Kreska panuje nam miłościwie od piątku 9. sierpnia A.D. 2014.
Krótkie intro dla przypomnienia: Pixel [*] udał się do Krainy Wiecznych Łowów 30. czerwca, Bazyl [*] wyruszył w ślad za nim przez Tęczowy Most 4. sierpnia. Ostał się stary, niemal ślepy Fox, któremu serce pękało z rozpaczy. Ostaliśmy się również my, jak te sierotki pociągając nosami w rozpaczy nie mniejszej.
Trzeba zatem było coś przedsięwziąć, byśmy się zbiorowo w czarze goryczy nie potopili.
I tu na scenę wkracza Mężczyzna!
Mój Macho, Twardziel, który jak magnes przyciąga do się wszystkie pałające empatią łyse "dresy" - Masz problem koleś? Znakiem tego mój Mężczyzna na istotkę z kłopotami wygląda...
Otóż chłopisko to pokaźnej postury, ma serce wielkie jak szynka (musi proporcjonalnie do wzrostu ;)) i miękkie jak masło w senegalskim słońcu.
Od zawsze Mężczyzna twierdził, że mamy trzy psy, czyli o trzy za dużo i jak zaczną wymierać, to koniec, szlus i umarł w butach! Żadnych więcej pomponów (to cytat), bo na wakacje wypadałoby się wybrać choć raz na dekadę, a weterynarze też nie leczą charytatywnie i w ogóle trzeba walczyć ze sforą o każdy centymetr kwadratowy kanapy/fotela/kołdry! NIE I JUŻ!
Po śmierci Pixla (ukochanie Mężczyzny) nic chłopisko nie marudziło, że leczę rozpacz przeglądając strony schronisk i przytulisk. A któregoś dnia chłopina przylazła do mnie, gapi się ze mną na te stada psiego nieszczęścia na internetowych stronach, ale widzę, że się wierci i coś chce z siebie wydukać. Przeskrobał co, czy jak? W końcu chłopię spuszczając wzrok, miętoląc rąbek koszuliny i drobiąc sasquatchowymi stópkami oświadcza, co następuje:
- No bo wiesz... nooo bo jak teraz Pixlusia brakło... to ten no.... bo wiesz, Bazyl nigdy nie był sam.... a Fox, no wiesz, Fox.... jakby on się teraz zawinął... to Rudzieńkiemu będzie smutno... i może po wakacjach.... no-może-byśmy-wzięli-jakiegoś-pieska-teraz-póki-jest-jeszcze-Fox-to-jak-Foksikowi-się-zejdzie-to-dla-Rudego-będzie-to-naturalna-kontynuacja-sfory-bo-jak-weźmiemy-jakiegoś-psa-po-śmierci-Foksika-to-dla-Rudego-będzie-szok-bo-to-będzie-nowy-pies-i-on-go-nie-będzie-znał-I-W-OGÓLE!!!
Tyle w kwestii męskiej żelaznej konsekwencji.
Tak też na stronie naszego schroniska znaleźliśmy 10-letnią sucz, której adopcję mieliśmy rozważyć po wakacjach, o ile jeszcze byłaby w schronisku... A że z chorobą Bajzla wyszło, jak wyszło, to też sucz została adoptowana ciupasem w sam czas wakacyjny, żeby Fox zajął się czymś innym niż rozpacz.
Na zdjęciach suka wyglądała jak większy jamnik. Ale jak pojechaliśmy z Tofikiem najpierw toto obejrzeć we czwartek, okazało się, że sucza jest zdecydowanie większa. Urody dyskusyjnej. Mieszaniec posokowca z basetem. Długa, nieforemna, kanciasta i człapiąca koślawie, za to jawnie okazująca nam obojętność z domieszką pogardy.
Obejrzeliśmy toto brzydactwo od nosa do ogona i z powrotem. Po czym zapadła decyzja, że w piątek do schroniska przyjedziemy z obrożą, smyczą i Foxem. W końcu niech on podejmuje decyzję, to ma być JEGO suka. Nie ta, to inna.
