piątek, 19 lutego 2016

Dzień kota był, dzień psa będzie :)

Ponieważ większość PT Czytelników blogujących rozpływała się nad Dniem Kota, przypominam, że Dzień Psa dopiero przed nami - będzie 1. lipca.

A u mnie na okrągło dnie psów i kotów :)

Dzień Kota był ostatnim dniem mojej uroczej, niemal pięciodniowej migreny, więc nie tylko nie miałam siły nic skrobnąć, ale moje pulsująco odbijające się od szkła okularów prawe oko nawet nie pozwalało mi za bardzo czytać. A to już tortura. Bo od kiedy nauczyłam się tej niełatwej sztuki, korzystam z niej radośnie i bez końca.

Pewnie jesteście Kochani ciekawi, co słychać w mym prywatnym Zoo.
Otóż:

Pyzunia. Zobaczyła dwa duże zwierzęta - konie - i kontemplowała je sobie w spokoju.
Spokój rozważań zapewniała smycz, której drugi koniec mocno dzierżyłam w dłoni.
Smycz zwykle skłania psa do przemyśleń w miejsce podejmowania działań.
Koniki sobie poszły, zniknęły w stosownej odległości, więc spuściłam panny ze smyczy i...
No właśnie. Widać Pyzunia wyciągnęła zbyt pochopne wnioski ze swoich chaotycznych przemyśleń, bo puściła się w pogoń. Nie wiem, czy uznała, że koń to taki sam dzik - dobry jak każdy inny, czy też jednak koń, który się zgubił i trzeba go zagonić do stajni. Grunt, że wcale, a wcale nie przeszkadzało Pyzuni, że końskie grzbiety obciążone są strażnikami miejskimi...
Cudem obyło się bez konsekwencji.

Mamba straciła zainteresowanie ujęciami wody w mieszkaniu na rzecz wysokości. Z Citius, Altius, Fortius skupiła się na tym drugim, eh...
Zaczepia nas siedząc na szafach, drzwiach lub kredensie, skąd z kolei próbuje doskoczyć do żyrandoli. Niestety niedługo jej się uda.
Wcale nie zniechęcają ją pady na oparcie fotela lub na kafle podłogi. Nadal wytrwale pracuje nad techniką i poprawą wyników.
No i jeszcze ta wredna  biedronka!
Bydle niemiłe wykonało lot zwiadowczy po kuchni, tuż przed kocim nosem i wylądowało na kloszu lampy u sufitu.
Kolejny skok zakończony padem.
Mamba nie ustaje również w próbach wymknięcia się z psami na spacer.
Raz nawet jej się udało. Mężczyzna dopadł zbiega na strychu i protestującego głośno doniósł do domu.

Bura. Gadatliwy, ruchliwy koci skrzat, który właśnie wszedł w okres fascynacji wodą i polowaniem na psy. Chlapie się w wannie, gdy na dnie zostanie kałuża wody, po czym zostawia w całym domu ślady mokrych łapek. Chlapie się w zlewozmywaku, kradnąc gąbki - im bardziej nasiąknięte wodą z płynem, tym lepiej. Włóczy je po domu, znacząc mokre ścieżki. Kilka razy dziennie usiłuje udusić Pyzę. Z niewiadomych przyczyn zaczyna od ogona...
Pyza znosi to ze stoickim spokojem. No może nie wszystko znosi.
Otóż Pyza organicznie nie cierpi, gdy koty po niej łażą kiedy śpi pod moją kołdrą.
Zawsze się wtedy wysupłuje spod przykrycia i zaczynają się zapasy z kotem, skutkujące najczęściej masażem moich trzewi...
Burasek, jak większość dzieci w jej wieku, przeżywa fascynację smartfonami.
Nie zażądała jeszcze własnego srajfona, zadowala się Xperią Mężczyzny.
Potrafi spędzić dłuższy czas łapkami "zmieniając sobie obrazki".
Którejś nocy zrobiła biedakowi niezły kipisz w telefonie. Włączyła tryb samolotowy, nawigację, ustawienia lokalizacji i wybieranie głosowe.
Nie, na szczęście Mężczyzna NIE MUSI miauczeć chcąc wybrać numer mamusi ;)

