Ulubione strony

środa, 30 grudnia 2015

Święta, świętowanie i prezenty - tego mi było trzeba! Oraz postanowień garść.

Tylko dlaczego już się skończyły/kończą zostawiając niedosyt?

A świętowaliśmy tak:



wtorek, 22 grudnia 2015

W dzień Bożego Narodzenia radość wszelkiego stworzenia!


Kochani,
między śledziem i karpiem, piernikiem i sernikiem, z łapami po łokcie w kapuście tak sobie myślałam, co chciałabym Wam napisać i wyszło mi, że:
przede wszystkim chcę Wam serdecznie podziękować, że jesteście! Tak po prostu. Wszyscy - ci, którzy odwiedzają mnie od dawna i ci, którzy przyszli całkiem niedawno i ci, którzy bywają, choć nie zostawiają komentarzowych śladów!
Przez ten rok dużo się wydarzyło, złego i dobrego, a via strona bloga i email płynęło do mnie tyle dobrych słów, tyle ciepła i życzliwości, że trudno to przecenić, a nawet trudno docenić. Przywiązałam się do Was, lubię Was odwiedzać (nawet jak w przelocie braknie mi czasu i/lub weny na jakiś błyskotliwy komentarz, to wiedzcie, że i tak zajrzałam i przeczytałam nowy post!) i myślę o Was ciepło - często, bo w sumie, tak niepostrzeżenie, staliście mi się bliscy.

I dlatego chciałam życzyć Wam tego, co według mnie najlepsze, czyli żeby w te Święta dla każdego z Was  narodził się Bóg, napełnił swoją miłością Wasze Rodziny, dał siłę i spokój na cały nadchodzący Nowy Rok i żeby każdy z Was z tego Bożego Narodzenia czerpał garściami łaski do swojego serca! A przy okazji również zdrowia i finansowego spokoju - by nie rzec beztroski!

Ciepło Wam życzę. I bardzo serdecznie!

czwartek, 17 grudnia 2015

Głodem morzone koty! Drastyczne sceny :)

Około 5.48 czuję na swoim policzku dotyk zimnej, delikatnej łapki i słyszę przymilne acz naglące Miaaauuu, wymiauczane prosto do ucha. Jeszcze nie mogę się wygrzebać z sennych oparów, więc lekkie ugryzienie w nos na zachętę dołącza do szturchańców łapką i Miaaauuuu.  Jednocześnie, na osłodę i w formie przeprosin dwa dieselki mruczą mi do ucha.
Budzę się. Chcę, czy nie chcę - raczej nie chcę - ale się budzę. Jeszcze kilka łapek i gryzków w nos i karnie maszeruję brajlem do kuchni wydać pierwsze śniadanie moim zagłodzonym koteckom.

Najedzone koty odstawiają szaleństwa, by potem zalec na ciepłej kołdrze.

Godzinkę później osłabłe z głodu kociska zaczynają plądrować kuchnię, w poszukiwaniu jedzenia. Wszak puste brzuszki nie były napełniane już od tygodni, o czym świadczy wyrzut w oczach kota, wylizującego ozdobne nadruki z kocich miseczek, wstawionych do zlewu.






środa, 16 grudnia 2015

Dotarł i ucieszył :)

Nic mnie tak nie uskrzydla, jak radość nowych Właścicielek i Właścicieli moich uszytków.
Ponieważ ja sobie coś tam składam, wycinam, przymierzam, kombinuję, szyję i dziergam z myślą o, a potem uszytek via Poczta Polska wędruje i dopiero, gdy przesyłka dociera na miejsce i mam odzew pozytywny, me emocje opadają z wielkim uff i robię się rozmiar mniejsza. W biuście ;)

Tak też się dzisiaj stało :)
Słiterek otrzymał swoją Właścicielkę i szafę.

Po wymianie mejli, by ustalić rozmiar i kolorystykę, żułam, dojrzewałam, kombinowałam i powstał.
Ale najpierw fragmenty korespondencji w kwestii owej kolorystyki:

[...] ubieram się w bardzo wiele różnych kolorów. Na początek wymieniłabym czarny. Potem jeszcze czarny. Do tego dochodzi ideał barw wszelkich, czyli czarny. I szary połączony z czarnym. Zdarza się też coś czarnego, chociaż zimą przeważa czarny.
Już szary sweter stanowi w moim przypadku niewiarygodny skok z trampoliny do basenu wypełnionego tęczą. Każdy dodatkowy kolor będzie z całą pewnością pasował do mojej garderoby, bo do niej pasuje wszystko.
[...]
Zatem: poproszę o sweter z przewagą szarego, może być z czarnym albo z każdym innym kolorem „nieoczojebnym”.
Sweter będzie miał za zadanie wtulanie mnie w siebie, więc kolory nierzucające się w oczy mile widziane. [...]

No i cóż ja mogłam na takie dictum... W pierwszej chwili myślałam nawet, żeby wyjść na przeciw oczekiwaniom i:

[...] No tak, tak, wielce mi ułatwiłaś sprawę tą gamą kolorystyczną. Nic tak nie pasuje do czarnego jak właśnie czarne i można to jeszcze połączyć z czarnym i dodać trochę czarnego tu i ówdzie... będzie cool ;) [...]


A potem górę we mnie wzięła wrodzona przekora i wyszło tak:


wtorek, 15 grudnia 2015

Na początku była sowa :)


Na początku była Sowa, która już jest w drodze, a może nawet doleciała ;)




czwartek, 10 grudnia 2015

Festiwal ziemniaka czyli temat zastępczy

O ziemniakach, pyrach, kartoflach, grulach i tak napisać miałam, ale...
No właśnie. Chodzi o to, żeby PT Czytelnicy nie myśleli, że ja tylko przy garach stoję, a jak już nie stoję, to się przewracam - na miętkie. Czyli, że trup mój ścieli się gęsto w pościeli, do życia przywracany przez psie i kocie kataplazmy.

Nie, Państwo szanowne uwierzyć musi na słowo, że tak nie jest. Maszyna do szycia jest w ciągłym i intensywnym użyciu i aż mnie w dołku ciśnie, żeby móc się pochwalić efektami pracy mej maszyny. Ale nie mogę.

czwartek, 3 grudnia 2015

Kreska - strażniczka szuflady :)

Mam łóżko, na którym czasem i dla mnie znajdzie się miejsce do spania (vide poprzedni post). Pod łóżkiem znajdują się dwie szuflady, a w nich swetrowa materia - no wiecie na co.
Te szuflady koty sobie upodobały szczególnie i przesypiają w nich całe dnie, zagrzebane pomiędzy worki ze swetrami.
To, że kot "znika" w szufladzie strasznie Kreskę irytuje.
Po pierwszych, bezowocnych próbach wepchnięcia się pod łóżko za kotem, frustracja psicy osiągnęła niebezpieczne poziomy. Krechulec całymi dniami siedzi i hipnotyzuje wzrokiem szuflady, usiłując koty wywabić skomleniem.
Co wygląda tak:



poniedziałek, 23 listopada 2015

Kompromitujące tajemnice alkowy :)

Chyba wszyscy kiedyś na swoich pierwszych telefonach komórkowych grali w Tetris'a. Ja robiłam to namiętnie :)
Wersją alternatywną jest Petris:



źródło

sobota, 21 listopada 2015

Pyszna szarlotka - łatwiejszej nie wymyślono :)

Dzisiaj pyszniasta szarlotka, której nie da się sknocić i nie wymaga wiele pracy - ot utarcie jabłek.
Pewnie wiele z Was ją zna jako szarlotkę sypaną, ale może ktoś jeszcze nie, a warto.
U mnie absolutny, szarlotkowy must have!

