W sumie racja, bo się opuszczam w pisaniu.
(Leży mi taki jeden temacik na wątrobie ale boję się, że jak nie bacząc na konwenanse puszczę wodze emocjom, które mnie gryzą, to rozwalę klawiaturę, bloga, stosunki towarzyskie, a żółć ze mnie wyciekać będzie rzeką. przy której Amazonka to lichy ściek. A cała impreza skończy się wizytą smutnych panów z nakazem prokuratorskim - ale zapewne ten post niedługo nastąpi. Dojrzewam)
Dzisiaj będzie post zastępczy oględnie odpowiadający na pytanie, co u nas.
Zaczapkowałam się drutowo, bo ciągle jeszcze maszyna do szycia wraz z akcesoriami nie trafiła na swoje miejsce, ale za tobędzie stała w doborowym towarzystwie. Nabyłam Overlocka! W okolicach wakacji zamierzam się zamknąć z moim sprzętem i wreszcie dać upust szyciowym pomysłom.
Druty też są ok. Na początku sezonu zimowego, czyli tej chłodniejszej części pory deszczowej, znowu doszłam do wniosku, że brakuje mi czapki. Tym razem w kolorze zielonym. Ale z akcentem brązowym, żeby była bardziej uniwersalna.
No i o, proszsz, orzeszek taki wyszedł niczym kapelutek żołędzia. Antenkę też ma: