poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Uff! Mam urlop! Ducha wyzionę, a odpocznę!!!

     


    Tak, mam już urlop! Już trzy tygodnie zleciało. Najpierw rzuciłam się sprzątnąć cały dom, bo kiedy, jak nie na urlopie? W ramach relaksu pomiędzy myciem kolejnych okien, rzuciłam się w rycie ogrodowe jak świnia na trufle. Ponieważ urlop jest urlop, należy odpocząć sobie głaszcząc koty - no to głaszczę w nadgodzinach, bo w kocim pokoju pełno od początku czerwca. Lokatorzy się zmieniają, bo kolejni zakotowani jadą na urlopy, porzucając u mnie futra za drobną opłatą - a ja odpoczywam i za ową drobną opłatę robię zapasy psich i kocich chrupek. Kręgosłup mi skrzypi po tych wycieczkach do paczkomatu, ale w końcu odpoczywać trzeba czynnie, no nie?. Odpoczywam biegając po schodach pińćset razy dziennie, a nawet w nocy jeśli trzeba, sprzątając kuwety, sprzątając apartament po każdym lokatorze, piorąc koce i kocyki, odpoczywam machając wędkami, rzucając piłeczki, włączając zabawki na bateryjki i rozstawiając szeleszczące tunele. 

    I powiem Wam, że odpoczynek to może człowieka wykończyć. Dlatego od kilku dni czuję się tak, jakby ktoś mi wtyczkę z prądu wyciągnął. A poważnie - dopiero od kilku dni w miarę spokojnie sypiam i jakoś tak ze mnie całoroczne (i urlopowe) napięcie schodzi. 

    Ja wiem, paskudna jestem. Nie czytam, nie piszę, nie komentuję i w ogóle. Ale uwierzcie, miałam taki komputerowstręt, że zmuszałam się do zrobienia płatności i zakupów i koniec! Laptopik też pokazuje dąsy i się czasem sam z siebie wyłącza, bo coś mu już karta graficzna siada... 

    Poza tym u wielu z Was Kochane Wy Moje Przyjaciółki po Piórze dzieje się kiepsko, a ja to jak głupia przeżywam i noszę w sobie, choć moje martwienie się jeszcze nikomu w niczym nie pomogło. Dlatego w tym roku musiałam się odciąć od własnych, rodzinnych problemów, zwykle tworzonych ad hoc przez takich, co to lubią być dopieszczani (nieustający koncert życzeń rodzinnej geriatrii), od problemów innych ludzi i udać się na wewnętrzną emigrację. Emigracja polega głównie na nadrabianiu zaległości czytelniczych i zakupie nowych zapasów książek. Odparowuję.

Zacznę od spraw obowiązkowych, czyli drzwi u Beni!

Ta dam! Stało się! Zamontowali! Tym samym mamy już wszystko i na wory karmy i żwirki jeszcze starczyło.





Drzwi solidne, Benia wniebowzięta :)

Teraz czas na trzecią niespodziankę z tych miłych.
Otóż JAJKO I JA!

Otóż zamarzyła mi się hodowla drobiu. Własnego. Na jajka, mleko, wełnę!
Tfu! Na jajka znaczy się.
No i nie mogłam się doprosić, będzie DWA LATA, o zrobienie kurnika, zagródki itd. Nawet pani Zosia, nasza nieoceniona sąsiadka, zakupiła dla mnie młode kury i trzymała u siebie, ze swoim stadkiem. I nic!
I jak myślicie, kto przyszedł mi z pomocą? No kto? 
Nasz wspaniały rząd!
Rozhulał inflację, ceny skoczyły, Mężczyzna pojechał do sklepu po kurze biusty na swój kochany gyrosik, a tu cena całkiem niezachęcająca, a wręcz sugerująca, że odtąd gyrosik będzie należał do potraw świątecznych. Nawet nie niedzielnych. 
I tego dnia zaczął powstawać kurnik :)
No więc ja Wam tylko tyle powiem: Wy sobie nie myślcie!
Bo ja sobie myślałam. Myślałam, że to się grzędę zrobi, słomy narzuci w stary haziel, siatką obleci i styknie. Zapomniałam, z kim los mnie związał. Koniec końców stanęło na tym, że ogrzewanie i owszem, ale anteny satelitarnej to jednak drób mieć nie będzie. No i z moich przemyśleń ostała się tylko lokalizacja, czyli na kurnik został przerobiony stary haziel, który już od dekad pełnił funkcję komórki na cósie.


Prąd został dociągnięty.




Zabytkowa furtka została odnowiona.