Aaaa... w internetach są jej bardzo ładne zdjęcia, ale uprzedzam, że owa szarlotka rzadko wychodzi fotogeniczna. Lecz w sumie to nie wyglądu się od szarlotki oczekuje ;)

wtorek, 17 listopada 2015

Taki kot to może człowieka wykończyć!

Ano może.
Przylezie takie małe kocie dziecko w zimną noc październikową za Tofikiem, wtarabani się po schodach na 10. piętro, chwyci całą rodzinę pazurami za serce, uwiedzie spojrzeniem złotych ślepi, rozkocha w sobie zmysłowym Mrauuu i co?!

I weźmie i się rozchoruje, i dostanie gorączki 41 stopni z kreskami, i straci apetyt, i będzie się przewracać, bo łapki sztywne, i będzie miało biegunkę, i będzie leżało bezwładnie i się przez ręce przelewało! Bo jak to? Rano wszystko dobrze i kot rzuca się na żarełko i się bawi, i biega, i skacze, i demoluje, a wieczorem nawet łebka nie ma siły podnieść?

niedziela, 8 listopada 2015

Requiem dla Foxa

Ciągle mi go brak...
Wciąż wydaje mi się, że jest obok. Nasłuchuję kroków, czekam w nocy przez sen aż mi się właduje do łóżka - a tu pustka.
Jak to możliwe - pustka przy czterech zwierzakach, a jednak. Została jakaś pusta przestrzeń po Foxie.

Ciężki był zwłaszcza 2. września, urodziny Foxa. Skończyłby 14 lat. Cieszyliśmy się na tę datę, że taki długowieczny, dziarski staruszek, pomimo tylu chorób, które dokuczały mu w młodości. Ech, ciężko.

Fox wychował mi Tofika. Fox mądrze i ze spokojem przyjął pod nasz dach najpierw Bazyla, potem Pixelka, po nich Kreskę i cały czas łapię się na pytaniu, co by Fox powiedział na koty?
Bo Fox był wyżłem. Polować bardzo lubił. Ale na szczęście został oduczony :) I to nie przeze mnie.
Pamięć po Foxie to wiele zabawnych historyjek. Pozwolę sobie dzisiaj trzy z nich przytoczyć, w tym tą o rugowaniu z psa ciągotek myśliwskich.

piątek, 6 listopada 2015

Swetry powracają wraz z jesienią

Żeby PT Czytelnicy nie myśleli, że ja już zupełnie oddałam się tylko wyczesywaniu kocich ogonów i splataniu psich grzyw. Ano nie. Co jakiś czas udaje mi się również przysiąść do maszyny.

Jest to obecnie tym łatwiejsze, że moja stara wielka jak stodoła sieczkarnia, szumnie zwana komputerem, dożyła swych dni. Dożyła i zwolniła miejsce dla niewielkiego, płaskiego laptopika i maszyny do szycia właśnie.

Dzisiaj dwa słiterki, które ostatnimi czasy "machnęłam", a które już mogą ujrzeć bologowe światło dzienne, bo via Poczta Polska osiągnęły cel podróży - czyli szafy nowych właścicielek.
A propos - dziękuję w/w za anielską cierpliwość :)

1. Sweterek życzeń ze złotą rybką, która dynda u kapturka.


czwartek, 5 listopada 2015

Bura i spółka z o.o.

Nieustannie zadziwia mnie raptowna zmiana, jak nastąpiła w naszym życiu w związku z pojawieniem się kotów.

Zwierzaki baaaardzo szybko się aklimatyzują i układają sobie wzajemne relacje. Może właśnie dlatego, że stado jest tak liczne.
Jak to napisała w którymś felietonie Dorota Sumińska, najtrudniej połączyć dwa psy lub dwa koty. Powyżej piątego osobnika stado powiększa się niejako samo "wchłaniając" nowego domownika. Coś w tym jest już na poziomie czwartego zwierzaka.

Bura

poniedziałek, 2 listopada 2015

W czasie deszczu dzieci się nudzą...

Czyli kocie dziecko na bis

  O tym, że Mamba z lubością turla piszczące myszy o trzeciej nad ranem, a zaraz potem za nimi turla się Pyza, już pisałam.
Mamba się w ogóle świetnie z Pyzą bawi i nie tylko z Pyzą, a jak się nudzi wieczorami i nocami, to demoluje.
Postanowiliśmy więc wyjść losowi na przeciw, wziąć się z nim za bary i natrzaskać po pysku, zanim los ześle na nas tę przepowiedzianą plagę "mrówek faraonek" (tu już możecie zacząć turlać się ze śmiechu). Jednym słowem postanowiliśmy naszemu kociemu dziecku zorganizować grupę rówieśniczą - czyli drugie kocie dziecko.

Burą.

Tym bardziej, że NNNŚ Wet powiedział, że jeśli nie chcemy, żeby za rok nasza Mamba była tylko ozdobą na kominek i żeby pozostała socjalna, to musi się socjalizować z innym kotem. Z opinią autorytetów się nie dyskutuje.
Zamieszkała z nami w sobotę wieczorem.
Miała być Dymka ale w sumie los musiał swoje trzy grosze wtrącić (nie chichocz tak Cholero jedna!) i zamiast Dymki przyjechała z nami Bura.

sobota, 31 października 2015

Zupa z dyni i zwierzęca magia :)

   Wszystko przez Frajdę Przyrodnika i jej dyniowy bal.
Kilka dni temu Frajda podłożyła mi dyniową świnię - zrobiła to perfidnie, bo na wieczór, kiedy miałam już nic nie żreć i w dodatku cały post okrasiła fotografiami.
Będziesz mi Frajda za takie numery gumki w spodnie wszywać.
I jak ja się tej dyni tak napatrzyłam...
tak napatrzyłam....
obśliniłam się niemiłosiernie.
Nie pozostało nic innego jak pokłusować do garów i sobie taką zupę machnąć z dyni właśnie.
Jest to zmodyfikowany przepis ponoć Anety Kręglickiej, jakby kto chciał oryginału sobie szukać. Modyfikacja polega na dodaniu przeze mnie marchwi, przesunięciu czosnku z początku przepisu na koniec i podwojeniu proporcji, bo tą homeopatyczną dawką z oryginalnego przepisu można się tylko wkurzyć.

wtorek, 27 października 2015

Jak psy z kotem

To był mój pierwszy problem i największa obawa - jak psy przyjmą kota.
A właściwie w jaki sposób psy zeżrą kota.

Jak kota się wprowadziła, zajęła toficzą norę, zamknęło się za nią drzwi i grało.
Psy były zamknięte i po wypuszczeniu na pokoje nawet nie zwęszyły obecności nowego lokatora.
Tak, wiem, jak to świadczy o fenomenalnym węchu moich psów.

W drugim dniu pobytu koty postanowiliśmy psy uświadomić. Uświadamianie odbywało się na smyczach i w kagańcach. W myśl zasady, że zaufanie dobre - kontrola lepsza :)

Sucze nie posiadały się ze szczęścia. Co prawda nie za bardzo ogarniały czemu ich wolność została ograniczona, ale najważniejszy był fakt, że MIĘSO przyszło! Samo przyszło!
Młoda, kruchutka, soczysta kocina :))) I jeszcze przed konsumpcją zapewni program artystyczny z choreografią! Czy uczciwy pies może marzyć o czymś więcej?
Ucieszony kociak radośnie bawił się dzwoniącą myszką tuż pod zaślinionymi psimi pyskami w kagańcach. Duże kudłate ciocie, bardzo mu przypadły do gustu.
A psy stały sztywne, w najwyższym podnieceniu gotowe do polowania.

poniedziałek, 19 października 2015

O ignorowaniu znaków i adopcji Tofika

Nie, nie oddałam Tofika do adopcji.  

