naprawdę poważny oręż!
Uwiesiłam się zatem brunatnego habitu Świętego Franciszka i dotąd szarpałam za rąbek i paski sandałów, aż na olx pojawiła się wiadomość tej treści:
"Dzień dobry, a czy Gucio odnalazł by się w domu z dwiema innymi kotkami? Mieszkamy w [-------], wiec koty maja raj na okolicznych polach. Zoja ma 4,5 roku, jest raczej samotnikiem, syczeniem trzyma drugą kotkę na dystans, częściej spędza czas poza domem niż w domu. Tita ma 2,5 roku i jest zdecydowanie bardziej towarzyskim i domowym kotem. Najchętniej by się bawiła z drugim kotem, czasem ją zaczepia i jest rozczarowana, że tamta na nią syczy. Z domu wychodzi na krótko i raczej trzyma się w pobliżu. Zastanawiam się, jakby Gucio się w tym wszystkim odnalazł. Pozdrawiam Michał"
Wiedziałam, po prosu WIEDZIAŁAM, że to ten dom.
Co prawda pan Michał miał jeszcze różne wątpliwości i przemyślenia, ale ja wiedziałam, że TAKIEGO domu, takiego skarbu dla Gucia nie mogę wypuścić z rąk! Tym bardziej, że kierunek przemyśleń był ze wszech miar prawidłowy ;)
"Myślę, ze Gustaw jest bardzo wyjątkowym kotem (jak każdy zresztą) i zasługuje na przyjazny, spokojny dom, który da mu możliwość poznania, zaufania i pokochania. Wierze, ze nasz dom z naszymi dwiema królowymi byłby dla niego odpowiednim miejscem."
Posunęłam się nawet do przyszpilenia interlokutora argumentami oraz bezwstydnego wywierania nacisku, presji czy innego mobbingu. Kusiłam, prosiłam i przekonywałam i....
"Przyznaję, potrafi Pani wywierać umiejętny nacisk. Charakteru Gustawa jakoś się nie obawiamy, dostanie tyle czasu ile będzie potrzebować. [------] Gdzie Państwo mieszkacie? W jakich godzinach mógłbym jutro po niego podjechać? 13 to dla nas zawsze szczęśliwa liczba. Oby 13.11 był szczęśliwy również dla Gutka. Czekam na wieści. Pozdrawiam Michał"
WCZORAJ ODWIOZŁAM GUCIA DO NOWEGO, CUDOWNEGO, KOCIEGO DOMU, gdzie koty się kocha, rozumie i szanuje ich potrzeby. Wczoraj u nas lało cały dzień, było zimno, mokro i ślisko, a ja jechałam po pracy, czyli po ciemku, ale jak się rzekło trzynasty, to nie można było zapeszyć i przekładać!
Nowy personel Gustawa jest CUDOWNY! Przygotowali dla Gucia koci pokój, uwzględniając moje sugestie, a nawet dodając dodatkowy element, czyli używaną koszulkę pana Michała, żeby Gucio zapach nowy ogarnął. Jak zaczęli opowiadać o swoich kotach obecnych i przeszłych, to aż serce rosło! Widać było rasowych kociarzy :)
Gucio dostał również wyprawkę ode mnie, m.in. swoją budę, żeby w nowym miejscu miał gdzie się schować - na początek.
A dzisiaj od rana takie wieści:
"Witam, noc minęła spokojnie. Tita dość często siedziała przy drzwiach do Gucia, nasłuchiwała i wąchała. Nawet wymienili się przez drzwi kilkoma miauknięciami. Nam Gutek pokazał się wyłącznie zza kanapy. Rano w kuwecie były i siki i kupa. Zjedzone pół miseczki chrupków i zabawki porozrzucane po pokoju. Zobaczymy jak będzie dziś wieczorem, pozdrawiam"
Wieczorem towarzystwo miało dostać mieloną wołowinkę, bo nic tak nie łączy rodziny jak wspólny posiłek :)
I jest pierwsze zdjęcie z nowego domu!
"Jest dystans ale jest tez ciekawość i iskierki odwagi..."
A to pani Karina (dumna ze swojej pupilki) z Titą na ręku.
Tita ma 2,5 roku i nie ma ząbków, bo miała uczulenie na własne szkliwo i ciągły stan zapalny. A potem użarła ją żmija. Zeszło jej z boku futerko razem ze skórą i ma jasne odrosty i małe łysinki. Ale najważniejsze, że ma taki oddany personel, którym teraz podzieli się z Guciem :)
Druga przyszywana siostra Gucia jest cała czarna jak nasza Mamba i ma piękne złote oczy. Zaszczyciła mnie spojrzeniem ze swojego kącika za pralką, bo z powodu deszczu akurat była uprzejma odwiedzić dom, i spojrzenie nie pozostawiało cienia wątpliwości, kto rządzi i rządzić będzie!