Posadzka nowa, sucha, gładka jak na sali balowej została wykonana.
















Grzędy mają profesjonalnie zaokrąglone krawędzie, żeby łapki kurom się nie odgniotły.




No i we wtorek, w Wielkim Tygodniu wprowadziło się 10 jajokur i jeden kogut zwany Wodzem (względnie Rosołem jak się drze od 4.00)




Zaś po świętach zjechały brojlery, zwane gyrosami. Rosły jak na drożdżach, okazały się być w większości kogutami, które się szybko za grzebienie wzięły i równie szybko zostały umieszczone w zamrażarce jako potencjalny obiad.







Przekonałam się, że skrócenie gyrosom życia jest naprawdę aktem humanitaryzmu. Te zwierzaki są do tego stopnia zniekształcone w wyniku długoletniej hodowli pod kątem mięsności, że nawet wcześnie wypuszczane z klatki na wybieg, żeby ruchu i słońca zażyły, robią kilka kroków i ciężko siadają. Rosną niesamowicie szybko i kościec za tym też nie nadąża. I są niestety dość agresywne.




    Oczywiście najlepsze w tym wszystkim były psy i koty. Owiec kur się boi, zwłaszcza koguta. Pyza, patrząc na kury jak w hipnozie, od razu przystąpiła do rycia podkopu, by dostać się do świeżego, zdrowego mięska drobiowego. Kilka wykładów z kapciologii i żmudne zasypywanie kamieniami wszystkich podkopów spowodowało, że niechętnie, ale odpuściła Barfa.
    Ponieważ kurski wybieg graniczy z kocią altaną, pierwsze, co kurejry zrobiły, to biegiem udały się w stronę altanki, by przez siatkę pooglądać sobie koty. W altanie jak wiadomo, rezydują nasze ogrodowe dzikusy, głównie Kicia i Pompon. Wobec natarczywego przyglądania się kurzych przybyszów (a wierzcie mi, kury potrafią się gapić jak nikt inny) kotom zrobiło się jakoś tak nieswojo i sobie poszły. Ale chwilkę później napatoczyła się Groszka, znana wielbicielka drobiu. 
    Wyhamowała przed siatką i otaksowała fachowym okiem teren wybiegu. Zmrużyła oczęta, źrenice jej się zwęziły, przeliczyła drób tłoczący się przy siatce, dokonała szybkich obliczeń ile drobiu przypada na kota i oblizała lubieżnie wąsiska. Przycupnęła koło mojej stopy, nie spuszczając wzroku z kur, podsunęła się jeszcze kilka centymetrów bliżej siatki, owinęła ogon wokół łap, znowu się oblizała, westchnęła głęboko, zadarła łeb i popatrzyła mi czule w oczy. A na jej pysiu malował się zachwyt, ekstaza, nadzieja, spełnienie i niedowierzanie, i marzenia pełnej miski kurzyny. Wierzcie mi, ale tym razem kurom zrobiło się nieswojo, wycofały się w najdalszy kąt zagrody i tam się zbiły w ciasne stadko. Wobec takich scen reszta kotów poszła za przykładem Groszki i przez pierwsze dni kury wypasały się pod czujnym okiem kotowatych. 
    Po zaspokojeniu kocich żądz solidną porcją brojlera obecnie wypasanie kur przestało być dla kotów taką atrakcją jak na początku.









Bambosz i Łapa pasą kury






Groszka nawet w upały nie opuszczała stanowiska przy bramce na wybieg.



    Wierzcie lub nie, ale latanie świtem w celu wypuszczania i futrowania drobiu i futrowania kotów zewnętrznych w altanie działało na mnie w czasie tego okropnego semestru letniego po prostu terapeutycznie. Jak zimna wiosna wreszcie przeszła w cieplejsze lato, a ja tak stałam w pidżamie, szlafroku i gnojoskokach w mokrej od rosy trawie, gapiąc się na bociany, które dopiero co przyleciały, kościelną wieżę i wystawiając zaspany pysk do słońca, czułam się jak żywcem wsadzona w jakiś film Kolskiego (uwielbiam!). Najbardziej chyba w Szablę od komendanta (kto nie widział, niech natentychmiast nadrobi!). To jest cudowne uczucie, pozwalające przetrwać dalszą część dnia, zwykle ciężkiego i okropnego.