   Zaczęło się niewinnie. Ot jakaś dobra dusza wykazała się wrażliwością estetyczną i na klatce schodowej, przed schodami do windy położyła skądinąd ładną wycieraczkę.
Tę tu:


     Było to jakieś trzy tygodnie temu i absolutnie nie sądziłam, że ma to cokolwiek ze mną wspólnego.
A owszem, uśmiech wzruszenia wykwitł na mych ustach, że kiciusie takie słodkie i w ogóle któryś z sąsiadów taki gest ma pro publico bono.

   Nieświadoma niespodzianek, jakie los dla mnie szykuje, huśtałam się tedy na krześle we wtorkowy wieczór 13. października. Nadrabiałam sobie blogowo-czytelnicze zaległości, siorbałam ciepłą, świeżo zaparzoną herbatę i cieszyłam się, że jest mi dobrze. Na dworze dobrze nie było, gdyż październikowy wieczór miał próbę generalną przed listopadowym Halloween i rzucało marznącymi żabami.

niedziela, 18 października 2015

Masz (leniwa) babo placek... drożdżowy :) a chleb przy okazji

   Dziś znowu post kulinarny z plackiem w głównej roli (obiecanym kiedyś tam), bo pora roku wypiekom sprzyja.

 Tu placek jeszcze w wielkanocnej odsłonie:

   Dla tych, którzy jeszcze nie do końca w to wierzą, powtórzę: jestem niezwykle leniwa, umiejętność pichcenia mam opanowaną w stopniu dostatecznym, w obżarstwie osiągnęłam poziom mistrzowski. Z tego wszystkiego rodzą się kompromisy, w których kluczową rolę odgrywa smak, wsparty łatwością i krótkim czasem przygotowania smakowitości.

  No to lecimy - ciasto drożdżowe.

środa, 7 października 2015

Chyba zapuszczę wąsy :)

      Pękam sobie z dumy i szczęścia od jakiegoś czasu. Pękam dyskretnie, w zaciszu domowym, na użytek własny, albowiem Mamusia mówiła, że ostentacyjne pękanie publicznie jest w złym guście.
Aliści.
No po prostu nie mogę! Nie wytrzymam! Muszę pochwalić się łupami! :)))

W zamierzchły czas remontu jeszcze, kiedy siedziałam w kąciku przysypana kurzem gładziowym (a moje psyche nie wysuwało nawet nosa z dołka), pociechę znajdowałam w buszowaniu po pewnym znanym powszechnie portalu, gdzie za gotówkę lub na raty nabyć można niemal wszystko. Ponoć jak czegoś tam nie ma to nie istnieje.
   No i zaistniało :) W dziale z porcelaną. Znowu ktoś nie miał pojęcia, co sprzedaje :)))))
I tak nabyłam dwie XIX wieczne filiżanki - oczywiście ręcznie malowane - z porcelany z Guangzhou (Kanton):

1. małą, z motywem roślin, ptaków i motyli:


czwartek, 1 października 2015

Tagliatelle z boczniakami

   Nie wiem jak Państwo szanowne, ale ja uwielbiam wszelkie makarony z dodatkami, w których jak wiadomo specjalizuje się kuchnia włoska.
Dlatego dzisiaj przepyszny i sprawdzony przepis rodowitej Włoszki, Tessy Capponi - Borawskiej, z książki "Moja kuchnia pachnąca bazylią". Pozwolę sobie zamieścić zarówno oryginał przepisu, jak i moje autorskie sugestie - do wyboru dla ewentualnych naśladowców.



czwartek, 24 września 2015

Zabawki dużych chłopców i Diabelska sfora

    Szanowne PT Czytelniczki,
wyobraźcie sobie, że oto stoicie na środku sklepu z butami, dajmy na to Manolo Blahnika lub innej pożądanej marki. Wyobraźcie sobie TO uczucie!
    Wyobraźcie sobie pełne zachwytu buźki swoich dzieciątek, gdy stoją jak zahipnotyzowane na środku sklepu z klockami/żelkami/akcesoriami dla księżniczek/................... (niepotrzebne skreślić lub/i w miejsce kropek wstawić brakujące wyrazy). A teraz na własny użytek wytypujcie sklepy, w których mężczyzna jeden z drugim też będzie cielęcym i pełnym zachwytu wzrokiem wodził po półkach. Niekoniecznie jest to seksszop ;)
 

środa, 16 września 2015

Szkoła

  Wczoraj byłam na pierwszej w tym roku wywiadówce w nowej szkole Tofika.
I straszno i śmieszno. Niby człowiek wie o różnych zagrożeniach, o życiu młodzieży w ogóle i szczególe, a jednak nie wie.

środa, 9 września 2015

Sałatki poniekąd farncuskie

    Na jednej z półek kuchennych, obok dzieł cennych i wiekopomnych, siedzi rozparty opasły zeszyt. Zeszyt oprawny w prawdziwą historyczną skajkę-niepękajkę, która odeszła do lamusa wraz z tekturowymi walizkami, oranżadą w woreczkach, bibovitem i napojami z saturatora. Kajet dostałam jako souvenir z byłego Związku Zdradzieckiego. Solidny papier, twarda oprawa, na froncie i grzbiecie wytłoczony i wyzłocony napis głosi, że jest to Kniga dla zapisi kulinarnow rieceptow. Lata całe zeszyt się zapełniał i puchł od dołączanych doń kartek. Czasami odkrywam w nim na nowo różne przepisy i wraz ze smakami wracają wspomnienia różne, miłe :)
   W owym radzieckim kajecie - pardon - tietradzie, znajdują się dwa przepisy o wdzięcznym tytule Sałatka francuska - światowe takie. Jeden dostałam od koleżanki jeszcze na studiach (czyli dawno), drugi był "od zawsze" w naszym rodzinnym domu i chyba ma coś wspólnego z Irenką Gumowską :)
Nie wiem, która z sałatek jest bardziej francuska, o ile którakolwiek ma z Francją cokolwiek wspólnego, ale ponieważ obie są pyszne i na czasie, no to przepisy wrzucam.

wtorek, 8 września 2015

Ciociowe ogórki :)

    Zaległości mam blogowe ostatnimi czasy i wyrzuty sumienia w sferze kulinarnej względem PT Czytelników. Zgromadziłam już niezły zapasik fajnych, prostych i sprawdzonych przepisów na pyszności różne. Przepisami owymi planowałam się już dawno podzielić i zawsze coś mi było wbrew, czyli się nie składało.
   Kajam się zatem i nadrabiam zaległości, zmobilizowana dwoma postami Buby z przepisami sałatek >>> TU <<< i >>> TU <<<. Bo niby Buba nie umie i nie lubi gotować, a jak już zamieści przepis to dobry. To znaczy na dania takie, jak lubię ja i moje lenistwo - proste, błyskawiczne i smaczne. A ja wybitnie nie lubię się męczyć (wspominałam już, że jestem koncertowym leniem?).
    Dlatego cenię sobie NIESKOMPLIKOWANE przepisy. Tak proste, że gorący kubek wydaje się przy nich kulinarnym misterium.