Obie kocice są większe od Gucia, ale zapewne Gutek szybko je dogoni! :)
A teraz kochani PT Blogoczytacze bądźcie uprzejmi szturchnąć Świętego Franciszka w sprawie, żeby zaiskrzyło między rudzielcem a dwiema czarnulkami i żeby personel się nie martwił.
I byłabym na śmierć zapomniała!
Niedawno, nakładem wydawnictwa bis ukazała się książka "Łapy i ogony" Magdaleny Podbylskiej.
Zachęcam PT Blogoczytaczy do lektury!
Jeśli odniesiecie wrażenie, że gdzieś już podobna historia była, jakieś dwie niewielkie suczki - ruda i czarna; kotki, z czego pierwsza znaleziona przez pewnego nastolatka wracającego do domu, pewna matka, co się lansuje w swetrze z kapturem, a jednocześnie klan weterynarzy. Jeśli uznacie, że Tomik jest parafrazą ksywki Tofik - TO SIĘ NIE POMYLICIE!
Dzięki Magda!
Wspaniałe wieści! I jak zwykle, Piesu w Swetrze, piszesz tak, że czytać się chce. :)
OdpowiedzUsuńUściski! :)
A osobnym kanałem puszczę szturchańce dla świętego F. ;)
PS Gustawowi i jego szacownemu personelowi zakrzykuję: powodzenia! :)
Dzięki za miłe słowa! Pisać to mi się akurat bardzo chce, a nie mam kiedy :(
UsuńOdściskuję Cię bardzo, bardzo mocno!
Tym mocniej, że ostatnio gadałam z Rabarbarą.
JolkoM, Rabarbara mnię tu naciska, żebym Ci przekazała wieści od niej. No to Ci przekazuję żywcem:
Usuń"Allo !! jakbyś tak mogła napomknąć w tym swoim seterze irlandzkim JolceM (bo skoro czyta...) że dostałam i list długi napiszę jak już wiry rodzinne mnie wypuszczą/opuszczą i że przepraszam, że tak per procura ale to przez wiry owe......... :-* :-D"
Ojej, procura czy nie procura, cieszę się ze znaka od R. :) I będę spokojnie, cierpliwie czekać, aże się z wirów do mnie odezwie.
UsuńA Tobie, Piesu, życzę więcej czasu, zwłaszcza na pisanie. :)
:*
Dziękuję! :)
UsuńA czy Wy dwie nie mogłybyście się wymienić mailami? Tak po prostu. Albo np. telefonami? Ludzie tak czasem robią w XXIw. ;] Choć doceniam umiłowanie sztuki epistolarnej ;]
Ekhm, Piesu, więc tak: my dwie oczywiście od dawna jesteśmy wymienione telefonami i mejlami! Wychodzi na to, że jakieś jednak niedzisiejsze jesteśmy... Czy co. ;)
Usuń♥♥♥
Ekhm.... W takim razie to zupełnie co innego! Najwyraźniej nie doceniłam nobilitacji mojego blogaska w funkcji skrzynki kontaktowej ;))))
UsuńO to to! :)
UsuńNie do wiary, ależ to się pięknie poukładało!!! Jestem przeszczęśliwa czytając takie wiadomosci. :) Gucio będzie nas mam nadzieję uraczał zdjęciami? :)
OdpowiedzUsuńA budką cieszyły się najpierw moje, potem twoje, a teraz Gucio - super budka!
Brawo, brawo, wszystkim personelom dziękuję za wszystko!
Budka cieszyła się różnym powodzeniem. Myślę, że Gutek za jakiś czas ją porzuci, ale na pewno ułatwiła mu pierwsze godziny w nowym domu. Nie trzeba go było wywlekać z kontenerka, tylko wystarczyło przystawić kontener do budki i od razu przeskoczył :)
UsuńTaki personel to jak ustrzelić kumulację w totku! Jak się daje kota TAKIM ludziom, to prawie się za nim nie tęskni ;)
Franek poproszony zawsze cóś tam człowiekowi wydębi u Najwyższego. Jak się nie uda to choć pocieszenie ześle. To mła ulubiony święty. Mła jest słabo zawierzająca ale Frankowi kapliczkę by wyrychtowała, za to że jeszcze Kreska z Wami i za kociambry które domy z personelem podostawały. :-)
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze kilku świętych "codziennego użytku" w zanadrzu, którym się naprzykrzam w zależności od kalibru sprawy. Za tydzień byłby Tadeusz Juda, a potem to już chyba tylko święta Rita! A absolutnie niezawodnym jest postrzelanie do Złego z różańca - jak mawiał święty Maksymilian Kolbe ;)
UsuńAle świętego Franciszka mam pod ręką, bo dostojny i poświęcony stoi na poczesnym miejscu na gzymsie kominka i pilnuje naszej trzódki :)
Jak się cieszę!Święty Franciszku, spręż się!