A o poranku zwykle wygląda to tak: 












Aż nastał 16. maja i nasze dzielne kury zniosły jajko! :))))))))))


Obecnie kury odpaliły produkcję na całego i dziennie mamy (w zależności od czynników zupełnie nam nieznanych) od 5 do 9 jajek. Zwykle 7-8.
Stadko powiększyło się jeszcze o dwie małe Silki, które mój chłop dostał na imieniny. To takie śmiszne małe kurki, których piórka wyglądają jak futro (jak na pierwszym zdjęciu, które jest z netu, bo naszych dogonić nie mogę)






Uff! Napisałam!
Bo wicie, rozumicie, w związku z aktywnym wypoczynkiem posta zaczęłam pisać z rana i właśnie dobrnęłam do końca, a jest 21.54. Wczoraj z doskoku przerzucałam i ogarniałam zdjęcia.
Jutro też będę wypoczywać w ramach urlopu, więc trzymajcie kciuki :)

Zdanie: Ducha wyzionę, a odpocznę! pochodzi z cudownego wiersza Mariana Załuckiego "odpocznę sobie"
Czyta autor:






28 komentarzy:

  1. Z rozrzewnieniem popatrzyłam sobie na Twoje kurki, zdjęcia pooglądałam, o kocich obserwacjach i lubieżnych chętkach poczytałam. Z rozrzewnieniem, bo kilka lat temu i u nas tak właśnie było.I wszystko sie sprawnie i pięknie toczyło aż niestety przestało (choroby drobiu, ataki lisów, jastrzębi i myszołowów a na koniec także psów).Tym niemniej wspomnienia mam z tamtego okresu dobre, ale dzisiaj tak misie juz tamten kurzy czas wydaje daleki, jakby snem był a nie realnością.
    Ta biała kurka silka...Ach! Też taką miałam. A ponieważ wylęgła sie kaleka (miałam w domu inkubator), to przez pół roku w domu była trzymana. Oswoiła sie. Miała imię na które wydawała sie reagować. Lubiła być brana na ręce a wiosną wynoszona była na trawkę...Tamże została przez jakieś drapieżne ptaszysko upolowana. Przepraszam, ze sie tu o niezbyt wesołych zdarzeniach rozpisałam, ale tak to w życiu przecież jest, że radosci mieszaja siez troskami. I raz przeważa jedno raz drugie.
    Niechże u Ciebie wszystko toczy się bez żadnych zakłoceń. Niech sie stadko rozwija a kurki dobrze niosą bo czasy rzeczywiscie coraz cięższe i dobrze móc nie polegać na sklepowych produktach, tylko na swoich, zdrowych, pewnych i na pewno smaczniejszych.Twoje kurki maja świetny, profesjonalnie wręcz zrobiony i przemyślany kurnik. Brawo dla Ciebie i głownego konstruktora!:-)
    Ach, to gospodarskie zapracowanie! To zakręcenie w codziennych, koniecznych czynnosciach. Tak to właśnie jest. Odpocznij sobie teraz nareszcie, jak sie da oczywiscie. A Twoje poranki pokazane na zdjęciach są piękne. Słońce w specyficzny sposób oświetla ogród. Wszystko wydaje się magiczne, łagodne, bezpiecznie swojskie. Niech taki będzie ciag dalszy lata!:-) Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, lepiej nie da się tego ująć! "Słońce w specyficzny sposób oświetla ogród. Wszystko wydaje się magiczne, łagodne, bezpiecznie swojskie." Tak! Dokładnie tak! Ponieważ na co dzień tyle rzeczy stresuje, dołuje, gdzieś człowieka zjada od środka, to te chwile ciszy, spokoju, swojskości i sielskości dają ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego uwielbiam takie klimaty i się nimi koję, leczę, pocieszam. To są właśnie filmy Kolskiego, zwłaszcza ukochana Szabla od komendanta, Nad Niemnem - film i książka (kiedyś nie było filmów i fotografii tylko obrazy i opisy i chyba Orzeszkowa, tak samo jak my, koiła się sielskością; mnie jej długie opisy przyrody nie przeszkadzają tylko kołyszą łagodnie), Lato leśnych ludzi czy Pan Tadeusz, do którego co jakiś czas wracam, i cała masa innych cudowności literackich. A przecież z Twoich pięknych zdjęć obejścia i okolic bije dokładnie to samo! Ta sama bezpieczna swojskość. I od razu mi się przypomina jeden cytat z Pana Tadeusza:
      Wpadam do Soplicowa jak w centrum polszczyzny:
      Tam się człowiek napije, nadysze Ojczyzny!

