Kilka dni temu Frajda podłożyła mi dyniową świnię - zrobiła to perfidnie, bo na wieczór, kiedy miałam już nic nie żreć i w dodatku cały post okrasiła fotografiami.
Będziesz mi Frajda za takie numery gumki w spodnie wszywać.
I jak ja się tej dyni tak napatrzyłam...
tak napatrzyłam....
obśliniłam się niemiłosiernie.
Nie pozostało nic innego jak pokłusować do garów i sobie taką zupę machnąć z dyni właśnie.
Jest to zmodyfikowany przepis ponoć Anety Kręglickiej, jakby kto chciał oryginału sobie szukać. Modyfikacja polega na dodaniu przeze mnie marchwi, przesunięciu czosnku z początku przepisu na koniec i podwojeniu proporcji, bo tą homeopatyczną dawką z oryginalnego przepisu można się tylko wkurzyć.
No to lecimy:
ok. 80 dag do kilograma dyni pokrojonej w kostkę;
2 cebule;
2 marchwie;
3 ziemniaki raczej większe;
czosnek;
curry;
cukier;
pieprz i sól;
opcjonalnie kostka rosołowa warzywna lub drobiowa.
Wszystkie jarzyny jak leci kroimy w umowną kostkę. Najlepiej sobie wszystkie zawczasu naszykować, bo dodawanie do gara idzie szybko.
Do gara na olej wrzucamy cebulę (i jak kto chce, to tu można czosnek - tylko go później w ogóle nie czuć) - podsmażamy, wrzucamy marchewkę - przesmażamy z cebulą; wrzucamy dynię - przesmażamy (trochę się może rozwalić, ale tak ma być); wrzucamy ziemniorki i jak wyżej.
Wsypujemy w to hojnie curry i dalej miąchamy łychą Curry naprawdę nie żałujemy.
Jak uznamy, że naszej brei już starczy, zalewamy wszystko bulionem w ilości (wg przepisu) 2 litry na tą ilość dyni. Mi się zawsze jakoś tak za mało wleje, ale tak nam lepiej smakuje. I czasem zalewam samą wodą, bo przecież w garnku jest dość jarzyn i smaku z onych.
Gotujemy do miękkości względnej, miksujemy lub przecieramy, jak kto się jeszcze blendera nie dorobił. Sypiemy ze 2 łyżeczki cukru do smaku, pieprz - najlepiej świeżo zmielony i ja na tym etapie daję czosnek żywy lub granulowany.
Zagotowujemy i o prosz:
Słońce i ciepło na talerzu :)
I groszek ptysiowy lub grzanki z bułki, żeby było jeszcze bardziej tuczące, a co!
Zwierzęca magia.
Koty to ponoć zwierzęta tajemnicze....
I to się w pełni zgadza.
Śmiem twierdzić, że zaraz za przełykiem mają jakiś portal do innego wymiaru. Czarną dziurę czy coś.
No bo jak inaczej wytłumaczyć, gdzie w kocie mieści się ta fura żarcia?????!!!!!
To dlaczego wszystkie ciuchy mam utytłane w niemal białej sierści?
A w najbliższych dniach niespodzianka. Ale powiem, że już możecie trenować pękanie ze śmiechu ;)
Bo ona sierść się utlenia w kontakcie z inną sierścią, np. Twoją.
OdpowiedzUsuńA te kocie łajna, to dopiero zawiłość. Małe ciałka, a jakby się kaszalot zrąbał!
OdpowiedzUsuńZupa z dyni wygląda pysznie; muszę dorwać jaką i zrobić. Dla siebie, bo przecież Absorberostwo nie ruszy....
Ostatnio jeszcze przerabiamy kocie bąki po wątróbce. Boszsz, toż to broń biologiczna najnowszej generacji i gazy bojowe się przy tym chowają!
UsuńSpróbuj Absorberom wcisnąć kit, że to słoneczna zupka - w naszej rodzinie egzotyczne nazwy zawsze działały na młodocianych konsumentów - i wsyp tonę grzanek lub groszku ptysiowego. Może wciągną...
No i kto tu komu DZISIAJ WIECZOREM dyniową świnię podkłada?
OdpowiedzUsuńNie mam dyni, kurdelebele.
Jutro lecę (na miotle) po dynię!
Och, jakże mi przykro!
Usuń...
Uwierzyłaś?
Prawie uwierzyłam....
UsuńUgotowałam.
Pierwszą zupę dyniową w swoim życiu!
Chociaż dynia stawiała opór i już myślałam, że nie dam rady jej przekroić...
Nie dałam kostki rosołowej, ani bulionu, ani czosnku (lubimy czosnek, ale czekały nas bliskie spotkania z kimś...).
Za to dałam za mało wody i córka orzekła, że konsystencja taka, że można chleb smarować ;-)
Ale zupa okazała się pysznaaaa! :-)))))
Dzięki :-)
Aha, ja też wolę bez imbiru! :-)
UsuńPoza tym imbir jest w składzie curry ;-p
Proszę bardzo, cieszę się, że smakowało :)
UsuńCały urok takich przepisów w tym, że można je dowolnie niemal modyfikować pod siebie. Naszą zupę też można łychą kroić i wtedy brzuszki są długo syte :D
4,5 roku później:
Usuńhttps://bajdocja.blogspot.com/2020/04/zupa-dyniowa.html
Uściski :-)
No sorry Winettou, ale zupa dyniowa bez imbiru się nie liczy! Curry i owszem, czosnek, pieprz, trochę chili- ale to imbir - choćby w proszku sprawia że zupa jest rozkosznie rozgrzewajaca. I się zrobiłam głodna a zaraz północ na zegarze...
OdpowiedzUsuńEeee... to znaczy, że jak? Że sobie mogę moją zupę w buty wsadzić? (opcjonalnie wlać)
UsuńBo mi tam jakoś ten imbir by nie pasował... ale mogę się mylić...
A swoją drogą, czy o północy nie macie Dziewuchy nic innego do roboty tylko czytać przepisy kulinarne? A potem jedna z drugą i ze mną, wszystkie narzekają, że są za niskie do swojego BMI! :)))
Usuń...
Imbir powiadasz... No i przez ten imbir ja też się głodna zrobiłam, bo mam taki w słoiczku z miodem i cytryną - mniam :)
Słowo harcerza- imbir prawdziwy, ugotowanyw wywarze,albo taki z proszku to z dynią połączenie znakomite. Kaczka potwierdzi.
OdpowiedzUsuńNo jak już autorytet Kaczki został wyciągnięty na światło dzienne, to imbir musowo być musi ;)
UsuńNo to następna zupka, Panie tego no, z imbirem będzie. A będzie szybko, bo jeszcze pół dyni mi zostało.
U mnie pojawiła się już dynia!! :D Zamierzam zrobić z nią kopytka:D. Małżonek pewnie zaraz zacznie "czemu te kopytka takie pomarańczowe" :D
OdpowiedzUsuń