To był sądny dzień i jak sobie przypomnę to mi się słabo robi.
Taka kropka nad i naszej przeprowadzki.
Po miesiącu pakowania, przenoszenia, ganiania, załatwiania i ogarniania pracy na końcówce semestru padałam na pysk. Mężczyzna jakoś tak lepiej trzymał pion ale tylko z wierzchu.
Potem dopiero natrafiłam w czeluściach internetów na koszulkę z napisem "Armagedon był wczoraj, dzisiaj mamy prawdziwy problem!". Jakże na miejscu byłaby ta koszulka tegoż dnia.
Zaczęło się już od rana.
Tylko udało mi się zapakować towarzystwo w pięć kontenerków - trzy własne, dwa pożyczone - a koci chór ryknął z głębi płuc. Kto nie wie, co znaczy kocia muzyka, powinien odbyć taką podróż.
Już zaniesienie tego miauczącego bagażu z mieszkania do samochodu nie obyło się bez wzbudzania sensacji na osiedlowym parkingu. Potem napięcie stopniowo rosło.
Miałam do przejechania calutkie 16 km. Gorąco, okna otwarte a tu takie wrzaski i lamenty. Modliłam się tylko, żeby mnie jakiś patrol nie zgarnął, zwłaszcza gdy do kociego jazgotu dołączyły skomlenia podenerwowanych psów.
Na każdziuteńkich światłach byłam lustrowana przez kierowców stojących obok.
Była to jedna z najdłuższych podróży w moim życiu! Uf!
Zajechałyśmy.
Wypakowałam towarzystwo.
W sensie psice puściłam luzem, a kontenerki z kotami postawiłam na trawie.
Po pierwsze dlatego, że chłodniej i w cieniu, po drugie, żeby choć przez kratki drzwiczek zobaczyły trawę/wolność/naturę!
Cisza zapadła jak makiem posiał. Przerażone kotostwo zamilkło.
I nagle nad tę świdrującą w uszach, pełną oczekiwania ciszę wzbił się w niebo dziki ryk.
Źródłem ryku była Jojo.
Cała podróż na pięć kotów była niczym wobec lamentu Jojasa, która wzywała Opiekuna wszystkich małych źwierzontek, wszystkich futrzastych świętych i futrzaste zastępy anielskie na ratunek.
Już Joja wie, co to trawa!
Trawa = EKSMISJA!
Na ziąb, na bruk (w sensie, że na trawę), na chłód, śnieg i głód. A na to zgody nie ma!
Po chwili przerażonego namysłu do jojowego zawodzenia przyłączyła się reszta towarzystwa.
No żesz!
W takich właśnie okolicznościach przyrody, w tempie ekspresowym zaczęłam wypakowywanie i przenoszenie kociego wyposażenia do kociego pokoju na poddaszu. Czyli koszyków, drapaków, zabaweczek, legowisk, miseczek, worów z żarciem, puszek z żarciem, kuwet, żwirku i co tam jeszcze było - a było dużo.
A na koniec wtargałam kotecki.
Potem rzuciłam się na dolną kondygnację, bo Panowie Przeprowadzkowi zajeżdżali z dobytkiem, który trzeba było rozlokować.
Na samo wspomnienie oblewają mnie poty.
Ale było, minęło i nigdy więcej! Noł wej!
Mężczyźnie zapowiedziałam jeszcze w okolicy kwietnia - czyli przy podpisywaniu umowy przedwstępnej kupna domu - że jeśli w jego życiu jest jakaś Kasia/Zosia/Basia/Marysia albo wszystkie naraz, to ma się z tym ujawnić NOW! Bo jak nam bank pobłogosławił związek kredytem na 25 lat, to nie ma to tamto, że ja jestem stara raszpla, lampucera, wydra i flądra (choć zapewne to prawda), tylko zęby razem i żyli długo i szczęśliwie póki kredyt nie spłacony. Ot co!
A potem to już będę dement, to mnie można do jakiej dziadowni przeflancować lub od razu na cmentarz, bo innych przeprowadzek w życiu to ja sobie nie życzę.
Kotecki dostały swój pokój. Calutki tylko dla siebie. Wzorem kociego pokoju Gosianki.
Po wniesieniu kontenerów do pokoju towarzystwo stuliło wąsy i oczekiwało najgorszego.
