Przepis spisany przez Mężczyznę, więc z aptekarską dokładnością (tak, że każdy inny samiec da sobie radę z materią serniczą ;)
Sernik
Składniki potrzebne do wypieku:
- 1,5 kg sera białego
- 2 jajka
- 4 żółtka jajek
- 0,5 szklanki oleju
- 1 szklanka cukru (ja dałem 0,5 szklanki)
- budyń waniliowy lub śmietankowy
- trzy lub cztery kropelki smaku waniliowego do ciast
- bakalie (nie miałem bakalii, więc nie dodawałem)
- herbatniki lub biszkopty (na spód wypieku)
Ceremonia przygotowania:
Poniżej potrzebne składniki do wypieku:
Kupiłem gotowy ser w wiaderku właśnie do pieczenia sernika.
Jest on już przetarty i stosunkowo niedrogi. (Kupcie od razu trzy wiaderka po kilogramie - będzie na homeopatyczną dawkę dwóch serników PwS) Olej słonecznikowy, herbatniki
kakaowe ale można dać maślane czy klasyczne – jakie kto lubi.
W pierwszej kolejności przygotowałem żółtka i całe jajka
(jajka były duże i trafiły się podwójne żółtka dlatego w miseczce jest ich
więcej)
Białka można
ubić na piane i ją dodać jako BEZĘ ok 5 min przed końcem pieczenia sernika
(wylać na wierzch sernika i piec jeszcze ok 5 min). Z racji braku zdolności w
ubijaniu piany z białek BEZĘ sobie podarowałem :)
Do miseczki wkładamy ser, wsypujemy cukier, budyń, dodajemy
zapach waniliowy, wlewamy olej, dodajemy jajka i żółtka. Całość mieszamy
mikserem na wolnych obrotach przez ok 10 min.
Po wymieszaniu otrzymujemy białą masę sernika.
Następnie przechodzimy do wyłożenia foremki papierem do
wypieków (spinacze na bieliznę pomagały w ułożeniu papieru – dobrze jest je usunąć przed pieczeniem :)
(Ja oczywiście nigdy nie bawię się w takie wycinanki łowickie papieru do pieczenia, tylko hojnie odwijam pół rolki, a potem szukam pod tym blaszki. Ale to nie ja piekłam... ;) PwS)
Po wyłożeniu papierem dokonujemy skomplikowanej operacji
wyłożenia spodu wypieku herbatnikami.
Następnie wkładamy masę sernikową do foremki (polecam
użycie łyżki i przekładanie pomału masy do foremki, aby herbatniki nam nie
odfrunęły)
Po skończonej operacji wkładamy sernik do piekarnika i
pieczemy go w temp. 200 oC przez 45-50 min. Jeśli ktoś dodaję bezę to w 45 minucie wlewamy ją na wierzch wypieku i pieczemy go jeszcze ok 5 min.
Poniżej gotowy sennik jeszcze w piekarniku.
Pierwsze krojenie wypieku.
(Tak, tym razem poczekałam, aż przestygnie. ;)
Niestety sernik lubi się plaskacić, więc jeśli komuś to bardzo wizualnie i/lub w konsumpcji przeszkadza, to polecam nie dodawać całych jajek, tylko żółtka i pianę ubitą z białek oraz łyżkę kaszy manny lub mąki pszennej. PwS)
Niestety sernik lubi się plaskacić, więc jeśli komuś to bardzo wizualnie i/lub w konsumpcji przeszkadza, to polecam nie dodawać całych jajek, tylko żółtka i pianę ubitą z białek oraz łyżkę kaszy manny lub mąki pszennej. PwS)
Mamba też dorwała się do sernika.
Co za smakowity wpis! Mniam!
OdpowiedzUsuńMniam :)
UsuńA DZIĘKOWAĆ,DZIĘKOWAĆ :))))
OdpowiedzUsuńZ braku niezbędnych wiktuałów przepis wykorzystam dopiero jutro.
Kocham pitrasić ale w kwestii pieczenia ciast jestem zupełnie aspołeczna. Skusiła mnie jednak prostota (hahaha pół dnia mi to zajęło ;)) wcześniejszego przepisu i serniczek wyszedł baaaaardzo mniamuśny.