      Współczuję utraty drobiu. Takie jednak jest życie, a życie na wsi w szczególności i taka jest przyroda. Lis nam się jeszcze nie dobrał, ani ptactwo drapieżne, dla którego nasze rude kokoszki są za wielkie, a silki są pod osłoną zielonego i mają gdzie się schować. Ale z kuną problem już był. Ten mur za kurnikiem to olbrzymi, stary spichlerz. To, co widać u nas w ogrodzie, to ściana szczytowa. No i w środku mieszkają zdziczałe koty i kuny właśnie. Kur nam nie wybierała, jajka też nosi od sąsiadów, ale jak miała młode to one tam dość głośno piszczały, rychtyk nad kurnikiem. Te piski kunich dzieci tak zestresowały kurejry, że przez dwa tygodnie mieliśmy raptem po 3 góra 5 jajek dziennie. A potem mama kuna gdzieś wyprowadziła miot i wszystko wróciło do normy. Choć kunie latryny, dorosłych i smarkaczy, znajduję po całym ogrodzie.
      Najlepsze pod tym względem są perlice. Pani Zosia hoduje perlice na mięso, ale one też się niosą, tylko nie tak intensywnie, jak kury. Tych perliczek ma zwykle koło 40. Nie uwierzysz, ale one są lepsze niż psy obronne. Kury przy nich są zwyczajnie głupie. Widziałam akcje w ogrodzie pani Zosi, który już graniczy z polami, jak właśnie jastrząb zaatakował młodą perliczkę. Kury gdakały i biegały chaotycznie, a perlice zbiły się w stado i z wrzaskiem ruszyły siostrze na pomoc. Harmider był nie do opisania, bo one wrzeszczą okrutnie, ale drapieżnika przepędziły mocno wcześniej uszkadzając. Zastanawiam się nad zakupem 4-5 perliczek.
      No dobra, nie ma to tamto, muszę się zbierać, bo trzeba "poodpoczywać". Jutro moi obecni wakacyjni podopieczni Lucuś i Beluś, wielkie, czarne, puchate przytulaki jadą do domu i mam 10 dni przerwy w niańczeniu kotowatych, to trochę zipnę :)
      Dziękuję za życzenia i wzajemnie Tobie też świętego spokoju życzę!

      Usuń
    2. Też lubie filmy Kolskiego. One zostają w głowie i w sercu na zawsze. Ich specyficzny styl jest nie do pomylenia z żadnym innym reżyserem. Mój ulubiony...MozeJańcio Wodnik, ale nie...Przeciez niedawno zachwycalam sie Wenecja...
      Super to co piszesz o perliczkach. Takie madre i odwazne ptaszunki. Chyba rzeczywiscie warto zastanowic sie nad kupnem. Pozdrawiam Cie z usmiechem!))))

      Usuń
  2. Ależ Ci zazdroszczę Dorotko tych jajków. U nas trudno o prawdziwe,sprzedają fermowe za "wiejskie".No to masz codziennie 7-8 zeta,bo u nas chodzą po złociszu za takie jajko. I wykonawca kurnika spisał się na złoty🏅.
    Fraszka mistrzostwo świata, uwielbiam taką ironię i poczucie humoru. Tuwim też był niezły, do krytyków,oponentów i malkontentów napisał wiersz "Całujcie mnie wszyscy w dupę"..
    Jednym słowem urlop przyjemny i pożyteczny,a odpoczniesz w pracy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie marketing nie kłamie... fermy drobiu są na wsi, więc i jajka wiejskie... ;) Tak, kury, w przeciwieństwie do reszty stada, utrzymują się same, bo nadwyżki jajeczne sprzedajemy po znajomych. No i jajka smaczne, bo karmimy tym, co z domu i ogrodu oraz ziarnem i paszą z warzyw i ziół.
      Kurnik faktycznie na miarę przynajmniej czterech gwiazdek :)
      Tuwim znany i popularny, a Załucki świetny, ale mało znany i wg mnie niedoceniany. Polecam więcej jego wierszy!

      Usuń
    2. Znam Mariana Załuckiego od 1985 roku, wtedy to nabyłam utwory wybrane, wyboru dokonał L.J.Kern, a tytuł to Kpiny i kpinki, dawno nie zaglądałam, wyciągnęłam z regału, więc sobie przypomnę :)

      Usuń
  3. No jak to tak satelity żeś kurom poskąpiła, no ale muzyczkę chyba im puszczacie, że tak się galanto niosą ;)
    To ile ci jeszcze tego odpoczynku zostało?
    Fajnie tam u ciebie, w tamte wakacje pętałam się po tej twojej okolicy przez jeden dzień, bratanek mnie woził :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urlopu jeszcze 2 tygodnie z kawałkiem, ale odpoczynku, hmm... tyle, co dotychczas ;)))
      Jak byłaś w okolicy, to trzeba było pisnąć i zajechać!
      Kury mają szlaban na radio i TV, bo jak się tych głupot nasłuchają, to się zupełnie przestaną nieść!