Bo czegóż innego miało oczekiwać?
Pierwsza z kontenera wyprysnęła Bura, ale nie na długo, potem Mamba. Reszta odmówiła i już. Najdłużej, bo całe trzy dni, w kontenerze pozostała Jupi. A potem przenosiła się tylko z jednego do drugiego kontenerka.
Drugiego dnia wchodząc rano do kociego pokoju zastałam weń sowę:
Sowa od zadniej strony |
Mamba z Burą były najodważniejsze w eksploracji nowych przestrzeni
Sowa od frontu |
Długo się kotostwo nie nasiedziało w kocim pokoju, bo się nudziło i co niektórzy (Mamba najpierwsza) próbowali się wyprawiać w świat i eksplorować. Na początek puszczane były tylko na górze (dół można zamknąć) ale potem był problem z zagonieniem z powrotem do kocińca. Potem został pannom udostępniony dół domostwa, które szybko zaanektowały w całości.
Tylko Jojo zdecydowanie odmawiała.
Jojo wie czym to pachnie.
Schody w dół, potem jeszcze kilka stopni i bruk! A bruk = EKSMISJA. O nie, nie! Na to absolutnie zgody nie było. I nawet kiedy wszystkie drzwi zostały pootwierane na oścież Jojo uporczywie tkwiła w kocim pokoju.
A przez szybę słonko grzeje :)
Cośmy się tej zołzy naszukali po całym domu i okolicach, gdy była burza z piorunami!
Zrobiliśmy więc tak, jak poradził nam NNNŚ Wet - przeżegnaliśmy się i otworzyliśmy drzwi na oścież.
Się działo proszę Państwa szanownego!
Pierwsze dwa dni na noc koty zaganialiśmy do domu. Potem zaniechaliśmy tego bezcelowego zajęcia i pokazaliśmy im kocie wejście przez piwnicę.
I to był ostatni dzień kiedy musiałam sprzątać kuwetę :)
Okazało się, że kompletnie nie znam swoich kotów i przestrzeliłam o 180 stopni w przewidywanych zachowaniach kocic.
Otóż zakładałam, że Mambiszon jako najbardziej proludzki kot będzie się trzymała domu.
Mamba jest największą znaną mi kocią powsinogą! Kiedyś zadumawszy się w ogrodzie nad roślinnością u mych stóp słyszałam przez tujowy żywopłot pełną emocji rozmowę moich trzech sąsiadek, jakoby we wsi pojawił się czarny kot, co się ludziom do domu pcha!
Natomiast najdziksza i niedotykalska Jupi, o której myślałam, że ucieknie od nas by żyć na własną łapę, gdy tylko zwrócimy jej wolność, postanowiła (tak, tak! stwierdziła, że ma WYBÓR i sama POSTANOWIŁA) zostać najbardziej miziastym i domowym kotem!
Ale bez przesady i spoufalania - bez brania na ręce.
Mamba na wiśni:
Mamba gospodyni:
Niektórzy mimo wszystko wolą domowe pielesze
Wszystko trzeba dokładnie zbadać
Aż pewnego dnia okazało się, że nie ma Jojo w kocim pokoju... nie było jej też w całym domu.
Powtórzyła się sytuacja z balkonem, na który też z mieszkania wychodzić nie chciała, do momentu aż się upewniła, że reszta towarzystwa wychodzi i WRACA kiedy chce.
Mamba jest absolutną królową świata!
Bura pomagała przy rozpakowywaniu :)
Plażing - specjalność Jupi
Akcja eksploracja - tu jest kot:
Kot w majeranku:
Burasek:
Rozważaliśmy osiatkowanie okien i balkonu na piętrze... ale zaniechaliśmy.
Tutaj akuratnie Mamba w akcji, ale wszystkie moje koty (poza Jojo) to autentyczne dachowce.
Będzie wycieczka?
Ufff! Kamien z serca, zwierzyna zaakceptowala nowe przestrzenie, bedzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńWitaj Basiu!
UsuńZaakceptowała :)
Ale to nie koniec kocich historii ;) Będzie więcej...
