niedziela, 10 maja 2015

Za co ja uwielbiam ideę second hand'u (3)


 Mam pewną słabość, do której się jeszcze tutaj nie przyznawałam, a która jest ściśle związana z ideą zakupów z drugiej ręki. Mianowicie kocham skorupy! Wielką, szaloną miłością!
A dokładnie porcelanę. Fajanse, glinki i szkło mnie aż tak nie kręcą, choć koło okazji przejść obojętnie też nie potrafię.
  Porcelanowa choroba jest zakaźna. Ja ją mam po Mamusi, Tofik po mnie.
Zaczęło się od skorup, które spływały na mnie w spadku (bo kiedyś na szczęście nie było duraleksów, arcoroców, arcopali i rodowych serwisów z melaminy!). Była porcelana. Nasza. Piękna. Śląska i ćmielowska. Był czechosłowacki Epiag i piękna porcelana z Chin i Japonii. Oczywiście była porcelana manufaktur bawarskich i górna półka - Rosenthal, Miśnia, Berlin, Drezno i Wiedeń. Zdecydowanie rzadziej można było spotkać porcelanę angielską, szwedzką czy węgierską. A prawdziwym rarytasem są Nautilusy (ze szkockiej manufaktury, zajmującej się zdobieniem porcelany tylko przez 17 lat od 1896 do 1913!) jak ten poniżej.

Nautilus