środa, 2 września 2015

Skorupy moje ukochane

   To, że skorupy wszelkiej maści kocham wielką, szaloną miłością, PT Czytelnicy wiedzą od dawna.
Nałóg, jak nałóg - każdy jakiś ma.
   Dzisiaj serce mi zmiękło (nie wiem czemu - może z powodu niskiego ciśnienia, może się po prostu starzeję - bo zwykle mi się nie zdarza) i postanowiłam  podzielić się skorupami wirtualnymi.
   Oczywiście z góry serdecznie przepraszam za niedoskonałe zdjęcia, ale ponieważ jestem absolutnie zarąbista w tak wielu dziedzinach życia, to nie mogę być również świetnym fotografem - żeby innych nie wprawiać w kompleksy.
 
    Primo po pierwsze: odkryłam jakiś czas temu bloga Skrzatki, o TU odkryłam, i sobie nań włażę oczy napaść. Bo Skrzatka siedzi i skrzacimi łapkami tak sobie lepi... a potem bezwstydnie wrzuca zdjęcia na bloga, żeby ludzi o niskich pobudkach (czyli mnie) zazdrość zżerała. Via Skrzatka można wleźć w więcej fajnych miejsc - a to wciąga, więc jak nie potraficie się opanować w buszowaniu po fajnych miejscach (ja nie potrafię), to przed odpaleniem linku zróbcie sobie choć herbaty.

  Primo po drugie: odkryłam na użytek własny (ale i cudzy) anielskie zagłębie w Wieruszowie - dokładniej Zakład Aktywności Zawodowej, Stowarzyszenie Integracyjne "Klub Otwartych Serc" w Wieruszowie. >>> O TUTAJ TRZA KLIKNĄĆ <<<
   Wlazłam ci ja kiedyś na olx i tak, ni z gruchy ni z pietruchy, wyskoczyła mi przed oczy śliczna czerwona paterka. Za paterką wychynął anioł i pooooooooooooszło! Tym bardziej, że ceny są więcej niż przystępne.
    Zamówiłam trochę tego na próbę, bo była akurat komasacja imienin i innych kataklizmów była. Ładnie te skorupki na zdjęciach wyglądały, tylko brak było w opisie wymiarów. Przeliczyłam orientacyjnie z proporcji wymiar do ceny i doszłam do wniosku, że nie będzie to pewnie zbyt okazałe. Zamówiłam tedy w półhurcie.

 Jakże się myliłam, a jakże kurier mnie znienawidził!

niedziela, 23 sierpnia 2015

Za co ja uwielbiam ideę second hand'u (4) oraz Zetek

   Dzisiaj post, który za mną już długo chodził i dojrzewał - aż dojrzał.
Znowu o dobrach dostępnych z drugiej ręki. A dobra te są niebagatelne. Będzie bowiem o miłości z drugiej ręki, dostępnej każdemu chętnemu.
  Jak wiecie, życie me psami jest usiane. Każdy pies to całe tomy historii wszelakich i anegdot. Ale przede wszystkim to wielka, bezgraniczna psia miłość, której nie da się podrobić.
  Prawdziwy psiarz, kupuje psa tylko raz albo wcale. Chyba, że chce mieć psa rasowego, o określonych cechach charakteru i wyglądu - wtedy też nie kupuje od przypadkowego hodowcy tylko hodowlę wybiera bardzo rozważnie - ale to zupełnie inna historia.
  Rasowy psiarz po prostu daje się psu wybrać. Dzieje się to na różne sposoby: w naturze lub internetach, ale zawsze jest jak w piosence Ordonówny:



  Jedno spojrzenie psich oczu i w psie oczy - iskrzy - i - pierwszy znak, gdy serce drgnie, ledwo drgnie, a już się wie, że to właśnie ten, TYLKO TEN! Nie wolno wtedy swojego psa odtrącić, bo się potem żałuje do końca życia. Mężczyzna był raz ze mną w schronisku i zaiskrzyło mu z Lalą - śliczną czarnulką - ale zwyciężył tzw. "zdrowy rozsądek i względy praktyczne" i w związku z tym do dziś nie może przeboleć i tęskni za Lalą (a ja mówiłam, że tak będzie! o!).

niedziela, 16 sierpnia 2015

Pyza - świeża, jeszcze ciepła ;)

   Jak Państwo Szanowne już wie, stan jednopsia, niebezpiecznie bliski stanowi bezpsia, jest obcy Psu w Swetrze & Co. Tedy też, jeszcze na etapie przebywania Mężczyzny w szpitalu, podjęte zostały kroki (szybkie i zdecydowane), żeby ów stan zmienić.

I tak nastała nam Pyza:


Pyzę sfotografować ciężko, ponieważ stan bezruchu jest jej obcy, dlatego czekam na oklaski i ogólne uznanie w kwestii moich mało udanych prób :)

sobota, 8 sierpnia 2015

Mężczyznę mam w domu :)))))

  Ludu blogujący miast i wsi,
niniejszym ogłaszam, że Mężczyznę udało mi się wyszarpać ze szponów Narodowej Fikcji Zdrowia i mam Chłopisko we własnej chałpie!
  Co oznacza, że czas na internety skurczył mi się jeszcze bardziej, ale i tak postaram się niebawem odrobić zaległości - głównie w czytaniu Waszych blogów, boście ludziska płodne się zrobili przy upale, że hej!

Tymczasem pozdrawiamy!
Dorota i Piotrek

niedziela, 2 sierpnia 2015

Komunikacja według Kreski

  Foxa brak nam przeokrutnie. Wciąż wydaje mi się, że słyszę jego wolny, niepewny krok starego psa na posadzce, głośne, łapczywe chłeptanie wody, odgłos lizania łap i senne mruczenie z posapywaniem, gdy układał się na legowisku. W nocy budzi mnie... cisza.



   Przywykłam do odgłosów gonitwy, polowania i wystawiania zwierzyny, które Foksisko śniło barwnie po całych nocach. Gdy tylko ślepia zamknęło, z grzbietu spadało lat 10, łapy młodego psa ruszały w pogoń, nos węszył dolnym wiatrem, a wszystkiemu towarzyszyły radosne skomlenia i warczenie i szczekanie, gdy grubego zwierza udało się psu w dzikich ostępach osaczyć. W kulminacyjnych momentach łomotały również przeszklone drzwiczki regałów bibliotecznych, o które Fox walił z impetem grzbietem. I wszystko to na legowisku przed moim łóżkiem. A teraz cisza panie, tego no. Cisza. *
  Jedyną istotą zadowoloną z odejścia Foxa jest Krecha.
Wspominałam już, że Krecha była rozpuszczoną jak dziadowski bicz jedynaczką, która zaakceptowała Foxa jako mebel przynależny nowo objętym włościom - ale bez entuzjazmu. Żyła sobie tedy geriatria razem niczym dwóch zgryźliwych tetryków, robiąc sobie nazłość przy każdej nadarzającej się okazji.
Po śmierci Foxa Krecha zapanowała niepodzielnie i w jej mniemaniu świat oto wrócił na właściwe tory.
 
  Postanowiłam tedy poskromić złośnicę i podjęłam próby nauczenia jej prostych komend. Ot takie na przykład: siad! Wielce przydatna sztuczka.