świetna relacja, uśmiechnięta :) zwierzaki mają tam teraz raj, tyle świata dla nich :) niech Wam się wszystkim tam wygodnie, spokojnie i szczęśliwie mieszka :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Wszystko idzie w najlepszym kierunku :)
UsuńPrawdziwe kocie niebo. Ach, jak im dobrze. Ale macie teraz wszyscy ogrom przestrzeni. Raj. I niech pozostanie rajem.
OdpowiedzUsuńIde jeszcze poczytac o psach na nowym. Pozdrowienia!
Pozdrawiam Izydorze i czekam na reaktywację Rogatej Owcy.
Usuń(W sumie to prze Megi Moher, z którą wybrałyśmy się rok temu na wyprawę łupiecką i Megi mi dużo, barwnie i piękne rzeczy o Tobie opowiadała i ja chcę więcej :))
Ach ta Megi...
UsuńAch ta Megi... co byśmy bez niej zrobili...? :)
Usuńaaaa! a Pies nie poczebuje zrobić zakupów w Ikerze na ten przykład? Pies pewnie poczebuje, bo nie ma pledzika i durszlaka zapewne. A ja stłukłam solniczkę. To co? to czekam. Bo z Rogatą się widzę już zaraz, i nie odpuszczę jej.
UsuńPiękna relacja, Doroto, przesłodka taka i niosąca nadzieję. I powiem ci, że odważna jesteś, ja bym tak nie wypuściła kociastych w nowym miejscu na co ma być, to będzie. Dorka Sz mi opowiadała, jak jej znajomi po przeprowadzce wypuszczali koty- każdy miał butlę z mineralką na sznurku, a później samą butlę, a później sam sznurek... i tak się przesuwały granice ich wolności. Bo wolność się kotom należy, to dzikie zwierzęta. Ściskam, czekam.
I tu Cię Megi zaskoczę! Doszłam do w niosku, że mamy stanowczo za dużo i to mnie przytłacza. Ale do Ikera i tak z Tobą chętnie po dżem z maliny moroszki i pudełka i inne tego typu dobra. Także odezwę się w tej sprawie po Matce Boskiej Pieniężnej czyli po pierwszym.
UsuńBoszsze! Po co tym biednym kotom butelki? Przecież to je musiało strasznie stresować!
U nas szło po kawałku. Tydzień z okładem koci pokój. Potem koci pokój + góra ze dwa-trzy dni. Potem góra i dół. Jak panny wykazywały oswojenie i ciekawość w miejsce panicznego strachu to był dobry moment.
Może nie zawsze to się sprawdza, ale u mnie zazwyczaj, że "wrzucenie na głęboką wodę" owocuje pożądanym zachowaniem.
Wszystkie psy, które brałam ze schroniska spuszczałam ze smyczy jeśli nie na pierwszym, to na drugim lub trzecim spacerze. Zwierzak wtedy ma wybór. Uciekać czy zostać z tą dziwną ale przyjazną istotą, która daje żreć, nie krzyczy i ma w kieszeniach parówki. I po chwili wahania - widocznego wahania, kiedy mi serce podjeżdżało do gardła - wybierały pozostanie i wydawało im się, że to ich decyzja na ich warunkach.
Z kotami zrobiłam to samo, bo do kotów nie mam sterowników i instrukcji obsługi. Wciąż się ich uczę. Ale nic na siłę, jak chciały to szły, ale Jojo długo nie chciała i było ok.
Oczywiście, że umieram kiedy widzę Mambę gdzieś na polach na horyzoncie. Może to się źle skończy ale ona jest teraz NAPRAWDĘ szczęśliwa.
Pozdrów Rogatą :)
Królowa świata! Skromny tytuł, proszę Psa.
OdpowiedzUsuńFajnie mają Twe zwierze.
Władczyni Uniwersum? Tak będzie lepiej?
UsuńFajnie mają :)
:-D też zauważyłam :-D
UsuńOooooo, ale się działo :0 Jak to dobrze, że koty się zaaklimatyzowały i że poradziły sobie ze stresem. Nie jestem kociarą, ale podobno koty przywiązują się do miejsca zamieszkania bardziej niż psy.
OdpowiedzUsuńMieliście wyzwanie nie lada !
Uściski posyłam :) i łapa, a właściwie 8 łap :)
Ha! Przybijamy piątkę na 2 ręce i 28 łap! ( a może więcej... ;))
UsuńO rany, koci raj!!!
OdpowiedzUsuńA ogród udekorowany futrzakami jest piekny.
