Zimno.
I mokro.
Czuję się jakbym zamieszkała w krainie Deszczowców.
Pod oknem nam przeciekało, ale szczęśliwie już nie przecieka.
Za to bębni.
O parapet i o blaszany daszek.
I za nic nie jestem w stanie podzielić radości z Kraftówną.
Słońca mi też brakuje jak przysłowiowej kani dżdżu, choć deżdż (tak, tak - niegdysiejszy wyraz w mianowniku, od którego zachowała się forma dopełniacza "dżdżu"), jak wspominałam, akurat mamy w ilościach dowolnych, ble!
Nie wiem jak innych, mnie niewiele rzeczy jest w stanie ogrzać.
Jednak ciepła, solidnie doprawiona, gęsta, aromatyczna zupa zawsze w tym względzie skutkuje.
No to postanowiłam sobie zorganizować i słońce i ciepło - choćby tylko na talerzu :)
I tak odświeżyłam przepis Pascala na zupę marchwiową.
(Równie ciepła i słoneczna jest zupa dyniowa, na którą przepis podawałam >>> TU <<<)
Marchew ma tę przewagę nad dynią, że jest w każdym warzywniaku. Nie wiem dlaczego dynia jest traktowana tak po macoszemu i jawnie dyskryminowana. Obiecuję sobie, że jak będę miała swój ogródek i swoją piwnicę, to zapas dyń będzie na całą zimę, o!
Na zupę potrzebujemy:
1 dużą cebulę lub 2 średnie;
sporą główkę czosnku (bez obaw - po uduszeniu i ugotowaniu jest lekko wyczuwalny w smaku i niewyczuwalny w oddechu);
2-3 spore marchwie lub stosowną ilość mniejszych;
oliwę lub masło;
opcjonalnie kostkę rosołową;
Cebulę i czosnek kroimy w plasterki i dusimy do miękkości na 3 łyżkach oliwy - pomalutku, pod przykryciem.
Kiedy uznamy, że cebula z czosnkiem mają dość (nie przypalić, bo będzie gorzkie!), dodajemy pokrojone w plastry (oczywiście wcześniej umyte i obrane) marchewki.
Podlewamy wodą i dusimy, aż marchew będzie miękka.
Dolewamy wody i zagotowujemy cały interes (gdzieś tu jest dobry moment na dodanie kostki rosołowej, jeśli kto czuje taką potrzebę).
Następnie miksujemy na gładki krem. Jeśli uznamy, że za gęsta, to jeszcze dodajemy wody.
Tu nie ma wytycznych - każdy ma prawo do takiej konsystencji, jaka mu odpowiada. Ja osobiście lubię gęste puree.
Doprawiamy - sól, pieprz i co komu do smaku pasuje, np. gałka muszkatołowa.
Zagotować i gotowe.
Jeść można toto z groszkiem ptysiowym, grzankami z bułki, grzankami razowymi z serem (jako przegrycha), tartym żółtym serem, kleksem śmietany i oczywiście z garściami siekanej zieleniny. Pascal polecał rzeżuchę.
Marzysz o hodowani dyń, jak Hercules Poirot? No, no... ;-)
OdpowiedzUsuńWow! Nie wiedziałam, że znajduję się w tak wybitnym towarzystwie marzycieli-hodowców dyń!
UsuńCzy to oznacza, że mam się zabrać za uprawę, czy pozostawić dynie w sferze marzeń, by nie stracić zacnego towarzystwa? ;)
Identycznie robię dyniową. Wiesz, że można kupić dynię zamrożoną w kosteczkach Hortexu? Jest b. dobra, na zupkę idealna!
OdpowiedzUsuńWiem! Mam - schowane na czarną godzinę, bo rzadko można trafić.
UsuńIdentycznie robisz dyniową - jak moja dyniowa, czy jak moja marchwianka?
Mam dynię w zamrażalniku. Zrobię sobie na słodko chyba, z mlekiem. Sama z Garipem zjem, i z Rudą, bo reszta nie lubi :P
OdpowiedzUsuńSzczęściara! :)
UsuńSama mrozisz? Swoją?
Ale taki przysmak na słodko to bym Ci też zostawiła - Tobie i Garipowi z Rydą, bo ja zdecydowanie z tych, co na pikantnie.