Jakich to Smoki skarbów pilnują :)

  Na wstępie uprzejmie donoszę, że Mężczyzna - z użyciem jednej dolnej kończyny własnej oraz dwóch zastępczych - rozwija coraz większe prędkości i pokonuje coraz dłuższe dystanse, coraz rzadziej korzystając z krzesełek i ławeczek po drodze. Rączym kłusem przecwałował dzisiaj korytarz od swojej sali do windy. Czy z powrotem też mu się ta sztuka udała - nie wiem, albowiem drzwi windy się za mną zamknęły. Nie tylko jednak po prostym Mężczyzna gania. Po schodach niczym ta kozica lub koziorożec skacze również. Jednym cięgiem potrafi już pokonać trzy stopnie. Gdy w szczytowej formie pokona stopni sześć, zapewne wypuszczą mi Mężczyznę na wolność (albowiem sześć stopni musi przeskoczyć w drodze do domu). Oczywiście ja bym go na rękach wniosła, stoi nam jednak na przeszkodzie spora dysproporcja gabarytowa ;)
  Mężczyzna ma apetyt na Życie i poziomki, a dziś wreszcie i ja znalazłam godzinkę czasu, by lec śród tych poziomek naszych balkonowych na kocu - z Krechą, książką i herbatą. Życie tak jakby nam normalnieje...

Ale miało być o smokach, a właściwie Smoku czy wręcz Smoczycy.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Narodowa Fikcja Zdrowia czyli w oparach absurdu

  Za drzwiami oiomu kończy się Doktor House i Leśna Góra, a zaczyna Narodowa Fikcja Zdrowia.
Na oddziałach cięższych, o tzw. większym priorytecie, opary absurdu snują się przy podłodze. Im lżejszy oddział tym wyżej się unoszą. Obecnie jesteśmy na oddziale, gdzie sięgają wysokości lamperii. Natomiast dzisiaj byłam w rejestracji i przykryły mnię calusieńką z głową i włosami stojącymi dęba ;)))


OIOM :)

   Do porządku przywołała mnie Ela W. lakonicznym komentarzem: jakie wieści?
Ja wiem, że Was okrutnie zaniedbuję ale uwierzcie, że moja szychta w szpitalu trwa dziennie od 6 do 10 godzin i służy głównie obronie Mężczyzny przed systemem. System dopada pacjenta za drzwiami oiomu, gdzie rzeczony pacjent potrzebuje do przeżycia pięciu rosłych osiłków lub licznej i zdeterminowanej rodziny (to my! to my!). No to najpierw będzie o bajce zwanej OIOMEM, a potem o całej reszcie.

   Ale wprzódy uprzejmie donoszę, że Mężczyźnie ma się na życie. Operacji nie było (powinniśmy przywyknąć) i do dziś zdania są podzielone, czy będzie potrzebna. Mężczyzna ma apetyt jak chłoporobotnik po 16 godzinach pracy fizycznej, regeneruje się jak najlepszy bohaterski wojownik ze świata fantasy i w sumie za około 5 miesięcy nie powinny pozostać żadne większe konsekwencje urazów - czy to fizyczne, czy neurologiczne.
Ładnie żeście to wszystko wymodlili! Bardzo ładnie!

 

sobota, 4 lipca 2015

Mężczyzna i Fox

   Kochani moi!
Żyję! Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali tu cierpliwie i okazywali uprzejme zainteresowanie moimi losami, a nawet szturchali zachęcająco. To cudowne, że jesteście :)
   Tu miał nastąpić radosny post o tym, że   Nie jestem martFa! 
że udało nam się przetrwać plagi egipskie: czyli remont ze wszystkimi gratisowymi atrakcjami, zmasowany atak wrednych wirusów i sprzątanie poremontowe. A nastąpi smutny post o tym, co było dalej.


niedziela, 10 maja 2015

Za co ja uwielbiam ideę second hand'u (3)


 Mam pewną słabość, do której się jeszcze tutaj nie przyznawałam, a która jest ściśle związana z ideą zakupów z drugiej ręki. Mianowicie kocham skorupy! Wielką, szaloną miłością!
A dokładnie porcelanę. Fajanse, glinki i szkło mnie aż tak nie kręcą, choć koło okazji przejść obojętnie też nie potrafię.
  Porcelanowa choroba jest zakaźna. Ja ją mam po Mamusi, Tofik po mnie.
Zaczęło się od skorup, które spływały na mnie w spadku (bo kiedyś na szczęście nie było duraleksów, arcoroców, arcopali i rodowych serwisów z melaminy!). Była porcelana. Nasza. Piękna. Śląska i ćmielowska. Był czechosłowacki Epiag i piękna porcelana z Chin i Japonii. Oczywiście była porcelana manufaktur bawarskich i górna półka - Rosenthal, Miśnia, Berlin, Drezno i Wiedeń. Zdecydowanie rzadziej można było spotkać porcelanę angielską, szwedzką czy węgierską. A prawdziwym rarytasem są Nautilusy (ze szkockiej manufaktury, zajmującej się zdobieniem porcelany tylko przez 17 lat od 1896 do 1913!) jak ten poniżej.

Nautilus























czwartek, 23 kwietnia 2015

Jak zrobić z siebie idiotkę przed biegłymi sądowymi - niezawodny przepis :)

  W każdym razie mi się udało!
 Otóż objaśniam tytułem wstępu - rok temu z okładem, gdy stałam sobie na czerwonym świetle, miły pan z telefonem komórkowym przyrośniętym zarówno do dłoni, jak i do ucha, podjął próbę zapakowania swojej toyoty do bagażnika mego citroena. Jednym z efektów tej próby było odprostowanie mego kręgosłupa w odcinku szyjnym. Niestety nie uzyskałam tym sposobem łabędziej szyi bez dodatkowych podbródków. Wtedy może bym wybaczyła...
  Uzyskałam za to moc innych wrażeń - np. wizualizację podróży Dorotki do krainy Oz (jednak bez bonusu srebrnych trzewiczków). Albowiem zawroty głowy potrafią powalić mnie na tapczan, którego muszę się trzymać kurczowo, kiedy frywolny mebel wiruje wraz ze mną.

środa, 8 kwietnia 2015

Za co ja uwielbiam ideę second hand'u (2)

 Za książki, rzecz jasna!
W niektórych lumpeksach są, oprócz ciuchów i innych dóbr, także książki. Tą drogą zdobyłam m.in. trzy tomy opowieści o Misiu Paddingtonie i rozliczne bajeczki po angielsku, które służyły i mi, i Tofikowi w poznawaniu języka.

Jedna z naszych ulubionych jest o Elmerze, słoniu którego z opresji uratował motyl :)


     Czasami trafiają się w życiu rzeczy niezwykłe. 
Raz obładowana siatami wracałam z zakupów na targowisku bocznymi uliczkami i natknęłam się na nowo otwarty ciucholand.

sobota, 4 kwietnia 2015

Z okazji Świąt Wielkanocnych

 


Z okazji tych pięknych Świąt życzę Wszystkim 
Wielkiej Radości i Wszelkiej Pomyślności!

I zastali grób Pana pusty:



Apdejt:
Dostałam tyle ślicznych, serdecznych życzeń, że postanowiłam "podać dalej" te, które szczególnie ujęły mnie za serce:
Niech radosne Alleluja będzie dla Was ostoją zwycięskiej Miłości i niezłomnej Wiary, niech pogoda Ducha towarzyszy Wam w trudzie każdego dnia!