Tia... ma to swoje różne strony - dobre i złe. Bo koty lubią brać udział. We wszystkim.
UsuńAle generalnie to jest bajerancko :)
Ojacie. Z przyjemnością poczytałam i pooglądałam dwa posty. Mamba jest boska :) Całe bractwo wygląda na bardzo zadowolone. Tez bym była, jakbym czuła wiatr we włosach i mogła łazić po drzewach. Ciekawe, czy będzie zrywać wiśnie?
OdpowiedzUsuńŁańcuch pokarmowy jest dłuższy o jedno ogniwo. Mam nadzieję, że będzie zrywała szpaki...
UsuńA swoją drogą chętnie bym się zamieniła z którymś z moich kotów miejscami :)
Te kociaki stanowią właśnie wisienki na torcie ;-)
UsuńPogubiłam się... a gdzie ten tort? :)
UsuńBo ja okrutnie łasa na torty jestem ;)
Zaglądałam tu, zaglądałam i NIC. A przecież jestem "obserwatorem"! Ale chyba tylko teoretycznie, bo mi nie zakablowano, że wróciłaś i znów piszesz! Dopiero teraz obejrzałam sobie wszystkie piękne obrazki i przeczytałam wiersz cudny. I przeczytałam, że Cię wspierałam. O, to chyba na wyrost powiedziane, ale cieszę się, że tak to odczułaś, bo naprawdę często o Tobie myślę:))))) Cieszę się, że internet u Was działa. Pozdrawiam serdecznie i ściskam! A.
OdpowiedzUsuńO! Cieszę się, że wiersz Ci się spodobał, bo ta rozmowa drogi i szyn jest dla mnie czymś cudownym normalnie - zwłaszcza zakończenie :)
UsuńNawet nie masz pojęcia, ani Ty ani Asia, ile w tamtym strasznym czasie chaosu totalnego znaczyło dla mnie wypicie herbaty i porozmawianie ludzkim głosem z kimś przyjaznym spoza kręgu pracy czy spraw domowych. Nawet takie pogadanie o niczym było jak możliwość zaczerpnięcia świeżego powietrza :)
Miałam napisać przy psicach i piłce lekarskiej ale przeszło w wymuszonym przez zdarzenia biegu i dotarło do kotów, w którym to miejscu poczułam że absolutnie mus się wypowiedzieć. Teraz jesteś pańcią wielokotną kotów wychodzących - znaczy oczy z tyłu głowy i podejrzewanie ludzkości o najgorsze instynkta staną się Twoim udziałem. Kotowi już tak majo. Koty są szczęśliwe jak wolność i swoboda a człowiek za to jest w wiecznym niepokoju o tzw. przydarzenia. Znaczy witaj w klubie! Mam wrażenie że mimo miejskich narowów jednej z psic, i strachu Jojo jesteście na swoim miejscu. Oczywiście będą wzloty i upadki ale rzadko kto żałuje że porzucił ul, bo ul jest dobry dla pszczół a niekoniecznie dla ludzi. Sesje psio - kocie wyszły świetnie, zawsze twierdziłam że pozowanie to umiejętność której ludzie muszą się uczyć a zwierzęta majo tako wrodzono zdolność. :-)
OdpowiedzUsuńTabasiu, wierz mi, już doświadczyłam.
UsuńRaz nawet z policją uwalniałam moją głupiutką Mambę ze stodoły sąsiadów. Sąsiadów nie było (albo udawani, że ich nie ma, bo to możliwe) i z błogosławieństwem pani Sołtys i pomocą policji uwalniałam Mambę, która przez blisko dobę nie mogła się wydostać i wrzeszczała przerażona. Omija teraz sąsiadów szerokim łukiem - co mnie cieszy, bo nic dobrego by jej tam nie spotkało, oni nie lubią zwierząt - ale nie oznacza to, że częściej przebywa w domu...
Ul to takie ładne określenie :) Mój kolega, prawdziwy hanys, przyjechał w odwiedziny, spojrzał i skwitował: O! To ty w króliczoku mieszkasz!
No i już potem tak określaliśmy nasz blok - króliczok :)
Tak, modelki mam bardzo wdzięczne :)
Ach, cudowne wieści. Cudowne życie (kotów) po przeprowadzce!
OdpowiedzUsuń