      Usuń
  4. "Ducha wyzionę a odpocznę", he, he, he. Mła tyż posiada "Kpiny i kpinki', chyba lektura pokoleniowa. ;-D Mła jest pełna podziwu dla profesjonalizmu z jakim kurzy domek został wzniesiony. Jak rozumiem , he, he, he, ku uciesze Groszki, bowiem patrząc na jakość robót dochodzę do wniosku że najdroższe drobiowe mięso i jajka jadacie. ;-D No dobra, dla Groszki jest wybieg a domek kurki mają naprawdę piękny. Nawet krótkie brojlerze życie upływa w ludzkich warunkach. Brawo dla budowniczego. :-D To straszne co piszesz o tych cechach brojlerów, mła rozumie wszystko - rasa mięsna itd. ale to jest okrutne wyhodować istotę niezdolną do normalnego życia.Niedługo to się sami zaczną ludeczkowie hodować jak te brojlery. Terapeutyczna rola rzeczywistości, często gęsto niełatwej ale namacalnej, nieoceniona. W nadświatach wirtualnych groza, mła się dystansuje i swoje robi. Gorzej ze złymi wieściami od ludzi, te się przeżywa. Mła sobie radzi dżemując i podróżując bo przy takiej suszy ogrodować cinżko. Moja geriatria nie znalazła w kalendarzu karty z wrześniem, w związku z tym oficjalnie zaczęła planować menu na stypę a mła dostała polecenie wyciągnięcia serwisu obiadowego, pomocy w jego umyciu i przejrzenia sztućców. Awantura była jak przypomniałam kto w styczniu postawił durszlak z makaronem zamiast na talerzu to na przeglądanym kalendarzu. To było po tym jak już umyłyśmy ten cholerny serwis. Tylko niektórzy w naszym domku mają prawo mieć sklerozę i widywać znaki. W sprawie geriatrii mła Cię świetnie rozumie.;-D A poza tym uważam tort na stypie za nieporozumienie, zwłaszcza czekoladowy. Małgoś stoi na stanowisku że tort jest elegancki i wieńczy posiłek i w tym wypadku trzeba patrzeć od strony posiłku a nie uroczystości. Argument że to nie jest tort bezowy z owocami tylko czekoladowy zdawa się mieć dla Małgoś znaczenie. Mła zaś stoi na stanowisku że to ma być obiadek dla krewnych co przybyli z daleka i deser tak ale nie tort. I tak na miłych pogwarkach o stypie upływa nam czas. Mła sobie myśli że to jest taka sama kotwica w codzienności jak u Cię kocio - kurny początek dnia. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moja mama nie przyjmowała do wiadomości swojej starości. Nie rozpoznawała siebie na zdjęciach na których miała więcej niż 50 lat. Miała prawie 90 lat, ale zamierzała jeszcze żyć i żyć, żadnych rozmów o stypie nie było, ani szykowania ubrania do trumny. A żeby było ciekawiej to co najmniej 4 lata przed śmiercią twierdziła, że ma już 100 lat i czasami zastanawiała się jak długo uda jej się na tej setce pociągnąć. Zmarła pod koniec 2020 roku, przeżywszy 88 lat.
      Czas pandemii, brat uparł się na spotkanie rodzinne po pogrzebie, zamiast tortu czekoladowego była...pizza. A jedliśmy ją w moim mieszkaniu, w którym mieszkała także nasza mama, duże ono jest, a rodzina też duża.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Mojemu ojcu z wiekiem to się w ogóle nieśmiertelność odpala. Problem, że geriatrii się wydaje, że my nic nie robimy i mamy czasu jak lodu. Nie wiem z czego wynika to ich przekonanie o doniosłym znaczeniu działań i potrzeb własnych i zupełnej nieważności i miałkości naszego życia, któremu oni mogą nadać znaczenie.
      Bo gdyby jeszcze swoje odklejone od rzeczywistości pomysły realizowali sami, to pal licho. A pomysły są głównie na działania równie potrzebne i niecierpiące zwłoki, jak mycie serwisu na 40 osób i czyszczenie sreber na domniemaną stypę. U nas jednak żadnemu przygotowania do stypy we łbie nie postaną, bo przecież będą żyli wiecznie. Tylko ciągle jest: przyjedź, załatw, zawieź, przywieź i nasze ulubione "wpadnij do mnie, to nie jest rozmowa na telefon", po czym się okazuje, że konieczność zakupu nowej pidżamy można było jednak światu przez telefon obwieścić.
      Ostatnio moja ciotka była unieruchomiona i robiłyśmy jej zakupy - dodam, że każda z nas ma do niej (do ojca też) te drobne 30 km +/- 10 przedzierania się przez miasto, bo mieszkamy z innych stron tegoż miasta. No to proszę o listę i przed pracą z wywieszonym ozorem lecę najpierw do Obornik (niby w drugą stronę, ale szybciej i bez korków) potem do Wro na jego zachodni kraniec, po czym pędem na obwodnicę, żeby zdążyć na zajęcia na wschodnich rubieżach miasta. Pytam się: ziemniaki masz? No mam. Na drugi dzień telefon, że pyry trza kupić. Ale jak? Przecież pytałam! No tak, ale na wczoraj jeszcze miałam.
      Ponieważ ja się wymiksowałam z tej rodzinności (mamy całe hordy kuzynów i kuzyniątek, które w lepszych czasach były, że się tak wyrażę, pierwszego sortu w przeciwieństwie do nas), teraz geriatria ujeżdża moją siostrę. Kobietę dobrą i potulną, ale w której ta dawka rodzinności zaczyna ujawniać cechy Mr. Hyde'a. I dobrze!
      Na początku lata, zmatłachana zupełnie, oświadczyła, że dla zdrowia psychicznego potrzebuje pogrzebu w rodzinie. Ponieważ obie nie jesteśmy młódki, a zdiagnozowane dolegliwości nie pozostawiają złudzeń, ostrzegłam ją przed takimi życzeniami, gdyż istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że będzie to pogrzeb którejś z nas.
      Ostatnio, po chwilowym zagęszczeniu stosunków z naszym antenatem, moja siostra znowu wróciła do tematu oczyszczającego działania pogrzebu. Wyraziła jednak wątpliwość, czy denat koniecznie musi być martwy...
      A co do stypy, to ja uważam, że pomysł z pizzą jest genialny. I niechby był ten tort. Ja się na wszystko zgadzam! Byleby nam się udało z siostrą tej stypy dożyć :)