I uwaga! NIE opadł. I wcale, ale to wcale nie jest to miejska legenda - serniczek stygł sobie w piekarniku przy uchylonej klapie; troszku wierch mu się mocniej opalił, ale cukrem się upudrowało i było git.
Zapiekanka z pyrów tyż została przetrenowana (w spisie do jadła zajmuje jedną z czołowych pozycji) i ciociowe ogórki i szarlotka z orzechami tyż:))
Oooo! Nasze zawsze na nasz widok robią padnij! Ale nam to w ogóle w konsumpcji nie przeszkadza ;)
UsuńTo znaczy, że co? Że niby mam szansę wcielić się w Nigellę Lawson?
Moja droga, Nigella to się może od Ciebie uczyć, o! :)))
UsuńMoja droga, Nigella to się może od Ciebie uczyć, o! :)))
UsuńNo w sumie... mogłabym ją przyjąć na kurs... ;)
UsuńJak to, to nie był Jej kawałek?
OdpowiedzUsuńPersonel się nie popisał powinno być 5 kawałków na 5 talerzykach z rodzinnej zastawy, tej dla najlepszych gości :) i kawusia ze śmietanką do kompletu
Zdolny ten Mężczyzna, mój pan Mąż doskonale sprawdza się w zestawach obiadowych ale słodkości nie tyka
Smacznego
Mężczyzna, uwięziony w domu na dłużej, znalazł sobie nowe hobby :) I nie mam serca wyhamowywać go przy Wielkim Poście.
UsuńMachniom? Ja Wam zrobię domowy hummus w zamian za serniczek? :P
UsuńOczywiście, że machniom! :)
UsuńCiemna noc wokół, ćwierć rodziny śpi, połowa rodziny poza domem, a ja mam soki żołądkowe od dwunastnicy aż po siekacze!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie puchate serniki!
Hmm... Powinno mi być przykro?
UsuńNie jest :)
Na Twoim miejscu byłabym już w drodze do lodówki (ja też właśnie tam wyruszam ;)
Ha! Pokonałam tu siebie po raz enty. Albowiem nie jem słodkiego od Świąt, a tu tylko miałam dwukrotny napływ śliny, ale taki do opanowania :) (normalnie nie mam żadnego!) Uwielbiam najbardziej surowe ciasto sernikowe, mmmmmm :)
OdpowiedzUsuńHa! Aleś Ty dzielna!
Usuń...ale to już tak na zawsze?!
Wolę surowe drożdżowe.
UsuńNo, oby nie na zawsze, bo to by znaczyło, że ducha wyzionę. Jeszcze 9 kilo :D
UsuńSurowe w ogóle jest the best, nie rozumiem po co się piecze doskonałość ;)
Ja wiem, że to nieładnie dopytywać, ale kilo już pożegnałaś? (Bo widzisz, motywacji szukam)
Usuńmiało być : ile kilo?
UsuńOsiem! :))))
UsuńPodziwiam!! :)
UsuńJa walczę by pare pożegnać, ale cos się zadomowiły:/.
Gratulacje Skorpionie!
UsuńJa to jednak musiałabym użyć plastrów na odchudzanie. Około 8cm długie i tak ze 4cm szerokie. Przykleja się pod nosem, tak by obejmowały również część podbródka ;)
Płaczę, bo nie mam piekarnika.
OdpowiedzUsuńBU.
:)
Ojojojojoj! I nic nie da się z tym zrobić? Bo piekarnik to bardzo przydatna sprawa - i to nie tylko w kontekście sernika, ale także wszelkich duszonek i ogrzewania kubatury również.
UsuńNie mogę tego czytać. Mam szlaban na słodkości aż do lipca. O!
OdpowiedzUsuńWytrwam, a co! Dlatego nie będę czytać ;-p
Pewno, pewno, a pizza na śniadanie to niby dietetyczna jest :D
UsuńMatko kochana, Ty też się odchudzasz, jako Skorpion?
To może i ja dam sobie pyszcz zadrutować...?
Nie mówię o dietetycznościach, tylko o słodyczach.
UsuńW lipcu jadę tam, gdzie odmówić się nie da.
Muszę się przygotować ;-)
Więc nie "odchudzam" się, lecz "przygotowuję" ;-p
W zeszłym roku mi się ta sztuka udała! :-)