czwartek, 2 listopada 2017

Źwierzontka na nowych włościach - Koty część II

Dziś część dalsza kocich historii.
Nie jest to jednak część ostatnia, żeby PT Blogoczytaczy przytrzymać w napięciu :)

Ku mojemu zaskoczeniu koty w sposób znaczący zmieniły swój behawior.

Najpierw było tak:
Lezę sobie ja techniką brajla świtem bladym do kuchni i cóż ja widzę? Ano jakieś ciemne ślady na panelach w rogu pokoju. Dokładnie pod stołem. Na panelach, co je szorowałam na kolanach dnia poprzedniego, ha!
Bez okularów będąc, co mocno ogranicza percepcję wzrokową, uznałam, że są to jakieś smugi, zapewne pozostawione przez coś z czarnej gumy. Ktoś coś ciągnął lub przesuwał i stąd te ślady.
Oczywiście, bo ja raptus jestem, rzut oka starczył mi za śledztwo, osąd został przeprowadzony i wyrok wydany!
Mężczyzna, bo któż by inny! Praprzyczyna remontowego rozpirzu. Ten rozwalacz ścian, wykuwacz dziur, farbochlap!
Ale trochę się zmitygowałam, bo jednak to tak brzydko zaocznie ferować wyroki...
Padłam na kolana, wsunęłam przednią swą część pod stół i podpełzłam do rzeczonych smug i oto, co się ukazało mym oczom:



Ano pierze. Z którym to pierzem Mężczyzna nie miał nic wspólnego.
(W tym miejscu muszę odszczekać - hau! hau! hau! - moje niecne oskarżenia pod adresem mojego cudownego Mężczyzny)
Tym sposobem dowiedziałam się, że kotecki wzbogaciły swoją dietę o ptactwo...

Kilka dni później koło kociej dziury w sieni na kaflach odkryłam coś takiego:



Tak psze Państwa Szanownego! Są to krwiste ślady łap. Kocich łapecek. 

Oczywiście - bo ja znana jestem ze spokoju i opanowania - wpadłam w histerię. Rzuciłam się łapać kotostwo i zapędziłam do tej niewdzięcznej pracy Mężczyznę, gdyż męczyła mnie wizja poranionych malutkich łapeczek moich koteczków kochanych. 
Kontrola wszystkich 19 łapek ujawniła ciągłość cielesnych powłok i ciężki wkurw właścicielek łapek. Nie spodobało się kocicom unoszenie w górę, przewracanie na grzbiet i obmacywanie poduszeczek.

Dalsze śledztwo doprowadziło do odkrycia trupa w piwnicy. Dokładnie trupa nornicy...
Od tego czasu wielokrotnie znajdowałam trupy drobnych ssaków: ryjówek (niestety), norników, myszy i nornic poutykane w różnych miejscach w domu.
Zwykle gdzieś, gdzie Mężczyzna ku swej rozpaczy łatwo się na nie natykał. Bo to on stał się głównym adresatem tej daniny. (Nie będę się tu rozwodziła nad niewdzięcznością tych kociastych bab! Koleżanka mi to wytłumaczyła tak: skoro Ty im dajesz jeść to znaczy, że potrafisz sama zdobyć pożywienie, a Mężczyzna nie. Dlatego trzeba go dokarmiać :) )
Rozpaczliwe piski ofiar, rozlegające się zwłaszcza w nocy, oznaczały, że panny sobie przyniosły zabawkę z podwórka do domu :(
Jupa ma przykry zwyczaj darcia mordy, gdy przynosi zdobycz-prezent do domu.
No i chyba najgorsze, że smakoszki pożerają górną część ciała swych mysich i norniczych ofiar. Gustują w móżdżku, sercu i wątróbce. Resztę - często rozciapcianą - pozostawiają na dywanie w pobliżu łóżka Mężczyzny lub na trasie jego porannej wędrówki ;)
Zdjęć nie będzie.

Czy wspominałam już, że posiadamy oczko wodne? Przypomina zupę szczawiową i zamieszkują je złote karasie, które się mnożą w postępie geometrycznym.
Było to ulubione miejsce kontemplacji Jojki. Kontemplacji - tak myślałam naiwnie.
Aż nie przyłapałam tego słodkiego kocięcia, gdy w cukierkowym różowobialusim pysiu znikała złota płetwka.

No i mamy koci BARF po całości...

O w tym pysiaczku:










Najśmieszniejsze że Jupi też wzięła na ambit i próbuje ryby łowić (reszta nie umie i się poddała na wstępie). Oczywiście żadnej ryby złowić jej się nie udało, ale z wrzaskiem tryumfu znosiła do domu liście roślinności wodnej, jako dowód swej sprawności w poławianiu :)

Koty nam spsiały do imentu.
Otóż póki siedziały w domu, mogłam spokojnie iść z sukami na spacer.
Od kiedy kociska biegają luzem, pilnują mnie, żebym nigdzie nie oddaliła się bez obstawy.
Wychodzę z psami poza bramkę. Z krzaków lub innego zakamarka rozlega się ryk Mamby lub Jupi. Na nawoływania natychmiast odpowiada Groszek, potem z pewnym wahaniem Bura.
Bura jest cykor w ogóle.
I całe stado rusza na spacer.
Tylko Jojka jest ponadto.
Niestety wcięło mi zdjęcia z pierwszego spaceru na pola a zachowały się nienajlepsze z kolejnego. Wieczorem i po deszczu niestety.