W domu oczywiście zaczęły się dyskusje na temat imienia dla nowego przychówku. Pomysły były różne, w tym kulinarne (Frytka, Whisky), a Tofik wymyślił Kreskę, bo to długie zwierzę jest. Co nazwane, to oswojone, dlatego nie było wątpliwości, że suka będzie nasza :)
W piątek bladym świtem ruszyliśmy do schroniska. Zostałam z Foxem - nadal skupionym na swojej rozpaczy - na wybiegu, a Tofik pocwałował po opiekuna, żeby mu suczę na randkę zapoznawczą wydał. Czekamy. Pojawia się Tofik z człapiącym u boku krokodylem na sznurku. Fox zbaraniał. JEGO Tofik, z jakimś psim cudakiem!!! Zdziwienie, obraza, uprzejme zainteresowanie, demonstracja obojętności, jawna obraza, ostrożne zainteresowanie - ale tak, żeby sobie nikt nie myślał - i wszelkie inne emocje w ten deseń. A ze strony Krechy totalna obojętność z domieszką pogardy. Nie myśl sobie, że jestem łatwa! Ot co!
Ponieważ nie skoczyli sobie do gardeł, wszystko wskazywało na to, że tak czy owak się dogadają. Nasza ci ona! Bierzemy!
Dokonaliśmy w biurze stosownych formalności - papiery, weterynarz, szczepienie, kolejka, przepychanie między nowym transportem zwierząt porzuconych, ruch jak na dworcu - i wzięliśmy nasze psy na dłuższy spacer, w celu rozładowania emocji przed powrotem do domu. Sucz nadal ostrożnie i na dystans, ale jakby jednak pomału zaczęła kojarzyć, że to nie jest zwykły spacer z Wolontariuszami, ale chyba jednak spacer z Nową Rodziną! Jej przypuszczenia potwierdziły się w chwili zapakowania do samochodu. A w domu, w domu to już był tylko szał radości. Psy wpadły do mieszkania, dopadły do misek z wodą, zjadły parówkę pokoju, sucza obeszła swoje nowe włości i wszyscy zmęczeni emocjami (i ciśnieniem parszywym, które tego dnia było tak niskie, że niemal czołgało się przy ziemi) padliśmy jak kawki. Sucz z wyraźną ulgą na pychu, że oto, po tylu strasznych przeżyciach, nareszcie wszystko wróciło na właściwe tory. Home, sweet home.
Tak spałyśmy z Krechą 20 minut po przyjeździe ze schroniska:
Pierwszy spacer i tarzanie się w trawie:
Po kąpieli mokra suka dostała eksmisję z łóżka:
Suka wersja de lux wakacyjna:
Kruche przymierze na jednej kanapie:
No i się zaczęło poznawanie suki.
Pierwszy pomiar powtarzaliśmy kilkukrotnie, bo wydawał nam się nieprawdopodobny: 32 cm w kłębie, 95 cm od nosa do nasady ogona, 34 cm ogona! W sumie 129 cm psa! Zachodzi przy skrętach.
Zwierzak idzie wyciągnięty na całą długość, na swoich grubych i nieco krzywych, basecich łapach, kiwa się na boki i wygląda wtedy jak wyłażący niezgrabnie na ląd aligator. Stąd ksywka. Jednocześnie, przy swojej prześmiesznej budowie, jest tak niezwykle sprawna akrobatycznie, że wita nas zawsze stając na dwóch łapach, wyciągnięta w górę na całą długość i próbuje obiema łapami "przybić piątkę". Rozbraja nas tym totalnie.
Jak się okazało, psa mamy w spadku po zmarłym właścicielu. Psica trafiła do schroniska schorowana, z ropomaciczem. Tam przeszła operację i po kwarantannie została umieszczona z innymi sukami w jednym boksie. Niestety była jeszcze dość słaba i niepewna, więc stała najniżej w hierarchii. Do michy była dopuszczana ostatnia - stąd ta chudość, a i nie raz miała bliski kontakt z zębami współtowarzyszek niedoli. Z książeczki zdrowia, jaką otrzymaliśmy wraz z psem, widać jak na dłoni, że było to oczko w głowie swojego poprzedniego Pana. Zadbana, wychuchana i rozpuszczona jak dziadowski bicz jedynaczka.
Z Foxem układa się różnie. Z jednej strony Krecha się go trochę obawia i omija z respektem, ale czasem próbuje przejąć rządy i wtedy bywa gorąco! Z drugiej strony - co widać na spacerach - Fox jest dla niej ostoją i punktem odniesienia w psim świecie. Jest kanapa, dywan, miska i stary Fox - sprzęty wyznaczające granice domowego bezpieczeństwa. Stały element wyposażenia. Fox po prostu JEST.
