Tak, mam już urlop! Już trzy tygodnie zleciało. Najpierw rzuciłam się sprzątnąć cały dom, bo kiedy, jak nie na urlopie? W ramach relaksu pomiędzy myciem kolejnych okien, rzuciłam się w rycie ogrodowe jak świnia na trufle. Ponieważ urlop jest urlop, należy odpocząć sobie głaszcząc koty - no to głaszczę w nadgodzinach, bo w kocim pokoju pełno od początku czerwca. Lokatorzy się zmieniają, bo kolejni zakotowani jadą na urlopy, porzucając u mnie futra za drobną opłatą - a ja odpoczywam i za ową drobną opłatę robię zapasy psich i kocich chrupek. Kręgosłup mi skrzypi po tych wycieczkach do paczkomatu, ale w końcu odpoczywać trzeba czynnie, no nie?. Odpoczywam biegając po schodach pińćset razy dziennie, a nawet w nocy jeśli trzeba, sprzątając kuwety, sprzątając apartament po każdym lokatorze, piorąc koce i kocyki, odpoczywam machając wędkami, rzucając piłeczki, włączając zabawki na bateryjki i rozstawiając szeleszczące tunele.
I powiem Wam, że odpoczynek to może człowieka wykończyć. Dlatego od kilku dni czuję się tak, jakby ktoś mi wtyczkę z prądu wyciągnął. A poważnie - dopiero od kilku dni w miarę spokojnie sypiam i jakoś tak ze mnie całoroczne (i urlopowe) napięcie schodzi.
Ja wiem, paskudna jestem. Nie czytam, nie piszę, nie komentuję i w ogóle. Ale uwierzcie, miałam taki komputerowstręt, że zmuszałam się do zrobienia płatności i zakupów i koniec! Laptopik też pokazuje dąsy i się czasem sam z siebie wyłącza, bo coś mu już karta graficzna siada...
Poza tym u wielu z Was Kochane Wy Moje Przyjaciółki po Piórze dzieje się kiepsko, a ja to jak głupia przeżywam i noszę w sobie, choć moje martwienie się jeszcze nikomu w niczym nie pomogło. Dlatego w tym roku musiałam się odciąć od własnych, rodzinnych problemów, zwykle tworzonych ad hoc przez takich, co to lubią być dopieszczani (nieustający koncert życzeń rodzinnej geriatrii), od problemów innych ludzi i udać się na wewnętrzną emigrację. Emigracja polega głównie na nadrabianiu zaległości czytelniczych i zakupie nowych zapasów książek. Odparowuję.
Zacznę od spraw obowiązkowych, czyli drzwi u Beni!
Ta dam! Stało się! Zamontowali! Tym samym mamy już wszystko i na wory karmy i żwirki jeszcze starczyło.