Czego sobie i Wam życzę :)

środa, 1 kwietnia 2015

Jamnik w ogniu

   Wpadłam jak ta śliwka w komput!
   Kiedyś via bodaj Skorpion w Rosole, wlazłam do Diabła w buraczkach. Najpierw obwąchiwałam nieufnie, potem z coraz większą atencją, a teraz w zakochaniu przepadłam po uszy. Kto u Diabła jeszcze nie był, niech błyskiem nadrabia braki w edukacji i życiu kulturalnem, co by nie umarł w nieświadomości istnienia  Borsuka KryspinaLisa Stefana Krokodyla Ryszarda wraz z Rodziną i Sowy Renaty oraz innych Zwierzontek.

Serce me zabiło mocno do owych stworzeń, których podobizny specjalnie dla PT Czytelników bezczelnie skopiuję z bloga Asi, ażeby Państwo Szanowne mogło zobaczyć w czym rzecz:





wtorek, 24 marca 2015

Namordniczek :)

  Kreska

  Kreska.
  Psina moja kochana.
  Cierpieć zaczęła okrutnie. Niby radosna i zabawowa jak zwykle. Apetyt też zwierzakowi dopisywał - też jak zwykle. A co zjadła, to siedziała sztywna z bólu...
Najpierw myśleliśmy, że to z powodu łapczywego jedzenia - rzuca się bowiem na żarcie, jak skazany na śmierć głodową na ostatni posiłek. Zaczęliśmy karmić małymi porcjami i z ręki. Pomogło na czas jakiś. Ponieważ to długie zwierzę jest, myślałam razu pewnego, że skrętu żołądka dostała - pół nocy nie spałam i mało brakowało, żebym zainwestowała całą pensję w wyjazdową pomoc weterynaryjną. Objawy jednak nie pasowały i potem wszystko minęło. Czasami dolegliwości ustępowały, czasami się nasilały. Pies jak się łapczywie nażarł, siedział sztywny pół nocy, ale dostał od weta stosowne tabletki i nawet było ok.
    Aż nagle się skrajnie pogorszyło, a Krecha zaczęła się zachowywać jak Bazyl na kilka dni przed śmiercią...

poniedziałek, 23 marca 2015

O pewnym błazeńskim swetrze i ataku technologii.

    Ostatnio uszyty sweter szczęśliwie dotarł via Poczta Polska do nowej Właścicielki, gdzie przyjęty został ze stosownymi honorami. Swetrzycho wygląda tak:

niedziela, 15 marca 2015

Pusto się zrobiło...



  W czwartek, 12. marca, zmarł Terry Pratchett. Nie sądziłam, że tak to zaboli. Krótkie wzmianki o Pisarzu w gazetach i na portalach internetowych, pod nimi komentarze - jak zawsze, kiedy umiera ktoś znany. Zwykle oczywiście jest nam przykro, ale po kilku godzinach nawet nie pamiętamy o informacji zamieszczonej w prasie. Nie w tym przypadku...
   No cóż. O Jego chorobie wiadomo było od dawna... A jednak... Pusto. Nie sądziłam, że mnie to walnie obuchem po głowie i będzie to walnięcie z opóźnieniem. Tak jakby odszedł ktoś bardzo bliski.
Zostały półki pełne książek (mam prawie wszystkie), cudowne cytaty, złote myśli i prawdy życiowe. Absolutne mistrzostwo przedstawienia ludzi i naszego współczesnego świata w zwierciadle Świata Dysku.
I nie jest to krzywe zwierciadło. To raczej nasz realny świat wydaje się być karykaturą.
    Uważni czytelnicy wiedzą, że w niektórych miejscach osnowa rzeczywistości jest tak cienka, że te dwa światy się o siebie ocierają. Marzycielom (takim jak ja) daje to złudzenie, wiarę, że można dotknąć tego innego Świata, że może gdzieś są do niego drzwi... Byłoby cudownie.
   Na przykład biały kredowy koń, który wyrwał się z gruntu, żeby przybyć Tiffany na ratunek istnieje niedaleko Uffington (Oxfordshire) i wygląda tak:

DCIM100GOPRO
>>>źródło<<<

Można o nim poczytać >>>TU<<<

wtorek, 10 marca 2015

Po co komu telewizor?

"...płeć jak telewizor, telewizor jak płeć,
można nie używać ale trzeba mieć..."
                                      Marian Załucki


Biedni ludzie mają duże telewizory – bogaci - duże biblioteki.\nJim Rohn
>>> znalezione tu <<<

Kiedyś się przynajmniej dało na nich kwiatki stawiać, a pod kwiatek koronkową serwetkę podłożyć i disajn był. Teraz, no cóż…
Spotkałam się niedawno z koleżankami i kolegami z mojej klasy z ogólniaka (cudowne to było!), by upamiętnić kolejne dziesięciolecie (które – nie zdradzę) od egzaminu maturalnego. Jakoś tak rozmowa zeszła na telewizję i telewizory, których większość z nas, jak się okazało, nie posiada! Telewizory pozostały tylko na wyposażeniu domostw osób, posiadających dzieci jeszcze w wieku wczesnoszkolnym lub przedszkolnym.
Przypomniał mi się wtedy pewien wywiad, w którym profesor Zanussi zastanawiał się głośno, czy były robione jakieś badania socjologiczne lub sondaże, z których wynikałoby jasno, że część publiki, łaknąca obcowania z treściami ambitniejszymi niż sitkomy i taniec w środowisku wodnym o różnym stanie skupienia, cierpi na bezsenność. Albowiem wszelkie ciekawe programy edukacyjne, historyczne, publicystyczne oraz filmy, nie będące brazylijskimi tasiemcami, emitowane są w godzinach późnowieczornych i wczesnonocnych. Osobiście nic mi na temat takowych badań nie wiadomo. Ja robię się śpiąca już po bajce i zdarzyło mi się nie dotrwać do godziny emisji interesującego mnie programu. Telewizor pożegnałam więc bez żalu, bo do oglądania czegokolwiek to on nie służył. Telewizorów nie posiada również większość mojej rodziny. Raz jednak się przydał.
Nie jako przedmiot materialny, ale jako idea.

niedziela, 8 marca 2015

Torebka i złośliwość rzeczy martwych.

   Udało mi się zreanimować moją maszynę do szycia, która odmówiła współpracy przy rękawie pewnego swetra... Bydle!
   Miesiąc wiozłam ją do serwisu. W końcu przysiadłam na czterech literach, fiknęłam złośnicę na grzbiet, rozkręciłam, przeczyściłam i ... cud się stał! Ruszyło bydle z kopyta, jak gdyby nigdy nic. Dokończyłam rękaw, szczęśliwa, że sweter mogę oddać w ręce nowej właścicielki, gdy mój Mężczyzna stwierdził, że jest smutny z przodu - tzn. sweter, nie Mężczyzna. Nie pozostało mi nic innego, jak go trochę rozweselić wedle rad Domorosłego Stylisty, w czym moja maszyna jeszcze współpracowała. Sweter zostanie zaprezentowany Szanownej Publice, gdy osiągnie kres swej podróży i szafę Nowej Właścicielki :)
  Po sweterku - zachęcona nienagannym sprawowaniem mojej maszyny - machnęłam torebkę dla Oli od >>> Psa we Wrocławiu <<< 

czwartek, 5 marca 2015

Godzina dla morświna :) PILNE!!!!



