I tak nastała nam Pyza:
Pyzę sfotografować ciężko, ponieważ stan bezruchu jest jej obcy, dlatego czekam na oklaski i ogólne uznanie w kwestii moich mało udanych prób :)
Pyzunia została znaleziona TU, a dokładnie tak to wyglądało: >>>klik<<<
Następnie o rekonesans została poproszona Ola, wolontariuszka ze schroniska i właścicielka bloga Pies we Wrocławiu, a także człowiek Nitra i Halinki - ulubionych kumpli moich suczy.
Pyza została odnaleziona przez Olę po dłuższych poszukiwaniach, bowiem nie lansowała się przy kratach i skutecznie ukrywała się w schroniskowych boksach przez pół roku. Po ustaleniu przez Olę, że psica jest wyjątkowo przyzwoitego charakteru i odpowiedniej prezencji przystąpiliśmy do kolejnych działań. Czyli najpierw pojechaliśmy na "piknik" :)
Spakowałam bambetle różnorodne, Mężczyznę i Krechę i wywiozłam towarzystwo na trawiaste przestrzenie za schroniskiem. Tzn. na taki zarośnięty pas, ni to groblę, ni to drogę, gdzie mogłam wjechać samochodem i koło samochodu niemal rozłożyć się obozem - Mężczyzna wtedy nie był w stanie przejść o własnych siłach więcej niż 15 metrów, także wiecie. A teren fajny, bo za daleko od domostw, żeby łazić na spacery w tym senegalskim upale, brak plaży, wody i budki z hot-dogami - czyli cisza i spokój.
No to się towarzystwo wietrzyło na łonie zamiast piec w rozgrzanych do białości betonach:
Oczywista, gdzie pan tam i sucz:
Cel podróży został wybrany nieprzypadkowo. Musieliśmy przetestować, jak Kresia zareaguje na bliskość schroniska, z którego była zabrana dokładnie rok wcześniej (9. sierpnia A.D. 2014), ponieważ po Pyzę (lub innego, alternatywnego psa) musiałam się udać właśnie z Krechą.
Cztery dni później, nie zważając na ciągłe upały, wyruszyłyśmy po psicę. Ola wcześniej, rowerem pojechała rano do schroniska, do swoich podopiecznych, ja z Kreską nieco później. Kreska wlazła do schroniska lekko niepewna, ale trzymająca fason - paczcie kundle, ja tu jestem z moją panią i tu nie zostanę! Spotkanie Pyzy z Kreską przebiegało w lekko napiętej atmosferze udawanej obojętności, z deklaracją o nieagresji - czyli świetnie. Przeszły pomyślnie test spacerowo-wybiegowy i defiladę obok kociarni. Kreska wykazała się doskonałą pamięcią topografii schroniska, bowiem od razu skręciła do budynku z karmą i przysmakami (Kresiulec NIGDY nie przegapi okazji, by wejść w bliższy kontakt z frolikami) i dalej poszło szybko. Biuro-umowa-opłata za szczepienie-obroża-smycz-no chodźcie sucze na spacer.
Pyza z Kreską na polskich drogach:
A w domu czekała nas najciekawsza część wydarzeń, czyli obserwacja jak obie panie ułożą sobie wspólne życie. Pyza jest psicą kochaną, radosną pieszczochą, grzeczną i znającą komendy łagodną suczą, wielkością, pokrojem i charakterem bardzo podobna do Bazyla.
Kreska to stara angielska lady, ze swoimi dziwactwami i fobiami, czasem chimeryczna, dość kłótliwa ale w gruncie rzeczy poczciwa. Lubi piwo, a gdyby mogła ukradkiem pociągałaby brandy z kredensu - Kreska Lejdi de Sucz.
Pyza to przaśna, jowialna, wiejska dziewucha, bezpośrednia w obejściu - nie obraża się tylko wszystkie niedomówienia załatwia tu i teraz - uległością totalną lub zębami. Cywilizacji nie zna i się jej boi. Pyza - po prostu Pyza :)
Kreska chłepce wodę, jakby piła herbatkę z królową, Pyza żłopie mlaskliwie, rozglądając się wokół i rozchlapując ile wlezie - dlatego miska stoi teraz na ręczniku, bo Pyza robiła nam z kuchennych kafli lodowisko :)
Kreska drepce na spacerek, Pyza bryka na spacerek.
Pyza stara się nadrobić braki w obyciu, naśladując Kreskę, a jednocześnie być krok przed nią. I tu mam przyjemne deja vu, bo to zupełnie tak jak Bazyl z Foxem. Czyli jak Filemon i Bonifacy.
Zarówno Bazyl, jak i Pyza raz - słownie jeden raz - nasiusiały w domu, ale widząc dezaprobatę starszych psów, nie powtórzyły tego więcej!
Po przyjściu ze spaceru Fox lubił wychodzić na balkon, czasem się tam położyć. Fox szedł pod drzwi balkonowe, siadał i czekał, żeby mu je otworzyć. Bazyl pędził pod drzwi balkonowe i walił łbem w szybę, której nigdy wcześniej na oczy nie widział.