Lubię zupy i różne robiłam - ale takiej nie :)
OdpowiedzUsuńNie robiłam a nie że nie lubię :)
OdpowiedzUsuńJak zrobisz, to polubisz :) Ja też lubię zupy. Ogrzewają :)
UsuńPrzeczytaalm "Jednak ciepła, solidnie doprawiona, gęś"
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego, ze czytam teraz obie "Arystokratki" Bocka, a tam pieczona gęś ściele się gęsto, ze tak powiem.
I jak to wytrzymuje Twoje wegetariańskie podniebienie?
UsuńBo ja jak czytam książki o jedzeniu, to zwykle robię to w pobliżu lodówki. Dwie cudne książki, które podziałały spektakularnie na mój apetyt, to Sarah-Kate Lynch Nie samym chlebem i Błogosławieni, którzy robią ser :D
Pieczoną gęsią bym nie wzgardziła, mniam :D
Tak samo, jakbym czatala o gulaszu z kamieni i smaru albo pieczeni z siana - mieso i pochodne po prostu na mnie "nie dzialaja" :)
UsuńAle inne smakolyki jak najbardziej. Wiesz co sie dzialo, jak czytalam "Czekolade" J. Harris jej i nastepna czesc, te Czerwone buty" czy jak to sie tam nazywalo ;) (Lollipop shoes)
OJ! DZIALO SIE!!!
Wierz mi - wiem, co się działo! Też czytała...
UsuńNawet wolę nie przywoływać w pamięci tych kompromitujących scen w kuchni i widoku w lustrze tych czekoladą uszminkowanych usteczek - po uszy same.
To właśnie przez to nałogowe czytanie będę musiała wejść na pomellową ścieżkę PnadeMoni, ech...
Lubię na równi z dyniową, a dyń mam zawsze pełną piwnicę, marchew "swoja" sie już skończyła. Czasem, dla zdrowotności, jeszcze imbir dodaję, a dla szaleństwa śmietankę.
OdpowiedzUsuńTak, tak, kopcie tymi dyniami leżącego po siniakach!
UsuńJa nie mam swoich dyń, chlip, buuu.
Nieswoich też nie mam, chlip, chlip, buuuuuu.
Ja nawet piwnicy do przechowywania dyń nie mam, chil, smark, buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A żarłabym dzień i noc, choćby bez śmietanki, chlip.
Mog€ Ci jakos dostarczyc. Sorry za byki, ale mam niemiecka klawiatura i nie moge przestawic.
UsuńOwca, jakaś Ty kochana! Dziękuję! :)))))))))))))))
UsuńNa razie postaram się zorganizować sobie dynie we własnym zakresie z pomocą hortexu.
Mniam, narobiłas mi smakuuuu.
OdpowiedzUsuńTo dobrze. Marchew zdrowa jest i nie jest deficytowa. Rozkosz dostępna każdemu :)))
Usuńtak sobie czytam i chyba w ten weekend będzie Fińska zapiekanka marchewkowa :D porkkanalaatikko :D
UsuńHmmm... MNIAM! Też chcę!
UsuńMasz przepis :P.
UsuńNiedługo będę we Wrocławiu to moze upiekę Ci pierożki karelskie z marchewka :D.
Nie mogę się doczekać!
UsuńRobię czasem taką, jeno dodaję imbiru.
OdpowiedzUsuńA talerz mnie rozczulił :)) Jako pacholę konsumowałam z identycznej zastawy.
Zastawa Mirostowice. Kocham. Też mi się ciepło na sercu robi, bo mi się szczenięctwo moje beztroskie przypomina :)
UsuńDobrze, że ja już po surówce, bo musiałabym włamać się do warzywniaka. Mmmmm :)
OdpowiedzUsuńDoceń Skorpionie, że nie pastwię się nad Tobą słodkościami, które namiętnie wypieka mój skoszarowany w domu i okolicach kuchni Mężczyzna ;)
UsuńDoceniam :) I Mężczyznę doceniam, toć to skarb na dwóch nogach! [pokiwała smutno główką nad swym losem podkuchennej]
UsuńPacz Pani, co ten ZUS z człowiekiem robi! Do garów zapędza!
UsuńJeden porządny wypadek i Mężczyzna odkrył swoje nowe powołanie ;)
Hmmmmm, mówisz...? ;)
Usuń