Nabrali też przykrego zwyczaju WSPÓLNEGO wyrażania GŁOŚNEJ dezaprobaty. Dwoje awanturników:
Z właścicielami sprawa jest bardziej skomplikowana. Psica od razu próbowała wprowadzić swoje rządy - widać, że pana kochała bardzo, ale jako kobieta rozsądna wiedziała, że właściciela należy trzymać krótko!
Stąd musiałyśmy już pierwszego wieczoru stoczyć bój o miejsce w łóżku i sprawiedliwy podział kołdry. No w końcu to jednak ja jestem samicą alfa.
Pierwszy poranek i... świat się kończy! Pies się awanturuje o kawę! Musiałyśmy sobie wytłumaczyć, że w TYM domu psy kawy nie pijają.
Pierwszy obiad. Zawzięcie tłukę kotlety z karkówki. Zgrabny stosik leży na talerzu po mojej lewej ręce. Wykonałam nieznaczny skręt w prawo, sięgając po bułkę tartą, gdy kątem oka dostrzegłam ruch w okolicy mojego lewego łokcia! Nasz pies na metry, łapkami wygodnie oparty o blat, wydłuża się w kierunku kotletów. Błyskawiczna akcja, lewą ręką chwyt za skórę na psim karku, prawą za talerz z mięsem, pozwoliła nam tego dnia cieszyć się wysokobiałkowym obiadem.
Kresiulec jest hedonistką. W pełnym tego słowa znaczeniu. Dlatego jej kanciaste kształty mocno wyoblały, a przybywające tu i ówdzie fałdki nawiązują do fenotypu basecich przodków :)
Kreska wie, co to napoje wyskokowe i stara się, by nawet najmniejsza kropla się nie zmarnowała. Na spacerach obciach kompletny. Gdy znajdzie puszkę lub butelkę po piwie, obraca ją w łapach, a mordkę układa w ryjek by wysączyć ostatnie kropelki ambrozji. A tu biedny pies trafił do rodziny niemal abstynentów.
Kolejna słabość psicy to chipsy. W listopadzie, (jak zawsze) po kilku dniach wolnych, w naszym parku walała się tona śmieci, świadcząca o tym, że naród z upodobaniem bawi się na wolnym powietrzu.
Krecha wychynęla z krzaków z olbrzymią torbą po chipsach na łbie - próbowała z dna wylizać ostatnie okruchy...
O upodobaniu do wylegiwania się w pościeli nie wspomnę. Sami popatrzcie.
Kreska - wraz z mieszkańcami ulicy Sezamkowej - życzy Państwu słodkich snów!
Plenerowe zdjęcia moich czworonogów pochodzą w dużej mierze z >>> TEJ STRONY <<< gdzie można zobaczyć ich o wiele więcej po w pisaniu w okienko wyszukiwania imienia psa.
Bez watpienia najpiekniejszy krokodyl, jakiego ziemia nosi :)
OdpowiedzUsuńDuma mą wątłą pierś rozpiera!
UsuńZafrapowal mnie "pies w swetrze ",wyczuwam bratnia duszę?! Mieszkam w bloku to pozwalam sobie tylko na parke, oba z sierocinca. Mój pierwszy psiak jakiego pamiętam byl prawie 100 -procentowym jamnikiem więc Kreska mię ujęła, także charakterkiem. Psie Macie i Tacie wszystkich krajów łączcie się.
OdpowiedzUsuń:) Łączcie się! Witaj mamutek1001! Myślałam, że pies w bloku to kiepski temat, ale przekonałam się, że psu jest wszędzie dobrze, gdzie jest wygodna kanapa ;) Pozostałe niedogodności PIES jest w stanie znieść z godnością :)
UsuńPies mojego męża miał zwyczaj wchodzenia pod kołdrę od strony głowy ludzkiej, po czym w nocy przemieszczał się wolno w stronę części nożnej i tamtędy wychodził, gdy był już ugotowany na twardo. Kiedyś mój mąż wrócił w nocy do domu z jakowejś wyprawy, nie chciał hałasować, więc cichutko położył się na karimacie w śpiworze. Wyobrażacie sobie panikę psa, gdy nad ranem zorientował się, że mu kołdra zarosła i wyjścia nie ma?!
UsuńBuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu Haaaaaaaaaaaaaaaaaa! Dobre! :))) A wiesz, że to trzeba by zgłosić do TOZu, bo podpada pod maltretowanie zwierzęcia?
Usuń