Miałam popełnić kolejny post kulinarny, albo podzielić się z Wami moimi nowymi zdobyczami i odkryciami, ale to musi poczekać.
Musi poczekać, bo w zwierzęcym świecie sprawy nabrały tempa. Nie zdążyłam Wam tutaj napisać o czteroletnim Dyziu
ani o Kirze,
bo oba zwierzaki znalazły domy nieomal na pniu!
Dyzio miał do mnie przyjechać na tymczas, ale okazało się, że dzięki naszej pani Wet, poszedł od razu z dotychczasowego domu do nowego, takiego już na stałe. Dowiedziałam się jednak, że znajdując dom u pani Edyty, wykolegował prawdziwego działkowego bezdomniaka i zrobiło mi się przykro. A jak zrobiło mi się przykro, to i poczułam się w obowiązku, żeby pomóc młodzieńcowi i tak do mnie trafił EjTy!
EjTy jest oczywiście imieniem roboczym, bo ostatnio nieco wena mi siadła. Siadło mi również wszystko inne, a rozum w szczególności, przemielony w żarnach końca semestru :)
EjTy jest kilkumiesięcznym kocurkiem, wykastrowanym i nieprzyzwoicie zdrowym choć z niedowagą i wzrostu mizerngo. Natomiast jest niesamowicie sympatyczny, kontaktowy, miziasty, a przy tym nienachalny. A poza tym EjTy szaloną miłością pała do psów, co dla wolno żyjącego kota wcześniej czy później skończyłoby się tragicznie.
Ponieważ EjTy jest ogłaszany w internetach i pojawia się na FB na Fonsikowy bazarek dla łapek w potrzebie (gdzie właśnie do niedzieli trwa letnia edycja i gdzie można wylicytować prawo zostania madkom chrzetnom EjTego) oraz na Rozmowy z kotem, tutaj na blogu też będą codziennie lub co drugi dzień publikowane jego przemyślenia. Pamiętacie może jak codziennie pisałam wieczorynki o Zębuszce? W każdym razie postanowiłam wrócić do konwencji i codziennie raczyć Was drodzy PT Blogoczytacze nowymi wpisami. Po prostu ten post będzie się codziennie ciut wydłużał ;)
No to zaczynamy!
Cześć wszystkim!
Przyszedłem się
przywitać i rozejrzeć za nowym domem. Tymczasowo mieszkam u cioci, ale tutaj
konkurencja do misek i głaskania spora, więc własny personel mi się marzy.
Należy mi się, bo jestem uroczy. I grzeczny jestem. I mruczę oraz się lubię
miziać, ale nachałem nie jestem. Mam prawie rok i na razie ciocia woła do mnie
„ej! ty!” więc jestem EjTym. Ale już od jutra możecie
licytować przywilej nadania mi imienia na Fonsikowym Bazarku. Tylko proszę się
przyłożyć, bo taki galantny chłopak jak ja powinien imię mieć eleganckie, no.
Będę tu do Was wpadał i meldował co u mnie słychać, a nowy personel może się
zgłaszać do cioci na nr 600906040.
Dziabnęła mnie!
Dziabnęła!
Niby taka kochana, niby: EjTyś jaki z ciebie piękny kituś!,
no daj rączkę EjTyś… no i mnię dziabnęła!
Najpierw ciocia spakowała mnie do tego pudła z kratami,
potem razem z Pyzą spakowała nas do samochodu, naobiecywała przysmaków i że
jedziemy do NASZEJ pani Wet. NASZEJ! Widział to kto? Na pewno nie mojej!
Krwiożercza kobieta moją być nie może. Gdyby Pyza była pierwsza, to bym się
połapał, o co chodzi. Ale wzięły mnie pierwszego, dziecię niewinne, niczego
nieświadome, i krwi upuściły. Z Pyzą tak łatwo im nie poszło! Próbowała wziąć
odwet za naszą krzywdę, ale jej sitko na paszczę założyły i też skrwawiły. Z
nerwów to mi się dwójeczkę zachciało i poszło w kontenerek, więc pani Wet
tuliła mnie na rękach (że ona niby taka dobra i kochana!), gdy ciocia sprzątała
pudło.
Pani Wet powiedziała, że jestem drobniutki i chudziutki i
zupełnie nie wyglądam na swój wiek, ale jak się odjem, to wyrosnę na ładnego
kocurro, więc jak wróciliśmy do domu to
zaraz zacząłem się odjadać – takie zalecenie lekarskie. A potem ciocia coś
czytała w telefonie i mówiła, że przyszły wyniki badań, i że jestem
nieprzyzwoicie zdrowy. No chyba! A czego się spodziewała?