- Ty durniu - patrzył na niego Fox - przecież to szyba jest, smarkaczu.
Dwa dni później Bazyl po spacerze pędził pod drzwi balkonowe i siadał przed nimi zanim Fox doczłapał.
- No widzisz, ja już wiem, już wiem, już wiem, że to tylko szyba. No, szyba tylko! Przecież już wiem! - mówił uśmiechniętym pyskiem, wywijając ogonem.
Kreska dostojnie wkracza do windy i się rozsiada. Pyza nerwowo tańczyła przed progiem windy, przerażona klaustrofobiczną przestrzenią.
- Głupia - patrzyła na nią Krecha z politowaniem - to winda jest. Żeby szanujący się pies nie musiał łazić po piętrach, bo się zmęczy.
Dwa dni później Pyza przepycha się pierwsza do windy i rozsiada wygodnie.
- No widzisz, ja już wiem, że to winda! Już wiem, no! Żeby pies nie musiał dziesięć pięter ganiać! - uśmiecha się rozdziawiony pysk, a ogon zamiata podłogę windy.
Osobiście to uwielbiam. Nie wyobrażam sobie już inaczej. Jestem autentycznie, bezgranicznie szczęśliwa, gdy przede mną na spacer maszerują dwa grzbiety - rudy i czarny, gdy pyski się uśmiechają, ogony wachlują, nowe spacerowe psie przyjaźnie zawiązują, piłki tenisowe latają w powietrzu, patyki się aportują, a po wszystkim dwa kudłate wałki śpią rozciągnięte pod nogami.
Gdy obie sucze biegną pędem do Tofika, żeby się tulić:
Pyza ma w sobie również coś z Pixla - to samo ulubione miejsce do spania, dające namiastkę budy:
A! I byłabym zapomniała - od Oli Pyza dostała wyprawkę! Wielce przydatną, biorąc pod uwagę ilości przysmaków, jakimi są teraz obie sucze futrowane ;) Dziękujemy!
To dokładnie to, co myślicie ;) |
No, to od czwartku, 13. sierpnia mamy Pyzę :D
Bardzo podoba mi się opis charakterologiczny potencjalnych właścicieli Pyzy, zamieszczony na stronie przytuliska... Ja bym się nie nadawała :-)
OdpowiedzUsuńEeee... no to z tym niechaotycznym nie pykło :-) Tydzień z nami i psica nie tylko nie będzie sobie zaprzątała głowy nowymi sztuczkami, ale i stare sobie odpuści. Co najwyżej będziemy razem tarzać się w trawie ;-)
UsuńJa jestem w stanie rozpuścić każdego osobnika, płci i gatunku dowolnego, żeby mi potem właził na głowę :D
A, to już mi lepiej... Chaotyczność to moje panieńskie nazwisko ;-)
UsuńŁomatko, czyżbyśmy dyndały na tej samej gałązce drzewa genealogicznego?! Nie może być! Pacz Kalinka jaki ten świat mały, a rodzina rozległa :D
UsuńNie miałam nigdy dwóch przedstawicieli jednego gatunku, to jest niesamowite :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Najbardziej cieszy mnie widok tego fajnego Łysola na kocyku!!!!!!!!!!!!!! :*
Ano jest niesamowite :) Nic straconego - mając kota, możesz zawsze mieć drugiego kota :) Niedawno w artykule Doroty Sumińskiej czytałam, że najtrudniej jest połączyć pierwszych pięć osobników - potem leci samo :D Coś w tym jest.
UsuńHmmm... nie wiesz, jak bardzo MNIE cieszy widok tego Łysola - nie tylko na kocyku ;)
Też mam Nową :)! Nowa ma figurę charta, dłuuuugie nogi i kompletnie kundlowaty pysk :))). Nikt jej nie chciał ze schroniska wziąć, bo dla tych, co chcieli duże psy była za mała, a dla tych, co małe - za duża. No i świetnie, dla nas jest w sam raz, do s=moch dzieci miesci dokładnie pod nogi, a jak d=się dzieci na nią uwalą, to tak od razu jej nie uduszą :).
OdpowiedzUsuńPyza piękna! Kocham takie psiowe psy, uśmiechnięte w dodatku :).
I potwierdza się stara zasada -> każdy pies ma swojego człowieka, każdy człowiek swojego psa :) Masz Nową gdzieś na blogu?
UsuńJa mam szczęście do psów ludojadów, których też nikt nie chce - to już drugi w mej karierze. Pierwszy był Pixel (3 lata w schronie), obecnie Pyza - ponoć baaaardzo groźne psy, które trafiły do schroniska, bo kogoś pogryzły. Pixel przez 7 lat u nas ani razu się nawet nie wyszczerzył, a Pyza ze strachu pół roku z boksu i budy nie wychodziła :)))
Nie mam, nawet na stronie nie mam (własciwie dlaczego? - zastanowiła się przelotnie), ale chyba niedługo nadrobię niedopatrzenie :).
UsuńNadrabiaj. Chętnie poznam Nową :)
Usuń