Koty zwykle biegną przodem :)

Z tą kocią obstawą mam pewne problemy.
Otóż już dwukrotnie podejmowałam próby wyjścia do kościoła.
Przypominam, że to ten budynek, który widzę z okna kuchni i salonu.
Stoi w odległości jakiś 30 metrów.


Nie wiem dlaczego na wsiach polskich msze się odbywają niedzielnym świtem bladym (u nas 9.30), co kwalifikuje w mojej ocenie nabożeństwo jako jutrznie. 
No nic. Zebrałam się.
Zrobiłam obrządek żywiny. Sama wyszorowałam się jak rondel, bo wieś obfituje w prace brudzące i wprawia mnie w radosny stan wizerunkowej degrengolady by nie rzec abnegacji :)
Najedzone kotostwo przeprowadziło pielęgnację futra i uznało, że jest gotowe do wyjścia ze mną :)
Nie doradzajcie mi proszę, że można je złapać i zamknąć w domu, bo może mi się to uda przy ujemnych temperaturach. Na razie łatwiej bym okiełznała chyba pchli cyrk.
Opcją jest jeżdżenie do kościoła samochodem...
Choć Mamba, gdy gdzieś jedziemy, biegnie kawałek truchcikiem, i spoza skrzynek pocztowych patrzy, w jakim kierunku oddalił się samochód :)

A tak a propos ujemnych temperatur.
Zmieniłyście już Kobiety opony na zimówki?
Żeby za chwilkę nie było tak:



13 komentarzy:

  1. Bliżej natury, to i natura (prawdziwa !) z nich wychodzi. Mój barat mieszkający w domu pod(w) Warszawą w nowej dzielnicy Wawer, w domu postawionym w lesie ciągle miała takie zdobycze przytaszczane na próg. Przynoszone, ale nie do jedzenia, tylko do położenia. Najgorzej, że wiele ofiar było jeszcze na wpół żywych i się stworzenia po prostu męczyły. I co tu zrobić? Myszom i nornicom łebki ukręcać własnoręcznie? czy do weta wieźć po ratunek dla nich ?:0 Paranoja. Wpadł na pomysł, że chyba najbardziej humanitarnie będzie topić je z misce z wodą :( Co też czynił wielokrotnie. Można też dzwonek na szyi kociom zawiązać, może to jakąś myszopticę uratuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście "brat" i "miał" :((( muszę zmienić okulary...

      Usuń
    2. Nasze prezenty na szczęście już są martwe. I nadjedzone....
      Co jest jednak frustrujące jak pomyślę ile mnie kosztuje karmienie tych futrzaków! 4 rodzaje doskonałej karmy suchej - różne smaki, od różnych producentów i 2 rodzaje karmy mokrej + oczywiście czasami dodatki typu kurczaczek, wołowinka, serduszka, wątróbki - surowe lub gotowane.
      Przynajmniej dobijanie jeńców jest mi oszczędzone.

      Usuń
  2. Niewątpliwie macie wesoło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Alez Wam atrakcji narosli :). Kochane kitecki, tak sie staraja ;). Jednak chyba bym wolala nadjedzone myszy, niz wijace sie po podlodze ogony gekonów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dawno miałam napisać. Serdecznie gratuluję zmiany lokum. Dom to cudowna sprawa. Ludzie szczęśliwi, zwierzęta a szczególnie koty rożnie, czasami maja dola przy zmianie miejsca. Ale widać świetnie się zaaklimatyzowały. Szczęścia na nowych włościach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy ślicznie i za gratulacje, i za życzenia :)

      Usuń
  5. Widać, jak bardzo zwierzaki potrzebują wolności i przestrzeni... A mogłoby się wydawać, że takie mieszczuchy zatraciły już swoje instynkty...
    Jeszcze tylko psy zaczną zaganiać owce i kozy u sąsiadów i będzie komplet ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sąsiedzi dysponują jeno kaczkami i z przyczyn oczywistych wolałabym, żeby psy ich nie zaganiały. Przeszłam na wegetarianizm :)

      Usuń
  6. Koty to dranie są, ptaki jedzo!;-) Taa, prezenciki zaśmiardłe, sprytnie poukrywane to jest radocha. Zadzwoneczkować na wiosnę towarzycho chyba Ci przyjdzie, kotki są bardziej łowne niż kocurki i może się okazać że słodyczki przetrzebiły ptactwo przy chałupie.;-) Co do gryzoni to selekcja bezczelnych nornic wydaje mi się cóś mniej odrażająca niż zakusy na ptastwo.;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję na przecinkę w szpakach :) Powiedzenie "szpaczkami karmione" nabierze realnego wymiaru, a ja może choć kilka własnych wiśni skosztuję.
      Waham się co do zadzwoneczkowania. Mamba jest łobuz i się ludziskom do chałup pcha - z obrożą i dzwoneczkiem stanie się rozpoznawalna. Nie wiem, czy to będzie dobre :(

      Usuń