Jojo. Przycupnięta początkowo na parapecie, dostała specjalną półeczkę - dwukrotnie od parapetu szerszą. Ponieważ obecnie sypia we wszystkich możliwych pozycjach, obejmujących calutką długość i szerokość kota, półeczka została wymieniona na nową - jeszcze szerszą :)
Półeczka jest usytuowana nad moim biurkiem, a Jojcik leży najczęściej wypięta do mnie tą lepszą stroną. A sami wiecie - młodość musi się wyszumieć, starość musi się wypierdzieć...
Dlatego zdarza mi się zrywać nerwowo od biurka, przybrawszy uprzednio na twarz barwy zielonej wiosennej świeżości, a wszystko po zdradliwym dźwięku psssssss..... ;)
Lubi głaski i drapanko, mruczy cicho, choć basowo i głęboko. Nie jest fanką brania na ręce i dopiero teraz zaczyna ostrożnie wyruszać na wycieczki po domu. Głównie nocą. A dzisiejszej nocy nawet zebrało jej się na brykanko i zabawy. Znalazła myszkę i z lubością rolowała i szeleściła podkładami, porozkładanymi po domu tu i ówdzie a konto jej podsikiwania (czasem jeszcze zdarzy jej się zapomnieć).
Ponieważ mamy już osiatkowany balkon, jeszcze zanim zaczęło śnieżnymi żabami z nieba tłuc, wzięłam Jojcia na ręce i wyszłam z nią na balkon. Pomyślałam, że w końcu ten dziki dotychczas kot, może tęskni za możliwością przewietrzenia futra.
Jojek zaparłszy się mocno łapkami o moje przedramię, wcisnął się we mnie jeszcze mocniej pleckami i ostrożnie wyciągnął szyję w kierunku świata za siatką. Uznawszy, że świat ten nic a nic się na lepsze nie zmienił, zaczął się energicznie wyrywać w kierunku domowych pieleszy.
Z trudem utrzymując wiercącego się kota, cofnęłam się do pokoju, gdzie Jojo dała susa z moich objęć na parapet, stamtąd na biurko, krzesło, podłogę i pognała pędem do przeciwległego pokoju na swoją wyściełaną półeczkę.
Leżał potem Jojek naburmuszony, dając całym swoim jestestwem do zrozumienia, że świeżego powietrza już się nawdychał do wypęku przez ostatnich siedem lat i starczy mu do końca życia doczesnego i wszystkich pozostałych kocich żywotów.
To tyle jeśli chodzi o moje obawy dotyczące udomowienia i zatrzymania "dzikiego kota".

Kreska jak to Kreska. Chodzi po domu naburmuszona, zgryźliwa i burcząca. Próbuje zapanować nad całym towarzystwem - bez rezultatu i pielęgnuje swe rozgoryczenie, wynikające z utraconego jedynactwa i niedopuszczalnej arytmetyki.
No bo była sobie Kreska - tak?
No i Kreska umiała liczyć do jednego - po prostu K r e s k a  r a z.
A teraz jest jeden i mnóstwo. Niedopuszczalne!
Kiedy kielich goryczy się przelewa, a młodzież skacze starej ciotce Kresce po głowie - w przenośni i dosłownie, i smakołyki trzeba dzielić między Kresię a mnóstwo,  Kresiula przychodzi do mnie, gdy leżę, uwali się obok, z ciężkim westchnieniem kładzie mi głowę na piersi i wyrzuca z siebie swoje smutki. Pojękuje, posapuje, pochlipuje i - daję słowo honoru! - mruczy słowa cichej modlitwy: Panie Boże w Niebiesiech, jeśli tam jesteś, spraw aby te wszystkie futrzaki szlag jasny trafił! Amen.

Tofik nadal markuje, że się uczy i sprząta pokój, wpychając wszystko kopytem pod biurko.
Czasami jednak świat spod biurka wykazywać zaczyna cechy młodego wszechświata: rozszerza się z prędkością eksplozji. Nie rozumiem dlaczego naukowcy w udowadnianiu teorii rozszerzającego się Wszechświata, nie sięgną po model spod biurka nastolatka...

Mężczyzna znalazł sobie nowe hobby. Pieczenie.
Przedwczoraj szarlotka, wczoraj sernik, dzisiaj niestety nie ma czasu.
To już pewne - jestem za niska do swojego BMI i w zaistniałej sytuacji nic w tej kwestii nie zmieni się na lepsze.

