Ano siedzę ja sobie w moim wytartym fotelu, o który muszę konkurować na zmianę z Kreską i Tuśkiem, w rozdeptanych kapciach i za dużym puchatym szlafroku (tak, to ten sam, w którym skakałam po oblodzonych schodach i metalowej drabince; lubię go, choć mankiety rękawów muszę zawijać aż do łokcia, żeby dłonie zeń wysunąć), siedzę ja sobie psze Państwa Szanownego w mojej wsi malutkiej, w moim europejskim zaścianku, a tu sama Europa w swej światowej europejskości podlazła mi pod próg, zęby szczerzy i warczy na mnie, jakby normalnie u siebie była!
Groźna, wstrętna Europa!
Otóż poruszyła mnie sprawa Vincenta Lambert, Francuza, skazanego na śmierć przez francuskie sądy, rząd i EUROPEJSKI Trybunał Praw (?) Człowieka w Strasburgu. Vincent Lambert miał zostać poddany śmierci głodowej (macie jakieś skojarzenia, Kochani?) ale "humanitarnie", bo w znieczuleniu. A za co ten wyrok? Ano za to, że facet miał wypadek na motocyklu w 2008 roku i w wyniku obrażeń od tego czasu pozostaje w stanie "minimalnej świadomości".