Po przyjeździe, jak tylko rozlokowałem się w apartamencie,
zjadłem lanczyk i normalnym jest, że trzeba było pójść na stronę. Kuweta duża,
wygodna, z pięknym widokiem przez otwarte drzwi balkonowe, żwireczek mięciutki,
no aż przyjemnie. Wysiusiałem się w spokoju, a ta jak nie zacznie się rozpływać
w zachwytach! Jaki ja niby mądry jestem i dobry kotek! No mądry jestem, to
oczywiste, ale co ma z tym wspólnego siusianie do kuwety…? Po kolejnych
solidnych posiłkach naturalnie zaczęło mnie cisnąć na dwójkę. Poszedłem oczywiście
do kuwety, odbyłem rytuał rycia wgłąb ziemi przed i po i zapomniałem o sprawie.
Ciotka wpadła i rzuciła się z szuflą do kuwety, a ryła w niej, jakby diamentów
szukała. I chyba znalazła, bo aż ćwierkała ze szczęścia. Jak skorzystałem z
kuwety po wyjeździe do pani Wet, gdzie mnie napchały paskudną tabletką, szczęście
ciotki osiągnęło apogeum. Wtf? A pamiętacie zapewne, że dostałem zalecenie
lekarskie bym się odjadł, czego nieuniknioną konsekwencją jest częstsze
korzystanie z kuwety. Myślałem, że teraz ciocia oszaleje ze szczęścia, a ta
maupa mi marudzi: EjTyś, zlituj się! Ale ty masz przerób!
No nie, za kobietą nie trafisz. Ale mam podejrzenia, że
wiecie, u niej tam pod sufitem nie całkiem w porzo jest, więc jakby kto
normalny chciał mi podarować lokum z kuwetą, gdzie mógłbym korzystać nie
wzbudzając skrajnych emocji, to dzwońcie do cioci 600906040.
Trala lala! Właśnie skończyła się letnia edycja
Fonsikowego bazarku dla łapek w potrzebie i zaszczyt zostania moją madkom chrzestnom
wywalczyła ciocia Basia! I ciocia Basia uroczyście nadała mi imię! A brzmi ono…
EjTy! Noooo! Bo podobno to imię mi leży jak ulał i do wąsów pasuje :)
Upał był okrutny ale trochę zelżał i znowu chce mi się
brykać. Pochwalę Wam się! Nie dość, że ciocia ofiarnie całymi godzinami macha
wędką z myszą na końcu (choć tę z „papugą” też bardzo lubię), to jeszcze
wstawiła mi do apartamentu taki bajerancki tunel z pomponem i dziurą. Borze
szumiący! Ale fajnie! Wczoraj ganiałem aż się zazipałem, a ciocia mówi, że jej
ręka odpadnie. Cyknęła kilka fotek, ale filmu nie dała rady nakręcić, bo mówi,
że ciężko być operatorem kamery jedną ręką.
Jakby kto chciał wyręczyć ciocię i do końca moich dni wędką
dla mnie machać, to wiecie, co robić – dzwońcie na nr 600906040 :) Ciocia mówi, że jak
trzeba to pomyśli o transporcie dla mnie nawet na większą odległość, zanim jej
rękę będą musieli na temblak wsadzić ;)
No to przy takim przerobie, z nadzieją że coś tam sie na ciałku utrzyma i pozwoli urosnąć należycie, to będzie DOG ARLEKIN. Howgh.😄
OdpowiedzUsuńBo z maści to on już Arlekin. Albo Puzzel.
UsuńPacz, Puzzel by mu pasowało :)
UsuńPo prawdzie nie jest łapczywy, ale jak zasiada do posiłku, to pojeść sobie lubi :) A niech je! Na zdrowie.
On wygląda zupełnie jak mój Emrys! Emrys roboczo nazywał się Mrozikiem, bo zima była i takie ciapki na szybie mróz robi jak on ma też na nosku itd :)
OdpowiedzUsuńNiech mu się domek znajdzie!
Emrys też chudy był, a teraz ciężki on, z 6kg kawał kota... :o
EjTyś też już się ładnie odjada :)
UsuńKurde, przemawia do mnie:) Na pewno znajdzie dom. Cudny jest.
OdpowiedzUsuńA jak głośno przemawia? Bo jakby co, to zawsze transport da radę ogarnąć. Dwa miesiące temu kotka Ciuciu wyjechała ode mnie do Rabarbary pod Kraków ;)
UsuńGłośno:). Ino, że ja już mam 5 kocich córek, a w sumie 6.
UsuńJest przepięknie umaszczony, z maseczką karnawałową. O tym że jest inteligentny ledwie napomknę, bo to się rozumie samo przez się. :-D
OdpowiedzUsuńCudny jest, niestety to martwy sezon w adopcjach, a poza tym całe stada kociaków są do wzięcia.
UsuńŚliczny kocurek….a jaki ładnie pomalowany 😻a jaka jest historia Kiry?
OdpowiedzUsuńHistoria Kiry to smutna rodzinna historia. Kira była psem córki moich sąsiadów. Dość specyficznej osoby, mającej mocno towarzyski tryb życia. Najpierw po KOLEJNYM rozwodzie zjechała z dziećmi i psami do rodziców (psa ze względu na ostre konflikty z psami rezydentami wyadoptowała za pośrednictwem weterynarza już wcześniej - bardzo udana adopcja), potem zostawiła dzieci rodzicom a sama wyjechała dorabiać się kokosów za granicę, skąd wróciła z kolejnym fatygantem, potem niesiona falą nowej wielkiej miłości dwa dni przed Bożym Narodzeniem odebrała dzieci od rodziców, nawet dziewczynkom na święta z dziadkami nie pozwoliła zostać, a psa porzuciła. Zamiotła ogonem i pooooszła! Zablokowała kontakt, nie łożyła na utrzymanie Kiry, monitowana nie zamierzała psa zabrać. A to są osoby już starsze, mają swoje też już starsze psy i było im zwyczajnie ciężko. Do tego Kira jest psem domowym i w warunkach podwórka średnio się odnajdywała. Po opuszczeniu przygasła. To był radosny, żywiołowy pies, który potrzebował kontaktu z człowiekiem, spacerów, zabaw. Ile pani Zosia dała radę, tyle z nią chodziła... Poprosiła mnie o pomoc. Załatwiłam wszystko od strony formalnej, tzn. napisałam pismo na policję w imieniu sąsiadów, gdzie zgłosiliśmy porzucenie psa, odstępując od poszukiwania i ukarania poprzedniej właścicielki, która zniknęła jak sen jaki złoty. Wnioskowaliśmy o przejęcie opieki nad psem i możliwość adopcji. Dostałyśmy potwierdzenie z policji, dokumenty stosownie obite pieczęciami i rozpoczęłam szukanie domu dla psicy. Bardzo fajnie trafiła do pani Ani, która ma dom z ogrodem, oprócz tego Kira raz dziennie chodzi na długie spacery, mieszka z panią w domu i będzie jeździła na liczne wycieczki, bo pani Ania ma wyjazdowy tryb życia. Kira zastąpiła jej ukochaną goldenkę, która przeżyła z panią Anią 13 lat i odeszła w tym roku w marcu. No i tak, że tak.
UsuńO faktycznie smutna historia ale na szczęście z hepiendem 🙂 Kirze się udało….szkoda pani Zosi że nie ma kontaktów z wnuczkami ….
UsuńNo smutno tam. Ale ja myślę, że za rok, dwa, znowu się zjawią u dziadków na progu. A wnuczki może się szybciej z rozumem ogarną.
UsuńJak dla mnie to imię jest "czadowe" (jakby powiedziała H&C :-D). Ejtyś jest bratem bliźniakiem ciotczynego kota z naprzeciwka (u niej jest już pięciu futrzastych lokatorów, w sumie mamy całkiem niezłe, wesołe stadko). Tak ciekawie, z weną i dowcipnie to opisałaś, że na pewno znajdzie dobry dom, zresztą zasługuje na to jak każde stworzenie, które żyje i czuje. Staram się tego uczyć moją wnuczkę (co do kociarni to ma dwie siostry, od urodzenia z nimi), ale wczoraj zdębiałyśmy z synową na spacerze w lesie, bo Matyldzia pogłaskała zaskrońca, zanim dobiegłyśmy do niej. Zaskroniec spoko, ale żmije też są w naszym regionie, więc teraz trzeba tłumaczyć, że nie wszystkie zwierzątka mają kocie upodobania :-)
OdpowiedzUsuńP.S. Serek labneh robi furorę w naszym domu, dzięki!
Imię jest czadowe i zostaje, bo na bazarku Basia wylicytowała prawo nazwania EjTego i nazwała go EjTy :)
UsuńNo faktycznie, ja bym też okiełznała dziecięcą miłość do zwierzomtek zanim wydarzy się coś niefajnego. I cieszę się z powodu serka. Prawda, że pyszny?!
EjTam, wielkie brawa, też byłam za tym aby się tak ostało, fajowskie imię i jedyne :)
OdpowiedzUsuńPięknotowy kotecek, niech mu się domek znajdzie taki najlepszy z najlepszych!
Trzymaj kciuki, bo jesteśmy z tym domem na dobrej drodze ;)
UsuńPiesu ,Jesteś WIELKI!!!!!!!!!!!!! EjTyś będzie miał cudny domek!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJak się nic w tych misternych planach nie wywróci ;)
UsuńSie nie wywroci! Spoczko! EjTy z czarnom brodom da rade:)))
OdpowiedzUsuń