No i bonusik psze Państwa szanownego:




29 komentarzy:

  1. Był kiedyś film "Obcy. Siódmy pasażer 'czegoś'".
    Tam pod skórą rozwijały się potwory.
    U Was pod kapą.
    Oryginalnie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ósmy pasażer Nostromo :)
      Jeszcze fajniej jest, kiedy niczego nieświadome psy śpią pod kołdrą (środek nocy) i koty zaczynają polować na te sapiące kołdrzane wzgórki. Zaprawdę wtedy dzieje się!
      Gorzej, że zwykle ja również jestem pod tą kołdrą ;)

      Usuń
    2. Mama mówiła mi niedawno, że jej stopy są obiektem nocnych polowań. Pocieszę ją, że na innych też napadają w nocy lamparto-tygrysy ;-)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Jak zwykle to Mężczyzna miał tyle cierpliwości :)

      Usuń
  3. Ojeżu, umarnęłam! Czajnik też to robi, ale sam, to nie ma efektu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale żyjesz jeszcze, prawda? :)
      Nie widzę wyjścia - trzeba czajnika dokocić! ;)
      A Wałek mu nie towarzyszy w harcach pod kocem?

      Usuń
    2. Sorry. Czajnika miało być. Z dużej litery, a nawet wielkiej :)

      Usuń
  4. A obcinasz kotom pazury? Bo Mamba mocno zaczepia tę narzutę, wkrótce strzępy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przycinam, ale chyba nie nadążam. Trudno.
      Pogodziłam się już z faktem, że mój dom nigdy nie będzie wyglądał jak z katalogu IKEI - ludzi naprawdę spotykają gorsze nieszczęścia, choć znam takich, dla których sierść na dywanie jest apokaliptyczną obrzydliwością i wszystkimi plagami egipskimi naraz. Biedni, nieszczęśliwi ludzie...

      Usuń
    2. My mamy sofę, którą w ogóle nie użytkujemy ale ona ma to nieszczęście że stoi przy drapaku kotełów.....No cóż wygląda jakby psychopata siedział i nożykiem ryzał raz po raz....też jesteśmy pogodzeni z tym że do wszelakich katalogów mieszkaniowych nam daleko :-). W przypadku innego tam mebla .....narożnika ....to nie zdąrzylismy go nawet złożyć gdy nasza Balbiniu uznała, że się przeciągnie, wypręży...grzbiet strzeli....efekty...szramy jakby ktoś sprawdzał czy równiutko można pociąć ten niedobry nowy mebel....

      Usuń
    3. Zdaje się, że u Hany kiedyś był taki ekshibicjonistyczny post. Ze zdjęciami. Dziewczyny z Kurnika wysyłały foty swoich wnętrz, zamieszkanych przez psy i koty - bez fotoszopa :)))

      Usuń
    4. A był, był, a nawet nadal jest! Tutaj: http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2015/12/strata-czy-zysk.html

      Usuń
    5. O to to! Dzięki Hana, od razu człowiekowi tak raźniej, że nie tylko jego mieszkanko jak składzik rupiecia wygląda ;)
      Ale i tak kij z tym. Mogłabym nawet w kartonie byle z moim stadkiem!

      Usuń
  5. U mnie czasami tez kapa tak ożywa...trzeba mocno się pilnować żeby przypadkiem futrzaka nie sprawować :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... no mi się zdarzyło przycupnąć na Burej i raz na Kresce... Kajam się!

      Usuń
  6. Jedna moja kicia często na noc włazi pod narzutę na fotelu (i tam śpi), a w ciągu dnia asystuje przy narzucaniu narzuty na łóżko i uwielbia zostawać pod tą narzutą (i tam śpi). Gdy czasem planuję drzemkę w ciągu dnia pod kocem, to ona też hyc pod ten koc (i tam śpi). Nigdy natomiast nie wchodzi pod moją kołdrę w nocy, za to zwykle robi to druga kicia. Druga kicia zmyka z łóżka, gdy tylko widzi narzucającą się narzutę.
    Każda z kić ma inne zwyczaje. Jedzą też o innych porach dnia, no rano przychodzą razem i jak coś surowego się kroi ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze więcej korowodów jest z upodobaniami kulinarnymi. Nigdy nie spamiętam, które z piątki moich dziewuch jadają rybkę, a które surowe jajko, a gotowanego białko czy żółtko, które śmietanę (na pewno Jojo), a które twaróg (psice obie, ale z kotami trudno wyczuć).

      Usuń
    2. Ja mam łatwiej: Starsza woli łososia, młodsza dorsza, cielęcinkę i kurczaka obie. Ale takie rarytasy 1-2 razy w tygodniu, poza tym chrupki - każda inne oczywiście ;-)

      Usuń
    3. No tak, tak. Przecież to takie proste... ;)))

      Usuń
  7. Polowanie na potwora kocowego rozkoszne! Cieszę się bardzo, że Jojunia się zadomowiła i wasz mały świat jej wystarcza. Przemiło opisałaś swój dobytek:))) Niemały, zresztą... Zaległe życzenia dla kotów wszystkich! Niech wam wszystkim będzie dobrze razem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu kotów, psów i ludziów. Mika, mój Boże, gdzie ja bym była bez tego mojego dobytku?! Przecież tylko TEN dobytek tak naprawdę się liczy, bo trumna kieszeni nie ma.
      Jojcika ciągle sobie obserwujemy, bo przecież my z kotami od niedawna się znamy, ale wydaje mi się, że jest jej z nami wporzo. My uczymy się jej niepełnosprawności i problemów zdrowotnych z niej wynikających (jest tego trochę), staramy się jakoś im zaradzić lub się dostosować, żeby Jojci ułatwić życie. No to chyba jej się spodobało...
      I ogólnie mamy nadzieję na sielankę :D

      Usuń
  8. Moja kotka - znajda też nie chciała na powietrze. Przy pierwszym wyjściu w kontenerze do weta zrobiła z nerw i strachu pod siebie wszystko co się dało. Ale ja o migrenie chciałam. Ponieważ sama też na to cierpię od lat (po 40-stce jakby rzadziej), obdarzam radami - próbowałaś tryptanów? Mnie pomaga sumigra (niestety tylko na receptę), a kiedy nie mam to kombinacja nurofenu forte i solpadeine. Wszystko oczywiście łyknięte na początku ataku, wiadomo, potem pomaga tylko ucięcie głowy. Trzymam kciuki za inwentarz i Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weterynarz uprzedzał, że moje obawy są bezpodstawne, ale nie mogłam uwierzyć póki się nie stało :) Do dobrego szybko można przywyknąć :D
      Dzięki Dor Ka! U mnie dokładnie na abarot - im starsza jestem tym gorzej przechodzę migreny. Boję się, co będzie, jak dobiję do 50 i powyżej - tylko dekapitacja.
      Solpadine pomagało mi tak sobie. Trochę lepiej było po Divascanie.
      Trochę puszcza po Excedrinie, ale czasem nic a nic nie skutkuje - i to jest męczarnia.
      Na mnie najskuteczniej działa ibum forte lub expres, popity hektolitrami coca-coli i przegryziony cukierkiem typu Krówka lub karmelkami mlecznymi. Nie wiem czemu kofeina z coli działa, a z kawy nie (nie przepadam ani za tym ani za tym) ale tak jest. No i jak dużo piję, naprawdę dużo, to jest lepiej. Trzeba się maksymalnie nawodnić i niestety docukrzyć do zasłodzenia w takiej jednej uderzeniowej porcji. Staram się wtedy też podotleniać. Czasami te kombinacje działają. Czasami...

      Usuń
  9. A tam zaraz obcy. Absorberka tak w mymłonie się ruszała :)))
    U mnie spokojnie; może przez starsze kociny i chorasa Garipa. Ruda dziś zacięła sobie jęzor trzciną i broczyłą jakby jej pół paszczy urwało....

    OdpowiedzUsuń
  10. To się powinno czytać dzieciom zamiast bajek w tv. Super piszesz, śmiałam się do łez. :)
    Koniecznie napisz bajkę w ramach naszej Białej Kury. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Gosiu!
      Z myślą o bajce muszę się oswoić. A na który miesiąc miałaby być owa bajka?

      Usuń