     Dzisiaj szybciutko i króciutko, za to treściwie.
     Jest akcja WWF Polska o >>> TU <<< w celu ratowania bałtyckich morświnów. Na stronie można poczytać o morświnach, o ochronie tego gatunku (populacja skrajnie zagrożona!!!), adoptować morświna też można (jakby ktoś nie mógł trzymać w domu chomika, to zawsze może mieć morświna w Bałtyku, a co!), a co najważniejsze MOŻNA PODPISAĆ APEL o wdrożenie programów ochrony tego gatunku. Ja podpisałam, bo nie chcę, żeby morświny przez ludzki egoizm i pychę podzieliły los wielu gatunków, których już nie ma. Śpieszmy się ratować dzikie zwierzęta - tak szybko odchodzą...
   Prosiłabym również przyjaznych morświnom blogerów o umieszczenie informacji o apelu na swoich blogach. Bloguję od niedawna ale już poznałam tę wspaniałą społeczność :) i wiem, że w słusznej sprawie ludziska potrafią szybka, prężnie, sprawnie i z pieśnią na ustach ;))) Teraz jest trochę ponad tysiąc podpisów - potrzeba dziesięć razy tyle.

(zdjęcie morświna ze strony WWF)

piątek, 27 lutego 2015

W kwestii artystycznych uzdolnień Kreski :)

   Jak niektórzy Czytelnicy wiedzą, Jarecka, zamieszkała w >>>Deszczowym Domu<<< na Zaogoniu, obchodziła niedawno urodziny. W konspiracyjnym spisku uknutym przez Jareckiego (poślubionego kiedyś tam Jareckiej) wzięli udział przyjaciele Deszczowego Domu, zasypując Jarecką lawiną urodzinowych kartek. Dziękuję z tego miejsca Jareckiemu, że zafundował mi mnóstwo frajdy, dając mi możliwość wzięcia udziału w operacji pod kryptonimem JB (Jarecka Birthday).
   Kartka dla Jareckiej powstała siłami całej ekipy Psa w Swetrze czyli: Kreski - MODELING i zdobnictwo artystyczne; Foxa - zdobnictwo i wsparcie duchowe oraz mojej skromnej osoby - koncepcja, choreografia, produkcja :)
   Dzięki uprzejmości Zacnej Jubilatki, która jest obecnie właścicielką praw autorskich do rzeczonej kartki, otrzymałam zgodę na upublicznienie prywatnej, urodzinowej korespondencji.

środa, 25 lutego 2015

Masz babo placek... z jabłkami :)

  Ponieważ leniwcem jestem  nieprzeciętnym, a przy tym żerne ze mnie stworzenie, przeto wypracować musiałam kompromis między moim lenistwem wrodzonym a potrzebami kubków smakowych. Altruistycznie zamierzam się tu na blogu dzielić efektami tegoż kompromisu, albowiem z moich obserwacji wynika, że jest nas - leniwych z apetytem - więcej.
  Dzisiaj banalnie prosty przepis - jak kto ma dzieci chętne do kuchennych zajęć, spokojnie może dzieciakom ten przepis powierzyć. Z zadaniem upieczenia placka poradzi sobie średnio rozgarnięty kilkulatek, trzeba tylko zerkać, żeby sobie nożem palców nie pociął i włączyć piekarnik :)))
Potrzebne będą:
jabłka w ilości 6 sporych (jak mało soczyste, może być 7) najlepiej różnych odmian (kwaśne dają dużo soku, słodkie się nie rozpadają);
szklanka bakalii - ale przynajmniej pół szklanki powinny stanowić orzechy wszelkiej maści/migdały; reszta może być miękkich - rodzynki, figi, daktyle, morele - słowem, co kto tam ma;
szklanka cukru;
3 jajka;
2 szklanki mąki;
po łyżeczce proszku i sody (dawałam sam proszek i też było ok.);
w wersji świątecznej lub jeśli ktoś lubi pierniki można dać przyprawy piernikowej lub cynamonu - to moja własna inwencja, która dała zaskakująco dobry efekt.
     No to jedziemy psze Państwa z tym plackiem!

wtorek, 17 lutego 2015

Aligator bojowy!


Kreska bojowa. Zdjęcie z cyklu - A podskocz mi który!
Kreska

Hip hip i hura!!!
   Dzisiaj wpis na cześć Kreski. Kreski obrończyni! Aligatora wielce bojowego!
   Otóż co następuje: Kreska jest u nas równo pół roku. Przez ten okres relacje między psami układały się różnie. W końcu stanęło na tym, że mam w domu dwoje zgryźliwych tetryków. Jak kto nie wie, na czym to polega, z całego serca polecam film pt "Dwaj zgryźliwi tetrycy" z Jackiem Lemmonem i Walterem Matthau (w rzeczywistości Władysławem Matuszewskim) w rolach głównych.
  Fox z upodobaniem robi na złość rozpieszczonej, jazgotliwej, burkliwej jedynaczce, jednak na spacerach podąża za nią, bo sucz lepiej widzi.
  Jednocześnie kłótliwy babsztyl poniewiera starego Foxa szczerząc zęby i burcząc przy każdej okazji, do póki dziadek nie straci cierpliwości i nie warknie/burknie/szczeknie. Wtedy Kresiulec żwawo a chyłkiem wycofuje się na "z góry upatrzone pozycje", kłapiąc zajadle acz bezgłośnie, że jednak ostatnie słowo jej.  Za to na spacerach Krecha zawsze rozgląda się za Foxem, żeby jej ten stary dywan z oczu nie zniknął. Jednym słowem cyrk i komedia.
  Dzisiaj jednak zdarzyła się rzecz, która me serce napełniła bezmiarem radości.

czwartek, 12 lutego 2015

Za co ja uwielbiam ideę second hand'u (1)

   Oczywiście przede wszystkim za poczucie, że nic się nie marnuje, że coś można ponownie wykorzystać, że świadomie lub mniej świadomie ograniczamy popełnianie grzechów ekologicznych. Ot takie maniakalne podejście do ochrony środowiska - mojego środowiska, mojego dziecka, moich przyszłych wnuków i Waszego też!
   Również za dreszczyk emocji! Za atawistyczną radość łowów,  rozpalającą żądzę poszukiwacza złota i radość zdobywcy. Co jakiś czas czuję wewnętrzny imperatyw i muszę, no po prostu M U S Z Ę wyruszyć na polowanie (czasami tylko wirtualne) - z determinacją świni poszukującej trufli. A oto ile radości można sobie sprawić za kilka złociszy:
   Zacznę zwyczajnie po babsku - czyli o ciuchach. Jestem nałogowym czytaczem metek ubraniowych i radość z upolowania SWETRA z np. takimi metkami, za całe 5 złotych polskich od sztuki, jest porównywalna z radością odnalezienia Bursztynowej Komnaty.

(Państwo widzą? Ręcznie! Z mięciusiej alpaki! Ten sweter otaczam czcią i szacunkiem. Jak sobie pomyślę, że jakieś troskliwe dłonie przesuwały pracowicie te drobniutkie oczka na drucie w dalekich Andach. Na mnie takie rzeczy robią wrażenie!)


Lektura metek zostaje czasami wynagrodzona również takimi kwiatkami:

Metka na spodniach :))))

sobota, 7 lutego 2015

Wyznaczniki statusu ekonomicznego :)

   Kocham moje sąsiadki z osiedla!
Naprawdę! Spojrzenie na świat niektórych nieodmiennie potrafi mnie zaskoczyć i ćwieka zabić :)

    Mieszkam sobie w typowym blokowisku - wczesny Gierek. No wiecie - młode małżeństwa dostawały mieszkania spółdzielcze, dzieciaków z wyżu demograficznego przybywało w postępie geometrycznym, 1000 szkół na tysiąclecie i niech się mury pną do góry. Obecnie ówczesne młode małżeństwa (zwłaszcza małżonki, bo małżonkowie statystycznie i realnie krócej żyją) pobierają zasłużone emerytury, okupują ławeczki w parku i po brzegi wypełniają osiedlowe POZ-ty. Ale przede wszystkim tworzą klimat, miejscowy folklor i ogólnie bez osiedlowej Agencji JPP (Jedna Pani Powiedziała) trudno mi sobie wyobrazić nasz mały światek.