      Usuń
    4. Piesie z bratem mieliśmy to samo, mama nas "pożerała", to była walka taka na śmierć i życie, albo ona, albo my. Już drugi rok mija od jej śmierci, a ja jeszcze nie doszłam do siebie. Bratu który choruje na padaczkę, nasiliły się ataki do tego stopnia, że rekord to były 3 ataki w ciągu dnia.

      Usuń
    5. Teraz moja koleżanka to przerabia ze swoją mamą. Tzn. przerabia to od kilku lat, ale teraz z natężeniem, które powaliłoby mamuta. Wrak człowieka. A jak jeszcze była zdalność i ona musiała z mamusią na plecach zajęcia prowadzić, to wizja Kraszewskiego jawiła się jak obietnica rajskich wakacji.
      Różnica jest jedna w waszym przypadku - wasze mamy wymagały opieki (tzn. matka Lucy wciąż wymaga), a mój ojciec żąda i oczekuje "pomocy". A jest w stanie zajechać każdego! Nigdy sam nie sprzątał, więc moja siostra tam sprząta i niestety nauczyła go po jego wyjściu ze szpitala, że przyjeżdża co tydzień. Obecnie oprócz sterowania zdalnego przez telefon czeka na nią co tydzień lista zadań. Zadań, które mojemu ojcu jest wygodnie na kogoś zrzucić lub które wynikają z jego niefrasobliwych działań. Działania podejmuje, bo ma chyba za dużo wolnego czasu i potem trzeba różne rzeczy odkręcać lub brać udział w tych idiotyzmach. Np. uparł się na naprawę starych maszyn do szycia. Takich na pedał. Cała akcja, demontażu, zawożenia, odbierania i to nie tu, na terenie Wro, tylko na gumnie pod Żywcem, bo tylko tam jest pan, który umie, bo tu to nie potrafią itd. I teraz szukał łosia (w tym mojego syna), żeby tę maszynę z Wro mu przewiózł do naprawy tam! No i się obraził, bo Jasiek mu powiedział, że ma sesję i wozić go z maszyną 250 km nie będzie. Pomijam już fakt bezcelowości naprawiania SPRAWNYCH maszyn, które tylko trzeba przeczyścić i na których nikt nie ma potrzeby szyć już od dekad. Nawet mój ojciec, który rzeczy do przeróbki lub poprawek nosi do zaprzyjaźnionego punktu. Nieważne. Wszyscy musieli być zaangażowani w akcję maszyna, moja siostra, mój syn, siostra mojej mamy z mężem! I takich głupot mój ojciec jest w stanie na poczekaniu wytrzepać z rękawa dziesiątki.
      Zapowiedziałam mojemu dziecku, że gdy zobaczy jakiekolwiek podobieństwa moich zachowań do zachowań dziadka, ma mi dać na spanie a potem wziąć jasieczek i mocno przytulić od góry.