OdpowiedzUsuń:) Franciszek zwykle sprawy zwierzęce załatwia od ręki :)
UsuńŚciskam, kochana! :-)
OdpowiedzUsuńBuziaki! Książkę już niektórzy przeczytali i to w jeden dzień! :)
UsuńTak się cieszę, że to rude cudo znalazło dobry dom. Postaram się szturchnąć Franciszka, nie za mocno, ale może się uda bo rzadko to robię, więc nie nadużywam.
OdpowiedzUsuńA wiesz, jak ja się cieszę! Do dziś uwierzyć nie mogę!
UsuńSzturchaj, szturchaj! Dopiero tak za miesiąc odetchnę, jak się przekonam, że wszystko się dobrze układa.
Cieszę się, że kotki dostały dobre domki. Moje dzikusy szaleją na tarasie. Dzień spędzają najchętniej na parapecie. Możesz się domyślać, jak wyglądają moje szyby! Do domu za nic nie chcą. Solisia daje się wziąć na ręce i pogłaskać, ale do domu nie chce. Pieprz, a raczej Pieprzniczka, bo obydwie kotki, jest dzikusem i nie daje się dotknąć. Obie mają fantastycznie grube futerka. Przekształcamy im na domek stara wędzarnię. Była osoba chętna na Solisię, ale nie chcemy rozdzielać bliźniaczek. Zresztą się do nich przywiązaliśmy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż bym na Twoim miejscu tych ślicznych pluszaków nie rozdzielała i nie oddała za skarby świata! Przyjdzie zima, wichura i same wparują do domu :) Jak nie w tym roku to w przyszłym, bo z wiekiem będą bardziej ceniły sobie wygodę, ciepełko i pełne brzuchy niż rekreacje na świeżym powietrzu :)
UsuńWspaniale, że znalazłaś taki dom dla Gutka ! Rozejrzę się za książką, w sam raz pod choinkę :-) Kresię utulam.
OdpowiedzUsuńUff, Kresia daje radę :)
UsuńDomek się znalazł sam, ja tylko musiałam "mocno chwycić wędkę i umiejętnie zwijać żyłkę na kołowrotek" :]
A książkę polecam z przyczyn wiadomych oraz że jest to naprawdę fajna książka!
Serce rośnie i wraca wiara w ludzi :).
OdpowiedzUsuńGuciowi i jego personelowi życzę wszystkiego co najlepsze!
Oby życzenia się spełniły! Żeby razem było im wszystkim dobrze!
UsuńKresia niech jak najdłużej daje radę, a za Guciową aklimatyzację trzymam kciuki! Dobrze jak dobrze :)
OdpowiedzUsuńTrzyma się! Ja też ciągle tylko szarpię Niebo, żeby Gucio się polubił z Titą, bo wtedy będzie już z górki. Tita go nauczy, że ludzie są fajni :)
UsuńO to już wiem, co na Mikołajki młody dostanie :)
OdpowiedzUsuńPufffam nie tylko w kociej sprawie!
Książka powinna mu się spodobać :)
UsuńDzięki!
Wspaniała historia, dobrzy ludzie. Serce rośnie. Pozdrawiam z Miłką i Heksorem - też rodzeństwo.
OdpowiedzUsuńFantastyczni ludzie! :)
UsuńWspaniałe wieści ! Taki domek dla Gucia to ja rozumiem :D
OdpowiedzUsuńDomek spadł nam z Nieba!
UsuńKochany Seterze Irlandzki! Jak już zobaczyłam tekst: "bo my z facetem (!) jesteśmy zainteresowani" to sobie pomyślałam swoje (czego nie zdradzę, bo być może, że po wynajęciu detektywa jednak cię namierzyli). Bardzo się cieszę, że kociny znajdują NORMALNYCH opiekunów i trzymam kciuki za dalsze adopcje :-)
OdpowiedzUsuńP.S. My już mamy piątkę, a co będzie w marcu :-D
Jak zobaczyłam "bo my z facetem" to też sobie pomyślałam ;] Musiałam jednak podjąć rękawicę, ale z góry wiedziałam, że no way! Nie z facetem! ;P
UsuńTeraz mam trzy dzikie rude kocice na kwadracie. To dopiero będzie wyzwanie! Ale jak trochę zipnę, to coś skrobnę na ich temat. Także trzymaj kciuki, trzymaj, bo jest po co.
P.S.
Jak się znam na matematyce to 5x3(+/-1)=15+5=20 => wesoło będzie w marcu :D