środa, 4 lutego 2015

Masz babo... sernik

Proszę Państwa Bardzo Szanownego,
stała się rzecz straszna! Czarna rozpacz mnię zalała z kretesem!
    Myślałam, że będę się oto chwalić moimi nowymi krawieckimi wyczynami, a tu nici! W dodatku porwane nici... Padła mi maszyna. Bębenek się rozleciał czy cuś. Wypadła z niego taka maciupieńka śrubeczka, którą ledwo dojrzeć można i czekam na nowy. Mam nadzieję, że to tylko problem bębenka... Eh!
W dodatku zostanę pozbawiona jutro ostrości widzenia na kilka dni... Płakać mi się chce, bo cudeńko mi wychodziło i było już na ukończeniu. A teraz z wykończeniem cudeńka muszę poczekać do nie wiem kiedy. Buuuuuuuuuuuuuuu!
  Trzeba było coś na pociechę wymyślić. A przecież powszechnie wiadomo, że najlepiej pociesza podniesienie poziomu cukru we krwi. Sernik jest w takich sytuacjach niezastąpiony!


piątek, 30 stycznia 2015

Magdalenka

Kochani,
   ja wiem, że każdy pomaga jak może i komu może. Ludziom, zwierzakom - różnie nam w duszach gra, a potrzebujących przybywa.
   Zbliża się czas oddania fiskusowi wielokrotnej dziesięciny, a przy okazji można coś uszczknąć na zbożny cel. Dlatego chciałam prosić tych, którzy się jeszcze wahają, komu pomóc w tym roku, żeby swoje parę złotych przekazali na rehabilitację Magdusi. Córeczki mojej koleżanki. Można również poszukać jakiegoś wolnego piątaka w dziurawej skarpecie, czy dwa złote nawisu inflacyjnego z domowego budżetu i wpłacić na podane konto, bo złotówka do złotówki i wspólnymi siłami jakiś potrzebny Magdzie zabieg opłacimy :) Za który Madzia podziękuje swoim radosnym śmiechem!


Najlepiej, jak oddam głos Monice - mamie Magdy, od której otrzymałam takiego oto maila:

Witam!

Dziś, 18 stycznia 2015 r. nasza córka Magdalena zdmuchnęła 3 świeczki na
swoim urodzinowym torcie. Magda jest skrajnym wcześniakiem, urodzonym w 6
miesiącu ciąży z wagą 870 g. Po urodzeniu długo pozostawała w bardzo
ciężkim stanie, a potem i nadal zmagała się i zmaga z licznymi
problemami zdrowotnymi (porażenie mózgowe, niedowidzenie, oczopląs i
zez, dysplazja oskrzelowo-płucna, częste infekcje, utrudniające
rehabilitację).
Mimo wszystkich trudności po trzech latach intensywnej pracy, widać
ogromne postępy w rozwoju psychoruchowym Magdy. Największym Jej
osiągnięciem w minionym roku był samodzielny chód, ciągle wymagający
doskonalenia. Po zdobyciu tego kamienia milowego nasza córka rozgaduje
się. Jesteśmy z Niej bardzo dumni i szczęśliwi, że wbrew wszystkim
przeciwnościom tak wspaniale się rozwija. Wiemy, że zawdzięcza to
swojej sile, uporowi, naturalnej ciekawości świata i intelektowi.
Doceniamy też ogromną pracę i wysiłki rehabilitantów oraz opiekę i
wskazówki lekarzy. Magdą stale zajmuje się kilkunastu terapeutów. Jest
to możliwe dzięki Waszemu wsparciu, za które z całego serca
dziękujemy.
Jesteśmy pewni, że nasza córeczka jeszcze nie raz pozytywnie nas
zadziwi. Jednak czeka Ją długa i ciężka praca pod okiem specjalistów.
Dlatego ponownie zwracamy się do Was z apelem.
Jeżeli chcesz pomóc w dalszym leczeniu i rozwoju Magdaleny, przekaż,
proszę, 1% swojego podatku na konto Dolnośląskiej Fundacji Rozwoju
Ochrony Zdrowia. Wszystkie zebrane środki w pełni zostaną przeznaczone
na leczenie i rehabilitację Magdy.

Dolnośląska Fundacja Rozwoju Ochrony Zdrowia
KRS: 0000050135
cel szczegółowy: LIDKA (hasło Magdaleny w fundacji - Jej drugie imię)

Z pozdrowieniami
Monika Nadolska-Karpińska

piątek, 16 stycznia 2015

Popluskać się ze świnką!

   Co prawda zima w tym roku łagodna i temperatura niemal cały czas plusowa, ale na mnie ciągle źle wpływa zbyt krótki dzień. Potrzebuję UV, bo staję się melancholijna, depresyjna, no po prostu marudna NIE-DO-ZNIESIENIA! (Dzięki Chłopaki, że wciąż ze mną wytrzymujecie!)
   Dlatego naładował mnie pozytywnie i ucieszył artykuł na www.meteoprog.pl o pływających świniach!
(cały artykuł >>>TUTAJ<<< warto obejrzeć, ze względu na dużą ilość fantastycznych zdjęć)

>>>źródło<<<
Escapes: Bahamas’ Staniel Cay the quintessential island retreat for fishermen and yachties

   Od 2009 na wyspie Big Major Cay, na Bahamach mieszkają sobie świnki. A w zasadzie wg mnie świńskie, urocze odpowiedniki delfinów.

środa, 14 stycznia 2015

Czapka i rękawiczki

  Hejka!
 Ja wiem, że już jest wiosna ale nadal mamy styczeń. Pogoda jest obecnie na tyle nieprzewidywalna, że wkrótce może być na dworze zarówno +20 jak i -20. Who knows... Dlatego dzisiaj machnęłam sobie czapkę i rękawiczki z rękawów pewnego swetra, którego wzorzysty przód posłużył wcześniej do tego projektu:


wtorek, 13 stycznia 2015

Wojna pokoleń trwa!

   Otóż Państwo moi bardzo mili, wojna pokoleń trwa i jest faktem. U mnie w domu ten Fakt to Tofik.
Toficzę jest w wieku większych lat nastu, czytaj - najmądrzejszy na świecie jest. Zdanie ma jedynie słuszne na wszelkie kwestie. Wygłasza je tonem nieznoszącym sprzeciwu i w ogóle oszczędności na kawie poczyniłam.
   W sumie nic nadzwyczajnego. Czyli jak każdy młody człowiek w wieku około toficzym "zjadłem wszystkie rozumy, cóż mi po rozumie" (S.J. Lec). A ja, jak każda matka: "ucz się synu i posprzątaj ten pokój"!
   A jak mi już opada ciśnienie i czerwona mgła sprzed oczu, po kolejnej wymianie zdań i poglądów, nachodzi mnie refleksja i wspomnienia niejakie. I tak jakoś dziwnie się składa, że ocena i odczucia związane z wydarzeniami z przeszłości też mi jakoś tak z wiekiem uległy zmianie... Ciekawe czemu ;)
A było tak:

środa, 7 stycznia 2015