      Usuń
  5. Czy Ty wiesz jakie oszołomstwo pod tytułem nowy cudowny lek na grubość Ci się reklamuje przy blogu? Można być jak brojler, a tableteczki i siuuup, już z zażywacza kura wyścigowa.
    Na temat świtu. Nie bardzo trzeba żałować tych co wstają przed kurami. Takie piękne światło jak na Twoich fotach to nie takie częste, ale KAŻDY świt, pozwala nabrać dystansu. I sił przed dniem. Tak mi mówi moje wieloletnie doświadczenie, i wypadało by tak wstawać. Tylko że jak nie trzeba to bardzo się nie chce. Raczej wyrabiają mi się skłonności do oglądania świtu od tyłu. Odpoczynek u Ciebie coś wyczynowy, nawet taki potrzebny, ale nie padaj, Duchu niech Cię wspiera😀
    Uśmiałam się z relacji wzrokowego meczu Koty kontra Kury, podziwiałam luksusowy kurnik. Dobrze, kury będą zdrowsze. A tatusia proszę zmęczyć. Upiorny śp. Wujek Janek po wylądowaniu sił był nadspodziewanie mało absorbujący. Nie wiem czy się da coś mi się zdaje że on przywykł do wyręki i sam niechętnie działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie wiem. A ktoś to klika?
      Ponieważ moi wychodzą do swoich fabryk jeden 5.30 drugi ok 6.00, a to pierzaste bydlę, Wodzu znaczy, drze dziób o pierwszym brzasku, to mogę się naładować tym świtem do wypęku! A ja bym chciała tak choć przy niedzieli, tak przy urlopie chociaż do 7.00...
      Co do antenata. Niestety zmęczenie nie wchodzi w grę. Zawsze był potwornie silny fizycznie. Jest po 80. a na gumnie sam kosi, rąbie etc. Niemoc go składa przy pracach, których nie lubi jak odkurzanie, zamiecenie podłogi, nie mówiąc o prozaicznym umyciu wanny, umywalki, czy kibla. Jak się go z tym zostawi, po tygodniu wygląda jak na dworcu. Uważa, że ma ludzi od tego. Na nade wszystko kocha PRZEDSIĘWZIĘCIA. Im większej liczbie ludzi uda się zabałaganić czas, zaprząc do niewolniczej pracy, wydawać polecenia tym wyższy poziom zadowolenia i spełnienia. Wszyscy już się przed tym bronimy, próbując wykazać mu absurdalność jego pomysłów i stopień (przepraszam) rozpierduchy jaką nam robi z życia. Niestety nigdy nie był zdolny do refleksji, bo to typ narcyza i egoisty, dlatego w przypadku odmowy czuje się głęboko zraniony, obnosi się ze swoją krzywdą i przez wiele lat udawało mu się nami manipulować szantażem emocjonalnym (jego ulubiony tekst to: nie musisz mi robić przykrości!), na który dopiero mając na karku po lat +/- 50 (tzn. siostra + ja -) pomalutku się uodparniamy.
      Także jest ciężko. Ja zerwałam z nim kontakt bezpośredni, teraz pracuje na to, żeby moja siostra zrobiła to samo. Ciężkie, ciężkie, trudne relacje.

      Usuń
  6. Kuratorium wspaniałe, solidna robota ! Trochę zazdroszczę, bo zawsze chciałam mieć parę kurek, ale pod lasem i z kuną-rezydentką poddasza to raczej mission impossible, nie będę jej hodować obiadków . Filmy Kolskiego kiedyś uwielbiałam, muszę do nich wrócić, dzięki za przypomnienie. A wiersz Mariana Załuckiego cudowny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuratorium! Wspaniałe określenie i, no cóż, trafne dość, jak w pamięci przywołam swoje doświadczenia ;)
      A wiesz, że z tymi kurami to wcale nie jest głupi pomysł. Bardziej bym się bała lisów czy psów niż kuny. Kuna ze swojego kurnika nie bierze. Jak jeszcze w starej chałupie na gumnie mieszkała ciotka, zawsze miała 5 kur, a na strychu nad domem i stodołą kunę albo tchórza. Nigdy jej nic nie wydusiło kur, a jajek jakoś też nie ubywało. My mamy monitoring na domu (takie czasy niestety) i widzieliśmy nie raz, jak kuna w pysku niesie jajko od sąsiadów. Kunę mamy na strychu i jest w tym spichlerzu za kurnikiem - nie wiem, czy ta sama - i poza tym jednym incydentem, że słychać było piszczące młode i kury się zestresowały, to nic nam nie wydusiły. Co Ci szkodzi spróbować? Zakup 4-5 kur to nie majątek.

