Od czego by tu zacząć.
Bo dużo się w temacie źwierzontek wydarzyło i dzieje.
Psi temat jest krótszy i ogarnę go szybciej, więc zacznę od psic.
Przyjechały, rozejrzały się i wzięły w posiadanie.
Tzn. Kreska jest nieszczęśliwa. Ma żal i traumę.
Kresiulec jest miejską paniusią i jak nie czuje trotuaru pod łapami jest po prostu nieszczęśliwa.
Nie wiem, czy kiedyś nam wybaczy degradację społeczną z miejskiej psicy do wiejskiego burka.
Na razie ostentacyjnie siusia na ubitej ziemi koło wiaty na drewno, a pamiątki zostawia na bruku przed garażem.
Za chińskiego boga nie wlezie na trawę wyższą niż 5cm, a jeśli jeszcze jest mokra to w ogóle możemy zapomnieć.
W tak zwanym międzyczasie wyszło, że coraz gorsze samopoczucie i wygląd Kreski oraz jej stetryczenie są spowodowane niedoczynnością tarczycy.
No to obie sobie teraz na dzień dobry łykamy małe białe tableteczki i Kresia ma się wyraźnie lepiej.
Pyzuś za to jest w swoim żywiole. Dziurę wykopie, do sąsiadów się przedrze pod płotem, pożywi się na kompoście, obszczeka listonoszkę/kuriera/boksera i/lub wilczura sąsiadów/sąsiadów/ciągniki/rowery i ptactwo domowe!
Czasami jej jednak dokucza nuda, bo Pyzia lubi ganiać w berka, a Kreska się do tego nie nadaje.
I Pyzia gania czasem z kotami. Koty nam spsiały, więc Mamba i Jupi doskonale się do zabawy nadają.
Zdjęcia jakieś tam są - robione telefonem - bo w ferworze prac remontowo-budowlanych to do zdjęć głowy nie miałam.
Ale że fani zwierzyńca dopominają się o zdjęcia, to niech będą jakie są.