      Usuń
    2. Zakup kur nie majątek, jak trafnie zauważyłaś, ale budowa Kuratorium (określenie nie moje, znalezione w internetach, ale tak mi się podoba, że używam z lubością) to już tak, jeśli się nie ma na działce żadnych nadających się do zaadaptowania budowli. Cóż , pozostanę przy podglądaniu kurników na znajomych blogach.

      Usuń
    3. No tak, nie znam Twoich realiów, a kurom potrzebny dach nad głową. Z budynków gospodarczych mamy tylko niewielki garaż i właśnie ten stary haziel. Z zazdrością patrzymy na domy wokół, które mają przynależne stodoły i inne obórki. Byłoby gdzie słomę i paszę dla kurejrów trzymać.

      Usuń
  7. Niechaj kuratorium robi jaja i dziala jak Nawarony;) Koty rasy pasterskiej bardzo sie przykladaja. Kuna (o! zesz kuna!) ma sie trzymac z daleka od jajec wlasnych oraz sasiedzkich. Silka wyglada jak w moherowym berecie:) i niech Ci sie dalej tak plecie z dobytkiem, Mezem i Dziecie (m). A swiatlosc jak u Moneta - moze bedzie z tego moneta? Pozdrawiam baaardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))))))))))) Cud miód i orzeszki! A już pierwsze zdanie i jego cudna dwuznaczność - idę o zakład, że z lubością złośliwie zamierzona - złotymi zgłoskami pszePani. Jak sięgnę pamięcią robienie jaj to główne zajęcie kuratoriów ;)
      Dziękuję za ciepłe życzenia i nawzajem - niech się turla do przodu!

      Usuń
  8. Ten no. Uważaj z tym zianiem duchem, bo kto tu będzie posty pisał, jak ducha wyzioniesz?
    Kury? Koty?
    Ziej duchem z umiarem, weź przykład ze swoich zwierzątek i nie lataj jak, że tak napiszę, kot z pęcherzem.
    Buziaczki!
    PS. Kupiłam knoty do lamp naftowych ( komentując u Ciebie zamiast u Olgi ). :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że co? Że odpoczynku mi żałujesz? ;)
      No i co to za skąpstwo komentarzowe? Czyli nam z Olgą przysługuje jeden komentarz na spółkę? Czyli jak się dostanie Oldze, to mnie już nie przysługuje i vice versa? To nieładnie, wiesz? Bo my tu lubimy Twoje komentarze i skąpstwo uważamy za nietakt.
      A tak btw, czy nadal w kwestii dżemowej poszukujesz mojego aktualnego adresu (jak deklarowałaś u Tabaazy)? Bo jak coś, to chętnie służę ;)))))

      Usuń
    2. Służ mi, pewnie. Lubię, jak mi służą. Może w poprzednim życiu byłam cysorzem i przyzwyczajona byłam? Albo wręcz przeciwnie, niewolnicą na plantacji, i teraz mam niedosyt?
      Wyślij mailem. Powinien być w profilu.

      Usuń
  9. Nie wyzionuj! Odpoczywaj ! Piesu musze nadrobic, bo gugel nie pozwola mi pisac kiedy ja chce , tylko wtedy kiedy ON chce 😂Kurecki cudne, szczegolnie te z biala czuprynka 👌

    OdpowiedzUsuń
  10. Kuriozum cudne, mężowski zdolniacha, wyrychtował jak się patrzy. Smacznych jajków!
    Może odpoczywaj jakoś mniej😉😉, bo do konca urlopu jeszcze troszkę czasu jest.

    OdpowiedzUsuń
  11. Znam to doskonale. Też tak na urlopie odpczywam, albo do Weta biegam z Mefim. Albo prawie mieszkam tam. Mają wyczucie te miśki moje. A teraz dziecku pokój odgracam jak go nie ma. Bo przy nim to jest mamo idź bo gram i kolegę mam na mikrofonie taaa....

    OdpowiedzUsuń